Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2023, 11:54   #367
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
- Czyli kawalerze jesteś tu przejazdem i nie chcesz zapuszczać tu korzeni. - mruknęła dwukolorowłosa szlachcianka gdy przeszła kawałek dalej aby znów obejrzeć jakiś fragment zdobień. Oglądała go chwilę, nawet kucnęła aby je lepiej widzieć po czym uniosła swój notes i chwilę przymierzała się co tam narysować czy zapisać.

- Wiązać przyszłość z tym miejscem byłoby szalonym pomysłem.. – skwitował jej słowa. – Podziwiam cię Pani za odwagę i wytrwałość. W innych okolicznościach przemyślałbym twoją propozycję, ale czuję że to nie jest miejsce przeznaczone dla mnie. A postępować wbrew sobie nie mam w zwyczaju. Jednak dopóki oboje podążamy tą samą ścieżką możesz liczyć na moje rycerskie ramię. I pamiętać będę o twej prośbie, chociaż Morr wywołuje u mnie nieufność i nie zawierzyłbym mu na równi jak Ranaldowi. Ufam, że mój los i bliskich spoczywa jeno w moich rękach.

Starał się nie przeszkadzać szlachciance, która najwyraźniej pragnęła wykorzystać każdą chwile w sanktuarium Amazonek ku swoim nieodgadnionym planom.

Woda wyzwoliła go od bólu i wzbudziła nie lada zdumienie. Powierzchowne rany goiły się niemal w mgnieniu oka. Gdybyż tylko mógł sprowadzić tu swego potomka, prawie wzruszył się na tę myśl. Cud ocalenia mógł dokonać się na jego oczach. Niestety nie było to możliwe, musiał szukać innego sposobu. Nadal pokładał nadzieję w rzadkich roślinach które odnalazł w dżungli i na leku, który sporządzony przez maga lub uzdrowiciela przywróci Johana stroskanemu ojcu. Droga do tego celu wiodła przez piramidę, Port Wyrzutków i ogrom oceanu. Ani przez chwilę nie zwątpił jednak w sens swojej wyprawy, skoro dotarł już tak niemożebnie daleko.


- Niesamowite! – westchnął, spoglądając na zdrowe ramię. - Ta woda jest cenniejsza niż skarby królów! Pokiwał głową ze zrozumieniem, bo wiedział, że musi dochować sekretu. Reakcja Amazonek na pewno byłaby gniewna i bezpowrotnie straciłby ich przychylność.

Ołtarz z kobietą i iskrzący się przepychem przykuł jego uwagę nim jeszcze usłyszał mądre słowa Vivian.

- Koronacja Rigg na królową… Pierwsza Amazonka, Pierwsza Królowa, Pierwsza Matka, przodkini wszystkich Amazonek… Przynajmniej one w to wierzą…

Ochroniarz wpatrywał się w posąg, czując jak świętokradca, który zakradł się do niedostępnego miejsca i poniesie za to karę. Po chwili ostrzegawczy szept kobiety uzmysłowił mu, że naprawdę dziej się coś złego. Instynktownie schronił razem z milady za poszarpaną ścianą i nasłuchiwał odgłosów w dotąd cichej i majestatycznej jaskini. Ale nawet jego wyobraźnia nie była w pełni gotowa na widok, który objawił mu się kiedy ostrożnie zerknął zza skalnego załomu. Poczwara rodem z tajemnych magicznych ksiąg stąpała po jaskini, jakby za nic miała to święte dla Amazonek miejsce. Prawdziwy demon zstąpił do rajskiego ogrodu, skuszony widać jakąś obietnicą, alboż kolejny rytuał został odprawiony w piramidzie przez przeklętych kapłanów? Carsten czuł strach, który jednak nie zdołał go sparaliżować. Bestia, mimo całej przerażającej sylwetki, wyglądała na taką, którą można zabić. Miała bowiem skórę i pancerz. Wiedział to mieszkając z Sylvanii i stykając się z różnym potworami, chociaż w tej chwili najchętniej zaszyłby się mroku jaskini lub uciekł korzystając z magicznych zdolności uczonej Stirlandki. Ta jednak chyba nie myślała o ucieczce…

Kiedy kolejne stworzenia chaosu wdarły się do jaskini, dotarło do niego, że to nie był przypadek. Prysła też nadzieja, na wywinięcie się z kłopotów.

- Kawalerze. Musimy chronić to miejsce przed zbeszczeszczeniem. Mogę na ciebie liczyć? - zapytała cicho patrząc mu w oczy i dobywając z bogato zdobionej pochwy nie mniej ozdobny rapier. Wyglądała na zdeterminowaną aby stawić tym krwawym maszkarom czoła.

- Milady czy to rozsądne, by się narażać? - powiedział najcichszym szeptem, jak kochanek pochylając się nad uchem kobiety i muskając jej włosy. - Obiecał żem cię chronić, lecz nie kiedy ryzykujesz życiem tak pochopnie. Zważ, że nie jestem paladynem i nie noszę świętej zbroi…


Nawet nie strach, lecz prosty rozsądek przemawiały za tym, by nie szafować swym cennym żywotem. Wiedział, że von Schwartz jest diablo uparta i jeśli zdecyduje się na atak, to nie pozostanie mu nic innego, niż wsparcie jej w tym szaleństwie. Samotnie nie będzie miał najmniejszych szans w starciu z pomiotami i choć we dwoje niewiele więcej, to jednak wydawało się to jedyną słuszną decyzją, aby uniknąć pewnej i okropnej śmierci…

Chyba, że kobieta trzymała coś w zanadrzu i była gotowa nawet na walkę z demonicznymi sługami?
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 19-02-2023 o 13:46.
Deszatie jest offline