Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2023, 19:03   #158
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Minęło nieco czasu i dużo przymierzania nim zawstydzona i zamaskowana szerokim kapeluszem elfka odważyła się wychylić nosa ze swojego wozu. Na jej ramieniu siedziało moralne wsparcie kuglarki, w postaci trajkoczącej wróżki. Szeroki kapelusz i duży płaszcz miał dać Eshte iluzję anonimowości, lecz była to nadaremna próba. Artystka przyciągała spojrzenia i słyszała szepty rozmów na swój temat, gdy szła pomiędzy rosnącym tłumkiem zaciekawionych przedstawieniem mieszkańców.
Niewątpliwie jej głośny wybuch namiętności nie uszedł uwadze świty hrabiego, ale… niewiele było spojrzeń potępiających. Nie padały w kierunku Eshte żadne wyzwiska i niewiasty często zerkały na kuglarkę z kiepsko maskowaną zazdrością.

Artystka szybko zorientowała się czemu… wszak może i figlowała głośno i bezwstydnie. To jednak zabawiła się we własnym domku i to z własnym mężem. Nie uczyniła więc nic godnego potępienia, co najwyżej wykazała się nadmiernym entuzjazmem przy spełnianiu obowiązków małżeńskich. I tego jej zazdrościły te wszystkie matrony. Z pewnością wiele z nich chciałoby być na miejscu kuglarki. I przeżywać to co ona przeżywała.
Cóż… fakt, że choć wstydem napawał ją czyn jaki popełniła z Ruchaczem, to te zazdrosne miny i spojrzenia łagodziły deczko ból. Może i nie lubiła figlowania w łóżku, ale okazała się w tym niezwykle utalentowana. Co też nie było niczym niezwykłym. Wszystko za co Eshte brała się, kończyło się olśniewającym sukcesem. Nawet jeśli wspomnienie tych “sukcesów” budziło w niej obrzydzenie, między innymi.


- Przepiękne Damy, Szlachetni Rycerze
Urocza Publiczności tutaj zgromadzona
Przerwijcie na moment wieczorne wieczerze
By posłyszeć jak trollowa horda została usieczona.
Zdarzyło się to niedawno…-
ugh, Esthe znała ten głos, znała te oblicze, znała ten blond czuprynka. To był ten wierszokleta Ves…Vess…puco? Marceli Vespuco? No dobra, nie zapamiętała jego imienia, ale pamiętała jego podlizywanie się i to, że był i jest pewnie szpiclem Paniuni. I otwierał ten konkurs swoim nowym wierszem. “Na pohybel trollom i banitom”. Wierszem który opisywał niesławną napaść trolli na obóz hrabiego i wydarzenia które się tam zdarzyły. Tak jak on to zapamiętał. Zapewne siedząc w beczce po ogórkach i nasłuchując, bo kuglarka inaczej zapamiętała to zajście. Przede wszystkim trolle chyba nie chciały porwać córki gospodarza tych ziem. Której opis cnót i urody zajmował wiele strof i był wręcz językowym płaszczeniem się u stóp Paniuni. Elfka też nie przypominała sobie dramatycznej szarży rycerzy na koniach… tylko chaos i uciekanie. Ci nieliczni, którzy stawili czoło trollom jak choćby podopieczny elfiej kapłanki, walczyli spieszeni.
Ogólnie cały ten poemat niewiele miał wspólnego z prawdą.Najważniejsze jednak było to, że choć Henrietta była w nim ratowana z łap jadowitej gadziny, to żadna strofa nie sugerowała że ta gadzina miała elfie uszy… więc to akurat można mu było puścić płazem.Ów potwór miał być jadowitym olbrzymim trollem, a zbawcą Paniuni, sam poeta właśnie.
Publiczności się ten poemat chyba podobał, poza Trixie. Wróżka usadowiona wygodnie na ramieniu kuglarki naburmuszyłą się i dodała gniewnie.- Co za gniot, co za potwarz. Zobaczysz, ja napiszę prawdę i jutro ją wyśpiewam. Całą prawdę.
Taaaa… znając skłonności wróżki do przesady, równie poprzekręcaną jak kłamstwa tego poety, tylko w inną stronę.
- Czyżbyś.. planowała własny występ, Trixie? Zamierzasz zgarnąć diadem tylko dla siebie? -zapytała Eshte spod szerokiego ronda kapelusza, który w jej mniemaniu miał ukrywać ją przed spojrzeniami plotkarzy. Przekorny uśmieszek łagodził podejrzliwą nutę w jej głosie. - Nie wiedziałam, że przygarnęłam sobie konkurencję.
Od niechcenia przyklasnęła. Raz tylko. Nie tyle w podziwie dla wątpliwego utworu, co w podzięce, że.. skończył. Już raz zaprezentował jej swoją sztukę, więc wiedziała czego się spodziewać. Możliwe, że jedyna poezja na jakiej kuglarka się znała i jaką potrafiła docenić, była wyśpiewywana po pijaku i głównie opowiadała rubaszne historie. A możliwe, że po prostu ten tutaj mężczyzna miał w sobie tyle samo talentu do rymów, co i do szpiegowania.
Czyli niewiele.

