Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2023, 20:41   #366
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 87 - 2526.I.16; fst; noc

Czas: 2526.I.16; fst; noc
Miejsce: 6 dni drogi od Leifsgard, piramidy, duża piramida
Warunki: światła pochodni, wnętrze piramidy na zewnątrz: -



Carsten



- Czyli kawalerze jesteś tu przejazdem i nie chcesz zapuszczać tu korzeni. - mruknęła dwukolorowłosa szlachcianka gdy przeszła kawałek dalej aby znów obejrzeć jakiś fragment zdobień. Oglądała go chwilę, nawet kucnęła aby je lepiej widzieć po czym uniosła swój notes i chwilę przymierzała się co tam narysować czy zapisać.

- Szanuję twój wybór. Ale trochę szkoda. Przydałby mi się taki pewny rycerz u mojego boku który umie zachować dyskrecję i na jakiego mogę liczyć. Rzadka kombinacja w dzisiejszych, zdradliwych czasach. Zwłaszcza w tej tajemniczej i przeklętej krainie pełnej pozostałości od dawna zapomnianych mileniów. Gdybyś zmienił zdanie albo postanowił wrócić to w Porcie Wyrzutków daj na mszę w świątyni Morra ku mojej intencji. - powiedziała z lekkim, nieco melancholinym uśmiechem podnosząc na niego spojrzenie. Po czym wróciła do swojej pracy chcąc pewnie uwiecznić w tych zapiskach jak najwięcej. Co jakiś czas mamrotała coś pod nosem jakby się zapominając. Zwykle zirytowane złorzeczenia pod adresem Amazonek, że nie chciały same jej tego wszystkiego pokazać wcześniej albo wyrażaniem swojego podziwu, że coś jest niesamowite, wyjątkowe i tak dalej. Albo urwane słowa zbyt enigmatyczne aby dało się zrozumieć jakich była ich intencja. W każdym razie uczona wydawała się być w swoim żywiole i chciała do maksimum wykorzystać okazję wizyty w tym świętym dla ich gospodyń miejscu którego tak pilnie strzegły. Nawet przed nią.

Tymczasem Carsten miał okazję obejrzeć ten kawałek świecącego kryształu jaki odłamała Vivian i mu rzuciła. Lekki skalny okruch nawet pasował na masę do zwykłego kamyka. Tyle, że świecił jasnym, ciepłym światłem. Nawet gdy był oderwany od reszty.

Sprawdził też wodę z sadzawki. Było w niej coś kojącego. Nawet jak się tylko stało w pobliżu i patrzyło na nią. Trochę jak jakaś przyjemna, ogrodowa sadzawka czy fontanna w eleganckim ogrodzie jaką czasem bogatsi szlachcice sobie fundowali. Albo jak wedle legend wyglądały elfie, leśne zakątki gdzie inni nie mieli wstępu. Zdawało się, że emanuje z niej spokój i harmonia. Aż chciało się przysiąść, spocząć przy niej i dać odetchnąć zmaltretowanemu ciału i steranej duszy. Zapomnieć o wszystkich troskach i cieszyć się tą kojącą atmosferą.

A gdy w końcu dotknął tej wody okazała się być równie przyjemna w dotyku. Nie za zimna, nie za gorąca. W sam raz. Miał wrażenie, że świetlne refleksy kumulują się w jej falkach i kręgach jakie czynił swoimi dłońmi co wyglądało jakby błyszczała albo świeciła. Chociaż jak się przyglądał to nie był pewny na czym to polega. Po prostu jakiś te refleksy na wodnych zmarszkach jakoś same wpadały w oko. Ale ta woda niosła ukojenie. Gdy zanurzył dłoń poczuł jakby z niej zmywała całą krew, brud i zmęczenie. Miało się ochotę zanurzyć tam na całego. Gdy krople padły na rany też przyniosły im ulgę. Wydawało się, że pulsujący ból i pieczenie, jeszcze na znośnym poziomie bo rana nie była poważna ani głęboka. To ten ból ustaje. Ale rzeczywiście rana zaczęła się zwężać, skracać, maleć… Aż w końcu znikła zostawiając po sobie bladą bliznę. Niby nic niezwykłego o ile by tak wyglądała za kilka dni, może tydzień. A nie w ciągu paru chwil! Jak dotknął palcami po tej bliźnie nie wyczuł tam nic niezwykłego. Ot, kolejna blizna po cięciu. Jedna z wielu. Może względnie świeża jakby właśnie nie miała więcej niż kilka dni czy tygodni. Zupełnie jakby nie miał tu przed chwilą żadnej otwartej rany. Nie bolało go ani nic. Właściwie to czuł się jakiś silniejszy i odświeżony. Zupełnie jakby zdążył odpocząć, zrelaksować się, ukoić ciało i ducha.

- Widzisz? Mówiłam ci. Widziałam jak ta woda działa na Amazonki. To właśnie ich aqua vitae. - powiedziała w pewnym momencie stirlandzka szlachcianka przerywając na chwilę swoje szkice i z ciekawością obserwując te błyskawicznie zachodzące leczenie ran. Ale jej badania były dla niej priorytetem więc znów wróciła do prac nad swoim notesem aby uwiecznić to co tu znalazła.

- Możesz wziąć wody na zapas ale jak się nią pochwalisz przy Amazonkach albo którąś poczęstujesz to będą wiedzieć skąd ją masz. Bo tylko stąd ją można wziąć. Liczę, że Olmedo nie będzie mógł za bardzo wyjaśnić gdzie się rozstaliśmy. Oby. - mówiła szybko i nieco z rozstargnieniem. Szybko podeszła do czegoś co wydawało się jakimś ołtarzem. W centralnym miejscu była płaskorzeźba pięknej kobiety siedzącej na tronie. Z burzą czerwonych włosów. Wokół niej były jakieś gadzie istoty jakie wkładały jej na głowę koronę. Wszystko było zrobione ze złota i drogich kamieni. Za sam ten ołtarz można by żyć jako bogacz do końca swoich dni.

- Koronacja Rigg na królową… Pierwsza Amazonka, Pierwsza Królowa, Pierwsza Matka, przodkini wszystkich Amazonek… Przynajmniej one w to wierzą… - powiedziała z roztargnieniem znów coś rysując, podchodząc bliżej, dotykając, sprawdzając coś, liczac a pióro śmigało po papierze jak szalone. Nagle zamarło. Tak jak i sylwetka odziana w czarno - czerwoną suknię. Carsten też usłyszał tą ciszę. Te przytłumione odgłosy walki z tej dziury w podłodze. Właśnie ucichły. Szlachcianka odwróciła się w tamtą stronę chociaż przez te liczne załomy i roślinność nie było już widać tej dziury, za daleko od niej odeszła.

- Oh… Ukryjmy się kawalerze… Coś się tu zbliża… Coś plugawego… - szepnęła i chowając swój notes do torby szybko podeszła do ściany jednego z załomów i skryła się za nim dając mu znać aby zrobił to samo. Przez chwilę nic się nie działo. Uczona wychylała ostrożnie głowę aby spoglądać w kierunku gdzie była dziura w pradawnej, kamiennej posadzce. A potem z otworu wyłoniła się jakaś straszna, czerwonoskóra paskuda…




https://i.imgur.com/9EFMJZi.jpg


Wyłoniła, przeszła kilka kroków i rozejrzała się dookoła ni to węsząc, ni nasłuchując. Więc dało się ją zobaczyć w pełnej okazałości. Podłużny, wysoki łeb, wielkie, zakrzywione rogi i pys trochę jak jakaś czaszka z gorejącymi oczami, trochę jak jakiejs bestii. Sylwetka mniej wiecej ludzka ale proporcje długich ramion i czerwonej, nabitej kolcami skóry ozdobionej jakimiś złowrogo wyglądającymi runami skóry były tylko mniej więcej podobne. W jednej szponiastej łapie dzierżyła jakiś dziwny, piekielny miecz. Z tego ostrza skapywała na podłogę krwawa posoka. Carsten musiał chwilę walczyć ze sobą aby nie odwrócić się i nie uciec przed tym plugastwem. Jednak twarde żywoty sylvańskiego ochroniarza i lustriańskiego najemnika zahartowały go na tyle, że się opanował zachowując zimną krew. Widział, że bladolica szlachcianka też zacisnęła mocniej swoje pomalowane karminą usta przybierając zawzięty wyraz twarzy ale też panowała nad sobą. Wpatrywała się z napięciem w tą czerwoną, krwawą grozę jaka wyłoniła się z czeluści niższego poziomu.

Po chwili do tej pierwszej poczwary dołączyła druga, podobna i wreszcie trzecia. Rozglądały się, węszyły i jeśli się jakoś porozumiewały to nie dało się tego dostrzec. Ale jak na jedną komendę ruszyły przed siebie w głąb tego świętego miejsca.

- Kawalerze. Musimy chronić to miejsce przed zbeszczeszczeniem. Mogę na ciebie liczyć? - zapytała cicho patrząc mu w oczy i dobywając z bogato zdobionej pochwy nie mniej ozdobny rapier. Wyglądała na zdeterminowaną aby stawić tym krwawym maszkarom czoła.


---



Mecha 88


Test strachu > krwiopuszcze Khorna (SW)


Carsten

SW 65
aqua vitae +10
-5 za każdego = 3x5=-15
razem: 60

rzut: https://orokos.com/roll/969360 41; 60-41=19 > ma.suk = wzięcie się w garść - nie jest tak źle


---




Czas: 2526.I.16; fst; noc
Miejsce: 6 dni drogi od Leifsgard, piramidy, duża piramida
Warunki: światła pochodni, wnętrze piramidy na zewnątrz: -



Bertrand



Jak pokazał na swoje świeże, krwawiące rany to Amazonki chyba domyśliły się o co chodzi. Baro gestem kazała mu usiąść a sama uklękła przed nim, wyjęła z torby jaki gliniany flakon i polała nim rany. Przyjemna, chłodna wilgoć rozlała mu się wokół rany. Resztę Amazonka przetarła szmatką i szybko zaczęła obwiązywać bandażem. Potem zabrała się za tą ranę od włóczni skinka jaką dostał podczas walki o wejście do pomieszczenia z niebieskim skinkiem. Wtedy zamrugała oczami. Nachyliła się chyba wąhając ranę. Zaczęła uciskać palcami skórę wokół rany podnosząc głowę ku niemu i coś pytając. Oczywiście nie zrozumiał jej słów tak samo jak ona jego. Znów coś krótko powiedziała i sięgnęła po jeden z noży. Nacięła ranę i zaczeła palcami uciskać a on chociaż widział, że wypływa z niej krew zmieszana z czymś to jakoś wcale go to nie bolało. Chyba skończyła bo znów polała z tego flakonu i obwiązała mu udo szybkimi, sprawnymi ruchami. Schowała je do torby po czym wyjęła z niej coś co wyglądało jak bryłka jakichś zasuszonych, pociętych liści albo trawy. Pokazała na swoje usta jak to zwykle się komuś pokazywało aby coś zjadł czy wypił.

Zajęło jej to nieco czasu a w międzyczasie jej siostry w pocie czoła i sapiąc z wysiłku przenosiły te różne dzbany, skrzynie i graty coraz wyraźniej je układając w barykade. Albo chociaż jakaś zawalidrogę. Gdy odziana w kocie skóry Baro skończyła opatrywać bretońskiego kawalera dołączyła do nich. We trzy zmagały się z tą martwą materią chcąc zbudować tą improwizowaną ścianę jaka miała je odgrodzić… Właściwie nie wiedział od czego.

On sam podniósł się i pokuśtykał do tego drugiego przejścia. Przy okazji mógł rzejrzeć się po magazynie. Wydawał się stary, zakurzony, pełen pajęczyn więc na taki raczej od dawna opuszczony i nie używany. A z magazynem się kojarzył bo stały tu regały zrobione z drewna powiązanego sznurkami albo zakleszczonego ze sobą na system dopasownych wycięć co pozwalały im się trzymać bez żadnych gwoździ czy wiązań. Na nich stały jakieś wazy, dzbany, misy, wiadra… Na podłodze zaś większe przedmioty. Jakieś belki, dechy, coś co wyglądało na jakieś skalne odłamki z większych bloków, skrzynie, bele czegoś… Wszystko wydawało się zakurzone i wyblakłe, bardzo stare. Wzbudzony szybkimi działaniami i przenosinami wojowniczek kurz kręcił w nosie. Gdyby nie specyficzny tutejszy rys ozdób, nietypowa ceramika, te wiązania sznurkiem to by pewnie można było to wziąć za jakiś magazyn ze starociami w bardziej swojskim miejscu. Chociaż niektóre figurki zwierząt czy potworów z jakiegoś zielankowego, nieco przezroczystego kamienia wyglądały całkiem ładnie.

