Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2023, 22:18   #252
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Port de Perpignan
24 sierpnia 2595


Powrotny rejs do miasta przebiegł w cichych nastrojach, jakby zwiad na pokładzie “Mufasy” nadwerężył siły wszystkich jednako - zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Zmęczenie również odgrywało tutaj swoją rolę, jakżeby inaczej, wszak wszyscy chyba jak jeden mąż mogli policzyć na palcach jednej dłoni ilość godzin, jaką przespali, zanim świetlne przedstawienie ściągnęło ich do perpignańskiego portu o nieludzkiej godzinie. Jehan ten odcinek podróży spędził wyciągnięty pod burtą i oparty o jakiś worek, z głową kiwającą się to w przód, to w tył. Chłopak był zbyt przyzwyczajony do snu tylko i wyłącznie we własnym towarzystwie, toteż nawet krótka drzemka w tak licznym towarzystwie - do tego żołnierzy - nie wchodziła zupełnie w grę, wobec czego rejs zaczął się dłużyć naprawdę niemiłosiernie. Do tego zmęczenie prędko zaczęło wdzierać się w organizm Baudelaire’a, gdy “Mufasa” tylko zniknął za horyzontem. Ciążące i palące powieki oraz ucisk w skroniach irytowały go do tego stopnia, że po setnym, jeśli nie tysięcznym, przetarciu oczu jasnowłosy miał przez chwilę przemożną chęć wskoczyć do wody, by ulżyć tymże symptomom. Szczęśliwie obyło się bez kąpieli.

W Jehana jakby wstąpiły nowe siły, gdy znajoma sylwetka Perpignanu pojawiła się na horyzoncie. Właściwie to pół znajoma, młody Bordenoir naprawdę rzadko zbliżał się do miasta od strony morza, ale wysokiej bryły Kashki nie sposób było przegapić. Najwyższe punkty miejskiego pejzażu ledwo zdążyły uformować się na widnokręgu, a on już poderwał się na równe nogi i przechylił przez burtę nieopodal dziobu, z zielonym spojrzeniem utkwionym w prędko rosnących zabudowaniach. Odetchnął głęboko gdy Bordeloise zwolniła bieg i zaczęła sunąć ku jednemu z pomostów, pełnią piersią czerpiąc dobrze mu znajomą olfaktoryczną mieszankę i z uśmiechem witając kakofoniczną symfonię, będącą dla niego swojską melodią. Uśmiech zbladł nieznacznie pod uważnym spojrzeniem Assegaia - którego uwaga była rzeczą niepożądaną przez Jehana - które młody Bordenoir odwzajemnił niemrawym skinieniem głowy. Zebrawszy swój dobytek, perpignańskie Sokoły pożegnał już o wiele przyjaźniej, kpiarskim salutem.

Jehan nie czekał długo, zanim wtopił się w zwyczajowo gęsty tłum, idąc śladami Afrykanów zaledwie parę kroków. Prześlizgnął się między tragarzami dźwigającymi pokaźne pakunki, wyminął garść osób spacerujących leniwym tempem i bezczelnie zignorował straganiarzy usiłujących wcisnąć mu swój wątpliwej jakości towar. Baudelaire zatrzymał się dopiero w pobliżu umownej granicy dzielnicy portowej, gdzie stanowiska z akcesoriami i kuriozami ustępowały miejsca obwoźnym kuchtom, oferującym smaki bliższe i dalsze. Wręczył szczerbatemu sprzedawcy odliczone monety, w zamian dostając mięsno-warzywny miks w miodowej glazurze, wciśnięty w afrykańską pitę. Jehan wchłonął całość w tempie które nie miało prawa być zdrowe, czując jak irytacja bulgocząca pod skórą zaczyna łagodnieć, gdy żołądek zaprzestał burczenia. Do czasu przynajmniej.

AŁA!

Smarkaty kieszonkowiec gotów był zanieść się fałszywym płaczem przez żelazny uścisk na nadgarstku, ale Jehan nie dał mu tej szansy.

Jak chcesz trzepać kieszenie, to naucz się robić to dobrze — Bordenoir wysyczał, nachylając się w stronę małoletniego. — Bo następnym razem może trafisz na kogoś mniej łaskawego.

Przez jedną chwilę Baudelaire miał ogromną chęć pchnąć dzieciaka w dół schodów, które były zaledwie dwa kroki na lewo, i naprawdę dać mu nauczkę na przyszłość, ale zadowolił się jedynie mocnym pchnięciem w tył, mającym sprowadzić go do parteru. Przynajmniej w teorii, bo smarkacz okazał się nadrabiać braki w kieszonkostwie refleksem - zdołał okręcić się w locie i zamortyzować upadek dłońmi, prędko też zbierając się do sprintu jak najdalej się dało. Tyle go było widać, kieszonkowiec wyrwał przed siebie jak strzała, niknąc w tłumie.

”Może jeszcze będą z ciebie ludzie,” Jehan skwitował z aprobatą.