Wróżka nie zdążyła odpowiedzieć, a może nawet zapomniała o pytaniu. Bowiem kolejny uczestnik zajął miejsce na środku placu i czekał, aż cztery żeliwne koksowniki zostaną ustawione w wyznaczonych przez niego miejscach i podpalone.Był to wysoki mężczyzna z długimi kasztanowymi włosami. Ubierał się jak elf, w długie szaty zdobione w ich stylu i przepasywał się szarfami. Jeśli jednak płynęła w nim elfia krew, to doprawdy cieniutkim strumyczkiem. Pomocnicy się cofnęli i mężczyzna machnął dłońmi. Ogień wystrzelił z koksowników w postaci olbrzymich kolumn ognia, a potem płomienie otoczyły mężczyznę niczym dzieci gromadzące się wokół ojca. Włoski na karku elfki uniosły się lekko ze strachu, gdyż jak na jej gust było tu za dużo ognia będącego poza jej kontrolą. Jeden błąd ze strony rzeźbiarza płomieni i biedna kuglarka mogła znów zostać przez nie pochłonięta, jak… niegdyś.
Bo ten mężczyzna był rzeźbiarzem płomieni. Za pomocą swojej magii używał ognia jak gliny, tworząc z nich smoki, rycerzy, zamki. Nie tylko popisywał się swoim talentem do kontroli na tym żywiołem, ale też używał go do opowiedzenia ruchomymi obrazami historii krucjaty przeciw straszliwemu smokowi. Widzowie oglądali więc dramatyczne inscenizacje ze wszystkimi brutalnymi detalami… i byli zachwyceni. Trixie również. I dlatego spytała.
- Ty też tak potrafisz?
Szczera odpowiedź na to pytanie była trudna. Kuglarka używała tego żywiołu, ale taka kontrola nad ogniem była deczko poza jej możliwościami. Może Pani Ognia by mogła, ale ona z kolei nie miała cierpliwości do finezji i detali… a taki poziom manipulacji żywiołem wymagał samokontroli na którą Panią Ognia nie stać.
Kuglarka za to bez problemu mogłaby stworzyć identyczną iluzję bez użycia ognia, za to z iluzyjnych płomieni.
- Pfft, drobnostka -prychnęła sztukmistrzyni nonszalancko, chociaż.. chociaż pomiędzy igiełkami lęku, odczuła też całkiem nowe dla siebie uczucie, jakim był nerwowy ucisk w żołądku.
Oczywiście, że była Wspaniałą, Niezwykłą, Odbierająca Dech w Piersiach Oszałamiającą Eshtelëą Meryel Nellithiel del Taltauré, Mistrzynią Iluzji i Królową Trzymania w Napięciu. Ale ten tutaj niby-elf też co nieco potrafił. Trochę nawet zbyt dużo, aby miała czuć się całkiem pewna swojej wygranej. Nie podejrzewała, że naprawdę będzie miała tutaj konkurencję do tytułu i korony. I to konkurencję manipulującą tym samym żywiołem co ona. Wyglądało na to, że będzie musiała wyciągnąć więcej sztuczek z rękawa.

O wiele więcej… bo jak się okazało, poeci w stylu Ves… blondaska, byli w mniejszości. Kolejną kandydatką do korony była śnieżnowłosa niewiasta o obliczy skrytym pod kapturem. Biały warkocz był jedynym wyraźnie widocznym fragmentem magiczki. Resztę starał się schować strój całkowicie otulający dziewczynę. Nosiła nawet długie ciemne rękawice. Co kuglarki nie dziwiło.
Owa magiczka babrała się bowiem w cieniach. Jako iluzjonistka Eshte dobrze wiedziała, że cienie są niebezpieczne… Niby nic trudnego dla elfki, było otulić się ciemnością w celu zamaskowania swojej obecności. Niemniej Eshtelëa wiedziała, że gdy otuli się cieniami za bardzo… to poczuje nienaturalne zimno, zacznie słyszeć głosy i… zacznie bać się o swoje zdrowie i życie. Cienie bywają niebezpieczne.
Tym bardziej te tutaj… Magiczka stojąc pośrodku placu sięgała po cienie z okolicy, przyciągała je do siebie, kształtowała w macki, bestie i kończyny, które unosiły ją w górę niczym swoją władczynię. Wyjątkowo “chybotliwy” był tron na którym białowłosa siedziała i wyjątkowo niebezpieczne przedstawienie prezentowała.
Tłum był tego nieświadomy… dla niego te cienie były iluzją i sztuczką podobną do tej którą widzieli u rzeźbiarza ognia. Eshte miała świadomość, że sytuacja jest inna… te cienie były całkowicie realne i bardzo niebezpieczne.
- Ty też tak potrafisz? -zapytała rozentuzjazmowana wróżka siedząc na jej ramieniu i wzbudzając odruchowe drżenie kuglarki.
-No.. no nie. Tego akurat nie potrafię -przyznała elfka z niechętną szczerością. A nie chcąc, aby wróżka popadła w rozczarowanie i postanowiła zostać bardką tej białowłosej artystki, Eshte wzruszyła ramionami i dodała -Nie mogę potrafić wszystkiego, wiesz? Spędzałabym więcej czasu na nauce niż na występach, więc jaki byłby w tym sens?
Skąd się właściwie wzięli ci magicznie uzdolnieni kuglarze? Czy przez cały ten czas ukrywali się w ich orszaku?! Gdzie się podziewała gnomka ujeżdżająca psa, półnagie tancerki i egzotyczny akrobata? Oni byli bezpieczną konkurencją, ale ta dwójka, oni.. oni już wymuszali na niej sięgnięcie po więcej mocy, więcej siły, więcej natchnienia. Po pełnię możliwości swojego talentu.
Było to wyzwanie, które napełniało ją tak samo trwogą, jak i.. ekscytacją. Bo przecież nie dopuszczała do siebie myśli o porażce.

W końcu pojawiła się znajoma twarz, najwyraźniej poprzednia dwójka magów była miejscowa. Niemniej kolejny uczestnik przyciągał setki łakomych spojrzeń… niewieścich spojrzeń.


Gibkie ciało młodego akrobaty, zaczęło wić się dzikim “tańcu”, ku uciesze gawiedzi… zwłaszcza niewiast. Występ nie zapowiadał się więc szczególnie wyjątkowo, zwłaszcza na tle poprzednich. Choć kuglarka musiała przyznać, że to co prezentował (pomijając śliczne lico oraz kuszące ciało) odrobinę wykraczało poza jej możliwości. Owszem, Eshte była bardzo zwinna i potrafiła wiele, ale młodzian wydawał się nie mieć kości gdy zwijał się niemal w ludzkiego precla. Kuglarka też to potrafiła, acz… nie tak szybko i zwinnie. Wszak gimnastyka była tylko częścią jego występu, a nie całością.
Nie zauważyła (podobnie jak i reszta publiczności zajętej jego występem) dwóch osiłków którzy za plecami akrobaty dyskretnie wbijali w szczeliny miejskiego bruku kolejne dziryty. Nie zauważyła, dopóki nie zrobił na oślep salta do tyłu i nie wylądowała na szczycie jednego z nich nie tracąc nawet przez chwilę równowagi… No dobra. Ugh… okazało się, że jednak ci podróżujący z nimi artyści nie są pierwszą lepszą bandą kuglarzy mających więcej bezczelności niż talentu. O ile dotąd mogła uważać, że doścignie młodego akrobatę w kwestii zwinności, to teraz tym marzeniom mogła powiedzieć: “do widzenia”.
Teraz bowiem młodzian niczym sarenka skakał z jednej wbitej w bruk włóczni na drugą w ogóle nie dotykając ziemi i robiąc kolejne salta w powietrzu niczym… jakiś płanetnik. Nagle poleciał w jego stronę sztylet, który akrobata złapał zębami. To do występów włączył się stary żongler, który piłeczki zastąpił nożami, tasakami i toporkami. Żonglował swobodnie dwunastoma orężami, gdy młody akrobata odstawiał swoje skoki, od czasu do czasu ciskając jednym z nich w niego w celu “zakłócenia” występu kolegi. Na co ten przechwytywał je zupełnie nie przerywając swoich akrobacji i odrzucał w kierunku żonglera. Który, choć nie był tak gibki, to nie przerywając podrzucania przedmiotów, chwytał ciskany oręż nie przerywając występu i dołączał go do “latającej kolekcji”.
- Ty też tak…- zaczęła wróżka entuzjastycznie, po czym spojrzała na kuglarkę i pogłaskała ją po policzku. - I tak ich pokonamy.
Mhmmm… ale nie będzie to takie łatwe. Elfka nic nie wiedziała o konkurentach, ani miejscowych, ani tych z którymi tutaj przyjechała. Nie próbowała nawet nawiązać znajomości z resztą świty hrabiego i… eeem, nie wiedziała na co ich stać. I jak się okazywało, stać ich na wiele.

