Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-02-2023, 20:05   #91
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Przez te wszystkie zdarzenia z ostatnich godzin czy też dni, czasami ciężko było się połapać w upływie czasu, moja podejrzliwość względem Gemmy znacząco się zmniejszyła. Nie chodziło tylko o to, że inne zagrożenia wyparły jej temat z moich myśli, ale także o to, że do tej pory sama dziewczynka nie sprawiła żadnych problemów. Wręcz przeciwnie była bardzo pomocna i rozczulająca. Oswoiłam się z jej obecnością i zaczęłam uważać jej istnienie za coś normalnego, zwykłego w tej niecodziennej sytuacji.

Martwiłam się o jej bezpieczeństwo i chciałam, żeby dobrze się czuła, nawet w obliczu końca świata. Podobne odczucia miałam też względem Harry’ego i fakt, że ta dwójka nie pojawiła się na zewnątrz z innymi dziewczynkami nieco mnie zaniepokoiła, ale wkrótce się okazało, iż Gemma, moim zdaniem słusznie, uznała, że Harry nie powinien opuszczać na razie pokoju i sama dotrzymywała mu towarzystwa.

Przysłuchiwałam się przez chwilę ich rozmowie stwierdzając, że trzeba będzie ukrócić kontakty Harry’ego i Piaget, bo chłopiec już zaczął naśladować przeklinającą dziewczynkę. Poczekałam aż młody zaśnie i przysiadłam na korytarzu, żeby porozmawiać z Gemmą.

- Co z nim będzie? - wypaliła Gemma jak już przyznała się, że ona także słyszała próbującą skontaktować się ze mną Zapomnianą. Bo chyba o to jej chodziło, kiedy wspomniała wołający głos. No chyba, że jeszcze ktoś nas szukał.

- To choroba czy jakaś klątwa? - Kontynuowała dziewczynka.

- Wydaje mi się, że to choroba. - Odpowiedziałam ostrożnie - Gdyby to była klątwa to pewnie by już znaleźli na nią lekarstwo. - Byłam przekonana, że tak by właśnie było. - A co z nim będzie? To samo co z nami wszystkimi.

To ostatnie zdanie było nieco enigmatyczne, ale takie miało być. W końcu mieliśmy koniec świata i obecnie to nie choroba a aniołowie stanowili dla Harry’ego większe zagrożenie.

- To znaczy? - Gemma nie dała się zbyć niejasną odpowiedzią.

- To co czeka nas wszystkich przydarzy się i jemu. W obecnej sytuacji jego los będzie taki sam jak los tych wszystkich zebranych tutaj ludzi, niezależnie od jego choroby. - Odpowiedziałam już nieco konkretniej, nadal jednak nie wchodząc w szczegóły.

- Chyba rozumiem - pokiwała głową. - To koniec świata, prawda. Sąd Ostateczny?

- Na to wygląda. - Przyznałam.

- Szkoda - westchnęła dziewczynka. - Nie był to najlepszy świat, ale miał wiele ciekawych i pięknych rzeczy.

- No cóż. Niektórzy wierzą, że jeszcze coś da się zrobić, żeby powstrzymać koniec. - Nie zamierzałam jej dawać zbytniej nadziei, ale nie chciałam, aby całkowicie się poddała.

- Niektórzy? - Dopytywała Gemma.

- Niektórzy. - Odparłam.

- Acha. - Stwierdziła.

- No właśnie. - Odpowiedziałam.

- Co mamy robić? Jakoś mamy pomóc? - Zapytała.

- To ja się właśnie chciałam zapytać czy nie przynieść wam czegoś do jedzenia i do picia. Inne dziewczynki poszły pomóc posprzątać na dole to pewnie później pójdą do stołówki coś przekąsić.

- Też bym poszła, ale musiałam zostać z Harrym. Jest zmęczony i chciałam, aby pospał. I nie, niczego nie potrzebujemy. No może trochę wody, ale pójdę. Nie chcę być ciężarem.

- Nie robię ci wyrzutów Gemmo, że nie poszłaś pomagać razem z innymi dziewczynkami. - Wtrąciłam szybko - Wiem, że opiekujesz się Harrym i jestem ci za to bardzo wdzięczna. Martwię się po prostu czy ty i Harry nie jesteście głodni i spragnieni, a właśnie idę po coś do picia dla siebie, więc postanowiłam sprawdzić co u was słychać i czy czegoś wam nie potrzeba. Poza tym lepiej, żeby Piagget sobie poszła od was, bo jak słyszałam Harry już zaczyna przejmować od niej manierę “rzucania mięsem”. - Uśmiechnęłam się do dziewczynki.

- No. Straszny z niej przekliniak. Aż nie można czasami tego słuchać. Ja sama staram się nie mówić brzydkich słów. Można wyrazić takie emocje w inny sposób. Prawda?

- Dokładnie. - Pokiwałam głową. - To jak przynieść ci coś z kuchni czy chcesz się tam przejść razem ze mną i za chwilę tutaj wrócimy?

- A Harry? - Gemma spojrzała opiekuńczym wzrokiem w stronę chłopca. - Nic mu się nie stanie przez tą chwilę. Tutaj … tyle się dzieje. Ciągle i bez przerwy. Straszne rzeczy. Głosy wokół niego … one też szepcą, wiesz. Może lepiej tutaj posiedzę.

- Co szepczą głosy wokół Harry’ego? - Zaniepokoiłam się mocno. Nie tylko, że to dotyczyło chłopca, ale też tym, że Gemma w ogóle słyszała jakieś głosy.

- Nic zrozumiałego. To takie … no nie wiem ... mroczne szepty czy coś.

- A któreś z tych szeptów rozumiesz? Mówią coś sensownego? - Drążyłam temat próbując sobie przypomnieć czy dziewczynka wcześniej mówiła coś o jakiś głosach. Wcześniej wspominała o jednej istocie a teraz nagle było ich więcej?

- Nie. To nie są słowa. To raczej takie … emocje. Nie wiem, jak to nazwać. Bardziej je wyczuwam niż słyszę. Chociaż … trudno to wyjaśnić - poddała się.

- A jakie to są emocje? - Próbowałam dowiedzieć się czegokolwiek.

- W jego przypadku? Smutek, cierpienie, strach, ból. Dużo tego. Ciebie też otaczają te szepty. Ale bardzo słabo je słyszę. Niemal nic. Tylko taki, szum. Podobnie jest z panem Finchem.

- Hmm - powiedziałam tylko zastanawiając się czemu ja i Finch nie byliśmy przedmiotem plotek tajemniczych istot mówiących do Gemmy - To zostań tutaj, jeśli tak wolisz. Pójdę po wodę dla siebie i dla was. A co przynieść wam do jedzenia? Masz na coś ochotę? Nie wiem, czy uda mi się to znaleźć, ale postaram się.

- Jadłam niedawno. Harry też. I chyba musimy oszczędzać.

- A zatem tylko woda. - Podniosłam się z miejsca.

- Dziękuję.

Zbiegłam do kuchni po wodę dla siebie oraz Harry’ego i Gemmy ciesząc się, że w tej chwili dziewczynka nie widziała mojej miny. Martwiłam się o nią i to mocno. Musiałam wziąć pod uwagę jeszcze jedną możliwość. Gemma mogła nie odbierać rozmów jakiś obcych bytów anielskich bądź innych. Mogła po prostu zwyczajnie cierpieć na jakieś zaburzenia psychiczne. Fakt, iż mieliśmy Fenomen Noworoczny i pojawiły się między nami obce istoty z różnymi niecodziennymi mocami oraz że takie moce obudziły się także wśród ludzi nie wymazał ze świata chorób psychicznych. Objawy Gemmy mogły wskazywać na wiele różnych rzeczy, ale także na znane już wcześniej choroby.

Wzięłam się w garść i wróciłam do dziewczynki, podałam jej butelkę wody i usiadłam obok niej popijając swoją wodę małymi łyczkami tak jak radził mi Finch.

- No to teraz możemy spokojnie porozmawiać. - Stwierdziłam na tyle cicho, żeby nie zbudzić Harry’ego, ale na tyle głośno, aby Gemma dobrze mnie słyszała. - Bo chciałaś mi powiedzieć coś ważnego dla ciebie, prawda?

- Tak. Dla mnie, ale i dla ciebie. Chodzi mi o ten mój sen. Widzę ciebie. Ktoś cię szuka. Coś. I ja wiem, gdzie ono jest.

- To nie trzymaj mnie w niepewności i powiedz mi, gdzie ono jest. - Odpowiedziałam jej konfidencjonalnym tonem.

- To miejsce jest w Londynie. W okolicach zoo. Taki stary, wielki młyn, znaczy ta, no karuzela, czyli diabelski młyn. Ja go widzę i ciebie tam widzę i tego kogoś, w płaszczu z kapturem. I są tam ruiny. I inne … istoty. Wokół was. Takie sny mam od kiedy się spotkałyśmy. Najpierw były nieczytelne, ale teraz są wyraźne. I … - zamilkła.

- Tylko, że Londyn praktycznie już nie istnieje. Zakładam, że do teraz miasto jest całe w zgliszczach i na pewno nie jest tam ani trochę bezpiecznie, więc nie wiem jakbym miała się tam udać. - Spojrzałam na nią z powątpiewaniem, bo nagle obudziły się we mnie podejrzenia, które jak mi się wydawało już porzuciłam.

- Nie wiem. O tym nie śniłam - uśmiechnęła się łobuzersko, z przekorą. - Nie zapominaj, że jestem tylko małą dziewczynką.

- Dziwne - Zamyśliłam - Jak byłam w twoim wieku to nie myślałam o sobie, że jestem tylko małą dziewczynką. Coś takiego mógłby tylko pomyśleć o małej dziewczynce ktoś kto jest dużo starszy.
Spojrzałam uważnie na Gemmę powoli biorąc kolejny łyk wody. Moje podejrzliwość od razu stanęła na baczność.

- Albo ktoś, kogo otaczają dorośli. Ktoś, kto wie, że jest mądry, ale widzi mądrzejszych.

- A co masz dokładnie na myśli? - Zapytałam próbując ją złapać, sama w sumie nie wiedziałam na czym.

- No. Że wiesz. Ja wiem, że jestem dzieckiem. I nie potrafię ci powiedzieć, jak masz tam dotrzeć. Nawet nie wiem, czy te moje dziwne sny i szepty mają jakiś sens. Czy mam jakiś dar, jak niektórzy ludzie, czy może, no nie wiem, jest ze mną coś nie tak.

- Jeżeli nie masz nic przeciwko to chciałbym to sprawdzić, przekonać się czy te twoje podpowiedzi pokrywają się z rzeczywistością. - Moje kolejne kroki mogły zweryfikować jej słowa.

- Nie mam. Oczywiście że nie mam - napiła się wody. Łapczywie.

- A wcześniej też odbierałaś te szumy i szepty czy to jest coś nowego? Bo wspominałaś wcześniej, że ktoś się do ciebie zwracał i mówił ci różne rzeczy, ale jak rozumiem to były zrozumiałe słowa a nie odczucia, tak? - Zapytałam.

- Tak. Wcześniej rozumiałam słowa. Imiona. Miejsca, chyba. Dziwne nazwy w obcym języku. Od kiedy uratowałaś nas w sierocińcu, wszystko brzmi inaczej. Nie rozumiem tego zupełnie.

- Wtedy słowa przestały być wyraźne i zamieniły się w to “brzęczenie”? - Kontynuowałam to przesłuchanie.


- Tak. Chyba tak. - Zawahała się. - Wtedy tyle się działo. Strasznych rzeczy i nie bardzo pamiętam, kiedy dokładnie to się zmieniło.

Jakby próbowała się tłumaczyć.

- Czyli nie potrafisz wskazać dokładnego momentu, kiedy to się zmieniło. - Raczej stwierdziłam niż zapytałam.

- Uhm. - Potwierdziła.

- Zastanawiam się czy to moja obecność blokuje te głosy czy raczej chodzi o coś zupełnie innego. - Zamyśliłam. - To był jeden głos, zawsze ten sam czy raczej kilka różnych?

- Raczej ten sam. Ani męski, ani żeński. Taki nieokreślony. - Widać było, że intensywnie próbowała sobie wszystko przypomnieć. Starała się udzielać jak najbardziej precyzyjnych odpowiedzi.

- No i wspominałaś mi, że ta osoba podawała się za anioła, więc kolejna możliwość jest taka, iż po prostu obecnie nie jest ona w stanie swoim głosem przedrzeć się przez te wszystkie anioły w okolicy. Dlatego jej głos jest tak odległy i brzmi już tylko jako szum.

Znowu wzięłam łyk wody.

- Sprawdzimy czy jej sugestie są zbieżne z tym co się teraz dzieje. Powiedz mi tylko jeszcze jedną rzecz. Wcześniej wspominałaś, że czułaś tutaj esencję, obecność tego demona, który zaatakował sierociniec. A jak jest teraz, nadal go czujesz w pobliżu? - Dopytywałam dalej.

- Nie. Nie wyczuwam - pokręciła głową znów popijając mały łyczek.

Po pierwszych łapczywych haustach zaczęła pić małymi łyczkami dokładnie tak jak ja, jakby starała się mnie naśladować.

- To dobrze. - Pokiwałam głową. - Chciałabyś jeszcze o czymś porozmawiać? O coś zapytać? - Zagaiłam dziewczynkę.

- Co z nami będzie? Z Harrym? Z dziewczynami? Z wami? Ze mną? - Głos miała poważny i smutny, lekko wystraszony.

- Wy sobie tutaj posiedzicie przez następny tydzień, a my za kilka dni ruszymy w ostatecznym zrywie próbowania zaradzenia tej sytuacji i albo nam się nie uda i wtedy świat się skończy albo nam się uda i wtedy sytuacja się naprawi.

- Ooo - Wpatrzyła się we mnie wielkimi oczami pełnymi podziwu i … uwielbienia. - Uda się wam. ja to wiem. - powiedziała z dziecięca pasja i przekonaniem.

- Mam nadzieję. - Uśmiechnęłam się do niej.

- Nie może być inaczej. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby ktoś robił … takie rzeczy. Ratował ludzi. No … To wielkie. Chociaż straszne. Ja… ja bardzo wierzę… wiem…, że musi się wam udać. Bo wy, pan O’Hara i pani… ty… - pogubiła się nieco z wyraźnego rozentuzjazmowania - reszta, jesteście najlepsi!

- Miło mi, że tak w nas wierzysz i postaram się nie zawieść twojego zaufania. - Powiedziałam poważnie.

Gemma tylko uśmiechnęła się w odpowiedzi i upiła maleńki łyczek wody. Entuzjazm na jej twarzy zastąpił tak typowy dla niej spokój. Wewnętrzna samokontrola tego dziecka była dość duża. Niepokoiło mnie to. Dzieci nie powinny się tak zachowywać, chociaż jak do tej pory miałam głównie do czynienia z dziećmi z pełnych rodzin. Wychuchane, rozpieszczane i kochane. Z dziećmi takimi jak Gemma mogło być całkiem inaczej.

- Bo tak sobie myślałam, że gdyby wszystko wróciło do normy i byłaby taka szansa to bym wzięła ciebie do siebie. No wiesz, żebyś ze mną zamieszkała, dopóki nie dorośniesz. Gdybyś oczywiście tego chciała. - Wypaliłam.

Gemma zrobiła wielkie oczy. Naprawdę wielkie. Wzruszenie wyraźnie wypełniło je łzami. Nie była w stanie nad tym zapanować. Zmieszałam się nieco jej reakcją. Może nie powinnam była jej tego teraz mówić. Myślałam o tym, ale czy podczas końca świata proponowanie czegoś takiego w ogóle miało sens?

- Dla… dlaczego? - Mimo wszystko zapanowała, bo tylko kilka łez popłynęło z kącików jej oczu, ale nie wybuchła spazmatycznym szlochem, jak przez chwilę wydawało mi się, że zrobi.

- Na pewno nie pozwoliłabym ci wrócić do tego okropnego sierocińca, ani do żadnego innego, więc pomyślałam, że gdybyś zechciała to mogłabyś zamieszkać ze mną. Lubię cię i myślę, że jakoś byśmy się dogadały i byłoby ci w tej sytuacji lepiej, no wiesz uczyć się, rozwijać i tak dalej. - Starałam się swoje przemyślenia odnośnie Gemmy przekuć w słowa. - Wyglądamy podobnie to wydawało mi się, że jak byśmy ustaliły wspólną wersję to dałoby się przekonać ludzi, że jesteś moją siostrzenicą.

- Oj … - z trudem mówiła. - Oj .. ja … tak… bardzo chętnie …, ale … przecież… pani… nie zna mnie wcale. Ja … nie wiem … czemu… mam… takie … szczęście …

Była na granicy rozpłakania się na dobre.

Objęłam ją delikatnie ramieniem chcąc dodać jej otuchy.
- Wiem, że może nie znam cię zbyt dobrze, ale miałybyśmy wtedy czas, żeby się lepiej poznać.

Zadrżała pod wpływem mojego dotyku i wbrew moim intencjom całkowicie rozkleiła się, jak dziecko, pociągając przy tym nosem.

Odstawiłam wodę na bok i lekko ją przytuliłam.
- Przepraszam, nie chciałam cię doprowadzać do takiego stanu. - Wymamrotałam.

Gemma zaczęła się uspokajać, a potem, ni z tego, ni z owego, wybuchnęła śmiechem.
- A siostra przeorysza to miała rację - pociągnęła nosem. - Powiedziała, że żeby mnie ktoś zechciał, to chyba musi zdarzyć się koniec świata lub cud.

- Siostra przeorysza to spiskowała z demonami, więc jej osąd uważam za poważnie zaburzony. - Stwierdziłam zdecydowanie. - Koniec świata nie ma tutaj nic do rzeczy. Gdybym wiedziała wcześniej o twoim istnieniu to już wtedy zrobiłabym wszystko, żeby cię zabrać z tamtego miejsca.

I znów wywołałam silne emocje w dziewczynce.

- Co się dzieje Gemma? Powiedziałam coś nie tak? - Zmartwiłam się widząc kolejną emocjonalną reakcję dziewczynki.

- Nie … Przepraszam… Ale … Nie mogę…. Tyle szczęścia… a wokół… tyle …. strasznych rzeczy. Ja… Dziękuję, ci. Bardzo. Nikt, nigdy, nie … Przepraszam. Nie chcę beczeć. Obudzę Harry'ego. - Ledwie mogłam zrozumieć słowa przez jej łkanie.

- Nic nie szkodzi. Myślałam, że może cię czymś zmartwiłam czy coś. - Puściłam dziewczynkę. - Możemy pogadać o czymś innym, żebyś się pozbierała. No chyba, że się wolisz wypłakać.

- Nie, nie - otarła łzy dłonią zostawiając na buzi brudną smugę. - Już jest dobrze.
Spojrzała na mnie szklistymi, zaczerwienionymi oczami.

- To dobrze, że jest dobrze. - Uśmiechnęłam się i umilkłam dając jej jeszcze chwilę na uspokojenie.

Po tej chwili Gemma doszła do siebie i tylko lekko zaczerwienione oczy zdradzały przeżyte emocje. Widziałam, że była szczęśliwa. W taki błogi, radosny sposób. I że chyba trochę się wstydziła swojej spontanicznej reakcji. Starałam się jej nie zawstydzać i jednocześnie dać do zrozumienia, że wszystko było w porządku i absolutnie nie powinna wstydzić się swoich reakcji. Potem zmieniłam temat, pogadałam z nią na jakieś trywialne tematy. Spróbowałam przekonać, żeby ona także się zdrzemnęła oferując popilnowanie w tym czasie Harry’ego. Na tą propozycję Gemma grzecznie odmówiła twierdząc, że sama nie była zmęczona. W sumie to nie miałam pojęcia, kiedy ona spała i odpoczywała, a nie miałam powodu jej nie wierzyć. Poza tym uznałam, że Sophie raczej dopilnowała, żeby wszystkie dzieciaki były nakarmione i wypoczęte. Zostawiłam Gemmę z Harrym a sama udałam się na poszukiwania Fury’ego.

To było coś co zamierzałam zrobić już jak wyszła ta cała sprawa z Carrem, ale jak dotąd nie miałam na to czasu. Nie zgadzałam się na wcześniejsze usunięcie Szeptacza z “Radości” tylko dlatego, że całkowicie zawierzyłam słowom Ernesta. Teraz chciałam skonfrontować się z jasnowidzem i otrzymać od niego jakieś satysfakcjonujące wytłumaczenie. Nigdzie go nie znalazłam. Wkurzyło mnie to i zaniepokoiło dodatkowo. Wiedziałam, że Fury nie zginął, bo nikt nie znalazł jego ciała ani nie był świadkiem jego śmierci. Po przepytaniu paru osób dowiedziałam się, iż ostatnio widziano go przed atakiem aniołów, a potem przepadł jak kamień w wodę.

Wiedziałam, też, że jeśli sam Ernest nie postanowi spotkać się ze mną to może mnie bez problemu mijać na terenie całego ośrodka po prostu przewidując moje ruchy. Czyli nie chciał się ze mną spotkać. Dlaczego? Uznał, że tak trzeba było czy może zdradził? Ta ostatnia opcja była przerażająca. Może wiedział, że nam się nie uda nic zdziałać i postanowił dołączyć do tych, przed którymi była szansa na powodzenie.

Musiałam odpuścić szukanie go, bo to nie miało sensu. Wypiłam tyle wody, ile dałam radę, więc wróciłam do pokoju, gdzie były moje rzeczy, aby przygotować się psychicznie do wędrówki poza ciałem. Miałam nadzieję, że Finch znajdzie chwilę czasu, żeby mnie przypilnować podczas podróży, no i domyśli się, gdzie mnie szukać. W innym wypadku musiałabym znaleźć kogoś innego do pomocy.
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline  
Stary 21-02-2023, 13:57   #92
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
VANESSA BILINGSLEY

Finch O'Hara uśmiechnął się, nieco krzywo, gdy ona wyraziła swoją decyzję. Krzywo, ale bez złośliwości, na ile mogła ocenić intencje tego irytującego człowieka.

- Dobra - krzywy uśmiech Nexusa zmienił się w nieco szerszy, gdy pokazał Vannessie, żeby szła za nim. - Zjesz teraz coś. I napijesz się. Bo duma dumą, ale …. hmmm… nieważne. Coś tam, czymś tam - dodał niezbyt mądrze.

Zaprowadził ją na stołówkę, którą już dobrze znała. Tym razem krzątał się tam ten sympatyczny brodaty blondyn, którego reszta nazywała Aniołkiem. Towarzyszyło mu kilka osób - głównie dziewcząt w wieku góra piętnastoletnich zapatrzonych w Aniołka jak w obrazek.

- Aniołek, Vannessa postanowiła, że zostanie tutaj z nami przez krótki czas - Finch zagaił kompana. - Ja jej będę towarzyszył, na ile tylko dam radę. Chciałbym, abyś dał jej swój pokój, ten koło mojego. Czy to będzie jakiś problem?

Aha. Najwyraźniej O'Hara postanowił mieć ją blisko siebie. Możliwie, że jednak jej nie ufał tak, jak zapewniał.

- Żaden, Finch. To nawet dobrze się składa. Ja i tak gadałem z Gładzikiem, wiesz i chciałem mu trochę pomóc, nim ogarnie się z tą uciętą ręką.

- Świetnie. Vannessa nie jadła ani nie piła od jakiegoś czasu. Dacie radę jej coś szybko ogarnąć.

- Jasne. Może nich wcześniej się ochlapie, póki prysznice są w miarę wolne, a jak zejdzie to będą na nią czekać jakieś kanapki i coś na ciepło.

- Doskonała myśl. Vannesso. Znajdę ci jakiś czysty ręcznik, nowe ubrania też nie powinny stanowić na ten moment problemu, jeżeli chcesz. Pokażę ci, gdzie co jest.

I potem czekała ją krótka runda po "Radości". Ktoś przyniósł duży, czysty ręcznik, znalazły się ubrania i nawet bielizna mniej więcej na jej rozmiar. Nic wyszukanego ale też nic krzykliwego. Ot, zwyczajne ubrania "mieszczuchów" z Londynu. Potem miała okazję wziąć prysznic, nawet przebrać się i zjeść. W końcu. Proste jedzenie - tosty z serem na ciepło i kanapki z warzywami, na zimno a do tego herbata lub kawa podziałały niczym zastrzyk energii. Jedynym problemem był O'Hara, który przyczepił się do niej jak natrętny sprzedawca odpustów lub mokre gacie do tyłka. Na szczęście miał przynajmniej tyle przyzwoitości, aby pozostać poza łazienką, gdy ona brała prysznic. Zostawił jej nie tylko całą kabinę, ale i całą łazienkę na kilka osób. Wiedziała, że stoi pod drzwiami, jak strażnik.

A więc była więźniem? Pozostawiono jej pozory swobody, ale obecność O'Hary przeczyła tym słowom. Najgorsze było, że nie bardzo chciał dać się spławić.

Za to miała okazję przyjrzeć się "Radości". To nie był duży pensjonat. Taki średniej wielkości dom wypoczynkowy nad jeziorem. Teraz zatłoczony ponad wszelkie standardy. Ludzie byli wszędzie. Piętro zdominowały młode dziewczęta, parter - surowi i nieco ponurzy ludzie. Nawet pod budynkiem koczowali uchodźcy.

Mimo przeludnienia "Radość" była dość cicha. Wyczuwała to. Fatalne morale. I strach oraz rozpacz. Ludzie się bali. I nie wiedzieli co zrobić. Podobnie, jak ona, potracili wszystko, być może rodziny. Niektórzy, tak jak Gładzik, byli ranni, okaleczeni. Tymi zajmował się Aniołek. Rozpoznała w nim moce ojczulka i to wyjątkowo biegłego w sztuce uzdrawiania.

I wtedy to zrozumiała. Ci wszyscy w Towarzystwie. Wszyscy, z którymi miała okazję się sprzeczać, posiedzieć - łącznie z Finchem i Emmą, mieli jedną cechę wspólną. Byli … nie bójmy się słów … zajebiści w swoich mocach. Naprawdę elita elit. Ich zdolności na pewno wykraczały poza standardy, a ciężka praca i doświadczenie czyniło w nich mistrzów w swoich dziedzinach. To dlatego ta czerwonowłosa kobieta, nazywana Kopaczką bez większego trudu zmasakrowała te "czarne wdowy" pod lasem, to dlatego Aniołek był w stanie leczyć kolejnych ludzi, bez chwili wytchnienia, to dlatego Gładzik, który kilkadziesiąt minut wcześniej ponoć stracił rękę, był w stanie chodzić za nią krok w krok.

I dotarło do niej, że nie ma pojęcia jakie zdolności posiada O'Hara, który najwyraźniej cieszył się szacunkiem czy wręcz obawą wszystkich, poza Emmą. Bo jego "przyjaciółeczka" najwyraźniej jako jedyna traktowała go jak kogoś równego sobie. Jej wyczucie mocy koło O'Hary świrowało. Wywalało jej odczucia poza skalę. Jakąkolwiek mocą dysponował O'Hara … zaczynała ją przerażać.

A Finch, jakby czytając jej w myślach, gadając jakieś głupoty, coś o starych czasach w MR, coś o jakimś polowaniu na coś, co nazywał "melepetą", przerwał nagle i spojrzał na nią z nieoczekiwaną życzliwością.

- Wiesz. Pewnie zastanawiasz się w co wdepnęłaś, prawda? I czy wolisz mnie udusić, czy utopić. Nie martw się. Przy mnie to naturalna reakcja. Większość ludzi, w najlepszym przypadku, znosi moje towarzystwo. Ha! Pewien znajomek powiedział mi kiedyś - Finch, ty jesteś jak jajko, trzeba cię znosić. Mam nadzieję, że wytrzymasz ze mną jeszcze jakiś czas, bo postanowiłem przekonać cię do naszej sprawy całym moim urokiem osobistym i czarującą osobowością.

Żartował czy mówił poważnie? Nie potrafiła tego stwierdzić.

- Aniołek - zawołał uzdrowiciela, który od jakiegoś czasu kręcił się koło nich. - Zaopiekuj się naszym gościem specjalnym. Ja znikam na chwilę. Muszę załatwić kilka swoich spraw, Vannesso, ale szybko wrócę - obiecał.

EMMA HARCOURT

W "Radości" powoli zaczynało się "stabilizować". Kiedyś, pewien jakiś jej znajomy informator z ulicy, dawny emigrant z Polski, który do UK, przyjechał jeszcze przed fenomenem Noworocznym, miał takie określenie "chujowo ale stabilnie". Niezależnie od użytego wulgaryzmu to określenie idealnie oddawało sytuację.

Pensjonat był oblężony przez Skrzydlatych. Dosłownie. A ich obecność zniekształcała Całun wokół i w samej "Radości". Wyczucie używane przez łowców było zdominowane przez anielską energię.

Finch przyczepił się do Vannessy. Przynajmniej tyle. Widziała go, gdy szukała Furyego. On chyba też ją widział ale tylko posłał jej ciepły, dyskretny uśmiech. Chyba w końcu przekonał druidkę, by coś zjadła. Przynajmniej tyle.

Pensjonat powoli zapełniał się ludźmi. Pod budynkiem też zbierali się uchodźcy odbudowując swoje namiastki schronień - przed słońcem i wścibskim wzrokiem sąsiadów. Gdzieś, niedaleko darło się wniebogłosy jakieś niemowle, ale nim zdążyła się nim na dobre zainteresować, ucichło. W końcu ktoś je nakarmił lub przewinął.

Finch zjawił się jakiś czas później. Zapukał do jej pokoju. Był w samym t-shircie, nieco już wysłużonym, i nie wyglądał na spoconego, jak większość. Nawet chyba pokropił się czymś o męskiej, żelazistej nucie. Dość przyjemnej. Odpachnił się tak dla niej, czy dla Vannessy?

- Postanowiła zostać z nami przez jakiś czas - zameldował już od progu. - Ale kombinowała z portalem. Zapewne będzie robiła to dalej.

Gdzieś, na korytarzu zadudniły kroki. To była Kopaczka.

- Emm! O'Hara! Mamy gościa.

Finch, który stał w wejściu do jej [pokoju miał możliwość zapytania pierwszy.

- Kto?

- Brygit Jensen. Nowy Albion nie był taki głupi. Nałożył na Vannessę swoje znaki i w ten sposób tutaj trafiła. Brygit wygląda na nielicho wkurwioną, ale nada jest śliczna, poza tymi zielonymi bliznami na buzi. Mówi, że jeśli coś jej zrobiliśmy, to powyrywa nam nogi z dupy. Konkretnie z twojego tyłka, rzecz jasna, Nexusie.

No tak. Można było się czegoś takiego spodziewać. Jak już znalazła moment na swoje sprawy to sprawy Towarzystwa spadają jej na głowę, niczym deszcz gówna.

- Jak się tutaj dostała? - Finch zamyślił się głęboko. - Nasz rytuał? Po jaką cholerę my go robiliśmy, jak każdy włazi i wyłazi, jak do siebie.

- Spytałam ją o to, jak nas znalazła. Mówi, że spotkała Furyego i powiedział jej, gdzie ma szukać. Myślę, że powinniście z nią pogadać, nim komuś wpierdoli. Na razie kazałam ją zaprowadzić na pomost. Wyjaśniłam, że mamy tutaj niezły kurwidołek i rozpierdol.

Wzruszyła ramionami.

- Idziecie?
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 21-02-2023 o 14:02.
Armiel jest offline  
Stary 23-03-2023, 18:04   #93
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Siedziałam w pokoju zastanawiając się czy Finch się domyśli i mnie tutaj znajdzie, czy też powinnam poszukać kogoś innego do pomocy, czy może zaryzykować i samej zabrać się do rytuału. Na szczęście Finch się domyślił i nie musiałam podejmować decyzji kierując się już tą wcześniej podjętą.

Roznosił się wokół niego dość intensywny aromat wody kolońskiej może nie najwykwintniejszej, ale mocnej na tyle aby przytłumić wszelkie inne zapachy. Czyżby Finch wziął do siebie słowa Joego, który uświadomił mu, że ludzie przy takiej pogodzie i po wysiłku mają w zwyczaju nieładnie pachnieć i O’Hara wyciągnął wnioski z rozmowy? Czyżby jednak można było nauczyć starego psa nowych sztuczek? Ciekawe zagadnienie.

- Postanowiła zostać z nami przez jakiś czas - Powiedział jak tylko wszedł do pokoju. - Ale kombinowała z portalem. Zapewne będzie robiła to dalej.

I tutaj pojawiały się kolejne pytania. Jeśli Vannessa miała wrażliwe powonienie to być może ten powalający zapach miał swój niewielki udział, a może i nawet większy w tym, że się zgodziła na propozycję byle tylko Finch oddalił się z jej zawietrznej. No i co z tym portalem? Jak wspominaliśmy o jej mocach to zachowywała się jakby nie miała pojęcia o czym mówiliśmy, a teraz próbowała otwierać portal. Okłamała nas czy to my jej podrzuciliśmy ten pomysł? No i dokąd chciała się udać? Przeskoczenie w jakiekolwiek miejsce na naszym świecie oznaczało szybki zgon. Martwiło mnie, że nadal tego nie rozumiała. No chyba, że otworzyłaby przejście do innego świata, takiego, gdzie anioły nie urządziły apokalipsy. To nawet byłby dobry pomysł. Dla niej i dla innych. Musielibyśmy tylko wybrać odpowiedni świat, bezpieczny, żeby się nie okazało, że wpadli jak z deszczu pod rynnę. Wtedy Vannessa razem z wszystkimi ludźmi z tego miejsca mogliby przejść “gdzie indziej” i tam zostać podczas gdy my udalibyśmy się na naszą misję ratowania tego świata. Był to koncept na pewno wart rozważenia.

Moje przemyślenia przerwało wtargnięcie Kopaczki. Dokładnie, wtargnięcie. Ala miała tendencję wchodzenia do jakiegoś miejsca jakby dokonywała wtargnięcia a nie po prostu wchodziła. Może chodziło o prędkość i nawalanie butami w posadzkę.

- Emm! O'Hara! Mamy gościa. - Wyrzuciła szybko z siebie.

- Kto? - Zapytała Finch.

- Brygit Jensen. Nowy Albion nie był taki głupi. Nałożył na Vannessę swoje znaki i w ten sposób tutaj trafiła. - Odpowiedziała Alicja.

Zostawili znacznik na Vannessie i dzięki temu Brigit ją wyśledziła do tego miejsca czy przez ten znacznik Vannessa tutaj trafiła? Alicja jak zwykle była mało precyzyjna.

- Brygit wygląda na nielicho wkurwioną, ale nadal jest śliczna, poza tymi zielonymi bliznami na buzi. Mówi, że jeśli coś jej zrobiliśmy, to powyrywa nam nogi z dupy. Konkretnie z twojego tyłka, rzecz jasna, Nexusie.

To też mnie zdziwiło. Czemu mielibyśmy Vannessie coś zrobić?

- Jak się tutaj dostała? - Fincha za to zastanowiło coś innego. - Nasz rytuał? Po jaką cholerę my go robiliśmy, jak każdy włazi i wyłazi, jak do siebie.

- Spytałam ją o to, jak nas znalazła. Mówi, że spotkała Furyego i powiedział jej, gdzie ma szukać. Myślę, że powinniście z nią pogadać, nim komuś wpierdoli. Na razie kazałam ją zaprowadzić na pomost. Wyjaśniłam, że mamy tutaj niezły kurwidołek i rozpierdol. Idziecie? - Ala jak zwykle nie była mistrzynią opanowania.

- Spotkała Fury’ego?! - Na tę wiadomość ja z kolei poderwałam się do góry. - To powiedz jej, że wszystko to jego wina i niech jemu spuści wpierdol. - Dokończyłam z nieco złośliwym błyskiem w oczach. - Szukam łobuza już od jakiegoś czasu, ale się spryciarz chowa przede mną. Jak naślę na niego więcej osób to trudniej mu będzie się ukrywać i może popełni jakiś błąd i ktoś go w końcu znajdzie. - Dokończyłam prawie na poważnie.

- A tak serio - Wróciłam do swojej pierwszej myśli - to czemu mielibyśmy zrobić Vannessie krzywdę? Brigit mówi to z własnego doświadczenia? Druidka tak ją wkurzyła, że Brigit założyła, iż po tej chwili z nami już wykopujemy Vannessie grób?

- Nie wiem - Kopaczka wzruszyła ramionami. - Nie ogarniam tej dziewczyny. Idziecie czy nie?

Po czym pociągnęła nosem.

- Co tak wali? Finch? Cóżeś się tak wypachnił, jak szczur na otwarcie kanału?

Zmrużyła oczy.

- A może ja wam w czymś przeszkodziłam?

Czy to wyglądało i brzmiało jakby Ala była, no nie wiem, zazdrosna?

- Dużo pytań na raz Ala. - Postanowiłam jej odpowiedzieć - To po kolei. Nie wiem czy idę, bo nie wiem czy moja obecność jest niezbędna. Drugie pytanie to do Fincha a nie do mnie a co do ostatniego pytania, to tak, ja mam konkretne plany, więc ponownie wracamy do pytania numer jeden czy muszę iść gadać z Brigit. Tym bardziej, że nie rozumiem o co ona się czepia. Wspominałeś - teraz zwróciłam się z kolei do Fincha - że wysłałeś Brigit, aby odnalazła dla ciebie, dla nas Vannessę, ale skoro Druidka już się znalazła tam, gdzie miała się znaleźć to skąd ten pomysł u Brigit, że coś Vannessie miałoby tutaj grozić. Myślałam, że i tak miała ją tu przywieźć, a teraz co chce ją zabrać z powrotem do siebie? O co tutaj chodzi? - Spojrzałam wnikliwie w oczy Fincha. - Brigit ma jakieś złe doświadczenia z tym jak Towarzystwo obchodzi się z niektórymi ludźmi? - Teraz przeniosłam wzrok na Alicję a potem znowu wróciłam do Fincha. - No wytłumaczcie się. I dlaczego kazałaś jej zostać nad jeziorem? Jakie jest nasze - zaakcentowałam to słowo - stanowisko w jej sprawie? Nie chcemy jej tutaj?

- Towarzystwo nie traktuje źle ludzi. Przecież wiesz. W sensie, staramy się być porządni, na ile to możliwe. Nie mamy w zwyczaju torturować czy mordować jeńców. Nic z tych rzeczy. No, może poza moim towarzystwem, które, jak sama wiesz, na początku można podciągnąć pod złamanie zasad konwencji Genewskiej, gdyby nadal obowiązywała. - Finch westchnął po tym wymuszonym żarcie, spoważniał. - Nowy Albion to nasi sojusznicy. Tacy w miarę lojalni i w miarę sprawdzeni. Nie ma między nami złej krwi. A Brigit. To nefilimka. Dziecko Jehudiela. I o to chyba chodzi Alicji. Że nie bardzo wie, czy można jej zaufać.

- Ja tam nie ufam nikomu - wzruszyła ramionami Kopaczka. - Ludzie zdradzają. A Brigit - Vorda zwróciła się do mnie - nie mówiła, że chce Vannessę zabrać, czy coś. Chciała się upewnić czy tutaj jest. A ja nie mam wyczucia, więc nie bardzo jestem w stanie ogarnąć, czy jest Brigit jaką pamiętam czy czymś, co się pod nią podszywa. Dlatego zostawiłam ja tam, gdzie ludzie mają ja na widoku. I szybko przybiegłam tutaj, aby ktoś z was, kochani paranoicy, rzucił okiem na tę lalunię. Może chodźcie oboje. Ty Finch się wypachniłeś, więc zamaskuje to trochę twój szpetny ryj, a Emma ma najwięcej oleju w głowie z nas wszystkich. może dlatego, że nie dała się siekać, palić i dziurawić, jak my. I nie wyciekła jej większa część zawartości czaszki w takich akcjach.

- No wszystko świetnie - Odparłam - tylko jak pewnie pamiętasz Finch - spojrzałam na niego znacząco - ktoś tutaj miał coś zrobić i ten ktoś podszedł do tego bardzo poważnie i teraz albo powinien to coś zrobić albo pójść do łazienki, bo jak pójdzie nad jezioro z pluskającą wodą to się pewnie zsika w majtki i nawet zapach twojej wytrawnej wody kolońskiej tego nie zamaskuje.

- No tak - O'Hara uśmiechnął się spoglądając na Kopaczkę. - Emma miała się nawodnić, to się nawodniła. Porządnie.

- I boi się, że się zleje. Oczywiste. - Załapała Alicja - To idź się wysikać i pogadamy z Brigit. Ja tam wolę mieć cię przy boku, nim ten jełop coś wypali.

- Dobra. - Poddałam się i ruszyłam w stronę łazienki. - Ale ostrzegam, że jak będę przez to musiała wypić jeszcze więcej wody to już pewnie nic nie zmieszczę.

Po skorzystaniu z toalety szybko wróciłam.

- Możemy iść. - Stwierdziłam.

No i poszliśmy.

Brigit czekała na pomoście. Stała sztywno, jakby kij połknęła. Znałam ją tylko z widzenia i to w przelocie, więc ciężko mi było ocenić czy rzeczywiście była tak wkurzona jak twierdziła Kopaczka. Wyczuwałam jednak moc bijącą od nefilimki. Faktycznie imponującą energię. Mało prawdopodobne, żeby ktoś się pod nią podszył i imitował tę moc. Na widok naszej nadchodzącej trójki kobieta odwróciła się. Była młoda, dość ładna, chociaż uwagę przyciągała dziwna, zielona blizna nadając jej twarzy specyficznego wyglądu. Kobieta zamaskowała ją przynajmniej częściowo zielonym tatuażem. Rudobrązowe włosy Brigit wydawały się świecić blaskiem ognia.
- W końcu - mruknęła przyjemnym głosem, bez objawów zdenerwowania, czyli Ala przesadziła w swojej relacji - A gdzie ta cholera?

- Nie odnajduję się jeszcze w waszych zażyłościach, więc musisz mi wyjaśnić, czy masz na myśli Fincha czy Alicję - Zwróciłam się bezpośrednio do Brigit. - I oboje są tutaj. Ja jestem Emma, wolę się przedstawić, bo nie wiem, czy mnie pamiętasz.

- Pamiętam cię. - Uśmiech, dość przyjazny i nawet powściągliwie serdeczny przemknął przez jej twarz. - I nie mówiłam o żadnym z was. Tylko o niej. O tej całej Billingsley. Jest tutaj, ale czy żyje, bo Kopaczka nie raczyła mi tego wyjaśnić.

- Nie raczyła, no nie wiedziała, czy może raczyć, kurwa - Odpowiedziała hardo Vorda.

Finch został nieco z tyłu. Przyglądał się uważnie Brigit. Zapewne delikatnie ją sondował. Wiedziałam jednak, że w tej materii miał on swoje, delikatnie rzecz nazywając, ograniczenia.

Domyśliłam się, że miałam go wesprzeć i też ją wysondować. Poczułam jej energię, jak tylko ją zobaczyłam, ale teraz zagłębiłam się jeszcze mocniej w jej rys magiczno- okultystyczny. Sondowałam ją kiedyś podczas naszego pierwszego spotkania, więc mogłam porównać czy mi się tamta Brigit zgadzała z obecną. I wyszło, że tak. Jej emanacja była silna i przytłaczająca oraz mocno podobna do emanacji Skrzydlatych, ale ze swoim własnym specyficznym posmakiem.

- Czemu by miała nie żyć? - Odpowiedziałam jej, bo już miałam pewność, że Brigit to Brigit - Myślisz, że jak zachowywała się arogancko i była dla nas niemiła to ją zastrzeliliśmy i ciało wrzuciliśmy do piwnicy?

Westchnęłam i kontynuowałam już bardziej profesjonalnym tonem.

- Ja ją znam. Pracowałam z nią wcześniej i wiem jaka potrafi być. Jedyne na co sobie kiedyś pozwoliłam w stosunku do niej, to potraktowanie ją paralizatorem i przykucie do kaloryfera, a teraz byłam jeszcze bardziej cierpliwa. My wszyscy byliśmy wyjątkowo cierpliwi - Dodałam patrząc po swoich towarzyszach. - Więc Vannessie nic się tutaj nie stało. Żyje, chociaż muszę przyznać, iż martwi mnie nieco jej stan. Mam na myśli to, że zawsze ciężko się z nią rozmawiało i trudno było się z nią dogadać, ale teraz ona jest jakaś taka…, nie wiem, jak to nazwać, no podajesz jej konkrety, a ona nie ogarnia. Mnie osobiście wydaje się, że może być w szoku i nawet zaproponowałam, aby zbadał ją Ojczulek, ale ona nie skorzystała z tej propozycji, więc może mogłabyś naświetlić bardziej sytuację, bo jak rozumiem towarzyszyłaś jej wcześniej zanim się znalazła u nas, co mogło spowodować ten stan.

- Byłyśmy razem krótko. Wyciągnęłam ją z ludźmi z Albionu z siedziby fae nazywanego Antykrólem czy Arcykrólem. Od początku mocno mnie wku… irytowała. Żadnej współpracy. Niemal zero wdzięczności. No, ale nie robiliśmy tego dla oklasków. Jak zaczęła robić pod górkę, ogłuszyłam ją. Dość solidnie zdzieliłam ją przez łeb. To fakt. Ale bardzo szybko zajęła się nią nasza uzdrowicielka. Potem zaproponowałam ją, że ją zawiozę do Londynu, do was. Tak w skrócie, bo było przy tym więcej słownych przepychanek i argumentacji, która do niej nie trafiała. No i w trakcie zaczęła się ta cała rozpierducha. Musieliśmy iść bokami, przez ziemie Fae, aż trafiliśmy na dhraugów. Ona skoczyła, użyła tej swojej zdolności, ja załatwiłam tych nieumarłych wikingów a potem zrobiłam rytuał odszukania. Na początku nic. A niedawno - złapałam impuls, więc pośpieszyłam za nim najszybciej jak tylko mogłam. I trafiłam tutaj.

- Antykról? - Zamyśliłam się na chwilę- Hmm. Ma to sens. Ona zjawiła się tutaj niedawno i to tak z dupy, że tak kolokwialnie powiem. W jednej chwili jej nie było, w następnej już była, a że wtedy nas zaatakowano i jej pojawienie niefortunnie zbiegło się z tym atakiem to poprosiliśmy o wyjaśnienia, jak tu się znalazła i dlaczego, ale oczywiście nie dostaliśmy odpowiedzi i musieliśmy się domyślić, że ona sama nie miała pojęcia. I tak zaproponowaliśmy jej jedzenie, picie, odpoczynek, pomoc uzdrowiciela, ale ona nie skorzystała, obraziła się i poszła do pobliskiego lasku zbierać jakieś roślinki. No, ale po kolejnej rozmowie chyba się przekonała, żeby tutaj zostać. Wydaje mi się, że ona sama nie ma pojęcia co powinna zrobić i dlatego tak się ciska i miota bez ładu i składu. Tłumaczyliśmy jej sytuację, tłumaczyliśmy jej czego od niej oczekujemy, ale to do niej kompletnie nie trafia i traktuje nas jakbyśmy co najmniej ją sami porwali i tutaj uwięzili.

Westchnęłam po tym całym wywodzie, bo znowu dotarło do mnie jakie to wszystko było niepotrzebne i frustrujące.

- Czyli nie chcesz jej zabrać do was, do Albionu? - Zapytałam nefilimkę.

- Nie. - Zaprotestowała Brigit - Chciałam się upewnić, że to faktycznie wy. I że jest cała. No i Nexusie, jeżeli nadal potrzebujesz moich zdolności, to jestem do dyspozycji. Mój ojciec … on by sobie tego życzył.

- A ty? - zapytał O'Hara.

- Moje życzenia w tej kwestii nie mają żadnego znaczenia.

- A nie chcesz pomóc swoim, tam w Albionie? - Nie wytrzymałam i wtrąciłam się.

- Nie sądzę, aby było jeszcze komu pomagać.

- Rozumiem. - Ucięłam szybko. - To chcesz skorzystać z prysznica, coś zjeść, wypić czy najpierw wolałabyś się przywitać z Vannessą?

- Nie pogardzę jedzeniem i piciem. Wykąpać się mogę w jeziorze. Co do Vannesy, nie chcę jej przeszkadzać. Nie jesteśmy przyjaciółkami. Ważne, że dotarła tutaj. Tylko nie wiem, komu dziękować za to niesamowite zrządzenie losu. Bo w przypadki nie wierzę.

- Uwierz mi maglowałam ją o to pojawienie się tutaj naprawdę długo, ale ona sama raczej nie wie jak to się stało. I o ile sam fakt, że użyła mocy, aby uciec od niebezpieczeństwa jest jak najbardziej zrozumiały i łatwy do wytłumaczenia to zdarzenie, że przybyła akurat tutaj już nie. To musiała być czyjaś ingerencja. - Przyznałam Brigit rację i zrobiłam zatroskaną minę zastanawiając się nad tą zagadką.

- Dlatego potraktowaliśmy Vannessę z pewną dozą nieufności i staramy się, żeby ktoś ją zawsze miał na oku. - Przyznałam.
- To co chcesz coś najpierw zjeść? Pewnie jesteś strasznie głodna. - Wskazałam ręką zapraszająco w stronę pensjonatu.

Brigit uśmiechnęła się do mnie i skinęła głową.

- Dziękuję za propozycję. Mam wrażenie, że zaczynam trawić swój własny żołądek. Nie pogardzę jedzeniem. Mieliście tutaj problemy, jak widzę - Zwróciła głowę w kierunku nadal sprzątanego pobojowiska.

- Obie strony próbowały nas załatwić. - Wyjaśniłam - Na razie mamy spokój, ale nie wiadomo na jak długo.

Skinęła tylko głową w odpowiedzi.

Kiedy Kopaczka zaopiekowała się naszym nowym gościem razem z Finchem wróciliśmy do pokoju.

- I jak? Jesteś gotowa? - Zapytał.

- A nie powinnam uzupełnić wody w organizmie? - Odparłam zaniepokojona - Bo wiesz przez wycieczkę nad jezioro do Brigit może mi już jej za dużo ubyło.

- A czujesz się spragniona? - Zapytał.

- Czy to podchwytliwe pytanie? - Odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

- Nie - Uśmiechnął się z błyskiem w oczach. - Proste. Jeśli jeszcze chce ci się pić, napij się. Jeśli nie, nie pij. Musisz być odpowiednio nawodniona, bo nie wiadomo jak długo będziesz wędrować.

- Aaa chodziło ci o to czy chce mi się pić. Nie, nie chce. Mam wrażenie, że dotarłam do jakiejś granicy. Chyba zbyt poważnie potraktowałam twoje słowa o nawodnieniu organizmu. Dobra to zabierajmy się za to. - Stanęłam naprzeciwko Fincha wpatrując się w niego intensywnie.

- Za rytuał, czy za całowanie, na przykład? Bo zaczynam się gubić - Uśmiechnął się szelmowsko.

- Czy twoim poszukiwaniom wody kolońskiej, którą się tak obficie zlałeś towarzyszył jakiś specjalny, konkretny cel? - Zaczęło mi coś świtać w głowie.

- Oczywiście. Nie chciałem śmierdzieć. Przesadziłem z ilością?

- Nie, to o czym mówisz to jest zwykły, konkretny cel a ja pytam o specjalny, ale nieważne zabierajmy się za ten rytuał. I nie musisz mnie cały czas pilnować. Wystarczy, że zajrzysz tutaj co jakiś czas albo wyślesz kogoś innego, żeby sprawdził moje funkcje życiowe.

- No. Specjalny też był. - Mrugnął. - Chciałem, abyś nie wzięła mnie za skunksa. Może przytuliła, czy coś.

- Aż tak ci dogryzła Vannessa, że aż potrzebujesz przytulenia. - Uśmiechnęłam się - To chodź - Wyciągnęłam do niego ramiona - bo pamiętaj, że będziesz musiał do niej wrócić.

- Weź mi nie przypominaj. To trudny … przypadek. Ale chyba nieco zagubiony. Chyba zaczynam ją rozumieć. Jak świr świra - Mrugnął obejmując mnie ramionami. Faktycznie mocno się wypachnił, nawet krótki wypad nad jezioro nie osłabił siły tych aromatów.

- No właśnie - Odparłam wtulając się w jego ramiona - A ty nawet nie mogłeś zadzwonić do niej anonimowo i wysłać jej na dworzec.

- Nie mogłem - Westchnął wtulając się w moje włosy. - To fakt. Ale na dworzec to nie wysyłam zbyt często. To tylko dla tych, którzy są najważniejsi. No i nie działają telefony.

- Dlatego to takie przykre, no nie? - Odpowiedziałam już podśmiewując się lekko - No i nie wiedziałam, że wysłanie na dworzec było takim zaszczytem.

- Zawsze byłaś wyjątkowa - Powiedział to zupełnie bez zmiany tonu głosu.

- Więc wstydziłeś się zagadać normalnie? - Zapytałam nadal nieco przekornie.

- Zawsze jestem wstydliwy, gdy zagaduję piękne kobiety. Albo zachowuję się jak jakiś … hmmm… dziwak. W sumie to jestem dziwakiem, więc można powiedzieć, że zachowuję się jeszcze dziwacznej niż zazwyczaj.

- Wiem, że to wierutne kłamstwo, ale niech ci będzie. - Stwierdziłam.

- Wierutne? Proszę cię. Nieudolne. Zgoda - Zaśmiał się cicho. - Jak dobrze - Wtulił mnie bardziej w siebie całując w czubek głowy. - Dobrze czuć cię tak blisko siebie, wiesz.

- Rzeczywiście, nieudolne bardziej pasuje. - Zgodziłam się z nim. - Ciebie też dobrze czuć tak blisko, nawet jeśli wylałeś na siebie pół butelki perfum na raz.

- Nie pół tylko resztkę, i nie perfum tylko jakiejś starej wody kolońskiej.

- Ale się uczepiłeś szczegółów. - Zdziwiłam się - Zwykle to ja się ich czepiam a ty prezentujesz bardziej elastyczny styl wypowiedzi.

- Może zmieniam się na lepsze? Pod twoim wpływem - ha!

- Cóżem uczyniła? - Wyszeptałam dramatycznie.

- Uczyniłaś świat nieco lepszym miejscem, co oczywiście, zważywszy na okoliczności, wydaje się być co najmniej miernym lub wręcz nietrafionym komplementem.

- Świat teraz nie jest niestety lepszym miejscem, a jeśli go wcześniej uczyniłam lepszym to zaledwie dla kilku osób. - Westchnęłam ciężko, bo rzeczywistość, która gdzieś na chwilę odpłynęła wróciła do mnie ponownie. - To co, rytuał? - Zapytałam już rzeczowo.

- Jasne. Tylko mam dla ciebie jeszcze jeden prezent. Przyjmiesz go?

- Taak. - Odpowiedziałam ostrożnie. - Chociaż martwi mnie, że pytasz, czy go przyjmę, zwykle prezent się po prostu komuś daje, a pytanie sugeruje coś odrobinę niepokojącego. - Na przykład to, że prezent może nie do końca odpowiadać obdarowanemu, albo jeszcze gorzej przynieść więcej problemów niż korzyści.

- Myślałem, że mi ufasz w takim stopniu, w którym nie będziesz się obawiała moich darów. Oczywiście wiem, że są pewne granice, ale ten konkretny prezent da ci siłę na ten rytuał i pomoże w jego wykonaniu. Pamiętasz mój masaż? To będzie coś podobnego. Dam ci część mojej siły witalnej, co pozwoli ci wędrować dłużej i odbierać wszystko silniej. Nie mogę tam podążyć z tobą, ale przynajmniej tak mogę ci towarzyszyć.

- Nie obawiam się twoich darów. - Zaprzeczyłam - To twoje pytanie obudziło we mnie małą nutkę zaniepokojenia. A ty nie potrzebujesz tej siły? Bo jeśli tutaj wydarzy się coś złego, ponownie, to lepiej żebyś był w pełni sił.

- Nie ma obawy. Będę. Dam ci tyle, ile mogę i ile może ci się przydać.

- No dobrze. - Zgodziłam się. - I pamiętaj nie musisz mnie pilnować cały czas. Pilnuj za to Vannessy.
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline  
Stary 28-03-2023, 15:15   #94
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
EMMA HARCOURT

Pogadali, pozałatwiali najważniejsze sprawy, a zatem przyszła pora na kolejne „bratanie się z magią”. Rytuały stały się, po Fenomenie Noworocznym, częścią ludzkiego życia. Zabezpieczenia drzwi i okien przed niepożądanym wtargnięciem Fenomenów, rytuały rozmowy z martwymi którzy powracali jako Echa, amulety i talizmany „na wszystko” i usługi mniej lub bardziej utalentowanych lub szemranych wróżek, wróżbitów i astrologów stały się codziennością. Także dla Emmy, nawet przed tym, gdy wstąpiła do MR-u czy później, gdy związała się z Towarzystwem.

Finch, o czym już się przekonała, do spraw magii i rytuałów podchodził wyjątkowo poważnie. Znikała jego maska żartownisia, czy wręcz błazna, jak sądzili niektórzy. A pojawiał się inny O’Hara. Opanowany, skoncentrowany na zadaniu, w pełni zaangażowany w rytuał. O’Hara wiedział czym kończą się wygłupy i brak odpowiedniego skupienia podczas igrania z siłami magii. Może to właśnie mieli na myśli ludzie mówiąc, że ona i on są do siebie podobni.

Faktycznie, Finch zaczął od nałożenia na Emmę rąk. Znów poczuła tą potężną dawkę energii, którą nie wiadomo skąd O’Hara brał, która przelała się przez jej ciało, przepłynęła przez jej czakry, jak punkty energii w ludzkim ciele nazywali mistycy, i wypełniła ją taką dawką mocy, że wydawało jej się, jakby była gotowa przenosić góry. O’Hara uśmiechnął się do niej, a w tym uśmiechu - zarówno w twarzy jak i w oczach było tyle oddania, serdeczności, przyjaźni i miłości – że, aż emocje, które w Emmie wywołał nadały przekazanej energii dodatkowej siły. Teraz nie była już gotowa przenosić góry, lecz całe światy.

Cokolwiek czekało na nią po drugiej stronie musiało teraz mocno uważać.
Sam rytuał nie był trudny. Polegał na odpowiedniej medytacji w pozycji leżącej, połączonej z powtarzaniem słów zaklęć, które w końcu spowodowały, że pokój i pilnujący jej Finch zniknęły, a Emma zapadła się w głąb swojego ciała, aby po chwili wyzwolić się z cielesnych okowów, wznieść w górę, gdzieś poza światem i przestrzenią, wyrwać na wędrówkę, której celem było poszukanie śladu istoty, próbującej od jakiegoś czasu nawiązać z Emmą kontakt.

Świat przestał istnieć. Był teraz dla Fantomki zasłona barw, energii, świateł i cieni. Ujrzała swoje ciało, szaro-srebrno- złotą sylwetkę, a obok niej gorejącą niczym słońce drugą postać. Postać, której blask zalewał całą przestrzeń wokół, napełniał energią – pulsującą w rytmie uderzeń serca. To był Finch O’Hara. I jeżeli tak widziały go niektóre Fenomeny, to nic dziwnego, że wzbudzał w nich paniczny strach.

Uwagę Emmy przykuwały inne źródła energii, mocy i magii. Rozpoznawała ludzi po ich aurach odbijających się w świecie astralnym. Niedaleko zauważyła też poświatę Gemmy – dziwnie podobną do tej, jaką emanowała ona sama. Dziewczynka miała moc. Silną, jeszcze nie do końca ukształtowaną, ale jej potencjał był obiecujący.

A potem zaczęła poszukiwania sondując przestrzeń wokół niej, szukając nici, śladu, tropu, jaki – być może pozostawiła nieznana jej i tajemnicza istota. I znalazła. Między innymi dzięki światłu, jakie otrzymała od O’Hary.

Szara wstęga, cienka niczym pajęcza nić, wiła się, i znikała w efemerycznych ścian i obiektów, złożonych z cieni i obrazów, przez które jej ciało astralne mogło przenikać bez większych problemów. Migotała, ledwie uchwytna zmysłom Emmy. Ale kiedy skierowała na nią swój wzrok i padał na tę nić blask energii O’Hary, nitka lśniła, migotała i wskazywała kierunek, w którym przebywał ten, który tę niemal niewidzialną, zanikającą nić wysłał do „Radości”.

VANNESSA BILINGSLEY

Vannessa zjadła, wypiła, odświeżyła się i poszła odpocząć. O’Hara był na tyle miły, że pokazał jej pokój, gdzie mogła skorzystać z wygody, jaką dawało łóżko. Przywilej którego, jak się zorientowała, nie doświadczało wielu w „Radości”.

Przez dłuższą chwilę leżała na miękkim materacu, w czystej pościeli, próbując dostosować się do upalnego dnia, który najpewniej nigdy się już nie skończy. Sama nie wiedziała, kiedy zasnęła.

Sen, który przyszedł, jak się wydawało w chwilę po zaśnięciu, był najdziwniejszą rzeczą, jakiej Vannessa doświadczyła od pewnego czasu.
Znów pracowała w kwiaciarni. Pamiętała to miejsce. Londyn. Jej praca.
Zapach kwiatów mieszał się z wonią ziół leczniczych i roślin o właściwościach magicznych. Była druidką i znała się na tym, jak niewielu ludzi w Londynie.
Kwiaciarnia jednak była dziwna. Nie do końca taka, jak ja zapamiętała i dlatego Vannessa była świadoma tego, ze śni.

Sklep był pusty. Były w niej tylko ona i starsza kobieta. Była strasznie stara – pomarszczona i zasuszona, ale oczy patrzyły na Vannessę żywo.

Stara kobieta ubrana była w prosty ubiór – niemal średniowieczną tunikę lub nocną koszulę.

Bilingsley nie kojarzyła takiej klientki. Podobnie, jak nie kojarzyła płonących ruin za oknem kwiaciarni. A właśnie je widziała. Londyn obrócony w gorejące ruiny, w których szalały pożary. Przez brudne, zadymione szyby nie mogła więcej zobaczyć.

- Zagubiłaś się, kochaniutka – zagaiła starowinka z jej snu. – Zagubienie to cecha młodości, nie przejmuj się.

Vannessa spojrzała na nią. Kobieta trzymała w ręku pęk róż. Czerwone płatki kwiatów ociekały krwią, wyrastając z pulsujących, drgających narośli, które wyglądały niczym serca. Zmysł druidki wyczuwał od bukietu magię Fae.

- Zagubienie to też cecha tych, którym ktoś robi dziurę w głowie. Lub ludzi, którzy nie są zbyt mądrzy, albo są zbyt mądrzy.

Staruszka zachichotała złośliwie. Vannessa, jak to bywało w snach, próbowała pokonać uczucie zagubienia.

Z bukietu niby-róż dobiegł uszu Vannessy płacz dziecka lub czegoś, co płakało jak dziecko. Z płatków spływała krew. Jej krople kapały na podłogę u stóp starowinki.

- I cóż takiego możemy zrobić z twoim zagubieniem, kochanieńka? Świat się kończy. Zaczęło się rozdarcie. Nie! Wróć! W zasadzie rozdarcie zaczęło się jakiś czas temu. Teraz po prostu stało się zauważalne.

Staruszka zanuciła cos pod nosem. Kwiaty zapłakały głośniej.

- Chcesz je? – wyciągnęła bukiet w stronę Vannessy. – Nikt inny nie chciał ich przyjąć. Może chociaż ty, kochanieńka, uczynisz ich ścięcie czymś, co miało jakiś głębszy cel.
 
Armiel jest offline  
Stary 04-05-2023, 14:59   #95
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Sny są ponoć projekcją ludzkich marzeń, pragnień i lęków. Szkoda, że nie dawało się nimi sterować. To może osłdziłoby nieco gorycz jaką Druidka czuła z powodu tego, że dała się podejść tym ludziom. Tak sobie solennie obiecywała, że będzie czujna. Co oczywiście oznaczało, że nie zaśnie.
Niestety bardzo szybko wpadła w objęcia młodszego brata śmierci, który teraz w swym królestwie wyczarował dla niej jakże znajome otoczenie. Znajome i jakby jednocześnie obce. Jak to w snach zwykle bywa. Nic się z tym nie dało zrobić. Tak jak z uczuciem zagubienia.
Można było próbować z nim walczyć. Niestety z góry było się skazanym na porażkę.

- Jakiej dziury w pamięci? - Zapytała Vannessa chodzi podświadomie zdawała sobie sprawę, że to jej własny umysł układał te pytania. A że jej, powiedzmy gospodarze, tylko o wymazywaniu pamięci mówili, to nie powinno jej dziwić, że ten wątek pojawił się gdy wpadła w objęcia Morfeusza.

- Te, które w niej masz - zachichotała staruszka, jak złośliwy podlotek, najwyraźniej uznając odpowiedź za wyczerpującą.

Billingsley próbowała też zgłębić naturę rozmówczymi. W końcu to był sen. Zdecydowanie była to fea, ale ta należáca do Ukrytego Dworu. Co kazało się mieć kobiecie na baczności.
- Kto ich nie chciał? - Zadała kolejne pytanie. Słowa starowinki znaczyły, że Vannessa nie była pierwszą, której ofiarowano bukiet. A skoro wcześniej obdarowani odrzucili dar, to znaczy była gorszą alternatywą. Drugim, trzecim a może dziesiątym wyborem? Nie była to najmilsza wiadomość.
- Inni. Ci, którzy zrodzili się z ich krwi. Ci, którzy spali, ale w końcu się obudzili.
Starucha zamlaskała, zaciumkała, jakby coś weszło jej między zęby.
- Co chcesz w zamian? - Vannessa Billingsley nie wierzyła, że ów podarek wręczony będzie zupełnie bezinteresownie i bezpłatnie.
- Nic. To prezent.
- Prezent, którego inni nie chcieli - zauważyła rzeczowo Druidka. - To bardzo podejrzane.
- Nie każdy dojrzał do takiej odpowiedzialności - zarechotała staruszka.
- Albo dojrzali na tyle, żeby zrozumieć że to raczej niechciany obowiązek - Vannessa wysiliła się na uśmiech.
- Dziura w głowie nie spowodowała, że nie masz intuicji. Nie masz też zaufania do darów, prawda? Zawsze tak było, czy ktoś cię skrzywdził, Vani-eshszo?
Oczy starszej kobiety zatrzymały się na oczach Vannessy i druidka wyczuła w nich magię, moc kotłującą się pod powierzchnią, skrytą niczym silne prądy pod pozornie spokojną taflą wody.
- Biorąc pod uwagę nieznaną naturę owego daru, to mój sceptycyzm nie powinien cię dziwić - Billingsley przymrużyła oczy i uważniej zaczęła śledzić ruchy rozmówczyni. Ta kipiąca pod powierzchnią moc mogła być niebezpieczna. - Kończymy tę zabawę zgadywanki. Jak mnie obarczy te twój dar?
- Obarczy? Nie. Wyzwoli? Tak.
- Jak? - Najwyraźniej ta istota miała inną definicję tych słów niż Vannessa. A nie o semantykę tu chodziło.
- Wyzwolenie oznacza wyzwolenie. Zdjęcie okowów i barier.
Starucha zamlaskała niesmacznie.
Vannessa przewróciła oczami. Tłumaczenie było bardzo pokrętne i oszczędne.
- Nie jestem pewna czy zdjęcie okowów i barier jest wyzwoleniem. Taki socjopata nie ma żadnych zahamowań, bo nie ma dla niego barier. Czy on jest wolny?
- Kto? - staruszka spojrzała na nią. - Ja cały czas mówię o tobie, moja piękna, dziurawa
- To też miało mnie wyzwolić? - Druidka podwinęła rękaw i pokazała tatuaże na rękach.
- To miało wyzwolić nas. - zarechotała starucha w dość nieprzyjemny sposób. - Ale nie udało ci się zrozumieć daru, jaki otrzymałaś a potem … wmieszały się Zwierzchności i wszystko się skomplikowało.
- A teraz tak ot sobie, istota taka jak Ty daje prezent człowiekowi? - Kobieta udała wielce zdziwioną. - Taki, który ma wyzwolić mnie? Gdzie wy macie w tym interes? Nasze gatunki nie mogą żyć nawet neutralnie obok siebie.
- Nie chcesz, nie bierz - wzruszyła chudymi ramionami, cmokając jednocześnie. - I nie udawaj mi tutaj wielce zdziwionej bo nie wychodzi ci to za dobrze, skarbeńku. I nie zgadzam się z twoim światopoglądem, co do koegzystencji naszych gatunków. Nie jestesmy skazani na wrogość, nienawiść czy wojnę. To właśnie myślenie takich ludzi jak ty, zagubionych ludzi, powoduje, że tak jest. Znasz może Krola Wiewiórek, Calma i jego społeczność z londyńskiego parku. Jeśli nie znasz, to powinnaś poznać. Calm i jego fae już od czasu przybycia pomagali ludziom, zaprzyjaźnili się z nimi, leczyli, bawili razem, a więzi pomiędzy społecznościami stały się zwyczajną przyjaźnią i oddaniem. Nawet niektóre mroczne istoty żyją obok ludzi, zawiązując z nimi relacje oparte na wzajemnym szacunku i zrozumieniu. Nie wiem zatem skąd twoje serce zatruwają takie myśli o tym, że nie jesteśmy nawet w stanie żyć obok siebie na stopie neutralnej, skoro to nie prawda. No i jakie nasze gatunki. przecież ty, skarbeńku, nie jesteś człowiekiem.
- Cobyś nie mówiła, jakbyś się nie upierała, to i tak nie zmieni faktu, że ludzie i fomorianie nie mogą koegzystować. Ja dokładnie pamiętam, że te tatuaże właśnie fomorianie mi wcisnęli - powiedziała Vannessa.
- One cię odnalazły. Zawsze należały do ciebie, a kiedy się spotkaliście, po prostu wróciły tam, gdzie ich miejsce. Nawet jeżeli tego nie pamiętasz. Zapomnienie to czego doświadczyłeś najbardziej. One - spojrzała na tatuaże na ręce - są jak ostrze miecza. Może być zadbane i ostre, może być stępione i niegroźne i można je skierować tam, gdzie się je chce. Ty jesteś ich właścicielką. Tego ostrza. Nie one ciebie. Pamiętaj o tym. Nie zapominaj. Bo zbyt wiele już zapomniałaś.
- Wiesz jak mogę odzyskać pamięć? - Vannessa nie chciała zbytnio przyznać się sama przed sobą, że te wszystkie słowa o tym, że ktoś wymazał jej wspomnienia, zaczynały ją przekonywać. Że zaczynała w nie wierzyć. - One w tym pomogą? - Wyciągnęła dłoń w kierunku dziwnego bukietu.
- Na pewno nie zaszkodzą - odpowiedziała.
- Wiesz jak mogę odzyskać pamięć? - Druidka powtórzyła pierwsze pytanie.
- Wiem jak możesz spróbować to zrobić. - najwyraźniej starucha lubiła, jak się ją ciągnie za język lub te gierki słowne miały coś na celu.
- Czy możesz podzielić się ze mną tą wiedzą? - Billingsley wypowiedziała to zdanie uprzejmie.
- Przede wszystkim musisz się odszukać sama w sobie. Możliwe, że przypomnieć najważniejsze rzeczy, najważniejsze osoby, miejsca i doznania. No i zacząć kontrolować swoje moce. One są kluczem do ciebie. Prawdziwej i zapomnianej ciebie.
Słowa staruszki, choć mądre i pouczające, nie wywołały entuzjazmu na twarzy Vannessy. Jak każda tego typu nauka nie przynosiła nic konkretnego zniecierpliwionym i szukającym szybkich rozwiązań. Do tej właśnie grupy zaliczyła się teraz Billingsley. Chciała szybko dostać odpowiedzi na pytania, które nie dawały jej spokoju.
- Tak - rzekła lakonicznie Druidka. Spojrzała na swoją wyciągnęła rękę, a później na istotę przed sobą i znów na swoją dłoń. - Mam nadzieję, że nie okażesz się posłańcem, który przekazuje złe wieści.
Ostatecznie Vannessa przyjęła dar.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 18-06-2023, 18:18   #96
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Musiałam to przyznać. Od kiedy poznałam rytuały i nauczyłam się je przeprowadzać to polubiłam to. Było coś uspokajającego i kojącego w rozrysowywaniu znaczków, wypowiadaniu odpowiednich fraz i osiąganiu przy tym tego specyficznego, wymaganego stanu umysłu. Człowiek przestawał się czuć tak zwyczajnie, codziennie i normalnie a sięgał po coś co zawsze było tuż przed nim czy też przy nim a nie zawsze sobie uświadamiał, że istniało. Dotknięcie nieznanego, które tak naprawdę nie było do końca nieznane a po prostu nie ruszane. Jednak w tym przypadku, przy tym konkretnym rytuale było pewne znaczące “ale”. Podróż astralna. Nie wiem, może po prostu miałam z nią za mało do czynienia i brakowało mi doświadczenia. Albo po prostu nie lubiłam tego, że moje fizyczne ciało leżało sobie gdzieś tam, wystawione na atak a ja w razie zagrożenia nie byłabym w stanie go obronić. Oczywiście ciało astralne też mogło się stać celem ataku, ale w trakcie podróży astralnej kierowałam nim i byłam w stanie użyć moich zdolności, żeby się ukryć albo je ochronić.

Właściwie rzadko korzystałam z tego rytuału co było o tyle dziwne, że jako Fantom często służyłam za zwiadowcę czy infiltratora a dokonywać zwiadu mogłabym i jako ciało fizyczne i jako projekcja astralna, bo zdolności były sprzężone z moich duchem, więc działały, kiedy zajmowałam swoje ciało jak i kiedy je opuszczałam, ale najczęściej wolałam działać na fizycznej płaszczyźnie. Jeśli się nad tym zastanowić to traciłam w ten sposób sporo możliwości.

Oczywiście nie podzieliłam się moimi przemyśleniami z Finchem, żeby sobie nie pomyślał, że się obawiałam podróży. On pewnie spędził tyle samo czasu w astralu co w świecie realnym. Przyjęłam od niego pomoc w postaci energii, którą mi przekazał i przy pomocy rytuału przemknęłam na inną płaszczyznę. Trop w postaci nitki pozostawionej przez istotę, którą chciałam odszukać był bardzo wyraźny. Na tyle wyraźny, że pozwoliłam sobie nie podążyć za nim od razu tylko skorzystać z okazji i bliżej przyjrzeć się Gemmie w kolejnej próbie odszukania odpowiedzi na pytanie kim Młoda tak naprawdę była.

No i oczywiście straszliwie się rozczarowałam, bo po raz kolejny niczego nowego się nie dowiedziałam. Zobaczyłam ją jako światło srebrzysto- szaro- złote, emanowała dość silnie, ale jej moce nie zostały jeszcze rozbudzone tak jak miało to miejsce w przypadku Fincha, którego widziałam przed chwilą i mogłam porównać do emanacji Gemmy.
Aura dziewczynki pokazała mi także jej emocje, splecione ze sobą w dziwny wzór szczęście oraz strach. Widziałam, że w jej aurze było coś nietypowego i mocno magicznego, ale nie wzbudzało to we mnie niepokoju tylko tą wszechobecną irytację, iż nie potrafiłam zrozumieć powodów tej anomalii.

Jak widać nawet spojrzenie na sprawę z nowej, astralnej perspektywy nie pomogło mi zdobyć dodatkowych informacji. Mogłam tylko porównać jej aurę z moją i stwierdziłam, że obie były prawie identyczne. Różniły się tylko siłą emanacji. Takie podobieństwo nie mogło być przypadkowe, ale to już wiedziałam wcześniej.

Zmieniłam więc podejście. Gemma twierdziła, że ktoś się z nią kontaktował. Zaczęłam studiować jej aurę w poszukiwaniu jakiejś obcej ingerencji, jakiś powiązań czy wręcz nałożonej kontroli. I po przejrzeniu wszystkich zwyczajnych sieci sympatii i antypatii łączącej ją z bliskimi osobami znalazłam zanikający powidok czyjejś ingerencji w jestestwo dziewczynki. Magiczny ślad oddziaływania mistycznego, ledwie widoczna mgiełka, która świadczyła o tym, że ktoś zrobił to bardzo dyskretnie i ostrożnie. Mogłabym złapać ten ślad i pójść za nim, ale byłam pewna, że bym go straciła. Ślad był zbyt słaby i zbyt subtelny, bym potrafiła zidentyfikować "sprawcę" i źródło jego mocy. Nie potrafiłam określić czy to było zaklęcie, dar fenomena, czy cokolwiek innego.

Nie miałam innego wyjścia, czy też nie widziałam innego wyjścia. Musiałam, póki co dać sobie z tym spokój i skoncentrowałam się na tropie, którym miałam podążyć.
Złapałam nitkę pozostawioną przez tajemniczą istotę gotowa udać się jej śladem. Wiedziałam, że istniały dwa dostępne sposoby na tropienie jej. Mogłam "schwytać" nić i natychmiast polecieć za jej tropem i wtedy ten, kto pozostawił ślad dowiedziałby się o moim działaniu. Lub mogłam "iść" po śladzie przez świat astralny, narażając się na spotkania z zamieszkującymi go bytami, ale nie zaalarmowałabym tropionej istoty.
Zdecydowałam się użyć sposobu numer jeden, bo uznałam, że lepiej było, aby poszukiwana przeze mnie osoba wiedziała o mojej próbie kontaktu.

Złapałam za nitkę i poczułam, że dotknięcie jej było niczym podłączenie się do światłowodu, takiego istniejącego jeszcze przed Fenomenem. Szarpnięcie przeniosło mnie do dziwnego miejsca. Ujrzałam wokół mnie szaro-czarne konstrukcje z dymu, a przy tym charakterystyczny kształt wielkiego, diabelskiego młyna dawnej atrakcji stolicy UK, czynnej nawet po Fenomenie.
Niedawno, kiedy przeprawiałam się przez rzekę, widziałam, że ta konstrukcja płonęła, tak jak cała stolica.

Wokół mnie niemal natychmiast pojawiły się widmowe, skrzydlate kształty: lśniące sylwetki dwóch lub trzech skrzydlatych aniołów. Wiedziałam, że istoty te potrafiły istnieć jednocześnie w świecie rzeczywistym i w świecie astralnym. Ich rozjarzone ogniem oraz światłem oczy zaczęły przeskakiwać po całym widmowym, zdewastowanym krajobrazie, jakby kogoś lub czegoś szukały. Nie wiedziałam czy to ja czy coś innego tak je zaniepokoiło, ale wiedziałam za to jak się skończy moja przygoda, jeśli mnie dostrzegą. Nie mogłam ich ominąć i pójść dalej, bo mój trop się tutaj kończył. Byłam tam, gdzie miałam dotrzeć. Ten kogo szukałam znajdował się gdzieś blisko. Bardzo możliwe zatem, że to ona tak wzburzyła obecnych tutaj Skrzydlatych jednak to mnie by się oberwało w razie ich ataku.

Sięgnęłam po sporą część energii podarowanej mi przez Fincha i ukształtowałam z niej coś na kształt widmowej istoty. Posłałam ją w takim kierunku, aby Skrzydlaci ją dostrzegli i się nią zainteresowali. Kiedy byłam pewna, że przyciągnęła ich uwagę posłałam ją jeszcze dalej odciągając ich z tego miejsca. Skrzydlaci ruszyli za moją przynętą a ja przemknęłam szybko do miejsca, w którym urywał się mój trop. Wiedziałam, że Skrzydlaci nie dadzą się aż tak długo zwodzić posłaną energią. Na szczęście dla mnie tuż przy diabelskim młynie dostrzegłam zakapturzoną postać z mojej wizji. Postać była bardzo niewyraźna, wręcz niewidzialna i cały czas musiała się ukrywać tuż pod nosami tej dwójki czy trójki aniołów.

Zbliżyłam do niej bardzo ostrożnie starając się nawiązać kontakt tak aby nie czuła się zagrożona próbując w jakiś sposób dać jej znać, że byłam osobą, z którą próbowała się skontaktować.

Postać nie wyglądała na zaskoczoną czy też przestraszoną moim pojawieniem się. Spokojnie skierowała się do jednego z wagoników diabelskiego młyna i siadła w nim. Nadal nie widziałam jej zbyt dobrze.

Ostrożnie zbliżyłam się do tego wagonika. Postać przesunęła się robiąc mi koło siebie miejsce. Bardzo uprzejmie z jej strony.

Przysiadłam się, nadal zachowując sporą ostrożność.

- Chciałaś ze mną porozmawiać, więc jestem. - Pomyślałam do istoty.

Istota odwróciła się w moją stronę i zobaczyłam, iż twarz miała ukrytą za maską ze szkła, w której odbijała się moja twarz. Wykonała nieznaczny ruch dłonią i diabelski młyn ruszył w górę. Nie odpowiedziała mi żadną myślą czy słowem.

Zaskoczyło mnie, że w przestrzeni astralnej moje ciało wyglądało dokładnie tak samo jak w świecie rzeczywistym. Wcześniej nie zastanawiałam się nad tym, bo nie miałam okazji oglądać swojego odbicia podczas podróży astralnej tak jak teraz.

Wcześniej myślałam, że jak opuszczasz swoje ciało i masz tylko ciało astralne to twoje ciało astralne wygląda jak spektra, czyli niewyraźny zarys sylwetki, ale w szybie odbijała się dokładnie moja twarz z jej wszystkimi szczegółami. Może tak zawsze to wyglądało tylko nie miałam o tym pojęcia, a może była to specyficzna cecha noszonej przez istotę maski.

W każdym razie siedziałam cicho i czekałam na jakąś reakcję ze strony tej istoty.

Kiedy znalazłyśmy się na samym szczycie, koło nagle zatrzymało się. Spojrzałam w dół, znajdowałyśmy się prawie 30 jardów nad ziemią. Istota dotknęła mojej dłoni i świat wokół nas uległ zmianie. Znajdowałyśmy się w Londynie, ale nie tym zniszczonym tylko pogrążonym w ciemności, rozświetlonym zaledwie światłami z okien domów i innych budynków oraz światłami nielicznych samochodów przemieszczających się przez ulice miasta. Gdzieś nad naszymi głowami przelatywał samolot migocząc punktami pozycyjnych świateł. Wiał silny wiatr.

Rozejrzałam się czujnie próbując połapać się, czy była to jakiegoś rodzaju iluzja czy może też coś całkiem innego.

Odczuwałam wszystko bardzo realnie. Jakbym nagle znalazła się gdzieś indziej lub kiedyś indziej.

- Czy wiesz, gdzie cię zabrałam? - Głos istoty był dokładnie taki sam, jak w wizjach. Trudny do zdefiniowania i określenia.

- To nadal Londyn. – Zaczęłam, pewna swoich słów - Tylko albo w innym czasie albo innej rzeczywistości. – Dokończyłam już mniej zdecydowanie.

- Jak sądzisz, które z tych? – Dopytywała istota.

Rozejrzałam się uważnie po panoramie miasta. Szukałam różnić pomiędzy tym co widziałam tutaj a tym co pamiętałam. Gdyby to był tylko inny czas to nie powinnam znaleźć zbyt wielu różnic, ale jeśli to była także inna rzeczywistość to miasto powinno różnić się większą ilością szczegółów, czymś co powinno mocno rzucać się w oczy.

I doszłam do wniosku, że w sumie wszystko wyglądało nieco inaczej i mogło pasować do obu moich hipotez.

- Trudne pytanie. – Przyznałam - Jest ciemno i niewiele widać. Ciężko dostrzec szczegóły, ale chyba postawiłabym na to, że to inna rzeczywistość, a dokładniej inna ścieżka naszej rzeczywistości. Tak wyglądałby teraz nasz świat, gdyby nie doszło w nim do Fenomenu Noworocznego. - Odpowiedziałam, ale z pewnym wahaniem w głosie.

Zamaskowana osoba nie odpowiedziała, a ja nadal widziałam tylko swoją twarz w szybie. Wagonik stał w miejscu. Wiatr, zimny i przenikliwy, niosący zapowiedź deszczu lub burzy, szarpał gondolą, wprawiając ją w lekkie bujanie.

- A ty? Jeśli to inna rzeczywistość, inna linia znanego ci świata, jak myślisz, co ty w nim robisz? – Pytałam Zamaskowana.

- Mnie tutaj przecież tak naprawdę nie ma. To moje ciało astralne, moja myśl, która może podróżować swobodnie gdziekolwiek zechce. Jeśli gdzieś tam - wskazałam głową miasto w dole - istnieje jakaś Emma to jest człowiekiem związanym z tą rzeczywistością i zapewne robi coś zupełnie innego niż ja, bo nigdy nie odkryła swoich umiejętności Fantoma.

- Jesteś tego pewna? – Dopytywała nieznajoma.

- Nie, nie jestem. – Przyznałam - To tylko moje nie poparte dowodami przypuszczenia.

Wiatr zawył przeciągle. Gondola zabujała się mocniej. Zajęczały mocowania i cała konstrukcja. Czy powinno mnie to przestraszyć?

- Powinnaś być pewna. - Odparła - Masz moc kształtowania tego, co cię otacza. Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś. Jesteś … Rozdarciem.

Jeżeli jej słowa miały być dla mnie swego rodzaju objawieniem to chyba nie takim jaki ona uważała, że będą.

- Jestem też kimś, kto lubi się opierać na dowodach i konkretach, dokładnej analizie posiadanych informacji. Przy moim zamiłowaniu do drobiazgowej oceny sytuacji to chyba nigdy tak do końca nie jestem niczego pewna. - Tym razem w moim głosie pojawiło się zdecydowanie i pewność jakbym mówiła tej istocie: “taka właśnie jestem, pogódź się z tym”.

- Nie jesteś kimś. Jesteś sobą. Jesteś wieloma, ale zarazem jedną. Jesteś zapomniana przez samą siebie i zapomnianą przez innych. Jesteś mną, a ja jestem tobą. W wielu światach, w wielu wymiarach, mijamy się i spotykamy. Ale zawsze jesteśmy tym samym.

Zabrzmiało mi to strasznie niejasno.

- Jak można zapomnieć samą siebie? – Zapytałam.

- Można zapomnieć wszystko. Wszystkich. A zapomnieć prawdziwą siebie jest najłatwiej.

- Dlaczego? – Teraz ja weszłam w tryb pytań.

- Bo kształtują nas inni i to, jak o nas myślą i za kogo nas uważają. I tutaj powoli, chociaż zapewne tego nie czujesz, dochodzimy do sedna naszego spotkania. Bo jak myślisz, czemu cię szukałam?

- A nie jest tak, że mamy przynajmniej dwie twarze, tą, którą widzą inni i tą, którą my sami widzimy? – Wtrąciłam - I nie mam pojęcia, dlaczego mnie szukałaś. Wcześniej myślałam, że się chcesz podzielić jakąś wiedzą, ale to nie był powód twojej próby kontaktu. Chcesz czegoś innego, prawda?

- Ty i ja jesteśmy swoim odbiciem. Masz rację. Każdy ma nawet więcej twarzy, bo przecież każdy kogo znamy, może postrzegać nas w zupełnie inny sposób, co czyni nas w jego świecie zupełnie inną osobą. I tak. Chcę podzielić się z tobą wiedzą o … moim świecie. Naszym świecie. W zamian za wiedzę o twoim świecie. Jestem Zapomniana. Ty też. Nasza … boskość została rozdarta na kawałeczki i aby ją odzyskać powinno się je odnaleźć i połączyć. Teraz, gdy światy zostały Rozdarte, będziemy przyciągać się nawzajem. Odnajdywać. Łączyć. To niebezpieczne, ale i konieczne.

- A co, jeśli ja nie chcę się z nikim łączyć? – Odpowiedziałam szybko - Co, jeśli poczułam się niezależną, odrębną istotą i podoba mi się ten stan? Co, jeśli trudno mi uwierzyć w twoje słowa? - Uśmiechnęłam się lekko do szklanej maski i własnego odbicia.

- Bo jesteś niezależną i odrębną istotą i masz prawo, aby podobał ci się ten stan. To oczywiste. Jednak tak powinno być wtedy, gdy światy są rozdzielone. A kiedy rozdarte zostały zasłony i wszystko przemieszcza się tam, gdzie nie powinno, wtedy wszystko zaczyna się przenikać. Ty i ja, obie jesteśmy … tak po prostu. Wiesz kim byli Zapomniani?

- Szczerze mówiąc to nie bardzo. Skrzydlaci postarali się o to, żeby rzeczywiście zostali zapomniani i mało kto ma wiedzę na ich temat.

- A szukasz tej wiedzy?

- A powinnam?

- Ty musisz zdecydować. Przecież nie mogę tego robić za ciebie.

- Oczywiście, że powinnam. Wiedza prawie zawsze jest użyteczna. Zatem, tak, szukam tej wiedzy. - Przyznałam.

- To dobrze. Bo ja również jej szukam. Możemy pomóc sobie wzajemnie. Zdejmij moją maskę, proszę.

- Czemu nie zrobisz tego sama? – Od razu obudziła się we mnie podejrzliwość.

- Bo to musi być ktoś inny.

- Czy to jakieś niezrozumiałe w moim świecie zasady twojego świata? – Dociekałam.

- Tak. Możemy tak to zdefiniować.

- A może próbujesz mnie w coś wmanipulować wiedząc, że nie znam tych zasad. - Przyjrzałam się jej podejrzliwie i ujrzałam tylko swoją lekko zdziwioną twarz odbitą w lustrzanej masce

- Może. – Przyznała - A może oferuję ci coś, czego nikt inny nie zaoferował. Rozwiązanie.

- To przekonaj mnie, że oferujesz mi coś pozytywnego a nie jakiś wrogi podstęp. Nie wiem, kim jesteś, twierdzisz, że jakąś inną wersją mnie, ale to tylko twoje słowa. Prawda? A ja nawet nie widzę twojej twarzy. A prośba o to, żebym to ja zdjęła ci maskę jest dla mnie w jakiś sposób niepokojąca. – Odpowiedziałam szczerze.

- Nie można odkryć sekretu za kogoś. To musi zrobić tylko ten, kto odkrywa sekret, prawda?

Mimowolnie uśmiechnęłam się rozbawiona. Teraz jeszcze trudniej było mi uwierzyć, że byłyśmy tą samą istotą.
- Znam kogoś, kto też tak sądzi, ale ja tak nie uważam, więc tym bardziej trudno mi uwierzyć, że jesteśmy podobne do siebie.
- Przyszedł mi za to inny pomysł do głowy. – Przyznałam - A co, jeśli zostałaś obłożona klątwą i właśnie dlatego nie możesz zdjąć tej maski i co, jeśli jak ja ci ją zdejmę to ta klątwa przejdzie na mnie i potem ja będę musiała chodzić w tej szklanej masce, aż ktoś nie przejmie jej ode mnie. Tego bym nie chciała.

- Podejrzliwość to cecha, którą ma każde z elementów Rozdarcia - Wagonik zakolebał się na silnym wietrze. - Musimy zaraz stąd uciekać. Wrogowie namierzają nas pomiędzy światami. Nie musisz tego robić. Rozumiem. Możesz wziąć to - wyciągnęła rękę ubraną w ciemną rękawicę, w której trzymała jakiś przedmiot wyglądający niczym kamień, ociosany krzemień, jak pięściaki pierwotnych kultur. - Kiedy będziesz chciała porozmawiać albo podejmiesz decyzję, ten kamień pozwoli ci się ze mną skontaktować.

- Nadal mi nie powiedziałaś jaki to jest świat, a już zamierzasz stąd uciec. - Powiedziałam z lekkim wyrzutem - I jacy wrogowie nas namierzają? Skrzydlaci?

- Tak. Wszędzie to sługi Zwierzchności. A ten świat, miałaś rację, to nasz świat - połączony, twój i mój. Nasz. Nie Rozdarty, ale Scalony. Taki, jaki powinien być.

- I Skrzydlaci rozpoczęli Apokalipsę w każdym ze znanych im światów? Niczego nie pominęli? – Zapytałam.

- Tego nie wiem. Ale mój świat, twój i kilka innych, są przez nie … niszczone. To chyba najlepiej oddaje to, co się z nimi dzieje.

- Jak je scalić w jeden świat? – Dopytywałam.

- Tego nie wiem. Myślę, że ta wiedza jest rozdzielona na wiele części i zapomniana. Nie wiem, jak ją odzyskać.

- A co wiesz? Nie żebym chciała być nieuprzejma, ale to ty prosiłaś mnie o to spotkanie i jak na razie niewiele z tej rozmowy wynika. A jeszcze do tego kończy nam się czas. – Wytknęłam nieznajomej.

- Myślałam, że te spotkanie pozwoli nam się zobaczyć.

- Ty widzisz mnie, ale ja nie widzę ciebie, a nie ufam ci wystarczająco, żeby dotykać twojej maski. - Zauważyłam.

- Więc wezwij mnie, gdy już mi zaufasz. Albo uznasz, że nie masz wyjścia. Rozumiem twoje obawy i szanuję je. Masz jeszcze jakieś pytania? Długo nie uda mi się utrzymać tego miejsca z dala od ich zmysłów. - Wyciągnęła ponownie dłoń z obrobionym krzemieniem w moją stronę.

Z lekką obawą wyciągnęłam rękę po kamień.
- Jak wygląda twój świat? Też miał w nim miejsce Fenomen Noworoczny? I jakie jest twoje miejsce w tym twoim świecie?

- Jestem łowczynią. Poluję na tych, którzy przeniknęli przez Zasłony. Potrafię znikać z ich pola widzenia i wyczucia. Jestem jedną z najlepszych w miejscu, z którego pochodzę.

Zaskoczyła mnie tym.
- Dziwne. – Przyznałam - Nigdy bym nie powiedziała o sobie, że jestem jedną z najlepszych nawet gdybym tak uważała. Jak dla mnie jesteś zbyt inna by być ze mną inną wersją tej samej osoby. Może się mylisz a może po prostu zwyczajnie mnie okłamujesz.

- A może po prostu jesteśmy innymi elementami tych samych puzzli? Albo to ty jesteś inna, niż ja? A może jesteśmy inne, bo …. Pytania mogą mnożyć się w nieskończoność. Jedne po drugich. W koło i w koło, bez końca...

- Ale to nie pomoże mi ci zaufać. – Odparłam.

- Trudno. Zaufanie przychodzi niekiedy z czasem. Co prawda niewiele go mamy, ale… nie wiem, czy ja zaufałabym sobie na twoim miejscu. Ja cię znam. Poznałam lepiej. Więc mi było prościej. A ty. Nie masz powodów, aby mi wierzyć. Rozumiem.

- W jaki sposób mnie poznałaś? - Zapytałam z lekką podejrzliwością.

- Kiedy zaczęło się Rozdarcie śniłam o tobie. Chociaż słowo śniłam chyba nie do końca oddaje to, czego doświadczyłam. Jakby nagle wspomnienia napłynęły do mnie. Nie tylko twoje. Innych … nas. Ciężko mi to wyjaśnić i opisać. Ale ty byłaś w tych … bodźcach najsilniejsza.

- Ja też śniłam o tobie i jeszcze o jednej z nas, ale to nie były wspomnienia, a raczej coś innego. I nie pozwoliło mi poznać was, waszego charakteru czy wyborów jakich musiałyście dokonywać. Nie dziw się, że jestem taka ostrożna z zaufaniem w stosunku do ciebie. Mówisz, że mnie znasz i że chcesz abym ci zaufała, a jednak dobierasz w taki sposób słowa, iż to co mówisz budzi moje wątpliwości. Nie rozumiem tego. Gdybyś mnie naprawdę znała, wiedziałabyś co powiedzieć, żebym ci zaufała.

- Możliwe. Ale czy my naprawdę znamy samych siebie? A może każda z nas jest osobnym bytem, który działa, funkcjonuje w jakiś niepojęty sposób i dopiero, kiedy nastąpiło rozdarcie, mamy świadomość istnienia siebie nawzajem. Nie znam odpowiedzi na wiele pytań. Wiem jednak kim i czym jestem i kim, i czym ty jesteś dla mnie. To o jedna odpowiedź więcej niż ty ich znasz.

- Nie mówię o filozoficzno-psychologicznych rozważaniach tylko o użytkowym podejściu do tematu. – Zauważyłam - Znasz kogoś i wiesz jakie słowa trafiają do tej osoby, więc używasz ich, jeżeli zależy ci na przekazaniu ważnych dla siebie treści. I tyle.

- Ale to, że jesteśmy sobą nie oznacza, że każda z nas jest taka sama. Najwyraźniej jeszcze nie czas i miejsce, na to, byśmy się zrozumiały.
Szklana maska odwróciła się w moją stronę. Kosz gondoli zaczął powoli opadać w dół.

- Nie powiedziałam, że jesteśmy takie same. - Zaprotestowałam ściskając w dłoni krzemień. - Stwierdziłam, że jeśli mnie znasz to powinnaś wiedzieć jak mnie przekonać, a nie zniechęcać.

- Może tak powinno być, i nie powinnam cię przekonać? Jeśli coś ma się zdarzyć, zdarzy się. Może tak miało zakończyć się nasze spotkanie. Kto to wie? A może tracimy ostatnią szansę, na ocalenie, bo nie potrafimy przemóc swoich słabości. Kto to może tak naprawdę wiedzieć.

Czy powinnam się teraz poczuć winna? Czy rzeczywiście popełniałam ogromny w swoich konsekwencjach błąd?

Koło młyńskie powoli zbliżało się do samego dołu. Światła miasta znikały, jakby pożerane przez cienie i ciemności. Jakby gondola nie tyle zjeżdżała w dół, ale przechodziła z jednego świata do innego, z jednej płaszczyzny bytu, do innej. Postać z lustrzaną maską stawała się coraz mniej wyraźna, coraz bardziej przypominała blaknący cień. Bardziej ją teraz czułam niż widziałam i wiedziałam, że potencjał tej istoty był znacznie silniejszy niż mój. Pewnie nie kłamała o tej najlepszej łowczyni w mieście.

- No cóż, przynajmniej mam to - Podniosłam krzemień do góry - żeby się w razie czego z tobą skontaktować. Wiem, że nie mamy za dużo czasu, ale muszę sobie przemyśleć to co mi powiedziałaś. - Powiedziałam nie wiedząc czy tamta w ogóle mnie jeszcze słyszała czy też mówiłam już sama do siebie.

- Oczywiście, przemyśl – Zdziwiłam się, że jeszcze mi odpowiedziała - a jak poczujesz, że już jest czas albo będziesz chciała pomówić, wystarczy, że przywołasz magię tego kamienia. Bądź w zdrowiu i ostrożna. Bo przeczuwam, że będziesz niedługo potrzebowała wiele mocy i wytrwałości.

Nie odpowiedziałam jej. Zamiast tego skupiłam się na powrocie do swojego ciała. Miałam nadzieję, że uda mi się do niego powrócić bez niespodzianek.
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."

Ostatnio edytowane przez Ravanesh : 18-06-2023 o 18:22.
Ravanesh jest offline  
Stary 25-06-2023, 08:53   #97
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
VANNESSA BILLINGSLEY

Kiedy tylko wzięła bukiet do ręki, kolce przebiły jej dłonie, a bukiet załkał głośniej. W jedno uderzenie serca, róże wpiły się w ciało Druidki i ich kolce wrosły w skórę na dłoni Vannessy. Ale to trwało tylko krótką chwilę, bo kiedy się obudziła, nie czuła ani bólu, ani strachu, jaki przez chwilę jej towarzyszył gdy wyjący bukiet wrastał w jej ciało.

Obudziła się, czując że całe ciało i ubranie ma przepocone. Było niezwykle gorąco, upalnie i duszno, a przez okno wpadał do środka blask dnia. Czuła, że ciało ma odwodnione, więc musiała spać dość długo. Ale przynajmniej minęło zmęczenie. Chociaż wrócił głód.

Pod oknem słyszała śmiech bawiących się dzieci. Jakże niepasujący do czasów apokalipsy. Gdzieś, niedaleko jakaś kobieta kłóciła się z jakimś mężczyzną, zarzucając mu małostkowość i nieczułość i wyznając, że „anioły nie wzięły go do diabła”.

Nie miała pojęcia co dalej.

Mogła zostać tutaj, w tym azylu Towarzystwa. Doczekać tych dni, które dali im Skrzydlaci. Mogła zająć czymś swoje ciało, swoje ręce i swój umysł. Walczyć o kolejne godziny czy dni w kurczącym się czasie, jaki im pozostał.
Znała anioły. Nie wiedziała skąd, ale je znała. Czuła, że nie ustąpią i że zakończą to, co zaczęły, jakby się nie starała i jak by ich nie błagała.

Potrzeba fizjologiczna wygoniła ją z pokoju. A kiedy z niego wyszła zobaczyła stojącą tuż przy drzwiach osobę.

To była … Brygid Jensen. Jej „wybawicielka” z zamku Fae. Jej towarzyszka z podróży do Londynu. Ta, która została aby walczyć z draughami, kiedy portal otworzony w panice, przeprowadził Vannessę do tego miejsca, w których chyba … utknęła.

- Wyglądasz jak siedem nieszczęść – powitała ją Brygit w dość nieuprzejmy, wręcz męski sposób. – Ale w sumie ja pewnie wyglądam podobnie.

Wyciągnęła w jej stronę kubek z którego sama wcześniej coś popijała. Nawet z odległości trzech kroków, jaka oddzielała Vennessę od Brygit, druidka wyczuwała alkoholowy zapach.

- Towarzystwo dobrze cię traktuje?

Czyżby faktycznie ta nefilimka martwiła się o Vannessę, czy też za tym pytaniem tkwiło jakieś drugie dno.


EMMA HRCOURT

Powrót do ciała zawsze przypominał wskoczenie w za ciasne ubranie. Takie z mięsa i wypełniających ciało brudów zalegających w jelitach. Nigdy nie było niczym przyjemnym. Boleśnie przypominał, jak bardzo ogranicza ludzi ich ciało. Jak bardzo wiele narzuca łańcuchów i potrzeb. Takich fizycznych, często brudnych potrzeb.

Powrót do ciała był niczym gwałtowne wynurzenie się z głębiny lub nagłe przebudzenie z przyjemnego snu. Nie był niczym fajnym.

Ale ten stan, trwający zazwyczaj kilkanaście sekund, łagodziła tym razem obecność Fincha.

O’Hara siedział obok Emmy i nawilżał jej delikatnie usta namoczoną w chłodnej wodzie szmatką. Widząc, że wróciła, posłał jej ciepły uśmiech, który rozjaśnił również jego oczy.

- Trochę to trwało – powiedział, dając jej dojść do siebie, co zazwyczaj trwało kilka minut, nim duch przypominał sobie o tym, jak działają mięśnie i motoryka ciała. – Już się zastanawiałem, czy nie wskoczyć za tobą.

Przetarł jej czule spocone czoło. Miała nadzieję, że inną szmatką. Jej twarz jeszcze nie była w stanie działać prawidłowo, podobnie jak z ust nie był w stanie wydobyć się żaden dźwięk. Ale O’Hara zgadywał o co chciała zapytać.

- Osiemnaście godzin. Tyle czasu cię nie było.

Skończył ocierać jej ciało i cierpliwie poczekał, aż zdoła się poruszyć, a gdy już była w stanie pić, podał jej kubek wody.

Płyn wydawał się chłodny i niesamowicie ożywczy, gdy Emma przełykała go małymi łyczkami. Podróż astralna zawsze zabierała mnóstwo energii. Między innymi dlatego ludzie jej nie lubili.

- Zbieraj siły, Emm. A ja opowiem ci, co się tutaj działo. A potem ty opowiesz mi o swojej podroży.

To wydawał się dobry pomysł.
Oczy Fincha wydawały się poważne i skupione.

Wiedziała dlaczego. Korzystał z jej daru Wyczucia, aby przyjrzeć się jej uważnie. Dopatrzyć oszustwa, opętania, złodzieja ciał. Nawet dyskretnie, niby przy ocieraniu szmatką czoła, użył wyświęconej wody, która miała zdemaskować potencjalny Pomiot Piekielny, który miałby okazję pokonać Emmę i zająć jej miejsce, podszywając się pod podróżniczkę astralną. O’Hara nie ryzykował niespodzianek. Zweryfikował wszelkie potencjalne oszustwa, jakie mogli zastosować Złodzieje Ciał, upewniając się, że ona to ona i nic więcej.

- Zatem. Tutaj nudy. Problemy z uchodźcami, z dzieciarnią z sierocińca, z Vannessą nie. Spała jeszcze trzy godziny temu. Co jakiś czas byłem koło niej, a tutaj pilnował cię Aniołek. Kilka razy musiałem pogonić Gemmę. Lubię tę małą. Chodzi koło ciebie, jakbyś była pępkiem świata. Gdyby była facetem, oczywiście nieco starszym i przystojniejszym ode mnie, mógłbym poczuć się zazdrosny. No, ale moja uroda, jak to się mówi, jest unikalna. Jak rzeźby Picassa. Niby krzywa, a jakaś taka magnetyczna. Nie to co twoja. Twoja jest klasycznym przykładem piękną. Żadnych krzywizn i takich tam. Kto tylko spojrzy pomyśli - niebiosa, jaka ona jest piękna.

Zamęczał ją, bo nie mogła zripostować. Dopiero gardło wracało do sprawności.

- Dobra. Wracając. Wszystko tutaj jest w stagnacji. A ja mam coraz więcej tego, co potrzebuję. Myślę, że jutro zaczniemy wdrażać główny plan w działanie. Kopaczka i Brygit chcą nam pomóc. Aniołek i reszta Towarzystwa też. Nie wiedzą, co planujemy, ale wiedzą, że mamy coś w zanadrzu. Aha. I jest coś jeszcze. Coś bardzo przykrego i smutnego. Jesteś gotowa to usłyszeć?

Oczy Fincha były teraz naprawdę poważne, a to zdarzało się mu niezwykle rzadko. I były też wypełnione smutkiem i gniewem.
Ale emocje te ustępowały, gdy patrzył na Emmę.
Wtedy oczy te rozjaśniało ciepło i uczucia, które są marzeniem wielu innych ludzi. Marzeniem o tym, aby ktoś spojrzał na nich takim pełnym miłości wzrokiem, jakim właśnie patrzył Finch na Emmę. A było w tym tyle uczuć, że aż Emmie przeszło przez myśl, czy znów nie przetestować O’Harę pod kątem, czy ktoś go nie podmienił, kiedy ona wędrowała przez astralne plany rozpadające się wokół Londynu.

O’Hara ujął jej dłonie w swoje. Czuła jego energię. Ciepłe mrowienie mocy wypełniającej to szczupłe, wręcz chude ale żylaste i silne ciało.

Faktycznie.

Ludzie mieli rację.

O’Hara nie był człowiekiem, podobnie jak nie była nim Emma, Kopaczka czy inni ludzie obdarzeni mocami.

Ale Nexus był czymś więcej. I teraz, powoli przechodząc z percepcji astralnej na ludzkie, ograniczone zmysły, dostrzegła tę jego wyjątkowość. Pełną sprzeczności wyjątkowość. Mądrość i głupota. Miłość i gniew. Ciepło i dystans.

Dłonie Fincha pozwoliły jej zebrać siły, zakotwiczyć się znów w tym świecie.
O’Hara czekał na jej odpowiedź na ostatnie zadane przez niego pytanie.
 
Armiel jest offline  
Stary 10-09-2023, 20:41   #98
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Udało mi się wrócić i to bez niespodzianek, a przynajmniej tak mi się wydawało. Wróciłam jako ja, do mojego ciała, więc już te dwie rzeczy oceniłabym jako sukces. Potem jednak dostrzegłam Fincha i się lekko zmartwiłam, bo jego obecność tutaj od razu skłoniła mnie do próby wywnioskowania co mogło sprawić, iż siedział przy moim opuszczonym ciele zamiast pilnować Vannessy. On sam zdawał się być nienaruszony, w dobrym zdrowiu, więc to nie mogło być nic wstrząsającego jak kolejny atak sił anielskich czy demonicznych. Po co w takim razie tutaj siedział i gdzie podziewała się Druidka? Na szczęście zanim nawet zdołałam zapanować nad aparatem mowy i wyartykułować moje pytania Finch sam tknięty niesamowitą intuicją mi na nie odpowiedział.

Okazało się, że po prostu się martwił, bo moja przygoda w świecie astralnym trwała osiemnaście godzin. Mnie wydawało się, że nie było mnie przez godzinę, góra dwie. Na szczęście dla niego Finch postanowił mi zaufać i nie władował się za mną w astral próbując przybyć mi z pomocą niczym jakiś cholerny rycerz na białym rumaku, bo w takim wypadku musiałabym się obrazić za taki brak wiary we mnie.

Zrelacjonował mi krótko co się działo podczas mojej nieobecności złe wieści zostawiając na koniec. Widziałam już po jego minie, że coś było nie tak, ale nie naciskałam, w sumie to nie mogłam naciskać, bo sobie po prostu leżałam niczym tłumok brudnych rzeczy do prania czekając aż wróci mi czucie i będą w stanie ruszyć tyłek.

Chwyciłam mocniej dłonie Fincha i przy jego pomocy podjęłam próbę dźwignięcia się do pozycji siedzącej. Wolałam przyjąć złe wieści przynajmniej częściowo wyprostowana.

- Po prostu mi to powiedz. - Powiedziałam nadal nie do końca sprawnie posługując się słowami. Mogłam tylko mieć nadzieję, że nie bełkotałam za bardzo i Finch był w stanie mnie zrozumieć. - Nie pytaj, czy chcę to usłyszeć, bo w tym czasie zdążę już sobie wymyślić co najmniej kilka niezbyt przyjemnych scenariuszy i przez tę krótką chwilę poczuć się tak jakby wszystkie się wydarzyły.

Po tym dłuższym zdaniu musiałam sobie zrobić pauzę.

- Anioły dopadły Furyego. Wystawiły jego ciało na drzewie, kilkanaście metrów za barierą.
Kiedy Finch upewnił się, że już siedziałam stabilnie podał mi kubek z wodą.

Zacisnęłam usta po usłyszeniu tej wiadomości. Wzięłam od niego kubek i upiłam kilka małych łyczków.

- Nie wierzę. - Powiedziałam cicho. - Przecież to niemożliwe. Nie można “dopaść” Fury’ego.

- Najwyraźniej można. Jeśli on tego chciał. Może … może uważał, że to będzie dla nas korzystne. Nie wiem. Ciężko mi o tym mówić. Lubiłem go.

- No właśnie o tym mówię. To by oznaczało, że on tam sam poszedł. Za barierę, żeby… - Urwałam. - Po co? Dlaczego miałby coś takiego zrobić?

- Nie wiem. On czasami robił rzeczy tak, że nikt go nie rozumiał.

- Ale robienie dziwnych rzeczy to jedno a pójście na pewną śmierć to zupełnie co innego. Nie wiem, nie rozumiem tego, wszystkie decyzje, które Ernest podejmował ostatnio z mojego punktu widzenia nie mają najmniejszego sensu. Pewnie nie dostrzegam całości, ale na razie trudno wyciągnąć jakiekolwiek wnioski. - Odstawiłam kubek gdzieś na bok i ukryłam twarz w dłoniach.

Przytulił mnie delikatnie i pocieszająco, ale nie natarczywie. Nic nie mówił. Przez chwilę siedziałam w tej pozycji przyciskając dłonie do twarzy. Milczałam. Później przeniosłam ręce ze swojej twarzy i objęłam Fincha w pasie.

- Wydaje mi się, że spartoliłam sprawę. - Wymamrotałam. - Może zamiast pomysłu z wędrówką powinnam zostać i szukać Ernesta aż do skutku.

- Nie chciał być znaleziony. Nie wiem dlaczego. Nic byś nie osiągnęła. Nie obwiniaj się - pogłaskał mnie po plecach pocieszająco. - Kiedy załatwimy sprawę, on znów będzie żył.

- Cholera, cholera, cholera - Powiedziałam ze złością - Obwiniam siebie. Oczywiście, że obwiniam siebie. I jego. Jego też obwiniam. Najpierw uwierzyłam mu co do Szeptacza, a okazało się, że nie powinnam. Więc się zastanawiałam czy Ernest się pomylił? Czy jego moc go zwiodła? Nawet przyszło mi przez myśl, że może zmienił strony, bo wiedział, że nie mamy szansy wygrać, więc postanowił dołączyć do zwycięzców. Ale teraz kiedy poszedł na pewną śmierć myślę, że może po prostu my nie mamy szans i on o tym wiedział. Dlatego wpuścił tutaj Carra i sam poszedł do Skrzydlatych, bo chciał ludziom tutaj i sobie dać szybką śmierć, bo wiedział, że później będzie tylko gorzej.

Wysunęłam się z objęć Fincha i spojrzałam na niego oczami wypełnionymi desperacją i odrobiną łez.

- Takie myślenie to coś, czego nie robimy. Wolę wierzyć, że Fury miał plan, niż że widział naszą przegraną i się poddał. - Westchnął.

- Ja mam dla kogo i za kogo walczyć. Zawsze miałem, ale teraz ta walka stała się bardziej osobista. Niemal prywatna. Wiem, że i ty, Emm, dasz sobie radę to przepracować. A jeśli będzie trzeba, weźmiemy resztkę wina i uczcimy jego śmierć stosownym pożegnaniem.

Otarł mi łzę z policzka i delikatnie pocałował w czoło. Szybko jednak odsunął się, chociaż niezbyt daleko.

- Mów, jaki miałaś spacer w chmurach? - Zmienił temat, najprawdopodobniej po to, aby odciągnąć mnie od ponurych myśli o Erneście.

Zmarszczyłam czoło przez chwilę przetrawiając jego słowa. Nie lubiłam zostawiać w ten sposób niedokończonych myśli. Przez chwilę zastanawiałam się czy kontynuować temat czy odpuścić i w końcu zdecydowałam się na to drugie.

- Skrzydlaci polują i w tym i w tamtym świecie. Eliminują także istoty przebywające na planie astralnym, ale dzięki twojej pomocy udało mi się ich oszukać i znaleźć ją. - Westchnęłam. - No i to byłby mój jedyny sukces, bo mam wrażenie, że całą resztę zawaliłam. - Znowu westchnęłam.

- Finch, co ja robię nie tak z moim życiem?

Zaniemówił przez chwilę.

- Akurat mi chcesz zadać to pytanie? Naprawdę? Bo ja chyba jestem wzorem do naśladowania i wiem w jaką stronę podążam?

Westchnął ciężko.

- Jak dla mnie, wszystko robisz jak należy. Czyli po swojemu. Ale te twoje "po swojemu" jest najczęściej bardzo efektywne. A co nie tak robisz z życiem? To już?

Zadał to pytanie jakby liczył na jakąś odpowiedź, bo zamilkł i wpatrywał się we mnie z dziwną czułością.

- Co już? Nie rozumiem. - Spojrzałam na niego skonfundowana - To może wyjaśnię ci o co mi chodziło, kiedy o to pytałam, bo chyba źle mnie zrozumiałeś. Wychodzi na to, iż moje alternatywne “ja” posiadają więcej mocy i więcej wiedzy niż ja sama, więc się zastanawiam co spierdzieliłam w życiu, że nie udało mi się dotrzeć tam, gdzie one. Teoretycznie zaczynałyśmy podobnie, z podobnym potencjałem, ja jednak jestem tutaj, a one gdzie indziej. - Zaakcentowałam moje słowa rozkładając ręce w geście poddania.

- Już czas pytań, jakie zadają sobie starsi ludzie, gdy czują swój wiek - Zażartował chyba wyjaśniając mi o co mu chodziło z jego pytaniem - Ale teraz rozumiem, że zaczynasz opowieść o tym, co się działo w astralu?

- Właściwie to kończę moją opowieść o tym co się działo w astralu, bo już przeskoczyłam do wniosków jakie wyciągnęłam. - Stwierdziłam - Zamaskowana obwieściła, że jest alternatywną mną z innego świata i wie o mnie ze swoich snów. Nasze światy zostały rozdarte a my wraz z nimi i teoretycznie jak się “połączymy” to wszystko będzie tak jak być powinno.

Zmieniłam nieco pozycję i zaczęłam się delikatnie rozciągać, aby sprawdzić w jakim stanie są moje mięśnie i ciało.

- Tylko, że to mnie nie przekonało. - Kontynuowałam - To całe gadanie, że ona jest mną a ja nią. Nie wiem. Pewnie jestem zbyt nieufna, ale nie czuję tego zupełnie. To co ona mi mówiła, w jaki sposób mówiła. Nie czułam, żeby to było w moim stylu. Szczerze mówiąc to bardziej mi przypominała ciebie niż mnie. - Spojrzałam nieco podejrzliwie na Fincha, jakby był odpowiedzialny za wycięcie mi jakiegoś numeru.

- Mnie tam nie było. - Pokręcił głową. - Chociaż bardzo chciałem. Musiałem co jakiś czas łazić do naszej irytującej druidki. A co do twojej intuicji. Zawierz jej. Nigdy chyba cię nie zawiodła, prawda? W kuchni czeka na ciebie zapiekanka z warzywami. Schowałem ci zacną porcję. Siadł agregat w lodówce i musieliśmy szybko pozbyć się warzyw. Ogólnie z jedzeniem nie jest najlepiej, dlatego będziemy musieli w miarę szybko zająć się naszym planem.

- To mam iść jeść czy opowiadać? Czuję, że jednak muszę zacząć opowieść od początku żebyś wiedział co tam się wydarzyło, bo potrzebuję czyjejś wyważonej opinii.

- Myślę, że przy jedzeniu spokojnie możemy pogawędzić. Chyba że nie jesteś głodna. Wtedy pogadamy tutaj.

- Pewnie jestem głodna, w końcu minęło sporo czasu od ostatniego posiłku, chociaż mój żołądek jeszcze tego nie zarejestrował. Chodźmy do kuchni, bo zakładam, że jak moja fizjologia wróci do normy to zacznie mi burczeć w brzuchu

- To ruszajmy. Pomóc ci wstać? Czy dasz radę?

Przewróciłam oczami i wyciągnęłam do niego rękę. W tej sprawie akurat potrzebowałam pomocy i nie zamierzałam się wzbraniać przed jej otrzymaniem. Wolałam, żeby mnie przytrzymał niż żebym w ramach swojej dumy pierdolnęła o posadzkę.

Kiedy Finch pomógł mi wstać nadal trzymając się jego kurczowo sprawdziłam, czy ustoję na nogach czy też rąbnę o podłogę.


Dałam radę, ale Finch chętnie przytrzymał mnie bliżej siebie. Wspomógł mnie swoim ciałem, pozwalając mi mocno oprzeć się na nim. Nie robił tego nachalnie, ale z troską.

- Wiesz co? Mój pobyt w świecie astralnym nie wpłynął w żaden sposób na postrzeganie przeze mnie naszej relacji, i jeśli nie wpłynął także na ciebie to nie musisz być tak przesadnie wrażliwy. - Nie wytrzymałam i po prostu musiałam skomentować to jego obchodzenie się ze mną jak z jajkiem i to do tego jeszcze złotym.

- Nie chcę się narzucać, a nie wiem, jak reagujesz po wędrówkach astralnych. Nie miałem okazji wcześniej cię widzieć po takim rytuale.

- To znaczy jakiej konkretnie reakcji się spodziewasz? Nic mi nie jest poza pewnym odrętwieniem i wrażeniem jakbym ubrała nie do końca dopasowane ubranie, przy czym to ubranie to moje własne ciało.

- Ja na przykład mam potem przez kilka minut problem z błędnikiem. Mój znajomy wymiotował, jak po ostrej libacji. Jedna dawna znajoma z MR-u bełkotała. I znałem też kogoś, kto potrafił, przepraszam za dosadność, sfajdać się w spodnie. Wolałem być blisko. Tak na wszelki wypadek. Ty znosisz powrót całkiem dobrze.

- Nie no, w takim wypadku to powinieneś być właśnie daleko. - Zakwestionowałam jego wypowiedź.

Roześmiał się.

- Celna uwaga, ale dla ciebie jestem w stanie zrobić wyjątek. Zresztą nie zakładałem, że narobisz w pantalony. Bardziej martwiło mnie osłabienie czy jakieś inne takie tam - Machnął ręką. - Nie zsikałaś się, a to już sukces.

Postanowiłam tego nie komentować.
- Może to dlatego, że ta podróż była inna. Dziwna. Przez większość czasu miałam wrażenie, jakbym była na planie fizycznym a nie astralnym. Przypuszczam, że zawdzięczam to Zamaskowanej i jej zdolnościom.

- Albo Rozdarciu i temu, co się dzieje. Ja odnoszę wrażenie, że świat realny i astralny są tak blisko, jak nigdy dotąd. Niemal stanowią jedność.

- Możliwe. - Zgodziłam się - Do tego ona zabrała mnie w takie miejsce, które ogólnie wyglądało jak normalne miasto.

- Zaraz mi wszystko wyjaśnisz.

Poszliśmy do kuchni i kiedy już się najadłam, nabrałam sił, dzięki czemu mogłam sprawdzić Fincha moją mocą Wyczucia, tak na wszelki wypadek oczywiście, opowiedziałam mu wszystko co mi się przydarzyło podczas mojej podróży w świat astralny. Starałam się przy tym pohamować opisywanie moich własnych przemyśleń i odczuć, aby przekazać jak najbardziej obiektywny przebieg zdarzeń, żeby Finch mógł powiedzieć mi co o tym wszystkim sądził bez sugerowania się moimi wrażeniami.

- Czyli nie jesteś przekonana, że ta Lustrzanka, to ty, tak? Tylko ty z innego wymiaru? Dobrze rozumiem? - Zapytał, kiedy skończyłam opowiadać uświadamiając mi, że poległam podczas próby nieprzekazywania mojego osobistego komentarza streszczając mu spotkanie z Zamaskowaną.

- Jak poznałam Gemmę, bo teraz zakładam, że ona też musi być tą jedną z Oddzielonych ja, to czułam się inaczej. Czułam tą wspólnotę, a w przypadku Zamaskowanej nic takiego nie miało miejsca. Wręcz przeciwnie czułam pewną obcość, brak wspólnej płaszczyzny. To znaczy nie czułam się przez nią zagrożona ani nic w tym względzie, ale cały czas myślałam: ja bym tak tego nie zrobiła, ja bym tak tego nie powiedziała. Na przykład fakt, iż ona powiedziała, że jest najlepszą Łowczynią w mieście, nigdy bym czegoś takiego nie powiedziała nawet jakbym tak uważała. Albo to całe gadanie, że sama muszę odkryć tajemnicę i dlatego powinnam zdjąć jej maskę brzmiało dla mnie bzdurnie. Jeśli dobrze pamiętam to ty coś takiego mi powiedziałeś kiedyś i wtedy też to uważałam za absurdalne. - Poddałam się po prostu i zaczęłam tłumaczyć się z moich odczuć względem tajemniczej rozmówczyni w masce.

Odsunęłam od siebie lekko talerz, żeby nie grzebać w nim widelcem. Zjadłam już wszystko a nadal lekko odczuwałam głód. Wiedziałam jednak, że nie zostało nam wiele jedzenia i nie powinnam sobie dokładać.

- Już ci mówiłem, Emm. Działaj kierując się swoją intuicją. Jeśli jej nie ufasz, nie ufaj. Daj sobie czas. Co prawda nie mamy go zbyt wiele, ale … ja ufam tobie. Że wybierasz rozważnie i kierujesz się zawsze tym, co najważniejsze. No i sprawą. Zawsze uparta, co? - Mrugnął. - Chcesz kawy? Bo wydaje się, że chwilę pogadamy.

- Chętnie się napiję. - Przyznałam. - A co do mojej intuicji to między innymi dlatego ci to wszystko opowiadam, żeby sprawdzić czy moja paranoja i nieumiejętność zaufania nie prowadzi mnie tym razem na manowce. Może nie powinnam odrzucać ewentualnej pomocy w tak trudnej sytuacji w jakiej się znajdujemy. Jak myślisz? - Zapytałam naprawdę zatroskana.

Finch O'Hara wstał i zakręcił się koło małej kuchni na zapleczu. Stał tam archaiczny, osmalony zaparzacz do kawy.

- Myślę, że nie możemy teraz pozwolić sobie na pomyłki. - Zgodził się niejednoznacznie, szybko jednak dopełniając swojej odpowiedzi. - Jeśli nie ufasz Lustrzance, to niech tak będzie. Jeśli zmienisz zdanie, masz ten grot czy też kamyk. Właśnie? Gdzie on jest? Mogę rzucić na niego okiem?

- Nie mam pojęcia. - Przyznałam. - Dostałam go tam, więc nie wiem, jak miałabym przetransportować go tutaj. A co do pomyłki to cały problem stanowi to jak zdecydować co może być pomyłką a co nie.

Wzruszył ramionami.

- Normalnie, jak zawsze. Decydujesz i tyle. Na tym polega trudność tej sztuki.

Po zapleczu rozszedł się przyjemny aromat zaparzonej kawy.

- Ten przedmiot musiał zostać gdzieś w pokoju, albo w świecie astralnym albo w kieszeni twojego ubrania. Może masz nowe znamię albo coś. Ja tam nigdy niczego w świecie astralnym nie brałem i nie dostałem poza łomotem od jednego Pomiotu, ale to inna opowieść. Ale słyszałem, że część najpotężniejszych artefaktów trafiających na nasz świat pochodzi właśnie z innych planów lub z astralu. A wracając do Lustrzanki. Wiesz, uważam, że jeśli jej zależy lub chce w coś pogrywać, spróbuje znów na ciebie wpłynąć. I jeśli chcesz znać moją opinię, ja nie ufam nikomu, kto nosi maski w momencie, gdy chce nawiązać współpracę.

- Albo dla “najlepszej Łowczyni w mieście” czas nie płynie linearnie i ten grot jest czymś co jest ze mną już od pewnego czasu. - Powiedziałam z przekąsem nawet nie ukrywając ironii w określeniu, którego użyłam dla Zamaskowanej. - I masz rację. Jak jej zależy to będzie próbowała dalej, a noszenie maski jest sprzeczne z okazaniem szczerych intencji.

- A teraz daj mi chwilę. - Poprosiłam i skupiłam swoją moc Wyczucia na sobie próbując zlokalizować coś co mogło się zmienić w mojej aurze po spotkaniu z Zamaskowaną i w ten sposób namierzyć podarowany mi przedmiot.

Niczego nie wyczuła, poza pulsującą, niemal niezauważalną anomalią gdzieś w okolicy prawej dłoni. Finch przez ten czas, w skupieniu i ciszy, dokończył parzenie kawy i sprawnie rozlał ciemny napój do dwóch kubeczków.

Rozluźniłam się i wyciągnęłam do Fincha prawą dłoń.

- To chyba jest gdzieś tutaj. W mojej prawej dłoni, ale na innym planie.

- Faktycznie. Masz tam coś co wygląda jak znamię lub tatuaż. Ma kształt grotu do strzały i … kurde. Masz to pod skórą. To nie tatuaż. Mam to wyciąć? Ale wtedy Aniołek musi cię szybko uleczyć, bo to prawa ręka.

- Co?! - Zawołałam oburzona i zniesmaczona - Mam to pod skórą? Fuuj. No jak chcesz to sobie obejrzeć to musisz to wyciągnąć.

- Wyciąć. Ale potrzebujemy bandaża i Ojczulka. Idę po Aniołka. Napij się kawy, a tam, za puszkami masz flaszkę whiskey. Też się może przydać.

- Mam się nią odkazić z zewnątrz czy od wewnątrz? - Zapytałam idąc w kierunku wskazanej półki.

- Jak wolisz. Ja, gdyby mnie ktoś kroił, zrobiłbym to, że tak powiem, obustronnie. - Odparł i wyszedł z pomieszczenia.

- Taa, przecież ty lubisz, jak cię kroją. - Mruknęłam za nim i nalałam sobie odrobinę whiskey do szklaneczki. Nie przesadzałam, bo nie wiedziałam, jak alkohol wpłynie na mnie po podróży astralnej. Łyknęłam sobie ze szklaneczki a później zajęłam się popijaniem kawy.

Finch i Aniołek wrócili po dłuższej chwili.

- Emma ma coś w ręce. Wytnij jej to i ulecz, dobra. - Rzucił Finch.

Aniołek kiwnął głową i wyciągnął do mnie dłoń. O nic nie pytał, więc chyba Finch wprowadził go w sprawę wcześniej a polecenie o wycięciu było wypowiedziane bardziej na mój użytek. Ojczulek wyjął mały nóż chirurgiczny z kieszeni płaszcza, z którym się nie rozstawał.

- Jesteś gotowa? - Zapytał, podczas gdy O'Hara zajął się kawą.

- Dlaczego nosisz nóż chirurgiczny w kieszenie Aniołek? - Zapytałam zaskoczona, bo trochę mnie to zaniepokoiło.

Odpowiedział tylko szerokim, wcale nie uspokajającym uśmiechem. Potem dodał jednak:
- Mam tam cały futerał z najważniejszymi narzędziami. Nożyczki, lancet, szczypce i tym podobne rzeczy. Mała, podręczna apteczka.
Odchylił połę płaszcza i pokazał coś, co wyglądało jak kabura na obrzyna.
- Mogę ciąć?

- Normalnie boję się odmówić. - Podałam mu prawą dłoń a lewą zacisnęłam na krześle.

Zabieg poszedł szybko. Cięcie, szczypce, wyciągnięcie "ciała obcego" z krwawiącej rany a potem odrobina płynu, który wypalił ranę żywym ogniem i następnie lekki dotyk i ciepło z palców Aniołka, które zasklepiło ciało. Na stole, przed nami, leżał zakrwawiony, znany mi już kawałek metalu. Tutaj wyglądał niczym grot strzały. Dziwny. Stary. Żelazny i budzący we mnie dziwne i niespokojne emocje.

- Dobra. Wszystko ok. Zegnij palce i zobacz czy wszystko jest w porządku.

Posłusznie, niemal odruchowo zgięłam i wyprostowałam palce prawej dłoni cały czas wpatrując się w grot.

- Chyba wszystko działa, jak powinno. - Bardziej zapytałam niż odpowiedziałam

- Jest w porządku. - Aniołek przyglądał się uważnie mojej aktywności. - Umyj dłoń z krwi. I nic tu po mnie. Mogę spytać, jak to paskudztwo znalazło się w twojej dłoni. Wiesz, że to metal z piekielnych kuźni, prawda? Wibruje negatywną energią Pomiotów.

- Pamiątka z wycieczki. - Wstałam i posłusznie poszłam dokładnie obmyć dłoń.

Po chwili wróciłam do stołu, zajęłam swoje miejsce i znowu wbiłam wzrok w ów przedmiot.

Paskudny. Mroczny. Niepokojąco znajomy. I nie chodziło tutaj o to, że widziałam go w świecie astralnym. Po prostu, budził jakieś nieprzyjemne emocje lub nawet wspomnienia. Widok tego czarnego, porowatego kawałka metalu powodował, że mimo upału, robiło mi się zimno.

- Faktycznie, paskudztwo. Jakby miało nóżki, waliłbym laczkiem. Aż dziwne, że tego nie wyczułem - Mruknął Finch, wyraźnie zły na siebie.

- Widzisz. Teraz to już nie tylko pytanie czy zrobiłam źle czy też dobrze odmawiając zdjęcia maski z Zamaskowanej. Kolejne pytanie to takie czy zrobiłam dobrze zgadzając się to - wskazałam grot podbródkiem - przyjąć?

- Chyba wiem co to jest - Finch usiadł naprzeciwko z kawą w dłoniach i spoglądał na kawałek metalu z namysłem. - Ale muszę ... kurde. Nie wiem, jak to zweryfikować.

- To mów, co podejrzewasz! - Wypaliłam dość emocjonalnie czy też nawet nieco histerycznie. - Bo dla mnie to wygląda niepokojąco znajomo, ale nie wiem skąd miałabym to znać.

- Chyba wiem, to nie to samo co jestem pewien - Mruknął w taki sposób, w jaki zawsze to robił, gdy coś go dręczyło i nie dawało spokoju. - I nie wiem, jak potwierdzić moje przypuszczenia. Przydałaby mi się biblioteka Towarzystwa. Ale nie ma szans, aby do niej dotrzeć o ile ocalała w tej całej pożodze. Po mojemu to grot nazywany strzałą diabłów. Metal, z którego go zrobiono, jest w stanie zgładzić każdą istotę - boskie relikty, anioły, arcydemony. Wszystko. Wzmianki o tego typu broni pojawiają się w zaledwie kilku fragmentach bardzo rzadkich ksiąg mistycznych i okultystycznych. Każdy grot mógł zostać użyty tylko raz, a metal potrafi uwięzić, esencję czy tam duszę zabitej istoty w ten sposób uniemożliwiając tym najpotężniejszym powrót. Kiedyś interesowałem się tym zagadnieniem, ale nigdy nie dane mi było trafić na ślad grota. Niejasne wzmianki mówią o tym, że panteon, który znamy teraz, dzięki tym strzałom złamał potęgę istot, które były kiedyś. Zapewne tych, których my znamy pod nazwą Zapomnianych.

Mruknął poirytowany.

- Tylko cholera mnie bierze, bo nie jestem w stanie potwierdzić mojej hipotezy. Normalnie siadłbym z książkami, poszperał, poczytał, zaczął łączyć wątki i … Pierdzielona apokalipsa. Nie cierpię was, skrzydlate gnojki - Skierował głowę w stronę małego okienka, przez które wpadało do naszego zaplecza jasne światło dnia.

- Ufff, też już myślałam, że polecisz tekstem jak ta Zapomniana zamaskowana na temat samotnego odkrywania tajemnicy i nic mi nie powiesz o tym grocie. - Pozwoliłam sobie na małe przekomarzanie próbując ukryć fakt, że moja wiedza na temat, o którym mówił Finch była znikoma.

- A jeśli nie możemy potwierdzić twojej hipotezy to mamy dwa wyjścia: albo uznać, że to - znowu wskazałam grot - nie jest tym o czym myślisz albo że jest. Jeżeli nie jest, to trzeba się zastanowić co to w takim razie może być, a jeżeli jest, to znowu wyskakują kolejne pytania. Skąd Zamaskowana to ma? Co chciała osiągnąć mi to pokazując i przekazując? No i ostatnie pytanie. Czy można tego jeszcze na kimś użyć czy też jest tam już zamknięta czyjaś esencja?

- Jeżeli to to, co zgaduję, to nie, nie można użyć. Zostało użyte i ma w sobie coś zabitego, tak na amen, ale w innym rozumieniu słowa "śmierć" niż rozumiemy je my, ludzie. To zapewne coś potężnego, bo tego metalu nie marnowano na byle jakie istoty.

Zmrużył oczy, niczym stary kocur i zaczął się intensywnie mi przyglądać. Jego tęczówki lekko zalśniły, a fragment widocznej na piersi pieczęci Jehudiela zalśnił wyraźnie, mimo tego, że tam, gdzie siedzieliśmy, było jasno.

- Uff - Światła zgasły a Finch westchnął wyraźnie zadowolony ze swojego "zerknięcia".

- Myślałam, że już mnie dokładnie sprawdziłeś zaraz po tym jak wróciłam. Opuszczasz się w podejrzliwości w stosunku do mnie panie O’Hara. - Odwzajemniłam mu intensywne spojrzenie. - Czy zatem można sprawdzić czyja esencja tam jest? To by nam odpowiedziało na pytanie czy ten grot jest tym, czym ci się wydaje, że jest.

- Nie badałem ciebie, lecz grot i wasze powiązania, pani Harcourt - Mrugnął. - Pomyślałem, że może to, że grot był w twoim ciele to znak, że, no nie wiem, kiedyś zabił kogoś kim byłaś, czy coś. Ale nie. Coś w nim jest. Miota się, niczym burza uśpiona w szklance wody.

- Pani Harcourt to moja matka panie O’Hara a nie ja. - Sprostowałam - A co do esencji to podejrzewałabym raczej, że to ktoś zgładzony przez Zamaskowaną i dlatego pytałam, czy jesteśmy w stanie stwierdzić kto tam w środku siedzi?

- Raczej nie, panno Harcourt - Uśmiechnął się pod nosem. - I, zważywszy na sytuację społeczną, to ja też chyba jestem bardziej paniczem O'Hara czy coś. Nigdy, jako Irlandczyk, nie potrafiłem połapać się z tymi konwenansami. I jak się okazuje, nie ma to w sumie większego znaczenia. Wracając do tematu - Spojrzał na kawałek metalu - nie wiem co tam siedzi, ale wiem, że było czymś paskudnym i złym. Albo sam przedmiot i jego aura emanują tą paskudnością i złem. Nie wiem.

- Ale nie wylezie z tego? - Zapytałam zaniepokojona. - Bo nie chciałabym, żeby się nagle okazało, że ten grot właśnie traci termin przydatności do użycia i wtedy na przykład pęka i uwalnia uwięzioną istotę. Kurde, nie powinnam tego ze sobą brać, ale nie miałam pojęcia, że to coś takiego.

- Nie wylezie, jeśli to grot tej strzały, o której myślę. I dobrze, że to wzięłaś. Bo to ogromny zasobnik energii. Przyda się podczas naszych działań. O ile wdrożymy plan, o którym nieco już rozmawialiśmy między kawami w bunkrze. Tylko że teraz wszystko stanęło do góry nogami i w zasadzie to już nie ten sam plan. Ale innego nie widzę. Więc, patrząc na to z tej perspektywy, Lustrzanka nam pomogła. I to też mnie niepokoi.

- Zastanawia mnie jeszcze, dlaczego ona i Gemma mają taki duży wgląd w moje życie, a ja widziałam tylko ten jeden moment z życia Gemmy, kiedy groziło jej niebezpieczeństwo a od Lustrzanki tylko jej wędrówkę po spalonym mieście. Gdybym widziała więcej może dowiedziałabym się więcej.

- Gemma i Lustrzanka to chyba dwie różne sprawy. Myślę, że Gemma jest po prostu medium lub kimś takim, ale sprzężonym z tobą. Na pewno nie ma mocy Fantomki. Lustrzanka, cóż, o niej wiem jeszcze mniej. Zresztą, z tych wszystkich twoich ewentualnych kopii, najbardziej interesuje mnie oryginał. Zresztą, po raz drugi, to wszystko tylko hipotezy, przypuszczenia i spekulacje. Żadnych twardych faktów i dowodów. A to nic nam nie daje, Emm. Prawie nic.

- Wiem, ale póki co i tak siedzimy na tyłkach, więc sobie możemy pogadać. No nie?

- Oczywiście. Dyskusje z tobą, szczególnie na takie tematy, to najlepsza rozrywka. Ciężko za tobą nadążyć, ale za to nikt tak nie drąży tematu, jak ty. Tam, gdzie inni by się poddali, ty dopiero zaczynasz się rozgrzewać. Za to cię ubóstwiam. Między innymi za to.

Zignorowałam jego komplementy i teoretyzowałam dalej.

- To co, jeśli Gemma i Lustrzanka to wcale nie dwa różne tematy. To moje postrzeganie Lustrzanki ukazało mi ją wędrującą po spalonym mieście, świecie. Najpierw myślałam, że ona jest jedną z Zapomnianych i to wizja przeszłości. Później pomyślałam, że to teraźniejszość nasza albo innego świata, wymiaru, cokolwiek. A teraz sobie pomyślałam: a co, jeżeli to przyszłość i to nasz świat po apokalipsie. Tak mógłby wyglądać za dwadzieścia, trzydzieści lat. I wtedy Gemma to tak naprawdę Lustrzanka w przyszłości. Jak to brzmi?

- Intrygująco. Teoria, której raczej nie potwierdzimy. Ale mogę ją obalić lub spróbować, co? Sama powiedziałaś, że ty byś się tak jak Lustrzanka nie zachowała. Ale czy Gemma byłaby w stanie wiedzieć to co Lustrzanka? Łatwo można to zweryfikować. Wystarczy że ją wezwiesz, chociaż to dość ryzykowne i zrobilibyśmy to w kręgu zabezpieczającym, i zadasz pytanie z teraźniejszości, na które tylko ty i Gemma znacie odpowiedź. I bum. Zweryfikowane.

- Tylko jeśli ona nie będzie znała odpowiedzi na to pytanie, albo będzie znała to i tak niczego nie zweryfikujemy, bo mogłaby to wiedzieć jako Gemma albo mogłaby to wiedzieć, bo ma przebłyski i wizje z mojego życia. Niezbyt przekonująca taka weryfikacja. Gdyby zweryfikowanie moich przypuszczeń było takie proste to już dawno zweryfikowałabym te dotyczące ciebie a tak to nadal tego nie zrobiłam. - Wyznałam.

- O? Ciekawe? A cóż to musiałaś zweryfikować?

- No jeszcze nie zweryfikowałam. Podejrzewam, że możesz mieć ze dwieście lat a jeszcze nie udało mi się tego ostatecznie potwierdzić lub temu zaprzeczyć.

- Aż tak staro wyglądam. Ojejku - Zmartwił się.

- Nie, nie wyglądasz - Zaprzeczyłam - ale masz staroświeckie poglądy na pewne sprawy i taki ogólny sposób bycia jakbyś był na świecie trochę dłużej niż większość ludzi. - Uśmiechnęłam się do niego z czułością.

- A może po prostu jestem staroświeckim gentlemanem. Mogę pokazać ci dokumenty z datą urodzenia.

- Wiesz, też mam dokumenty, czy też raczej miałam, które mówiły różne rzeczy nie do końca zgodne z prawdą a wyglądały jak najbardziej autentycznie. Pamiętasz? W końcu sam mi je załatwiłeś. Po prostu zapewnij mnie, że twoja data urodzenia, ta za papierów, ta, którą znam jest tą prawdziwą i już nigdy więcej nie będę drążyła tego tematu. - Dalej uśmiechałam się do niego czule.

- Niestety. Jestem tak stary, jak podano w moich dokumentach. - Uśmiechnął się smutno, ale udając zasmuconego, ale tak naprawdę był wyraźnie rozbawiony tą rozmową.

- A tak już na poważnie to chciałam z tobą porozmawiać, hmm, o tobie i tym co odkryłam jak cię badałam, kiedy Szeptacz ze swoim sabatem rzucili na ciebie klątwę. Zastanawiam się czy jesteś świadomy swoich możliwości i swojego potencjału.

- Świadomy? Chyba tak. Wiem, jak silny jestem. Jak potężny. Chociaż nie wiem, dlaczego tak jest. - Upił łyk kawy. - Można powiedzieć, że jestem fenomenem wśród ludzi obdarzonych mocami, ale mogę szczerze powiedzieć, że nigdy tego nie chciałem i że czasami boję się moich mocy. Pieczęć Jehudiela jest czymś, czym mogę tłumaczyć innym swoje zdolności. Tylko nieliczni znają prawdę.

- Aaaa, czyli wiesz. - Stwierdziłam enigmatycznie.

- Nie wiem czy wiem - Odpowiedział równie tajemniczo.

- Pieczęć daje ci pewne możliwości, ale tak naprawdę cię ogranicza. W moim mniemaniu jest jak smycz albo ogranicznik, żeby Jehudiel miał nad tobą w jakimś stopniu kontrolę. No i pozwala mu też ciągnąć moc od ciebie. No i wydaje mi się, że jesteś silniejszy i potężniejszy od Jehudiela. - Powiedziałam mu moje przypuszczenia - To jak podejrzewałeś coś takiego? Wiedziałeś? - Zapytałam.

- Czasami. Wiedziałem, że nawet archanioł czuł przede mną respekt. Wszystkie, nawet najpotężniejsze Fenomeny też. To dlatego nazywały mnie Nexusem. Ale bały się też ciebie. Wiesz, jak cię nazywały?

- Irytującą jędzą czy może gorzej? - Przewróciłam oczami - Tylko w twoim przypadku chodziło o twoją moc i twoje możliwości a w moim raczej o bycie upierdliwą i dociekliwą.

- Śmierciuchą. Czy też Śmierchudzią. Jakoś tak.

- Wymyślasz to teraz na poczekaniu, co? - Zapytałam z lekkim wyrzutem - Bo nic takiego mi się nie obiło o uszy.

- Myślisz, żeby ci powiedzieli - Mrugnął i już wiedziałam, że faktycznie żartował sobie ze mnie, próbując toczyć tę śmieszną, w jego mniemaniu, gadkę.

- Nie, myślę, że nazywaliby mnie tak za moimi plecami, a ponieważ jestem Fantomem dla Fenomenów nie istnieje coś takiego jak za moimi plecami, bo jak mnie dla nich nie ma, to nadal tam mogę być i któregoś razu w końcu bym usłyszała to przezwisko. - Spojrzałam na niego z pobłażliwością.

- Nie da się przechytrzyć lisa. - Zaśmiał się szczerze.

- Musisz się po prostu bardziej postarać. - Przysunęłam się z krzesełkiem bliżej. - No dobrze, a co teraz robimy? - Zapytałam półgłosem.

- Pierwotny plan? Wyprawa w Tunele, wędrówki do osi.

- Kiedy? - Zapytałam - Bo dzięki temu paskudnemu grotowi mogę się jeszcze skontaktować z Lustrzanką i spróbować jej zaufać, ale pytanie czy to nam się opłaca?

- Dwa do trzech dni. Myślę, że to starczy.

- Skoro tak twierdzisz to znaczy, że wystarczy. - Przyznałam - A co z nią, Zamaskowaną? Odpuszczamy temat?

- Nie wiem. Intryguje mnie jej nagłe pojawienie się i nie mam pojęcia jak je zinterpretować. A to mnie męczy.

- To może zamiast próbować rozpracować ją zajmijmy się mną. Ona może być niebezpieczna, więc to trochę ryzykowne, ale ja nie powinnam stwarzać takiego zagrożenia, a w jakiś sposób jestem z tym wszystkim związana. Spróbujmy to rozwikłać, skoro mamy dwa czy też trzy dni czasu. - Zaproponowałam.

- Dobra. Pełna zgoda. Ale pamiętaj, że ja muszę przykleić się do Vannessy jak rzep.

- No to ja mogę sama przy tym pogrzebać, a ty tylko z doskoku, jak będziesz mógł. - Zmodyfikowałam lekko moją propozycję.

- I tak zróbmy. - Zgodził się ze mną.

- To teraz pójdę się trochę opłukać. Nie korzystałam z łazienki przez osiemnaście, tak? - Spojrzałam pytająco na Fincha, ale nie czekając na odpowiedź kontynuowałam - godzin, więc mi się ta odrobina wody należy. Nie przenosiliście moich rzeczy do innego pokoju, co? Bo jeśli dobrze pamiętam to powinnam mieć tam jeszcze jakąś dodatkową koszulkę.

Finch skinął mi głową w odpowiedzi.

- No to umyję się, przebiorę, a później zajmę tym badziewiem - Wskazałam palcem leżący na stole grot.

- Wracasz do Vannessy czy jeszcze mi chwilę potowarzyszysz? - Zapytałam rozglądając się po pomieszczeniu w poszukiwaniu jakiejś serwetki, w którą bym mogła owinąć złowieszczy przedmiot.

- Potowarzyszę. Muszę się upewnić, że nic ci nie będzie po skoku astralnym. I daj. Ja się zajmę tym badziewiem - Wskazał głową grot.

- To chodźmy. - Zgodziłam się, chociaż lekko mnie zaskoczyła ta jego propozycja - I weź go ze sobą. - Dodałam nie chcąc zostawiać niepokojącego znaleziska nawet na chwilę bez opieki.
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline  
Stary 23-09-2023, 09:23   #99
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
EMMA HARCOURT

Pensjonat nie oferował zbyt wiele prywatności. Nawet w czasach prosperity.
Lecz teraz, w czasach ostatecznej zagłady, to nie miało znaczenia.

Finch poszedł za nią. Zamknęli się w niewielkiej łazience. Bo pierwsza faza każdego związku, zawsze jest najbardziej intensywna. Najbardziej szalona. Najwięcej w niej szaleństwa i pożądania. I Finch i Emma nie stanowili pod tym względem wyjątku, mimo że bez wątpienia moce, które posiadali, czyniły ich dwoje wyjątkowymi.

A potem, na dłuższą chwilę, zapomnieli o świecie i tym, co w nim czyhało. Zatopili się w pieszczotach, w pocałunkach, we własnych oddechach, starając się podzielić sobą. Wtuleni w siebie, starali się nie myśleć o niczym innym, poza swoją bliskością. Bliskością, dla której nie było granic.

Ich ciche jęki i głośniejsze westchnienia stały się pieśnią dwóch artystów. A potem, gdy pieśń ta skończyła się, przyszedł moment rozluźnienia i szczęścia, który pozwolił im na chwilę stać się beztroskimi, szczęśliwymi ludźmi.

Na krótką chwilę, ale to wystarczyło, aby znów nabrali chęci na kolejną pieśń.

Na kolejne pieszczoty, na kolejny taniec ciał, kolejne pocałunki, kolejną grę mięśni, kolejne szukanie granic własnych ciał w czułych objęciach i ruchach bioder: gwałtownych kiedy trzeba, głębokich, kiedy trzeba i powolnych, kiedy trzeba. Szukanie siebie we własnych oczach, zamglonych mgiełką rozkoszy, oddania i pożądania. I znów, gdy osiągnęli szczyty przyjemności, wspinając się na niego wspólnie, pomagając jedno drugiemu, mieli tę magiczną chwilę błogostanu, którą wykorzystali na pobycie razem, blisko siebie, w milczeniu, aż ich oddechy wróciły do spokojnego rytmu.

- Teraz to i ja musze wziąć prysznic – podsumował Finch O’Hara i uśmiechnął się uśmiechem, który był tak cudowny, że zachwyciłby nawet matkę Emmy.

***

Jakiś czas później, ubrani w czyste rzeczy, odprężeni i nadal szczęśliwi w ten leniwy, specyficzny sposób, mogli wrócić do pracy.

Grot wyciągnięty z ciała Emmy leżał dość blisko nich. Przyciągał wzrok. Był ważnym elementem tej całej układanki – wiedzieli o tym oboje, ale ciężko było ułożyć puzzle w których brakowało większości elementów.

Nie dane im jednak było zaznać spokoju.

Do miejsca, w którym siedzieli, weszli Joe i Sofia Brennanowie, właściciele „Radości”. Oboje byli zmęczeni i spoceni. Zarządzanie zatłoczonym pensjonatem w czasach apokalipsy najwyraźniej doprowadzało ich do krawędzi wytrzymałości psychicznej i fizycznej. Jak każdego z nich.

- Mamy problem – zaczęła Sofia. – Zapasy są na wyczerpaniu. Infrastruktura jest przeciążona. Pompa ledwie jest w stanie oczyszczać wodę, a filtry już jakiś czas temu wymagały wymiany. Zbiornik nieczystości niedługo się przepełni.

- A mówicie nam o tym, bo … ? – Finch postanowił przejąć na siebie ciężar tak trywialnych spraw.

- Bo musimy podjąć jakieś decyzje. Przyjęliśmy za dużo ludzi. Przynajmniej połowa z nich powinna opuścić „Radość”. Zapasy jedzenia już się skończyły. Za kilka dni wszyscy zaczniemy głodować. Wszystko się rozsypie.

- Nie mamy za bardzo pola na manewry – Finch wzruszył ramionami. – Normalnie wysłałbym ludzi na przedmieścia Londynu. Podzielił na grupy zaopatrzeniowe. Niech przynoszą jedzenie. W sumie, to nie jest taka zła myśl.

- Kiedy wyjdą poza bezpieczną strefę, nazioły – tak nazywali Skrzydlatych – rozedrą ich na strzępy.

- Alternatywą jest śmierć z głodu. – Spojrzał na Emmę. – My jutro, pojutrze zaczniemy działać i albo to wszystko odkręcimy, albo nic nie będzie miało znaczenia.

Finch wskazał im ręką krzesła i Joe i Sofia usiedli.

- Jesteście częścią Towarzystwa. Ważną częścią. Sprawy aprowizacji i zarządzania uchodźcami, pozostawiamy na waszej głowie. Poza dziewczynkami z sierocińca. One muszą być chronione za wszelką cenę.
Gemma…

I jakby za sprawą zaklęcia, gdzieś z góry dobiegł ich przeraźliwy, dziewczęcy krzyk. Oboje natychmiast poznali, kto krzyczał.

To była Gemma!

Pieczęć na piersi Emmy zalśniła złocisto-srebrnym blaskiem, a ta, która naznaczyła Fincha dosłownie zapłonęła tej samej barwy płomieniami. Przez chwilę, w jej blasku, Emma ujrzała jak z plecami O’Hary lśnią potężne, złożone skrzydła, a na jego głowie, niczym aureola, zamanifestowała się wielka, świetlista korona. Trwało to przez mgnienie oka i chyba tylko Emma zauważyła ten fenomen. Finch ruszył w stronę wyjścia, a jego intencje były oczywiste. Coś złego działo się Gemmie, a on ruszył na pomoc.

Problemy z przepełnionym szambem i brakiem jedzenia nie miały teraz żadnego znaczenia.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 23-09-2023 o 09:30.
Armiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172