“Chat Sanglant”
24 sierpnia 2595


Marazm zmęczenia odpłynął już całkowicie, gdy Jehan wkroczył do gabinetu Francesci. Z nałożoną na twarz maską i wzniesioną gardą, nie czekając na zaproszenie, chłopak zajął miejsce na odsuniętym spod biurka krześle, z którego nie skorzystał borkański wizytator. Srogiego kapelusznika odnotował ledwie przelotnie, konstatując prędko że lepiej było nie wchodzić mu w drogę bądź spotkać go w jakimś ciemnym zaułku, ale nie zaszczycił jego osoby głębszą ciekawością. Madame Coquine, tak jak Baudelaire, wyznawała egalitaryzm w kwestiach swych usług i przeróżni kolorowi osobnicy przewijali się przez jej królestwo. Poza tym, całość uwagi Bordenoira skupiła się na słowach uciekających z ust Francesci i przez ten czas świat poza czterema ścianami gabinetu mógł równie dobrze nie istnieć.

Jehan nie winił Damy za odrzucenie zlecenia, rozumiał ją doskonale i w dużej mierze nawet szanował jej decyzję - sam na jej miejscu zapewne postąpiłby tak samo, woląc skupić się na pewnym źródle zarobku mogącym dodatkowo zakwitnąć innymi benefitami, aniżeli rozgrzebywaniem grobów przeszłości i poszukiwaniem duchów. Po prawdzie nawet gdyby chciał jej mieć to za złe, to nie mógł. Zapewnione przez Francescę informacje były znaczne, zaczęły wypełniać szkic tkwiący w głowie Bordenoira, acz dokładną analizę rewelacji odłożył na później. Pod czujnym spojrzeniem infobrokerki nie ufał zmęczonemu organizmowi do utrzymania odpowiedniego poziomu w grze pozorów i iluzji.

Zwłaszcza że wolał dać ujście niezmiernej satysfakcji, jaką odczuwał będąc o krok przed Francescą w kwestii “Mufasy”. Wcześniej odmówił sobie rozrywki w postaci jątrzenia Gio, zaskakując tym samym tępego chłopaka gdy posłusznie i bez słowa zajął miejsce przy barze, ale teraz po prostu musiał pogłaskać własne ego. To była wyjątkowa sytuacja. Francesca jedynie zmarszczyła brwi, gdy na twarzy Jehana wykwitł podejrzanie szeroki uśmiech.

Pavlo Draz.

Słucham?

Ten Szpitalnik miał na imię Pavlo Draz i nie był jedynym martwym, którego przywieziono do miasta. François Blanchet również zginął na morzu — Jehan oznajmił jakby od niechcenia, krzyżując spojrzenie z Coquine.

Twoje źródła chociaż raz okazały się lepsze od moich — Francesca odsunęła zeszyt i splotła dłonie, nachylając się w stronę Baudelaire’a.

Nie ma lepszych źródeł od własnej pary oczu — uśmiech chłopaka poszerzył się jeszcze bardziej.

Damie nie trzeba było wykładać niczego jak krowie na rowie, w mig pojęła znaczenie i implikacje słów Jehana, a jedno taksujące spojrzenie starczyło na przypieczętowanie podejrzeń. Nie mając okazji odświeżyć się w porządny sposób, na pierwszy rzut oka było widać, że Bordenoir był na nogach już wiele godzin.

Jehanie, o ile czerpię przyjemność z naszych zwyczajowych tête-a-tête, to dzisiaj doceniłabym bezpośredniość.

Niech będzie — Jehan kiwnął głową i również nachylił się przez blat. — Mogę ci powiedzieć które kutry wypłynęły w nocy z portu, gdzie się zatrzymały, co znalazły i w jakiej ilości. Co zostanie przyholowane do portu i w jakim stanie oraz z jak liczną załogą na pokładzie. Mogę też zdradzić ci miejsca, w których ktoś ukrył sporo świecidełek.

Jehan oparł się ponownie o oparcie, zawieszając przemowę na chwilę w imię teatralności.

Taki pakiet informacji — kontynuował — powinien pokryć owe pół tysiąca kosztów i to z nawiązką. Oczywiście wliczam w to zniżkę dla przyjaciół i rodziny, jesteśmy wszak przyjaciółmi, tak? I naprawdę mam nadzieję, że twoje plany w związku z nocnymi wydarzeniami zakwitną pięknymi owocami. Moje informacje na pewno w tym pomogą. Będziesz wiedziała o wiele więcej od konkurentów, zanim holowniki wyrosną na horyzoncie.

Baudelaire zamilkł, pozwalając Francesce przetrawić ofertę i skorzystał z okazji, częstując się wodą z dzbanka na krańcu biurka. Kubek opróżnił duszkiem, delektując się cytrusowym posmakiem.

Ale jeśli wolisz czysty pieniądz, możemy porozmawiać o ratach — wzruszył nonszalancko ramionami.
 
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem