Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2007, 01:32   #50
Tammo
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Północna brama Zamku Ostatniego Tchnienia, prowincja Ibe, terytorium klanu Lwa; rok 1113.

- Doroboooo!! - rozdarła się przekupka na straganie, wygrażając pięściami w stronę nastolatka, sprintem próbującego zniknąć z pola widzenia. Złodziej jednak zniknął w bocznej uliczce, nim ktokolwiek spróbował go zatrzymać. Wybiegając za róg, niemal wpadł na człowieka głęboko zamyślonego, którego charakterystyczna twarz, o wąskich ustach okrutnika, pyzatych policzkach i bulwiastym nosie dzięki lewej brwi ułożonej wyżej od prawej, zastygła w wyrazie sardonicznego powątpiewania.

- Gomen! - rzucił chłopak samurajowi zamarłemu w pół ruchu, odskakując na bok, kłaniając się i rzucając się do dalszego biegu.

- Matte

Polecenie nie było wykrzyczane. Nie było nawet powiedziane jakimś rozkazującym tonem. Nie, ono było wypowiedziane miękko, delikatnie. Ale instynkt ulicznika rozpoznał w nim miękkość i śpiewność wydobywanej z saya katany, więc Taro zamarł w miejscu, a potem nie czekając padł na ziemię.

- Za mną

W tym niewielkim triumfie, w tym własnoręcznym wymierzaniu sprawiedliwości niejeden znalazłby pewien powód do dumy, jakąś drobną satysfakcję. Oto dołożyłem swoje do uczynienia tego świata lepszym. Oto pomogłem ukarać złodzieja.

Taro na poły tego oczekiwał. Dumnej przemowy, oskarżeń, zgromadzenia tłumu, który miał posłuchać o przewagach, wielkości i chwale samuraja.

- Co ukradł?
- O panie! Sześć takoyaki! To straszny złodziej! Nie pierwszy raz tu kradnie! Nie dalej jak wczoraj ukradł moje najlepsze jabłka! A jeszcze wcześniej przez tego nikczemnika zginęła mi kura! A jeszcze...
- Wystarczy - z pogardą rzucił wojownik - bo gotowaś dojść do czasu przed tym jak się urodził. Pokaż.

Chłopak z walącym sercem pokazał rozsypujące się onigiri. Samuraj uniósł brwi.

- Zjedz - powiedział - Tego się już nie zwróci.

Chłopak patrzył przez moment nie rozumiejąc, ale ponaglony, zaczął jeść. Po chwili przełknął ostatni kęs, wciąż w strachu przed dziwnym, niemal nieruchomym spojrzeniem pięknych, brązowych oczu ponurego Lwa.

- Masz czym zapłacić? Nie masz? Sądzę, że takie onigiri warte było dwa zeni.- Dobywszy miedziaków, samuraj podał je kobiecie. - A ty wyciągnij rękę. Tą kradłeś? - Chłopak zbladł, począł potrząsać głową niemo, z przerażenia nie mogąc wykrztusić nic z siebie. Podobnie zresztą jak sklepikarka, która pojmując, do czego to zmierza, szybko zaczęła cofać swoje towary, by nie zostały one splamione krwią.

Jedno i drugie nie zrobiło na człowieku z bulwiastym nosem najmniejszego wrażenia. Gdy wyraźnie drżąca ręka chłopaka za wolno się prostowała, zniecierpliwiony mężczyzna wyprostował ją siłą. Cofnął się i...

- Taro-kun! Taro-kun! - dziecięcy głos odblokował chłopaka, który krzyknął - Nie! Hisui! Nie podchodź!

Samuraj spoglądał w milczeniu, jak niewielka figurka dziewczynki, może czteroletniej, zatrzymała się niepewnie, niedaleko, by postąpić jeszcze pół kroku, okraszając nieposłuszeństwo szczerbatym dziecięcym uśmiechem.

Zmartwiały Taro nie zdążył się zdecydować, czy rzucać się do małej, czy stać, próbując nie narazić siebie i jej na gniew samuraja. Nie zdążył by nawet, gdyby zastanawiał się dwa razy krócej. Ostrze Lwa było zbyt szybkie. Chóralne oooo, parę kropel krwi, lekkie zacięcie.

- Dwa zeni. Jedno onigiri. Jeden mój ruch. Tyle potrzeba byś został kaleką, heiminie. Tyle potrzeba, by to dziecko zostało bez opieki. Rozumiesz?

Spocony Taro gwałtownie pokiwał głową. Beznamiętność tego człowieka przeraziła go bardziej niż bicia ostatnich dwu pyszałkowatych Matsu, którzy chełpili się złapaniem złodzieja.

- Co więc masz zrobić, heiminie?
- Nigdy więcej nie kraść - zaskrzeczał Taro - panie.
- Pojąłeś lekcję. Trzymaj. Jeśli usłyszę, że kradniesz, znajdę cię i zabiję.

Taro złapał ciśnięty mu przedmiot właściwie tylko dlatego, że ten trafił go w pierś. Nim wyprostował się z czołobitnego ukłonu, tamten odszedł.

Dopiero wtedy też Taro spojrzał na Hisui i przygarnął ją do siebie mocno. I kiedy wiedział już, że upiekło się im obojgu, wtedy spoglądnął na ciśnięty mu przedmiot. Było to netsuke – niewielka, rzeźbiona z korala, kości i kamienia ozdoba.

* * *

- Litość? Czy tego nauczyłeś się w Kaeru Toshi? - drwiący tenor zatrzymał samuraja o pyzatych policzkach, może dwie przecznice dalej.
- Saa.
- Matsu Tsuko obedrze Cię ze skóry, kiedy usłyszy, że zdrajca jeszcze żyje.
- Matsu-sama jest wojownikiem. Nie mściwą, rozgoryczoną babą.

Nawet nie skłaniając się, mężczyzna odszedł. Dłużej niż drwiące uwagi rozmówczyni, prześladował go obraz szczerbatego uśmiechu. Dłużej i w pewien sposób przykrzej.


Inari Mura, prowincja Sasaryu, terytorium Klanu Lwa; koniec miesiąca Onnotangu, wiosna, rok 1114.

- Nie, Panie, nie robisz z siebie durnia – Keiko powoli pokręciła głową nie odrywając spojrzenia od oczu Jednorożca. „Powiedz mi, powiedz mi wszystko co wiesz. Powiedz mi, bym mogła dowiedzieć się jak najwięcej, bym mogła znaleźć jakąś rysę w tym, co mówisz”. – To, co mówisz jest prawdopodobne, zaś kobieta o imieniu Satoe pracowała w domu mego ojca, choć nie potrafię w tej chwili dopasować do niego twarzy. Czy mógłbyś mi powiedzieć jak wyglądała? Proszę…

- Hai, mochiron desu. Nieco pulchna, lekko garbaty nos, ciemne oczy, czarne, trochę przetłuszczone włosy. Miała na sobie niebieską, płócienną szatę w czarne pasy.

Keiko na moment przymknęła oczy. Jak na złość, nieprecyzyjność słów nie pozwalała na zbudowanie dobrego obrazu. Pulchna? No można ją tak określić. Ciemne oczy? Owszem, raczej ciemne. Przetłuszczone włosy? Nieraz, zwłaszcza od dymu. Szata się zgadzała, ale każdy sługa Ichizo miał taką, sporo sług w jej klanie tak się nosiło, odkąd Raishin wyhandlował dużo tego materiału od chcących go szybko opchnąć Yasuki. Satoe nie była wyjątkiem...


Wewnętrzny dziedziniec Kamisori Yoake Shiro, prowincja Ayo, terytorium Klanu Kraba; koniec miesiąca Onnotangu, wiosna

- Oczywiście Kuni-sama, że będę się modlił wedle Twoich zaleceń. Lecz gdy już ktoś mnie zapyta to co mam mu odpowiedzieć? Jaka jest wiadomość?

- Jak mówiłem. Złóż takiemu człowiekowi ten sam raport, jaki złożyłeś mnie po Waszej misji. Słowo w słowo.

- Przyjacielska przysługa w tych niespokojnych czasach to niemal podarek. Może pewnego dnia i ja będę miał do Ciebie Kuni-sama prośbę, liczę, że wtedy mi nie odmówisz.

Shugenja na chwilę zastygł. Krótko, mniej niż sekundę. Potem dziwnie się uśmiechnął. I nie powiedział nic, jedynie patrząc na Skorpiona ciężkim do zidentyfikowania spojrzeniem, gdy ten dopijał sake i zbierał swoje rzeczy.

- Wybacz, lecz wydaje mi się, że powinienem odwiedzić Hida Akito-san. Wielce mnie ciekawi owa 'rozrywka'. Mam nadzieję, że choć trochę wypocząłeś Kuni-sama.

- Wybaczam, Bayushi-san. Także wystawiony rachunek. Szerokiej drogi.

"Bez tego jednego zdania dodałbym nawet 'wróć tu kiedyś, miło będzie Cię zobaczyć ponownie'. Ale tak... nie jestem już pewien. Dobrze natomiast zrobiłem, że zignorowałem jego wcześniejsze pytanie." myślał Satsumata powstając.

- Domo arigato za herbatę. Był to miły gest z Twojej strony, Bayushi-san. Niech Cię Fortuny strzegą.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 20-09-2007 o 01:41. Powód: brakujący '
Tammo jest offline