Jak dobrze, jak CUDOWNIE DOBRZE, że Eshte znała wartość swojej sztuki, bo inaczej by się tutaj całkiem podłamała widokiem tych utalentowanych artystów. Tak, pociły jej się dłonie ze zdenerwowania, żołądek zawiązał się w supeł, ale nadal była daleka od zrezygnowania z walki o diadem i tytuł. Nie bez powodu nazywała siebie najwspanialszą i najbardziej zjawiskową kuglarką jaką miał zaszczyt nosić na sobie ten świat. I wszystkim tutaj zamierzała pokazać, że nie jest to tylko jej czcze gadanie! Czekało zatem na nią dużo, dużo przygotowań. Więcej niż z początku planowała.


Oceniająca występy elfka skupiała swoją uwagę, głównie na konkurencji. W końcu… zamierzała zwyciężyć i jak się okazało miała też z kim przegrać. Nie przyglądała się więc licznym widzom otaczającym placyk i niemal tworząc żywy mur wokół niego. W tym murze, ktoś przyglądał się kuglarce, ktoś niezwykle wstydliwy, bo nie tylko szata okrywała jej ciało, ale też i twarz zakryta była woalem. Większość oblicza nie była widoczna, ale charakterystyczne zielone “kocie” oko.


I to spojrzenie zupełnie przypadkiem kuglarka wychwyciła, a gdy jej oczy się skrzyżowały z owym spojrzeniem, gdzieś przy uchu usłyszała bardzo cichy szept.
“Powinnyśmy się spotkać i porozmawiać w cztery oczy. Bez świadków, bez sztuczek, bez agresji. Dam ci znać, gdy nadejdzie czas”.
Po tych słowach… owa kobieta cofnęła się w tłum i znikła w nim, a kuglarka nie była nawet pewna czy owe oko i owe słowa były prawdziwe. Mogła się przesłyszeć, to mogła być tylko jej wyobraźnia, prawda? Prawda?


Nadeszła noc i horror się zaczął dla Eshte. Jej mężuś, powrócił ponury i lekko podpity. Westchnął ciężko, nic nie rzekł. Tylko zaczął się od razu rozdziewać, wzbudzając tym lekki niepokój kuglarki. Chyba łajdak nie myślał, że to co robili… wcześniej, będzie ich jakąś nową tradycją? Elfka wcale nie miała ochoty na powtórkę, a że… zaczęła ciekawsko zerkać na twardy brzuch, mięśnie torsu, tatuaże… wodzić wzrokiem po nich. To tylko dlatego, że nie miała gdzie spojrzeć! Albo to wina jego tatuażu, na pewno jest w nim jakaś magia przymusu!
Na szczęście Ruchacz nie rzucił się na nią z pocałunkami jak ocze… obawiała się artystka. Po prostu nagi od pasa w górę legł na jej łóżku!
Eshte na ten widok deczko spanikowała i nerwowymi słowami zaproponowała mu spanie na podłodze, albo w gospodzie. Najlepiej po drugiej stronie miasta. Ruchacz odparł że żadnym żądaniom ulec nie zamierza, na drugą stronę miasta się nie wybiera, a skoro musi uwiarygadniać jej kłamstewko jako… porządny mąż (dobre sobie !), to zamierza przynajmniej korzystać z tych niewielu wygód jakie mu oferuje sytuacja. A to gbur! A to łajdak! Elfka dobrze pamiętała jak wiele wygód mu ofiarowała (co prawda wbrew swojej woli) tego dnia! Rozważała przez chwilę kolejne poświęcenie ze swojej strony i ze strony swojej sakiewki. Karczmy dziś przecież nie są tak obładowane i pewnie niedroo… ugh…
Wszelkie pokoje w karczmach obsadzili przyjaciele i goście hrabiego, a te pokoje które są wolne, pewnie są kiepskie i drogie. Poza tym… jak się dziś okazało włóczenie się po mieście, może przysporzyć samotnej elfce dość dużo nieprzyjemności. Eshte nie miała ochoty na powtórkę z pościgu.
No cóż… pozostało się ubrać we wszystko i trzymać jak najdalej czarownika, gdy już legnie w łóżku.
Kuglarka więc po strojeniu się wcisnęła w przeciwny kąt łóżka. Jak najdalej od niego.
Czyli jakieś trzy palce, bo łóżko było małe i ledwie razem się mieścili. No i łajdak się kręcił podczas, a ona… długo nie mogła zasnąć. Jej spojrzenie przyciągały linie na ciele czarownika. A i palce artystki jakoś tak chciały zmacać czarownika tu i tam. I myśli, dziwnie nieobyczajne, jakoś same pojawiały się znikąd w jej głowie. Walka z nimi zajęła nieco Eshte. Niemniej w końcu sen zawładnął i nią. To był wszak ciężki dzień.


A rano… i tak obudziła się przyciśnięta do niego, obejmowana w pasie i wtulona w ciało lubieżnika, ocierając się zadkiem o… ów lubieżny obszar jego ciała.
- Dzień dobry… - mruknął jej czarownik, przy okazji cmokając delikatnie ucho, co wywołało zmysłowy pomruk, który wyrwał się z ust samej elfki. Kuglarka niby mogła zwyzywać Ruchacza za to obejmowanie i pochwycenie, ale… jak wytłumaczyłaby się z swojej dłoni zaciskającej się na jego gołym zadku? I to pod spodniami. Palce mężusia wszak nie nurkowały pod jej ubraniem. Mogłaby się też gwałtownie wyrwać z jego objęć i wstać, ale… ehmm… w tym celu musiałaby stoczyć ciężki bój z nieoczekiwanym przeciwnikiem. Własnym ciałem. Było jej bowiem za wygodnie. Niby łajdak ją obejmował, ale czuła się przez to bezpiecznie. Sam się dobrać do niej nie mógł, a nikomu by nie dał. Nie do końca wyspana, nie miała ochoty ani wstawać, ani uciekać z jego objęć. A gdy ruszała pupą, czuła jak drażni się z ochotą swojego mężusia. Było to nie tylko ekscytujące lekko, ale wywoływało złośliwy uśmiech. Niech łajdak cierpi! Sytuacja ta kojarzyła się jej z widokiem jaki miała okazję zobaczyć podczas swych podróży u konkurencji. Spotkała raz mężczyznę, który za pomocą fletu hipnotyzował gigantyczną kobrę. Teraz sama czuła się jak ten wielki, niby powinna być wściekła na czarownika, ale jakoś ogień gniewu nie potrafił ją ogarnąć. Za wygodnie jej było.
Kolejny zmysłowy pomruk wyrwał się, gdy Thaaneekryst znów czepił się jej ucha wargami. I choć wolałaby tego nie robił, odruchowo pochyliła głowę tak by ułatwić mu dostęp do ucha.
- Pomyślałem, że moglibyśmy udać się do getta gnomów na zakupy. Może bym nawet kupił coś dla ciebie? - lubieżnik kusił ją, jak zwykle na kilka sposobów.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 18-02-2023 o 19:08.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem