Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2023, 16:11   #84
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
T 39 - 1998.03.06 pt; popołudnie

Czas: 1998.03.06 pt, popołudnie; g 17:30
Miejsce: Morze Karaibskie, Wenezuela kontynentalna; Barcelona; hotel “Dorado”
Warunki: sala bilardowa, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, pogodnie, powiew, ciepło (0)



Wszyscy






https://i.imgur.com/BnR2Dhr.jpg


Kij stuknął o bilę i ta potoczyła się po zielonym suknie jakim był wyłożony stół po czym stuknęła kilka innych jakie też zaczęły się toczyć. Ten ruch przykuł na chwilę uwagę zebranych w sali osób. Mniejszą lub większą, w zależności od tego kto jakie miał pirorytety. Bo na przykład Frog to jakoś dziwnie częściej niż na toczące się bile zerkał na dwie gladiatorki jakie rozgrywały akurat tą partyjkę. A jeszcze dokładniej to w stronę ich dekoltów jakie było widać całkiem ładnie gdy się nachylały nad stołem no albo nad jeszcze wymowniejszym widokiem z tyłu. Gdy też się pochylały nad stołem. A i u ciemnowłosej Tweety i u blond Schiffer było co oglądać więc nie tylko on zerkał w kierunku centrum sali z ciekawością. Ale jednak wbrew pozorom chociaż w wielu dłoniach były szklanki, papierosy czy kieliszki to jednak nie zebrali się tutaj aby cieszyć się rozgrywką na zielonym stole albo atutami uroczych koleżanek. Chociaż na pewno było to atutem tego spotkania. Oczywiście Tweety wyhaczyła tą salę. Któregoś dnia przyszła i powiedziała, że na dole mają salę do bilarda. Akurat w sam raz oddzieloną od reszty restauracji, dyskoteki i recepcji hotelowej. Co prawda nie miała drzwi tylko wejście no ale i tak była wygodniejsza na większe spotkania niż któryś z ich pokojów hotelowych. A za parę groszy można ją było wynająć na godzinę, dwie czy nawet cały wieczór. Na razie wieczoru jeszcze nie było ale była już druga połowa piątkowego dnia. Całkiem ciepłego. W środku to wręcz było gorąco i można było się cieszyć, że w hotelu nastawionym na obsługę zagranicznych turystów tak dobrze działa klimatyzacja, jest basen i zimne napoje do ochłody. Teraz jednak już zrobiło się znośniej i było po prostu ciepło.

- I co tam się znów urodziło szefie? - zagaił Frog widząc, że łysy Amerykanin wraca do nich z recepcji gdzie został poproszony do telefonu. To akurat nie było dziwne. Przez ostatnie dni mieli całkiem sporo spotkań, telefonów, rozmów i ustaleń, zwłaszcza z tubylcami w sprawie akcji przeciwko Suarezowi. Bo chociaż najemnicy górowali nad nimi umiejętnościami technicznymi, bojowymi i wyszkoleniem to jednak znajomość terenu i środowiska jaką mieli tutejsi okazała się wielką pomocą w planowaniu takiej akcji. Podobnie jak współdziałanie tej luźnej konfederacji sklepikarzy i drobnych ciułaczy jaka złożyła się na wynajęcie ich aby zrobić porządek z tym wrzodem na tyłku jakim był dla nich lokalny gang.

Buck mógł im przekazać, że tym razem dzwonił Wuj Sam z Grenady. To była zwykła rozmowa przez publiczny telefon więc nie mogli rozmawiać otwarcie. Ale z półsłówek starszego Jankesa do młodszego dało się zrozumieć wystarczająco wiele.

- No jutro mają nas odwiedzić umówieni goście. Sprawdzą czy ten hotel co mówiliśmy pasuje na te szkolenia co szukają. Czy mają odpowiednie sale z projektorami slajdów i tak dalej, wiesz to co tam gadali wcześniej. - weteran prac inżynieryjnych jakie robił dla wojsk amerykańskich na całym Dalekim Wschodzie mówił towarzyskim, zblazowanym tonem jakby rozmawiali o grupie jakichś managerów do szkolenia. Ale jak się było na ostatnich rozmowach z pewnym poszukiwanym przez władze Wenezueli szefem dysydentów to wiadomo było, że chodzi o jego ludzi. Widocznie uzbierali już tą komisję czy podobną grupę co miała reprezentować cantanowców i rozejrzeć się po koszarach byłej bazie Royal Navy. Wuj Sam, Blanco, DD i Cossack popłynęli tam w zeszłym tygodniu aby razem ze Stanleyem i resztą personelu rozeznać i przygotować teren. Czyli sprawy tam zaczynały nabierać tempa.

- Aha i odezwał się do nas Bert. Pamiętasz do? Ten co miał te kłopoty z zepsutym samochodem co mu pomagaliśmy go odnaleźć. No ten właśnie. No i mówi, że znów mógłby nam załatwić takie pół samochodu jak wtedy. Jeśli jesteśmy zainteresowani oczywiście. Powiedziałem mu na razie, że się zastanowię no i dzwonię do ciebie to pytam. - dorzucił tym samym tonem a z tego co Buck pamiętał to na Grenadzie to poznali tylko jednego Berta. Tego co miał kłopoty z cysterną paliwa jakiej pomógł “zaginąć” pewien Cyrus i faktycznie najemnicy pomogli mu ją odnaleźć w środku pewnej nocy. I wtedy tak luźno rozmawiali po akcji, że gdyby Bertowi znów się trafiła większa partia paliwa to, że by mogli ja odkupić. No to widocznie się trafiła skoro skontaktował się z chłopakami co akurat byli na tej samej wyspie. Tylko wtedy te pół cysterny dostali jako zapłatę za pomoc. Teraz trzeba by ją odkupić za kasę.

No a wczoraj przypłynął do Barcelony kubański duet ściągnięty na akcję przeciwko Suarezowi. Też przywieźli wieści z pominięciem publicznych telefonów. Czyli, że Cantano tak jak obiecał zorganizował już pierwszą grupę ochotników do szkolenia i ci zostali wysłani na Isle de Coche na strzelnicę gdzie pracował Durand. Ćwiczyli tam dość intensywnie i jak to im przekazała Amanda co akurat miała jakiś lot na wyspę i go odwiedziła no szału swoim wyszkoleniem czy raczej jego brakiem nie zrobili na byłym legioniście. Ale za pocieszające uznał to, że nie były to kompletne patałachy a co najważniejsze chcieli się uczyć więc szło im to całkiem przyzwoicie. Gdzieś w przyszły weekend oczekiwał, że będzie już widać zauważalną poprawę wyników. No trzeba było ponieść koszty tego szkolenia ale jak chcieli wyszkolić bojowników na wojsko to trzeba było to zasilać stałym potokiem zielonej waluty. W każdym razie Amanda uznała, że Durand raczej jest zadowolony a i Kubańczycy uznali, że nastroje Dimitra, Carlosa i tych partyzantów z jakimi widzieli się na rancho poprawiły się gdy ta pierwsza partia szkolenia wreszcie się zaczęła. Toczyły się przygotowania do zorganizowania kolejnych. Prawdopodobnie gdzieś w przyszłym tygodniu Arab powinien się zabrać za drugą grupę w tych jaskiniach jakie znalazł Michael. Więc na tym polu też szykował się postęp.

No ale jak nieco dla wytchnienia zmienili temat co się dzieje na sąsiednich wyspach to mogli wrócić do tego głównego. Czyli spraw jakim nadawali bieg tutaj na miejscu, w wenezuelskiej Barcelonie. Zaczęło się na początku tego tygodnia po rozmowach z Jose i Delgado jacy reprezentowali tą część “spiskowców” jacy zdecydowali się coś zacząć działać przeciwko Suarezowi. I po paru dniach różnych rozmów, spotkań, ustaleń i obserwacji coś zaczęło się krystalizować. Jedne opcje odpadły, inne zostały albo pojawiły się całkiem nowe.

- To jest ten Suarez? - zagaiła Tweety jak dzisiaj w dzień Carabinieri udało się zrobić fotkę. Akurat siedział w pożyczonym oknie współpracujących gospodarzy razem z Dosieto gdy ten trzepnął go w ramię i pokazał mu który to jest. Więc Włoch poderwał się i wycelował aparat we wskazanego mężczyznę. W ogóle ten aparat i kamera jakie niejako zostały “w spadku” po romansowych zadaniach teraz okazał się całkiem przydatny. W ciągu paru dni obserwatorzy z użyczonych przez tubylców okien zrobili całkiem sporą dokumentację. Więc nawet ci którzy nie cępili tam “na oku” mogli chociaż wstępnie zapoznać się z kim będą mieli do czynienia. Jak choćby z “El Jefe” tej bandy.





https://i.imgur.com/qSOspdd.jpg


- No dobra, nie jest obleśny to mogę koło niego usiąść. - stwierdziła szwajcarska imprezowiczka nieco żartobliwym tonem. Bo wcześniej ona i Lyra wstępnie zgodziły się robić za wabiki no ale jednak zastrzegły, że jak coś im nie podpasuje to spadają stamtąd i trzeba będzie wymyślić coś innego. Wytatuowany w wiezienne tatuaże, obwieszeni złotymi łańcuchami gangerzy o latynoskim typie urody świetnie wpisywali się w stereotyp meksykańskich czy innych latynoskich gangów i karteli. Chociaż było i paru białasów. Co nie było aż tak dziwne jak razem z Latynosami stanowili po połowie z 90% populacji Wenezueli. Więc gringo w tym kraju nie musiał oznaczać kogoś z zagranicy i mógł być tubylcem z urodzenia.

- Tylko jak mamy się trzymać roli to nie powinnyśmy brać żadnych spluw ani radia. Bo przecież turystki z zagranicy raczej nie noszą takich rzeczy w torebkach jak wychodzą na sobotni wyryw. - Lyra zwróciła uwagę na coś zdawałoby się logicznego jeśli brać pod uwagę rolę jaką miały spełnić i się wcielić. Chociaż to w naturalny sposób gryzło się z poczuciem bezpieczeństwa i profesjonalizmy. Broń w zasięgu ręki zwykle dawała poczucie bezpieczeństwa. Podobnie jak możliwość wezwania wsparcia przez radio albo choćby potwierdzenia, że coś się dzieje albo nie. Jednak takie przedmioty mogły sprowadzić na prowokatorki kłopoty. Choćby dlatego, że gangerzy mogliby wziąć je za gliny.

- No co wy! - zawołała wesoło Tweety siadając na krawędzi stołu bilardowego i z namaszczeniem zaczynając pudrować talkiem końcówkę swojego kija. Co zwróciło na nią uwagę pozostałych. - Takie gorące chicas jak my im wpadną w ich wytatuowane rączki to będą grzeczni i mili póki będą myśleli, że wszystko idzie po ich myśli. Nic nam nie zrobią. Dopiero jakby coś im się nie spodobało to mogą zacząć się stawiać. - włamywaczka odparła tonem zawodowca jakby miała takie bajery obcykane w małym palcu. Była zdania, że póki z koleżankami by zachowywały się jak turystki szukające mocnych wrażeń z prawdziwymi macho to nic nie powinno im grozić.

- Tylko wiecie. Jak zagraniczne turystki by chciały szukać mocnych wrażeń to powinny zgodzić się pojechać do nich albo zaprosić do siebie. I tam powinien być gorący finał takiej znajomości. A potem miłe pożegnanie, obietnice powrotu i jazda do siebie. No i gdzieś tutaj trzeba by znaleźć moment w którym reszta brygady mogłaby się wtrącić. - wieczna imprezowiczka powiedziała jak to jej zdaniem powinien wyglądać taki scenariusz gdyby się trzymać swoich turystycznych ról do końca. Brzmiało sensownie. I nawet niezbyt groźnie gdyby najemniczki miały ochotę na taką nocną przygodę w Barcelonie. Tylko, że to nie był ich cel a załatwienie Suareza i jego bandy.

- Jak będziemy we trzy czy cztery i bez broni to będzie ciężko z całą bandą. Tam w magazynie to ich może być z dziesięciu czy tuzin. Gdzieś “na mieście” pewnie mniej ale tam teren mniej pewny. - powiedziała Lyra przejmując od Tweety zdjęcie z facjatą herszta bandy i zastanawiając się na głos jak to by mogło wyglądać. To co mówił Dosieto brzmiało ciekawie jakby rzeczywiście chciały pojechać z prawdziwymi macho do któregoś z klubu czy hoteli w centrum i tam się zabawić. Ale na jakąś akcję z przechwyceniem, możliwa bijatyką czy nawet strzelaniną to już było znacznie większe ryzyko. Tam w centrum to lokale miały ochronę, całkiem realne były kamery CCVT a i policja chętnie przyjeżdżała dbać o bezpieczeństwo swojej wizytówkowej części miasta. Tu, na zachodnim pograniczu było spokojniej i panował dość prowincjonalny charakter. Poza tym jak zauważył Frog nawet jakby Suarez dał się namówić na taki wyskok w miasto to nie było wiadomo jak i którędy by pojechał. Sporo ulic i krzyżówek było z tego pogranicza do centrum. Trudno było obsadzić wszystkie. Właściwie dwa w miarę pewne miejsca to startu i mety. Za start wszyscy chyba na brudno myśleli o “Carrusel” czuli klubie Diego w jakim lubili spotykać i zabawiać się gangerzy. Nie zawsze. Mieli też kilka innych ulubionych miejscówek w okolicy no ale w “Carussel” bywali całkiem często. A ze względu na współpracę Diego to lokal był całkiem przyjaznym miejscem do współpracy z najemnikami. Meta czyli jeden z klubów w centrum była o wiele mniej pewna. Właściwie trzeba by działac na dziko bo Diego ani jego koledzy nie mieli tam żadnych realnych wpływów na tyle aby zapewnić jakieś zaplecze.

- Ja bym wolał założyć, że oni jednak zaminowali swoje podwórko. - odezwał się milczący zazwyczaj Eurico. W końcu był operatorem broni ciężki ale też i ekspertem od ładunków wybuchowych. - Sam wiesz Buck, że jak ktoś wie jak się do tego zabrać to pójdzie do sklepu spożywczego, ogrodniczego, budolwanego wróci do kuchni czy garażu i może upichcić z tego coś paskudnego. Potem wystarczy to gdzieś podłożyć. A taka bomba rurowa pełna gwoździ to paskudna rzecz. - Kubańczyk był zdania, że jeśli słowa tubylców o tym, że Suarez był w wojsku saperem i zdarzało mu się coś podpalać czy podkładać bomby to lepiej założyć, że to prawda. Nawet jeśli tubylcy wiedzieli to od samego Suareza, podobnie jak to o zaminowaniu terenu. Tego przez te parę dni nie udało się zweryfikować. Przez okna, ogrodzenia i wysoką do pasa trawę obserwatorom nie udało się dostrzec niczego podejrzanego. No ale jak zauważył Kubańczyk nie po to się zakłada pułapki aby było z daleka widoczne. Zapewne więc póki się nie znajdą za ogrodzeniem to nawet jak tam są to nie da się ich dostrzec. Jakby były to pewnie za jakimiś gratami, na ziemi albo zakopowane w ziemi.

- Z tego co widziałam to nie podchodzą do ogrodzenia. Poza wchodzeniem i wychodzeniem na zewnątrz. I nie buszują swobodnie po całym podwórzu. Jednak z drugiej strony kto normalny łaziłby po całym swoim ogrodzie jak chce tylko wejść czy wyjsć z domu? - zauważyła Muller. Miała zapewne na uwadze słowa Bucka aby zwrócić na to uwagę. I te parę dni obserwacji co prawda pokazały, że są rejony magazynu czy podwórza gdzie bandziory się nie pokazują zbyt często albo w ogóle. Ale to nie musiało oznaczać, że to z powodu min czy innych pułapek. Budynek był spory i na te parę czy paręnaście osób był zbyt wielki aby go zapełnić więc siłą rzeczy grupowali się tam gdzie mieli jakies sprawy czy lubili przebywać. To samo z podwórzem. Zwykle siedzieli na starych sofach i kanapach samochodowych ustawionych przed wejściem budynku i na zapleczu raz nawet zrobili grilla. Ale to jednak wszystko było za mało aby szacować czy gdzie indziej nie chodzą bo jest zaminowane czy dlatego, że nie mają potrzeby tam chodzić. Erico co po przyjeździe dzisiaj też chętnie spędził czas “na oku” aby przyjrzeć się temu magazynowi stwierdził, że raczej nie powinna być zaminowana ta droga od bramy do głównego wejścia skoro nią tak swobodnie chodzą. A wątpił aby jakoś w środku nocy uzbrajali i rozbrajali miny. Więc zapewne ta dróżka powinna być “czysta”. Tylko to było główne podejście pod budynek więc najbardziej oczywista droga dojścia, kiepsko tam było z zasłonami przed ogniem i obserwacją z budynku. No chyba, żeby po prostu tak się złożyło, że nikogo by nie było przy oknie. Tego jednak nikt zagwarantować nie mógł.

- Jeśli chodzi o liczebność to Dosieto chyba się za bardzo nie mylił. Na zdjęciach i nagraniach naliczyliśmy ich tak “z twarzy” około 8 czy 9. Do tego ze trzech, czterech mniej pewnych bo albo wyszli niewyraźnie albo nie zdążyliśmy ich nagrać albo nie jest pewne czy to nie któryś z tej ósemki. Jak wziąć margines błędu na parę sztuk to po całości powinno ich tam być gdzieś na 10 do 15 sztuk. Ale zwykle ich tyle tam nie ma. Gdzieś może z połowa tego. W dzień mniej, pod wieczór się zbierają. Ze dwa razy byli na grupowym wyjździe w tym raz w “Carusell” a drugi nie wiemy gdzie. Niektórzy przyjeżdżali z jakimiś dziewczynami. Chyba ich partnerki albo takie do zabawy. Raz pojechali bez dziewczyn, wczoraj, a wrócili z trzema. Jeden z nich odwiózł je dziś rano bo pojechał z nimi a wrócił bez. Więc to o tym, że zapraszają dziewczyny do siebie to raczej potwierdzone. No i dzisiaj piątek. Niedługo piątkowy wieczór. Jutro sobotni. A z tego co mówił Dosieto to przy weekendach lubią się wyszumieć. Spore szanse, że jak nie dziś to jutro pokażą się w “Carusell”. - Carabinieri w swoim policyjnym stylu zaczął omawiać kolejną porcję informacji jaką przyniosła ta kilkudniowa obserwacja. Okazało się, że na tym polu w sporej mierze potwierdziły się dotychczasowe słowa młodego Dosieto oraz jego wuja i Jose. Liczebnie banda jako całość wydawała się całkiem spora i szła w kilkanaście osób. Ale zwykle na raz tyle ich nie było. No chyba, że przy weekendach, zwłaszcza z soboty na niedzielę. Wtedy lubili poimprezować. Często robili wypadu “na miasto” albo zapraszali dziewczyny do siebie i tam imprezowali.

- Aha i się okazało, że oni sporo palą ognisk, koksownikow czy coś takiego. Podobno często mają awarie prądu bo ta ich sieć słabo działa albo to ten budynek po prostu się rozsypuje. Tak czy inaczej wieczorami zawsze coś tam się pali. Jakieś ogniska. Więc nawet jeśli by odciąć zasilanie to nie będzie tam całkiem ciemno. - Muller dorzuciła od siebie swoją obserwację. Niezbyt wiedzieli co gangerzy porabiają w nocy bo życzliwość gospodarzy u jakich prowadzili obserwację kończyła się gdzieś koło północy. Przynajmniej jak Niemka i koledzy chcieli sprawę załatwić po dobroci i nie stawiać sprawy na ostrzu noża. I tak tam siedzieli od wczesnych godzin rannych, gdy dzieci wychodziły do szkoły aż gdzieś do północy gdy już kładły się spać albo spały.

- Wchodzą do środka przez bramę. Jest zamykana na zasówę od środka. I na rowerową kłódkę na zamek szyfrowy. Więc jak się zna kod to można wchodzić bez żadnego klucza. To żaden problem jak będziemy mieć nożyce do cięcia drutu. Nie wiem czy z łańcuchem sobie poradzi ale z tym drutem siatki obok furtki powinna. - dorzucił Frog który widocznie zdołał w ciągu tych paru dni przejść się obok i rzucić okiem na tą furtkę z bliska. Nie był jednak w stanie ocenić czy ogrodzenie jest pod napięciem a nie chciał gołą ręką tego sprawdzać osobiście. Oczywiście znów te przecinanie łańcucha czy siatki ktoś mógł dostrzec z magazynu no ale na to podobnie jak z podchodami nie było można coś poradzić.

- Może my byśmy mogły coś podziałać. Jakbyśmy już tam były w środku. Tylko nie wiadomo jak to by było bo jak się dziewczynę zabiera na numerek to nie po to aby rozmawiać godzinami o gwiazdach i polityce. To mogłybyśmy mieć ciasno z czasem i swobodą manewru. - Tweety rozważała czy gdyby ich żeńskiej części zespołu udało się dostać do środka magazynu to czy miałyby okazję coś pobroić nie wychodząc za bardzo z roli.

- Przy wyjściu z klubu też można spróbować. Ale to też zależy ilu by ich z nami wyszło. Jak tylko Suarez i powiedzmy tak, że byłoby nas jeden na jednego a jeszcze wy byście wyszli z wycelowanymi klamkami no to miodzio. Gorzej jak będzie ich na dwa czy trzy samochody. I czy by mieli klamki ze sobą. Jak tacy z nich gangerzy to mogą mieć. - Lyra wróciła do pomysłu Bucka aby spróbować przechwycenia przed wejściem do “Carrusel”. Oczywiście przy założeniu, że w ten weekend znów by wrócili do klubu Diego a nie pojechali gdzie indziej co też im się zdarzało. Tylko znów trudno było oszacować liczebność bandy. Przy weekendach jak mówił Dosieto robiło ich się więcej. Wtedy za to pewnie w magazynie mało kto zostawał. Z uzbrojeniem bandziorów też nie do końca było pewne. Co prawda z opisu wyglądało, że każdy z nich może mieć klamkę, nóż czy maczetę. Ale nie było pewne czy taki sprzęt zabierali ze sobą “na miasto” jak jechali imprezować. Może tak a może nie. Mogli mieć przy sobie, mogli zostawiać w samochodzie albo w magazynie. I tak wszyscy, część albo żaden. Chyba jednak Dosieto spodziewał się, że przynajmniej Suarez i jego najbliżsi twardziele mogą mieć klami. Chociaż tak na pokaz i na wszelki wypadek. Ale nóż czy klamkę jak tak samo było łatwo ukryć najemnikom tak i gangerom.

- A właśnie z tymi naszymi klamkami to jak Buck nie chcesz bez końca wozić pukawek na wyspę i z powrotem to mnie się udało spotkać z tymi moimi gwardzistami. Umówiłam się na dzisiaj i parę klamek mogą mieć. Ale mało, ze trzy, cztery. Jak chcesz to daj kasę i kogoś do obstawy i mogę pojechać. Dobrze by poszło to na wieczór byśmy je mieli. No albo pojechać do tego handlarza bronią i tam coś kupić. - Tweety wzmianka o spluwach przypomniała, że na razie to jak postanowili nie sprowadzać zabawek z Margarity to było z tym dość kiepsko. Ale przydały się te kontakty co wyrobili sobie wcześniej przy okazji załatwiania interesów z Gwardią Narodową i innych.

- A fury to najlepiej kupować w weekendy. Czyli jutro rano albo w niedzielę trzeba by się na autoszrot przejechać. Greta się nieźle prezentuje, uśmiecha i gada to jedzą jej z ręki. Przynajmniej ostatnio jak żeśmy tego UAZ-a kupowali. Jak nie chodzi o coś nowego to używanych szrotów tam pełno. Furgonetki też są. Tylko powiedz czego byśmy mieli szukać. - Frog co ostatnio był w duecie z Niemką przy kupowaniu łazików do wzmocnienia ich mobilności znów ją polecał do roli negocjatorki. A poza tym oboje już mieli pewną wprawę w jeżdżeniu po tubylczym rynku używanych wozów. Trzeba było tylko sprecyzować czego mają szukać, jakie mają fundusze no i kto by miał tam pojeździć bo to rano trzeba by jechać i zeszłoby pewnie z pół dnia. Ale i tak na wieczór były spore szansę, że jak mają kasę to pewnie i jakąś furę znajdą.

- Jak byśmy bazowali na klamkach i tamci też chyba mają głównie klamki to trzeba by postawić na szybkość i zaskoczenie. Albo zdobycie chociaż lokalnej przewagi liczebnej. Inaczej może się zacząć krwawa jatka. - zauważył Newman który do tej pory niewiele się odzywał. Klamki były najłatwiejsze do zdobycia w warunkach jakie tu mieli a także najłatwiejsze do skrytego przenoszenia. Ale w bezpośrednim, otwartym starciu nie dawały przewagi siły ognia jak druga strona mogła być podobnie uzbrojona i liczebna. Znów było tu wiele zmiennych zależacych od sytuacji ilu, gdzie, w jakim stanie by było tych gangerów i czy by mieli swoje klamki przy sobie czy nie. A to znów sprowadzało się do początku planowanej akcji czyli spotkania “zagranicznych turystek” z tutejszymi macho no i co dalej? Już od samego początku nie było wiadomo czy na przykład Suarez będzie tylko z paroma przybocznymi na jeden samochód czy pojadą po całości na dwie czy nawet trzy przeliczeniowe fury. Z pół tuzina czy nawet więcej też było całkiem realne.

- Można by jednak spróbować pojechać do jakiegoś hotelu. To dość normalne, że zagraniczne turystki by mieszkały w hotelu dla zagranicznych turystów. I tam coś w pokojach spróbować. Tylko jak się zrobiłby raban to łatwo stracić nad tym kotrnolę. Zrobiłoby się zbiegowisko, pewnie by przyjechała policja i tak dalej. - rozważała Lyra hotelowy wariant ale sama nie była pewna czy to taki dobry pomysł.

- Ja tylko chciałam zwrócić uwagę, że każdy dzień zwłoki zmniejsza szanse na odzyskanie Koyota żywego. Co prawda nie wiemy czy on jeszcze żyje ale jeśli tak i coś go nie widać na zdjęciach to pewnie by go trzymali w niewoli. I jakby jeszcze żył to mogłaby być potrzebna pomoc medyczna. Dlatego właśnie jakby Mi albo Lyra były tam na miejscu to by się im apteczki mogły przydać. Albo chociaż jakaś rolka bandaża w torebcie. - blondwłosa pacyfistka z Niemiec zwróciła uwagę jeszcze na ten humanitarny aspekt sytuacji. O losie Koyota nikt nic nie wiedział odkąd wziął swoją maczetę i ruszył załatwić Suareza. Całkiem możliwe, że bandyci już go załatwili. Niemniej wciąż była jakaś szansa, że jednak go tam trzymają i jeszcze żyje. Chociaż ta szansa malała z każdym kolejnym dniem.

- O tak, zwłaszcza jakby się okazało, że jednak są tam te miny i ktoś z naszych by się w nie wpakował to lepiej mieć paramedyka z bandażem pod ręką. - Newman gorliwie poparł pomysł zabezpieczenia medycznego akcji i pokiwał głową do słów Niemki.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline