Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Postapokalipsa Świat umarł. Pogodzisz się z tym? Położysz się i umrzesz przygnieciony megatonami, które spustoszyły Twój świat, zabiły rodzinę, przyjaciół, a nawet ukochanego psa? Czy weźmiesz spluwę i strzelisz sobie w łeb bo nie dostrzegasz nadziei? A może będziesz walczyć? Wstaniesz i spojrzysz na wschodzące słońce po to, by stwierdzić, że póki życie - póty nadzieja. I będziesz walczył. O przyszłość. O jutro. O nadzieję... Wybór należy do Ciebie.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-02-2023, 22:43   #251
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację





W drodze do konsulatu Neolibii, południe 24 sierpnia 2595

Assegai pierwszy zeskoczył na betonowe nabrzeże portu, pierwszy wbił się w tłumek ciekawskich gapiów, którzy zbiegli się do pirsu zwabieni widokiem cumującego kutra i czarnoskórego wojownika. Gest chcącego zwrócić mu magazynki sierżanta Rentona zbył pogardliwym prychnięciem, machnął na dodatek równie wymownie ręką dając żołnierzowi Rezysty do zrozumienia, że wcale mu na kilkudziesięciu często bezcennych napojach nie zależy.

Kuoro Wanadu ruszył w ślad za harapem nie chcąc mu dawać przewagi w transferze informacji. Obaj byli oczekiwani bezzwłocznie w konsulacie, lecz gdyby jeden z nich dotarł tam pierwszy, mógłby opowiedzieć o zajściach na morzu z własnej perspektywy bez oglądania się na drugiego.

Lecz jak się szybko okazało, Assegai nie zamierzał się do gabinetu konsulki ścigać. Zamiast tego zatrzymał się przy bramie portu czekając aż Neolibijczyk go dogoni.

- Musimy jak najszybciej wysłać do Algieru wiadomość radiową - powiedział oglądając się ponad ramieniem i spoglądając wymownie nad wyrastającą ponad dachy domostw bryłę artyleryjskiego bastionu, zwieńczoną widoczną nawet z tej odległości czaszą radiowej anteny - Ktoś musi przeprowadzić dochodzenie w kraju. Wejście uzbrojonych niewolników na pokład Mufasy to czyjeś karygodne zaniedbanie. Polecą ścięte głowy.

Wanadu skinął bezgłośnie głową zastanawiając się jednocześnie, ile dałby sam za możliwość skorzystania z radionadajnika. Żądza zaspokojenia ciekawości nakazywała zresztą, aby natychmiast udać się do centrali łączności, ale Kuoro rozumiał powściągliwość Assegai. Protokół nakazywał, aby to Elani wydała polecenie kontaktu z Algierem, najpewniej wcześniej własnoręcznie redagując wiadomość. Odnaleziony na morzu parowiec był jej prywatną własnością, bajecznie drogim zasobem, który omal nie uległ całkowitemu zniszczeniu.

Assegai miał rację. Już niebawem w Algierze ktoś miał położyć głowę na katowskim bloku z obrobionego piaskowca.

- Ukryli się pod pokładem czekając na dogodny moment, później sterroryzowali załogę wykorzystując ją do doprowadzenia parowca na wody przybrzeżne. Wysłali do Perpignanu ostrzeżenie przez radio torturując któregoś z marynarzy, potem zabili wszystkich już niepotrzebnych świadków i opuścili pokład w drodze na ląd, dlatego brakuje szalup.

Dwaj obnoszący się z kosztowną długą bronią Afrykanie, jeden z nich na dodatek zakrywający część twarzy plemienną maską, byli dosłownie pożerani wzrokiem stłoczonych na ulicach przechodniów, ale nie musieli się przepychać przez tłum. Wywierali na miejscowych tak porażające wrażenie, że ci czym prędzej ustępowali im z drogi szepcząc pomiędzy sobą z ożywieniem.

- Do tego momentu wszystko wydaje się jasne z wyjątkiem tego komunikatu - podjął po chwili swój wywód Assegai - Jakby nie zależało im na dyskrecji. Ja na ich miejscu zatopiłbym parowiec i uciekł po cichu w głąb lądu. Jeśli to przypadkowi zbiegli niewolnicy, jaką urazę mogą żywić do Perpignanu? Bordenoir nie uprawiają niewolnictwa, nie handlują niewolnymi, ledwie tolerują to u nas. I teraz dochodzi ta zasadzka na klifie. Samotny strzelec, który miał po zamachu skoczyć na śmierć ze zbocza? Po co oni go tam wystawili i po co ściągnął fauconich w połowę drogi do Tulonu? Zabicie jakiegoś białego marynarza to jak kąsanie pchły. Szpitalnik zginął przez przypadek, tamten strzelec nie mógł go się spodziewać, czystym zbiegiem okoliczności kropnął bardzo ważnego gościa na dworze regenta.

Zbrojmistrz przechylił w bok głowę spoglądając badawczo na Wanadu, świdrując go swoimi zmrużonymi brązowymi oczami.

- Co o tym sądzisz, łowco?
 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17-02-2023, 22:18   #252
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Port de Perpignan
24 sierpnia 2595


Powrotny rejs do miasta przebiegł w cichych nastrojach, jakby zwiad na pokładzie “Mufasy” nadwerężył siły wszystkich jednako - zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Zmęczenie również odgrywało tutaj swoją rolę, jakżeby inaczej, wszak wszyscy chyba jak jeden mąż mogli policzyć na palcach jednej dłoni ilość godzin, jaką przespali, zanim świetlne przedstawienie ściągnęło ich do perpignańskiego portu o nieludzkiej godzinie. Jehan ten odcinek podróży spędził wyciągnięty pod burtą i oparty o jakiś worek, z głową kiwającą się to w przód, to w tył. Chłopak był zbyt przyzwyczajony do snu tylko i wyłącznie we własnym towarzystwie, toteż nawet krótka drzemka w tak licznym towarzystwie - do tego żołnierzy - nie wchodziła zupełnie w grę, wobec czego rejs zaczął się dłużyć naprawdę niemiłosiernie. Do tego zmęczenie prędko zaczęło wdzierać się w organizm Baudelaire’a, gdy “Mufasa” tylko zniknął za horyzontem. Ciążące i palące powieki oraz ucisk w skroniach irytowały go do tego stopnia, że po setnym, jeśli nie tysięcznym, przetarciu oczu jasnowłosy miał przez chwilę przemożną chęć wskoczyć do wody, by ulżyć tymże symptomom. Szczęśliwie obyło się bez kąpieli.

W Jehana jakby wstąpiły nowe siły, gdy znajoma sylwetka Perpignanu pojawiła się na horyzoncie. Właściwie to pół znajoma, młody Bordenoir naprawdę rzadko zbliżał się do miasta od strony morza, ale wysokiej bryły Kashki nie sposób było przegapić. Najwyższe punkty miejskiego pejzażu ledwo zdążyły uformować się na widnokręgu, a on już poderwał się na równe nogi i przechylił przez burtę nieopodal dziobu, z zielonym spojrzeniem utkwionym w prędko rosnących zabudowaniach. Odetchnął głęboko gdy Bordeloise zwolniła bieg i zaczęła sunąć ku jednemu z pomostów, pełnią piersią czerpiąc dobrze mu znajomą olfaktoryczną mieszankę i z uśmiechem witając kakofoniczną symfonię, będącą dla niego swojską melodią. Uśmiech zbladł nieznacznie pod uważnym spojrzeniem Assegaia - którego uwaga była rzeczą niepożądaną przez Jehana - które młody Bordenoir odwzajemnił niemrawym skinieniem głowy. Zebrawszy swój dobytek, perpignańskie Sokoły pożegnał już o wiele przyjaźniej, kpiarskim salutem.

Jehan nie czekał długo, zanim wtopił się w zwyczajowo gęsty tłum, idąc śladami Afrykanów zaledwie parę kroków. Prześlizgnął się między tragarzami dźwigającymi pokaźne pakunki, wyminął garść osób spacerujących leniwym tempem i bezczelnie zignorował straganiarzy usiłujących wcisnąć mu swój wątpliwej jakości towar. Baudelaire zatrzymał się dopiero w pobliżu umownej granicy dzielnicy portowej, gdzie stanowiska z akcesoriami i kuriozami ustępowały miejsca obwoźnym kuchtom, oferującym smaki bliższe i dalsze. Wręczył szczerbatemu sprzedawcy odliczone monety, w zamian dostając mięsno-warzywny miks w miodowej glazurze, wciśnięty w afrykańską pitę. Jehan wchłonął całość w tempie które nie miało prawa być zdrowe, czując jak irytacja bulgocząca pod skórą zaczyna łagodnieć, gdy żołądek zaprzestał burczenia. Do czasu przynajmniej.

AŁA!

Smarkaty kieszonkowiec gotów był zanieść się fałszywym płaczem przez żelazny uścisk na nadgarstku, ale Jehan nie dał mu tej szansy.

Jak chcesz trzepać kieszenie, to naucz się robić to dobrze — Bordenoir wysyczał, nachylając się w stronę małoletniego. — Bo następnym razem może trafisz na kogoś mniej łaskawego.

Przez jedną chwilę Baudelaire miał ogromną chęć pchnąć dzieciaka w dół schodów, które były zaledwie dwa kroki na lewo, i naprawdę dać mu nauczkę na przyszłość, ale zadowolił się jedynie mocnym pchnięciem w tył, mającym sprowadzić go do parteru. Przynajmniej w teorii, bo smarkacz okazał się nadrabiać braki w kieszonkostwie refleksem - zdołał okręcić się w locie i zamortyzować upadek dłońmi, prędko też zbierając się do sprintu jak najdalej się dało. Tyle go było widać, kieszonkowiec wyrwał przed siebie jak strzała, niknąc w tłumie.

”Może jeszcze będą z ciebie ludzie,” Jehan skwitował z aprobatą.



“Chat Sanglant”
24 sierpnia 2595


Marazm zmęczenia odpłynął już całkowicie, gdy Jehan wkroczył do gabinetu Francesci. Z nałożoną na twarz maską i wzniesioną gardą, nie czekając na zaproszenie, chłopak zajął miejsce na odsuniętym spod biurka krześle, z którego nie skorzystał borkański wizytator. Srogiego kapelusznika odnotował ledwie przelotnie, konstatując prędko że lepiej było nie wchodzić mu w drogę bądź spotkać go w jakimś ciemnym zaułku, ale nie zaszczycił jego osoby głębszą ciekawością. Madame Coquine, tak jak Baudelaire, wyznawała egalitaryzm w kwestiach swych usług i przeróżni kolorowi osobnicy przewijali się przez jej królestwo. Poza tym, całość uwagi Bordenoira skupiła się na słowach uciekających z ust Francesci i przez ten czas świat poza czterema ścianami gabinetu mógł równie dobrze nie istnieć.

Jehan nie winił Damy za odrzucenie zlecenia, rozumiał ją doskonale i w dużej mierze nawet szanował jej decyzję - sam na jej miejscu zapewne postąpiłby tak samo, woląc skupić się na pewnym źródle zarobku mogącym dodatkowo zakwitnąć innymi benefitami, aniżeli rozgrzebywaniem grobów przeszłości i poszukiwaniem duchów. Po prawdzie nawet gdyby chciał jej mieć to za złe, to nie mógł. Zapewnione przez Francescę informacje były znaczne, zaczęły wypełniać szkic tkwiący w głowie Bordenoira, acz dokładną analizę rewelacji odłożył na później. Pod czujnym spojrzeniem infobrokerki nie ufał zmęczonemu organizmowi do utrzymania odpowiedniego poziomu w grze pozorów i iluzji.

Zwłaszcza że wolał dać ujście niezmiernej satysfakcji, jaką odczuwał będąc o krok przed Francescą w kwestii “Mufasy”. Wcześniej odmówił sobie rozrywki w postaci jątrzenia Gio, zaskakując tym samym tępego chłopaka gdy posłusznie i bez słowa zajął miejsce przy barze, ale teraz po prostu musiał pogłaskać własne ego. To była wyjątkowa sytuacja. Francesca jedynie zmarszczyła brwi, gdy na twarzy Jehana wykwitł podejrzanie szeroki uśmiech.

Pavlo Draz.

Słucham?

Ten Szpitalnik miał na imię Pavlo Draz i nie był jedynym martwym, którego przywieziono do miasta. François Blanchet również zginął na morzu — Jehan oznajmił jakby od niechcenia, krzyżując spojrzenie z Coquine.

Twoje źródła chociaż raz okazały się lepsze od moich — Francesca odsunęła zeszyt i splotła dłonie, nachylając się w stronę Baudelaire’a.

Nie ma lepszych źródeł od własnej pary oczu — uśmiech chłopaka poszerzył się jeszcze bardziej.

Damie nie trzeba było wykładać niczego jak krowie na rowie, w mig pojęła znaczenie i implikacje słów Jehana, a jedno taksujące spojrzenie starczyło na przypieczętowanie podejrzeń. Nie mając okazji odświeżyć się w porządny sposób, na pierwszy rzut oka było widać, że Bordenoir był na nogach już wiele godzin.

Jehanie, o ile czerpię przyjemność z naszych zwyczajowych tête-a-tête, to dzisiaj doceniłabym bezpośredniość.

Niech będzie — Jehan kiwnął głową i również nachylił się przez blat. — Mogę ci powiedzieć które kutry wypłynęły w nocy z portu, gdzie się zatrzymały, co znalazły i w jakiej ilości. Co zostanie przyholowane do portu i w jakim stanie oraz z jak liczną załogą na pokładzie. Mogę też zdradzić ci miejsca, w których ktoś ukrył sporo świecidełek.

Jehan oparł się ponownie o oparcie, zawieszając przemowę na chwilę w imię teatralności.

Taki pakiet informacji — kontynuował — powinien pokryć owe pół tysiąca kosztów i to z nawiązką. Oczywiście wliczam w to zniżkę dla przyjaciół i rodziny, jesteśmy wszak przyjaciółmi, tak? I naprawdę mam nadzieję, że twoje plany w związku z nocnymi wydarzeniami zakwitną pięknymi owocami. Moje informacje na pewno w tym pomogą. Będziesz wiedziała o wiele więcej od konkurentów, zanim holowniki wyrosną na horyzoncie.

Baudelaire zamilkł, pozwalając Francesce przetrawić ofertę i skorzystał z okazji, częstując się wodą z dzbanka na krańcu biurka. Kubek opróżnił duszkiem, delektując się cytrusowym posmakiem.

Ale jeśli wolisz czysty pieniądz, możemy porozmawiać o ratach — wzruszył nonszalancko ramionami.
 
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-02-2023, 17:39   #253
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
W drodze do konsulatu Neolibii, południe 24 sierpnia 2595

Wanadu słuchał wyjątkowo gadatliwego Assegai uważnie. Wszystko co mówiuł zbrojmistrz układało się w z grubsza logiczną całość, choć pytań pozostawało bez liku, a kilka uwag Simby raczej nie mogło być prawdą. Raczej...

- Kimkolwiek byli ludzie, którzy opanowali Mufase, musieli być wyjątkowo bezwzględnymi niewolnikami, skoro nawet zabili kilku innych niewolników, tylko po to żeby zatrzeć ślady. Powątpiewam, aby uzbrojeni weszlio na pokład frachtowca. Raczej walczyli zdobyczną bronią. Ten Akacz, którego sprawiłeś białej wronie pewnie należał do kogoś z tych zamordowanych bez skrupółów biedaków, niż był własnością któregoś z terrorystów.

Wanadu uśmiechnął się władczo do bandy wyrostków z otwartymi gębami obserwujących rozmawiających Afrykanów, ale gdy tylko skryty za maską wzrok Assegai skierował się w stronę dzieci, te uciekły z wrzaskiem. Neolibijczyk sprawdził tylko dyskretnie , czy aby nie został z czewgoś obrobiony po drodze. Gangi młodocianych kieszonkowców potrafiły sporo zaryzykować, choćby dla samej 'gloire', nawet nie wspominając o dobrach jakie dla wron były bezcenne.

- Nie wiem czemu nadali komunikat. mogę tylko zhgadywać w tym momencie, że albo zrobił to ktoś z załogi, lub jeden z tych niewolników, zanim ich zabito, albo... - Kuoro zagryzł na chwilę wargę myśląc: - Albo po to aby odwrócić uwagę. Może im chodziło aby załogi wyszły w morze, a tamci mogli się desantować w miarę bezpiecznie gdzieś na brzegu i spokojnie uciec w głąb lądu. Ale czemu wysłali tę czwartą łódź z samotnym strzelcem na ten klif? Tego nawet chyba sam bóg-szakal nie wie. I pewnie się tego nie zdążymy dowiedzieć, bo idę o zakład, że więzień żywy nie wyjdzie z kazamatów regenta. Pozostaje liczyć tylko, że dobrotliwa konsul ma swoich ludzi nie tylko wśród najbliższych Veracqa, ale też w lochach, co by mogli zasłyszeć, co ten niewolnik powie na mękach nim szczeźnie.
 

Ostatnio edytowane przez Ketharian : 19-02-2023 o 18:36.
8art jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-02-2023, 23:31   #254
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację

Placówka Rezysty w Perpignanie, popołudnie 24 sierpnia 2595

Szaser Bastien Frolic sprawiał wrażenie doświadczonego żołnierza, ale jego mowa ciała zdradzała ogromne zdenerwowanie. Górujący ponad siedzącym na drewnianym krześle strzelcem Renton spoglądał na niego surowym wzrokiem, asekurowany przez stojącego w kącie kaprala Wildera. Mathieu od zawsze uważał się za bacznego obserwatora, potrafił całkiem składnie oceniać charaktery rozmówców oraz ich intencje - i jak dotąd nic w zachowaniu szasera Frolica nie dawało mu podstaw do posądzania tego żołnierza o otwarte kłamstwo czy choćby chęć pomniejszego mataczenia.

- Chcę, abyście mi jeszcze raz opowiedzieli o tych ludziach napotkanych w lesie, żołnierzu - przemówił po chwili ciężkiego milczenia, krzyżując ramiona na piersiach i przyjmując nieco luźniejszą postawę, aby tym gestem złagodzić nieznacznie ewidentne spięcie szeregowca - Rasa, wiek, płeć? W co byli uzbrojeni, jak byli ubrani?

- Ja ich widziałem tylko z krzaków, panie sierżancie - zastrzegł się natychmiast Frolic - Ten woźnica zdecydował, że sam będzie z nimi rozmawiał, ja miałem go asekurować i odwrócić ich uwagę, gdyby chcieli go zaatakować. Było ciemno, ani my ani oni nie mieliśmy lamp. Gdyby księżyc tak mocno wczoraj nie świecił, chuja bym zobaczył, za przeproszeniem pana sierżanta.

- Sierżant pytał o liczebność, wiek i uzbrojenie, żołnierzu - odezwał się ze swojego miejsca Wilder, strofujący szasera bardziej dla zasady niż z potrzeby chwili.

- Tak jest, proszę pana - Frolic wzruszył przepraszająco ramionami - Chyba tuzin, mężczyźni i kobiety, dokładnie nie widziałem. I były tam dzieci, ale bardzo małe, jeszcze niemowlęta. Dorośli musieli być młodzi, inaczej nie potrafiliby utrzymać takiego tempa. Mówił, że wyglądali na bandę zbiegów, takich zabłąkanych uciekinierów, którzy chyba zgubili drogę. To niemożliwe, żeby to oni zabili moją drużynę, nie daliby rady zawrócić i wyprzedzić mnie w drodze na szlak. I nie mieli wystarczająco dobrego uzbrojenia, raptem jakieś kije i metalowe rury i jedno wiosło ze złamanym uchwytem. Ale ten Polanin powiedział coś ważnego, co mi wcześniej wypadło z głowy.

Renton i Wilder wymienili spojrzenia, pochylili się jednocześnie w kierunku szasera.

- Zanim kazał mi wrócić na trakt, powiedział, że tamci szukają jakiejś bandy Kruków, przemytników. Może mu to powiedzieli, nie mam pojęcia, gadaliśmy szybko i ledwie slyszalnie. Tak to właśnie powiedział: że szukali bandy apokaliptyków.

- To ważna informacja, żołnierzu - powiedział Renton - Ten woźnica był tego pewien? Sprawiał wrażenie przekonanego?

- On w ogóle był bardzo pewien swojego. A nawet agresywny. Jeszcze w Perpignanie na przedmieściach wyskoczył na żandarmów z mordą za to, że kazali nas podwieźć. Myślałem przez chwilę, że będą go musieli spałować. Potem się uspokoił, chyba przez wzgląd na tę kobietę, której służył.

- Panią Durmont - kiwnął głową Mathieu przypominając sobie Yaro rozmawiającego z piękną Sanglierką na tarasie widokowym przy pałacu regenta, tuż po przerwanym w tajemniczych okolicznościach przyjęciu - Jak byli ubrani ci uciekinierzy? I czy potrafisz narysować ich tatuaże?

- Przykro mi, panie sierżancie - odparł Frolic - Ja obserwowałem spotkanie z woźnicą z krzaków, z kilkunastu metrów. Nawet nie słyszałem, co oni tam szeptali. Polanin twierdził, że wszyscy mieli jeden bardzo podobny tatuaż robiony kolorowym tuszem. Słyszałem, że takie kolorowe tatuaże mają czasami neolibijscy niewolnicy, to by pasowało do opowieści o zbiegach.

- Z którego kierunku nadeszli i gdzie się oddalili?

- Kiedy nadjechaliśmy, byli już po północnej stronie traktu, musieli go przekroczyć krótko przed nami. Dopóki żeśmy ich nie dogonili z Polaninem, szli na północny zachód, trochę w stronę Pirenejów, trochę na Aquitaine.

- Ten Polanin, jak się później zachowywał? - Renton zmienił pozycję pozorując nieznaczne rozluźnienie, oparł się barkiem o ścianę naprzeciwko Wildera - Na początku był agresywny, jeszcze w mieście, a potem na szlaku?

- Jakby się uspokoił. Rozmawiała z nami głównie ta Sanglierka, on coś tam dodawał od siebie. Jak usłyszał hałas z chaszczy, od razu uparł się przy tropieniu. Szedł za nimi jak ogar, potem zdecydował, że to on będzie z nimi, a ja mam go ubezpieczyć. Później kazał mi wrócić na trakt i odprowadzić tę Sanglierkę do delty. On sam zawziął się, żeby nadal za nimi iść, już w pojedynkę. Więcej go już nie widziałem, podobnie jak moich chłopaków. Chciałbym wiedzieć, kto to zrobił, panie sierżancie. Rozerwę skurwysynów na strzępy!

- Możecie być pewni, że winni zostaną schwytani, żołnierzu - oznajmił z głębokim przekonaniem Renton - Pracuje nad tym mnóstwo ludzi. Powiedzcie mi coś jeszcze o sobie. Gdzie służyliście w ostatnim czasie? W czasie waszych patroli działo się ostatnio coś dziwnego?

- Posterunek przy Route, panie sierżancie, w Brassac - odparł szaser prostując się mimowolnie na wspomnienie swojej placówki - Stała obsada, nie rotacyjna. Już od dłuższego czasu jest spokój w regionie nie licząc odstrzału pojedyńczych dronów. Roje nie zapuszczały się w tamte strony od kilku miesięcy, ale jesteśmy na nie gotowe.

- Wierzę, żołnierzu - skinął głową Renton - Jeszcze tylko kilka pytań i będziecie mogli odpocząć.

- Nie potrzebuję odpoczynku, panie sierżancie! - uniósł się Frolic - Chcę pomóc w szukaniu tych skurwysynów! Służyłem z chłopakami od prawie roku, to była dobra drużyna…

- Doceniam postawę, ale nie zmienię rozkazu - czarnoskóry Frank podniósł dłoń ucinając wypowiedź szasera w połowie zdania - Czy wracając z przepustki byliście trzeźwi? I jak daleko od miejsca spotkania zbiegów natrafiliście na pusty zaprzęg?

Bastien Frolic milczał przez chwilę wyraźnie skonsternowany, lecz kiedy odpowiedział, poczucie obowiązku wzięło u niego górę nad próbą niepotrzebnego kłamstwa.

- Każdy z nas coś tam wypił, panie sierżancie. Ale nie tak, żebyśmy się słaniali na nogach, to było tak bardziej dla poprawy humoru i lepszej gadki do dziwek. A zaprzęg był praktycznie w tym samym miejscu, gdzie go zostawiłem z woźnicą. Tylko po chłopakach nie było śladu ani po tej Sanglierce. Znalazłem trochę krwi na deskach, nic więcej, dopóki nie nadjechali ci afrykańscy wojownicy.

Renton odwrócił głowę w stronę Wildera posyłając mu nieme pytanie, kapral pokręcił w odpowiedzi własną głową dając do zrozumienia, że usłyszał już wszystko, co chciał.

- Ktoś zaraz przyniesie wam ciepły posiłek i czyste ubranie na zmianę, żołnierzu. Potem przeniesiemy was do izolatki zgodnie z procedurą kwarantanny, bo tamci uciekinierzy mogli przenosić jakieś zakaźne choroby. Zbada was lekarz. Wykorzystajcie ten czas jako solidny odpoczynek przed wznowieniem służby. Chwała Rezyście.

Frolic podniósł się ze swojego krzesła na dźwięk ostatnich słów sierżanta, zasalutował sprężyście, obaj rekruterzy oddali ten salut podnosząc do czapek własne dłonie. Jeden po drugim wyszli z pomieszczenia wpuszczając do środka przywołanego wcześniej i czekającego na swoją kolej lekarza.

- To wszystko składa się w logiczną całość, Mathieu - powiedział Wilder, kiedy obaj z Rentonem wyszli na zewnątrz murowanego budynku i zatrzymali się w cieniu blaszanego zadaszenia nad wejściem - Ci uciekinierzy są z Mufasy, nie masz chyba wątpliwości? Zeszli na ląd przy Narbonie, to pasuje do pozycji parowca w chwili, kiedy go znaleźliśmy. Popłynęli łodzią albo łodziami, zeszli na ląd i zaczęli przemieszczać się na północ. To jakiś nieprawdopodobny zbieg okoliczności, że nadziali się na gościńcu na naszych chłopaków. Jedna grupa odciągnęła ich uwagę i rozdzieliła siły, druga zamordowała z zaskoczenia naszych i Sanglierkę. Potem ruszyli w dalszą drogę, żeby się spotkać z jakąś grupą apokaliptyków, słyszałeś słowa Frolica. To znaczy, że ta ucieczka nie była improwizacją, oni realizowali wcześniej przygotowany plan. Nie tylko przejęli statek i wprowadzili chaos w Perpignanie, ale jeszcze zorganizowali sobie na miejscu przewodników.

Kapral wyciągnął z kieszeni spodni pomiętą paczkę perpignańskich Chevalierów, wsadził jednego z nich w usta i zapalił sprężynową zapalniczką. Tulończyk w milczeniu lustrował dziedziniec, na którym grupka zlanych potem rekrutów ćwiczyła na słomianych kukłach walkę za pomocą bagnetów.

- Ciągle nie rozumiem tylko dwóch rzeczy - podjął swój wywód Alpejczyk, kiedy już wydmuchnął z ust pierwszy kłąb tytoniowego dymu - Po co niweczyli czynnik zaskoczenia wysyłając do miasta radiowe ostrzeżenie, przecież to bez sensu, tylko zapowiedzieli w ten sposób swoją obecność. I po jaką cholerę zorganizowali tę zasadzkę na klifie? To akurat się kupy nie trzyma. I jest jeszcze jedno. Ten Polanin, woźnica pani Durmont. Skąd wiedział, że tamci mieli się spotkać z Krukami? Gdybym był uciekinierem i miał na usługach Kruki, słowem bym tego nie pisnął, a tamci jemu by powiedzieli? A co, jeśli on od początku maczał w tym palce, Mathieu? Był przecież z tobą w Pradeshu, razem napatoczyliście się na Rzeźnika. A jeśli on był w tej sprawie na pogórzu, może to łącznik tych przemytników?

Wilder opuścił dzierżącą papierosa dłoń jakby poraziła go znienacka nieprawdopodobna myśl.

- A co, jeśli on jest jednym z Przedrzeźniaczy?
 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22-02-2023, 21:51   #255
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację



Droga z Perpignanu do Montpellier, poźne popołudnie 24.08.95

Podróż powrotna na gościniec zajęła Yago o połowę mniej czasu niż sam pościg, ponieważ Polanin nie musiał się już ukrywać i przyczajać co chwila w chaszczach - co więcej, słońce stało wysoko na niebie ukazując mężczyźnie w całej krasie panoramę łąk i zagajników nadmorskiej niziny. Nie mając najmniejszego problemu z określeniem kierunku, klanyta podróżował tak szybko jak tylko pozwalała mu na to kondycja, gasząc pragnienie w napotykanych po drodze strumieniach i oszukując głód kęsami surowego mięsa rwanymi z truchła upolowanego wcześniej chudego jak szczapa zająca.

Okolica za dnia nie sprawiała tak przemożnego wrażenia dzikości jak w ciemnościach nocy. Myszkując bacznym spojrzeniem po łąkach Yago dostrzegał co jakiś czas kształty pasterskich szałasów, pryzmy usypane z wielkich kamieni, przywiązane do gałęzi drzew pasemka wyblakłych tkanin. Hodowcy bydła niewątpliwie korzystali z tych ziem, chociaż Swarny nigdzie nie zauważył śladu rolniczych farm. Utwierdziło go to w przekonaniu, że ekonomia Perpignanu opierała się na handlu, rybołówstwie, pasterstwie i górnictwie, produkcję żywności na większą skalę pozostawiając Tulonowi i osadom delty Rhone.

Raz czy dwa Polanin spostrzegł też w oddali pasące się stada kóz i znaczące widnokrąg sine smużki dymu unoszącego się nad pasterskimi ogniskami, ale nie zbaczal na ich widok ze ścieżki zdeterminowany, aby jak najszybciej dogonić Anję Durmont.

Kiedy wdrapał się po krzaczastym zboczu nasypu na ubity szeroki gościniec, nie miał najmniejszego pojęcia czy znalazł się w tym samym miejscu, gdzie w nocy opuścił trakt wraz z Bastienem - śmiertelnie w zamian przestraszył grupkę ludzi podróżujących na wschód drewnianą furką ciągniętą przez parę osłów. Złapawszy za chałupniczej roboty kusze i samopały, pogonili oni Yago precz nie chcąc zamienić z klanytą ani słowa.

Niezrażony oschłą postawą wędrowców, Polanin szybko zorientował się, że za dnia na gościńcu panuje znacznie bardziej ożywiony ruch niż nocą. Piesi i konni, obwoźni handlarze, zbieracze złomu i myśliwi, pasterze, a także osobnicy o nierozpoznawalnej dla Yago profesji przemierzali trakt w obu kierunkach, na ziemie Bordenoir i w stronę delty. Wmieszani pomiędzy nich żołnierze Rezysty oraz Bordenoir odróżniali się od reszty umundurowaniem, a od siebie wzajemnie zachowaniem - ci pierwsi zmierzali małymi wesołymi grupkami do Perpignanu ani chyba układając już w głowach plan przepustek; ci drudzy zaś bacznie przyglądali się podróżnym z wysokości siodeł, często podróżując w towarzystwie pozostających z nimi w głębokiej komitywie Mieczy Jehammeda.

Oczyściwszy twarz z zakrzepłej zajęczej krwi Yago natychmiast zmienił nastawienie wędrowców względem swojej osoby, rozpytując wszem i wobec i jadący do Montpellier zaprzęg z panią Durmont oraz grupką szaserów. I szybko poczuł rosnącą konsternację, bo żaden podróżny nadciągający ze wschodu nic nie wiedział o takim zaprzęgu.

Usłyszawszy tę odpowiedź tuzin razy Swarny urządził sobie krótki popas, aby zadecydować czy nadal będzie zmierzał do Wielkiej Rzeki czy też wiedziony złym przeczuciem zawróci do Perpignanu - wszystko wskazywało bowiem na to, że zaprzęg sanglierskiej szlachcianki krótko po rozstaniu ze zwiadowcami zawrócił z jakiegoś powodu do miasta Bordenoir.

Rozterki Polanina nie trwały na szczęście długo - nieszczęściem jednak okazało się to, że nie on podjął decyzję o swoim własnym losie. Nim jeszcze podniósł się z omszałego głazu, na którym siedział, wokół wyrośli przysłonięci dotąd wozami kupców jeźdźcy.

Yago zmarszczył czoło widząc czerwono-czarne uniformy Bordenoir, otworzył szerzej oczy dostrzegając wymierzone w siebie lufy kawaleryjskich karabinków.

- To ani chybi on - powiedział wąsaty wojak, który na tle Bordenoir odróżniał się zgniłą zielenią uniformu Rezysty - Mamy go, pasuje do rysopisu sierżanta Rentona. Rzuć ten obrzyn, kurwi synu, albo dostaniesz kulę w łeb. Aresztuję cię na rozkaz kapitana Demarque! Brać go!




”Chat Sanglant’, popołudnie 24 sierpnia 2595

Francesca wpatrywała się w gościa przez chwilę, która wydawała się Jehanowi ciągnąć w nieskończoność. Zastygła w bezruchu, Dama wwiercała się w młodzieńca przenikliwym spojrzeniem przywołującym na myśl wytopione ze szkła sztylety.

Kiedy w końcu drgnęła, zaskoczyła Baudelaire otwierając jedną z szuflad swojego biurka i wyciągając z niej dwie pięknie rzeźbione karafki oraz butelkę bursztynowego płynu.

- Destylat importowany z Bałkan, na bazie tamtejszych owoców - powiedziała odkorkowując butelkę i rozlewając ów niewątpliwie drogi trunek do obu karafek - Zwykłam pijać takie perły samemu, ale dla ciebie uczynię wyjątek. Poczęstuj się, na zdrowie.

Spełniwszy toast pani Coquine jęła obracać opróżnioną karafkę w swoich długich smukłych palcach, wciąż spoglądając na Jehana tym samym przenikliwym, a nadto nieco ostrzegawczym spojrzeniem, które zdawało się uprzedzać zawczasu o konsekwencjach rozczarowania jakie miałoby się stać jej udziałem, gdyby rewelacje Baudelaire nie sprostały jej oczekiwaniom.

- Powiadasz, że wiesz bardzo wiele, mój chłopcze - powiedziała Francesca - Jestem szczerze zaskoczona, chociaż po prawdzie nie powinno mnie to dziwić, od kiedy usłyszałam, że zaszczycił cię swoją uwagą i posiłkiem sam regent. Wisi chyba nad tobą szczęśliwa gwiazda. Opowiedz mi zatem, co zobaczyłeś i usłyszałeś, kiedy ja drążyła dla ciebie sprawy przeszłości, a na pewno nie wyjdziesz na tym z uszczerbkiem.
 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!

Ostatnio edytowane przez Ketharian : 22-02-2023 o 22:57.
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 23-02-2023, 21:19   #256
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację



Konsulat Neolibii, popołudnie 24 sierpnia 2595

Konsul Elani była wściekła, chociaż ewidentnie starała się panować nad emocjami. Kuoro Wanadu stał przed nią u boku Assegai, w postawie pełnej należnego tak wysoko postawionej persony szacunku. Neolibijka przemierzyła pomieszczenie w poprzez co najmniej trzy razy, z uniesionym gniewnie podbródkiem i falującą zmysłowo piersią. Spoglądając na nią myśliwy nie potrafił uciec od skojarzeń z legendarną królową Wakandy z mitów pre-Eshatońskich, pełną temperamentu i cielesnych żądz córę boskiego Anubisa, która jako pierwsza stawiła czoła europejskim i muricańskim najeźdźcom.

Jeden z siedzących w metalowych klatkach marabutów odważył się zaskrzeczeć, co ostatecznie skruszyło maskę rzekomego opanowania Elani. Poruszając się z gracją antylopy, konsulka pochwyciła za stojący na posadzce żelazny świecznik i grzmotnęła nim w klatkę z siłą zdającą się zadawać kłam jej wiotkiej kobiecej sylwetce.

Klatka runęła z łoskotem na marmurową podłogę, a uwięziony w niej ptak przeistoczył się w rozwrzeszczany kłąb piór tłukących wściekle w pręty klatki. Przerażone skrzekiem towarzysza pozostałe marabuty podniosły histeryczny wrzask, który zdawał się rozsadzać wnętrze pomieszczenia.

Stojąca za plecami Elani Niske odwróciła się bez słowa, otworzyła drzwi wiodące do mniejszej bawialni wpuszczając do środka swoją panią oraz jej gości. Kiedy zamknęła za sobą wejście, przeraźliwy ptasi harmider nieco zelżał, ale Kuoro wciąż gotów był przysiąc, że hałas słychać było w połowie Perpignanu.

- Cała załoga wymordowana? - spytała konsulka siadając na hebanowym krześle. Assegai kiwnął w odpowiedzi głową, splatając ręce za plecami i stojąc w pozornie rozluźnionym rozkroku.

- Niedopuszczalny incydent. Ktoś w Algierze trafi pod stryczek za karygodne zaniedbania. Nie mieści mi się w głowie, że doszło do nie ujawnionej na czas ucieczki niewolników i to jeszcze w połączeniu ze zbrojną napaścią na moje mienie. Znałam tę załogę, niemal każdego jej członka z imienia.

Elani urwała na chwilę, mierząc wzrokiem na przemian obu gości i stukając palcami w poręcze krzesła. Upiorny wrzask w ptaszarni miłosiernie ucichł pozwalając Wanadu skupić się na dźwięku uderzających rytmicznie w drewno paznokci.

- Zamierzam potraktować ten atak osobiście - oznajmiła konsulka - Każdy zamieszany w tę zbrodnie sprawca zawiśnie na katowskiej ramie, choćby uchybił jedynie procedurom. Assegai, po tej rozmowie udasz się do stacji łączności i połączysz z Gildią Morską w Algierze. Przekażesz im komunikat, który napisze Niske. Kiedy my będziemy tropić sprawców tutaj, oni niech szukają dowodów w Afryce. Zamierzali zatopić Mufasę?

- Być może - stwierdził Kuoro decydując w duchu, że nadszedł czas na przejęcie inicjatywy w rozmowie - Mogło im zabraknąć wiedzy albo czasu, nieodwracalne uszkodzenie takiego statku to duże wyzwanie. Poprzestali na zniszczeniu maszynowni i aparatury na mostku. Naprawa będzie kosztowna, ale nie sądzę, by trwała długo.

- Jak powiedziałam, to sprawa osobista - powtórzyła Elani - Komuś zależy na zniszczeniu reputacji Neolibii w oczach Bordenoir. Po to wysłali wcześniej ten radiowy komunikat. Chcieli, żebyśmy wiedzieli, że zrobili to z premedytacją. I chociaż uderzyli bezpośrednio w mój ród oraz służby dyplomatyczne Banku, to jeszcze spotęgowali konsekwencje atakując Bordenoir i Rezystę. Zastrzelony na morzu fauconi nie ma żadnego znaczenia, ale śmierć ugoszczonego przez regenta Szpitalnika to niczym policzek dla Franków. I zapewne nie wiecie jeszcze jednego. Nasza ochrona wracając z wypadu na wybrzeże znalazła stertę trupów na trakcie pod Perpignanem. Ktoś zamordował czterech szaserów Rezysty i towarzyszącą im kobietę, a świadek twierdzi, że byli to zbiegli niewolnicy.

Assegai i Wanadu pochylili się jednocześnie do przodu, wbili spojrzenia w pochmurną twarz Elani.

- Kim jest ten świadek? - zapytał Kuoro.

- Żołnierz Rezysty, jedyny ocalały z grupy. Nie będziesz go znał, ale na pewno przypomnisz sobie tę kobietę. Anja Durmont, twoja towarzyszka podróży do Pradeshu i jedna z osób zaszczyconych bankietem u regenta, na dodatek zaś podobno znaczna persona wśród szlachty Sanglierów.

Konsulka przechyliła w bok głowę wwiercając się wzrokiem w czarnoskórego magnata.

- Śmierć wydaje się kroczyć w twoim cieniu, Kuoro Wanadu - powiedziała chłodnym głosem - Zaczynasz mi się jawić Siewcą Nici Życia, wybrańcem Anubisa. Skrzyżowałeś ścieżki z Pavlem Drazem i ten nie żyje. Skrzyżowałeś z Anją Durmont i ta nie żyje. Czy powinnam się ciebie lękać, Kuoro Wanadu?

Pytanie zawisło w powietrzu niczym miecz mistrza egzekucji i chociaż samo w sobie jawiło się czystym absurdem, po plecach Neolibijczyka przebiegł lodowaty dreszcz.
 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 23-02-2023, 23:28   #257
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
"Chat Sanglant"
24 sierpnia 2595


Wyszukane gusta Jehana lubiły wszystko co drogie, ale bałkański destylat z tamtejszych owoców, mimo że kosztował zapewne niemałą fortunę, nie był dlań żadną perłą, rarytasem czy delikatesem. Takiego poczęstunku jednak nie lza było odmówić, toteż chłopak osuszył szklanicę wespół z Damą. Naczynie obrócił powoli w palcach, nie mogąc sobie odmówić nasycenia oczu estetycznym kunsztem wyrobu, zanim odłożył je delikatnie na biurko. Szczęśliwie grymas niesmaku nie zdołał przebić się przez wielowarstwową satysfakcję i uśmiech przezeń wywołany.

Szczęśliwą gwiazdę równoważy chyba jakaś nieszczęśliwa siostra-bliźniaczka — Jehan zastukał palcami o poręcz krzesła z luźnymi nutami w głosie. — Nie zapominajmy, że i Gauthier uhonorował mnie swoją uwagą. Ad meritum jednak, twoje podejrzenia są trafne. To "Mufasę" zaatakowano.

Baudelaire podniósł się z krzesła, powolnym krokiem spacerując po gabinecie, który - w przeciwieństwie do prywatnej loży - rzadko kiedy odwiedzał. Przepych był obecny i tutaj, acz bardziej stonowany, dyskretny i delikatny. Zatrzymał się przy odrestaurowanym płótnie w pozłacanej ramie, na którym wielobarwne kształty obramowane były czarnymi i czerwonymi liniami, obrazując jak wyglądał świat przed wiekami, zanim niebiosa spadły na ziemię w pożodze zniszczenia. Jehan czasami, w rzadkich przypływach bezcelowych myśli, zastanawiał się czy daleko za naturalnymi barierami - fraktalnymi lasami, wałem zarodników czy czarnym Atlantykiem - istniało życie, czy jednak Europa była ostatnią ostoją ludzkości. Czy rację mieli ci, którzy snuli scenariusze ziem obiecanych w odległych zakątkach świata, czy może jednak ci drudzy, wieszczący nieskończone hordy przy których horror feromantów wyglądałby na łagodną baśń?

Jehan utkwił spojrzenie na chwilę w znajomej linii wybrzeża, zerkając też nieco wyżej, gdzie współcześni kartografowie lokowali krater feromantów. Uśmiech zabarwiła na chwilę aprobata - France, Souffrance, gra słów w rytm wisielczego humoru, ktokolwiek odpowiadał za nazewnictwo w pełni zasługiwał na aprobatę.

Trzy kutry wypłynęły z Perpignanu, wzdłuż wybrzeża i w kierunku wystrzelonych rac. Niezatapialna, Kraken i Bordeloise, pod komendą Concombre'a. Kolejne flary wystrzelono, gdy podpływaliśmy pod jakiś klif, gdzieś hen daleko za Narboną. Niemalże na delcie Rodanu — Jehan odwrócił się od mapy, oparł o komodę tuż pod nią. Biorąc pod uwagę skalę kartograficznego dzieła, wskazywanie lokalnych detali byłoby bezcelowe i z góry skazane na porażkę. — To ostrzał z klifu właśnie zabił Blancheta i Draza.

Ilu strzelców? — Francesca zapytała, gdy Jehan nie odmówił sobie teatralnego zawieszenia głosu. Brwi powędrowały ku górze w zaskoczeniu, gdy chłopak odpowiedział uniesieniem jednego smukłego palca.

Sierżant Rezysty, który płynął z nami zdołał go pojmać. Nader widowiskowo, muszę przyznać. Jeden strzelec, ze świeżo uciętym językiem, masą blizn, tatuażami klanowymi nie z tych stron i przepięknym akaczem w dłoni — Jehan wyliczał na palcach. — I mówiący tylko w yorubie.

Coquine uzupełniła własną szklanicę, nie spuszczając spojrzenia z Bordenoira. Baudelaire mógł przysiąc, że słyszy obracające się pod ciemnymi włosami trybiki, ale kobieta nie zamierzała mu przerywać. Stukała tylko delikatnie paznokciem w szklane naczynie.

Wtedy dołączyli do nas harapowie pod wodzą samego Zbrojmistrza, ale mimo żołnierskich przepychanek napędzanych ego i machismo obyło się bez mordobicia, czarni nawet przystali na wspólny rejs z powrotem do miasta. Wtedy to, gdy słońce zaczęło wschodzić, wypatrzyliśmy statek-widmo. Opuszczony i dryfujący. Nigdy nie myślałem, że postawię stopę na "Mufasie" i muszę powiedzieć, że nie byłem zawiedziony. Mimo bałaganu i makabry — Jehan zaakcentował to drugie, ponownie rozpoczynając leniwy spacer wzdłuż ścian gabinetu i oglądając ozdoby, obrazy i akcesoria składające się na dekorację pomieszczenia. — Statek był opuszczony. Nie licząc martwej załogi. Ani jednej żywej duszy.

Ostatnie zdanie wycyzelował, ponownie zajmując miejsce na krześle. Czujne spojrzenie Francesci nie traciło na ostrości, cichy rytm paznokcia stukającego o szkło dalej pozostawał akompaniamentem dla przemowy Jehana.

Szczęśliwie nie zrabowano wszystkiego, zdołałem ukryć sporo ładnych fantów w dyskretnych miejscach — oznajmił z nutą zuchwałości.

Pominąłeś parę szczegółów — zauważyła Francesca, odstawiając w końcu szklanicę i splatając dłonie. Niewypowiedziane pytanie zalśniło w spojrzeniu.

"Ile?"

Mhm, jak choćby stan zniszczeń i co dokładnie będzie wymagało napraw. Połowa teraz, połowa później, zasada stara jak świat — Baudelaire pozwolił sobie na mrugnięcie okiem. Był w swoim żywiole i czerpał z tego czystą przyjemność. — Konsulat na pewno nie będzie sprowadzał ekspertów z Afryki, bo zbyt długie uziemienie "Mufasy" będzie przejawem słabości czarnych. Do tego gdy na jaw wyjdzie, kto ośmielił się podnieść rękę na samą Elani i jej ukochany okręt...

Jehan zacmokał teatralno-sugestywnie, wystukując własny rytm na poręczy krzesła.

Na ile wyceniłabyś całą historię, z brakującymi szczegółami, mon amie? Na pół tysiąca denarów i przysługę?
 
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24-02-2023, 12:20   #258
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
Konsulat Neolibii, popołudnie 24 sierpnia 2595

Konsulka dająca upust swojej złości spowodowała przyjemne mrowienie w kroczu magnata. Dyskretnie obserwował działające na wyobraźnie zaokrąglenia bioder czy piersi, podkreślane nienagannie skrojoną szatą Elani. Miał ochotę zniewolić ją jak lew niewolący lwicę na krótką chwilę, ale rozsądek podpowiadał, że nie opłaciłby tego jak lew jedynie kilkoma zadrapaniami. Odrzucił sprośne myśli, skupiając się na tym co kobieta miała do przekazania.

- Niezbadane są ścieżki Anubisa, ale sądzę, że nie. Czemuż bóg szakal miałby czychać na twe życie pani? Nie powinnaś się mnie bać szlachetna pani. Wszak skrzyżowałem ścieżki z setkami innych osób i chodzą one wciąż szczęśliwe na tym ziemskim łez padole. - stwierdził spokojnie Kuoro. Fascynacja Elani wzmogła się, po trącącym śmiertelnym ostrzeżeniem stwierdzeniem konsul, ale neolibijczyk szybko wrócił na logiczny tor rozumowania, strzepując ręką niewidzialny pył z rękawa swojego podróżnego outfitu:

- Jedno pani nie daje mi spokoju. Śmiem twierdzić, że jeśli atak na Mufasę był częścią planu wymierzonego w twą osobę, to ten atak nie zakończył się. Zbiegli niewolnicy nie zadawaliby sobie trudu mordowania miejscowych, tylko pewnie rozproszyliby się i tyle byśmy ich widzieli. Mam podejrzenie że radiowe wezwanie, tak jak i ten niedorzeczny strzelec na klifie miały na celu odwrócenie uwagi od ich desantu. A zważywszy że posunęli się do mordowania świadków, wliczjąc w to frankijską szlachciankę, tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że sabotaż frachtowca to dopiero początek ich planu. Z pewnoscią mamy do czynienia z grupą niewolników znających się na wojennym rzemiośle, a do tego bezwzględnych i skupionym na celu, czymkolwiek ten cel by nie był. Jeśli tylko takie jest twe życzenie pani, odnajdę ich i wygubie co do ostaniego.
 
8art jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25-02-2023, 20:37   #259
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Droga z Perpignanu do Montpellier, poźne popołudnie 24.08.95


Pieśń wiatru zanikła, umilkły drzewa, zawstydzone gwarnym ludzkim pochodem, zamiast mchu woni świeżej, smród spoconych koni. Gorzko się zrobiło na sercu Swarnemu wracającymi na łono cywilizacji. Cywilizacja znaczy syfilizacja zwykł mawiać stryj Gvidon.

Podróżni nieufnie omijali Pollanina pewnie ze względu na zapach wilczy, który wtarł był w kurtę, ale kiedy wreszcie ten wdepnął w końskie odchody wszystko się wyrównało. Zdobywszy wreszcie nieco języka podpiekł resztki zająca przy małym ogniu, większość mijających go robiła to dużym łukiem. Zjawili się zrazu i mężowie odważni takich wyczekiwał, chętni do negocjacji i widać po wycelowanych w Yago gładkich lufach, umiejący ją prowadzić.

Kątem oka zerkając rozpoznał nawet mundur rezysty z Perpignanu, kątem oka tylko, żeby nie dać tamtym przewagi w targach i strachu, czy gorzej paniki nie okazać. Policzył chłopów, kulomioty, konie. Wreszcie wolno podniósł całą swą atletyczną sylwetkę, ramiona rozłożył szeroko jak na powitanie w lewej dłoni delikatnie obejmował dwulufę.

- Równie mi miło was widzieć. Skoro szuka mnie przyjaciel to dlaczego nie przybył sam? Coś się mu stało, czy obżera się trzecim śniadaniem? - dodał do postawy szeroki dwuznaczny uśmiech.
- Rzuć ten karabin! - grozili Frankowie
- Ten karabin dostałem od panienki Durmont i nie będę nim ciskał o ziemię jak byle kijem. Podejdź, który i sam weź. Który odważny? - nawet nie drgnął na ciele, mówił wciąż spokojnie Swarny, liczył, że kawaleryjski oddział to równie opanowani wojownicy.
- Panienka... - wystrzał z rewolweru oficera pod nogi Yago przerwał słowa jednego z żołnierzy. Pollanin zmarszczył brwi.
- Słuchaj Pan oficerze. Oddam dubetówkę i pojadę z wami do miasta. Zabić i ranić poważnie mnie nie możecie, bo ci sierżant jądra gardłem wyciągnie, za to ja mogę poważnie was uszkodzić. Nikomu to niepotrzebnie, choć myślę, że ja miałbym lepszą zabawę. To jak? Kto podejdzie po to cacko?

Mistrzu wstawka fabularna jak deklarowałem, Swarny chętnie by ich trochę podpuścił. Jak który podejdzie to wykona jakiś pokaz sprawności, chwyci człeka, nie zamierza uszkadzać. Zaraz poklepie odepchnie w kierunku jeźdźców razem ze strzelba, powie, że to takie żarty. Czy się na żartach nie znają? Znów będzie urabiał podobnie jak wcześniej. W związku z tym wykonuję ustalony test Mell + Body, choć chodzi bardziej o przepychanie i kuksańce. Oraz powinienem chyba cunning + Psy

 
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 27-02-2023, 19:19   #260
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację

Pałac Regenta, popołudnie 24 sierpnia 2595

Doprowadzony w pałacu do gościnnej kwatery przełożonego, Mathieu wypiął się jak struna stuknąwszy ręką w daszek czapki, a kamaszami o obcasy.

- Panie kapitanie, sierżant Renton melduje się na rozkaz. - wyrzucił jednym tchem z wysunięta do przodu szczęką.

Choć wzrok utkwił gdzieś w plamie krajobrazu na pałacowym obrazie, to kątem oka obserwował bacznie otoczenie łącznie z Sangiem.

- Melduję posłusznie, że misja portowa przebiegła pomyślnie. Z kapralem Wilderem na pokładzie Niezatapialnej sprawdziliśmy źródło nocnych rac. Pojmaliśmy terrorystę i ranny przekazany Diabłom w porcie.

Wchodząc uprzednio do pomieszczenia, które zajmował Luis Hugo Demarque, pod drzwiami wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Alpejczykiem, zatem pewnym był, że komendant usłyszał już szczegółowy raport. Wilder stanął na warcie pod zamkniętymi drzwiami pokoju. Stał z obojętną miną ściągając wzrok czyniących to samo przed o wiele bardziej ornamentowanymi podwójnymi wrotami sali audiencyjnej Veracqa. Choć sierżant miał jak każdy różne teorie na tematy różnorakie, to nie zwykł wylewnie dzielić się nimi ot-tak, dla potrzeby przysłuchiwania się jak brzmią wypowiedziane. Na podejrzenia kaprala o rolę Polanina w wydarzeniach reagował pomrukami, których intonacja oscylowała kładzionym akcentem od powątpiewania do potencjalnie godnego podjęcia rozwagi, ostatecznie i definitywnie nie zdradzając tego co sobie sierżant dokładnie na ten temat miarkuje.

Tymczasem Renton kontynuował przed kapitanem wypranym z emocji monotonem i z miną nie skażoną myśleniem.

- W drodze powrotnej Bordenoir zabezpieczyli uszkodzoną Mufasę w oczekiwaniu na portowe holowniki. Załoga parowca nie żyje. W koszarach przesłuchałem szeregowego Frolica, zleciłem badania i zamknąłem w izolatce.


 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172