Przeszedł tak do tego drugiego przejścia zignorowanego przez Amazonki. Właściwie nie było za bardzo co oglądać. Jakiś kamienny korytarz o trapezowym przekroju. Nie miał pojęcia gdzie on może prowadzić. Oświetlała go jedna pochodnia przy tym magazynie i kolejna ze dwadzieścia kroków dalej. Tam musiał być jakiś zakręt bo w jej świetle widać było tylko kamienną ścianę. Tu jednak wydało mu się, że jest trochę spokojniej. Niezbyt było tu coś do oglądania. Można by pójść tam do tego zakrętu i zobaczyć co jest za nim.

Zaalarmowały go okrzyki wojowniczek królowej Aldery. Rzuciły ostatnią niesioną skrzynię i dobyły broni. We trzy wydały z siebie ten charakterystyczny okrzyk bojowy jakim zwykle zaczynały walkę wznosząc w górę swoje włócznie. Gdzieś z głębi korytarza odpowiedziały im jakieś piskliwe skrzeki. Ktoś tam musiał być i to całkiem blisko. Jedna z wojowniczek odłożyła włócznię i chwyciła za łuk. Od razu go napięła i wypuściła strzałę. Gdzieś z głębi korytarza znów coś zapiszczało. Trochę boleśnie a trochę złorzecząc. Łuczniczka bez whania strzeliła jeszcze raz i kolejny. A potem jeszcze gdy już było słychać chrobot szybkich pazurów na kamiennej posadzce i osuwających się gratów z tej improwizowanej zawalidrogi. Baro dźgnęła to coś włócznią nie pozwalając się temu przedostać na zewnątrz. Jej siostra tak samo. Kolejny kształt jednak zwinnie przeskoczył nad nimi a za nim następny. Oba wylądąwały za plecami Amazonek. Z czego jeden natychmiast dostał strzałą od łuczniczki. Z bliska, z paru kroków strzała świsnęła wbijając się głęboko w jego włochatą pierś. To na w pół zwierzęce coś upadło na posadzkę sycząc boleśnie. Ale to drugie coś zdążyło się odwrócić ku wojowniczce z łukiem i na chwilę Bertrand widział to w wyprostowanej sylwetce.




https://i.imgur.com/7n6eGN9.jpg


Tym razem to coś nie wyglądało na skinka ani żadnego z gadzich wojowników jakie Bertrand tu widział do tej pory. Właściwie to wyglądało jak jakiś zwierzoczłek. Włochaty, z ogonem i w jakichś łachmanach. O szczurzym wyglądzie. Z bronią w ręku rzucił się na łuczniczkę jaka zdążyła tylko rzucić łuk i dobyć noża. Kolejne poczwary próbowały się przebić przez tą koślawą i mocno improwizowana zawalidroge z kamfor, skrzyń i regałów. Albo przeskoczyć nad nią aby wylądować za nią i plecami trójki wojowniczek. Wydawało się, że ta zawalidroga tylko opóźnia moment w jakim te włochate pokraki zaleją wojowniczki samą swoją masą. Ale wtedy dało się słyszeć kolejne kroki. Ktoś biegł. Z głębi magazynu, tam gdzie było wejście do zapomnianego kanału. Tym razem była to Majo, Olmedo i kilku ostatnich górali co byli jeszcze na chodzie.

- Na nich! Do ataku! - krzyknęła krótko w reikspiel ciemnoskóra tłumaczka królowej wskazując swoją dziwną bronią cel w postaci włochatych, ogoniastych zwierzoludzi. Górale albo zrozumieli albo domyślili się o co chodzi. Olmedo krzyknął coś po estalijsku i dwóch górali ujęło łuki i zaczęło celować w tą kotłowaninę przy barykadzie. Dość ostrożnie wybierali cele aby nie trafić swoich. Zaś hersz górskich rozbójników poprowadził resztę do szarży na zwierzoludzi jacy zdążyli już częściowo przytłoczyć swoją masą słabnących obrońców. Majo odwróciła się w kierunku wylotu kanału i tam pojawiła się czołówka pokancerowanego pochodu rannych i osłabionych truciznami dżungli używanymi przez gadzich wojowników. Ci mniej ranni pomagali wlec się tym co już sami nie byli w stanie. Amazonki i górale wymieszali się tam gdy obie grupy zdążyły zebrać podczas tych walk srogie cięgi. Tłumaczka krzyknęła na nich ponaglająco wspmagając to odpowiednim gestem. Widać było, że czołówka jaką wysłała przodem musiała utrzymać ten przyczółek aby ci co oberwali zdołali się wydostać tym wolnym korytarzem.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline