Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2023, 19:12   #72
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 21 - 2519.07.07; bkt; wieczór/noc (2/2)

----


- Dobra, to sprawa wygląda tak. Robimy domek. I ten domek jest do zrobienia. Ale musicie nam pomóc. - obie łotrzyce, wciąż ubrane w skromne i pokutne mieszczki. Chociaż już bez tych zacnych, białych czepków jakie miały na sobie wczoraj rano. Wyszły na środek, a Merga teraz usiadła przy stole. I one przejęły pałeczkę w tej naradzie.

- Obejrzałyśmy sobie ten domek wczoraj i dziś. Jest do zrobienia. Prawie na pewno trzymają skarby w piwnicy, za wzmocnionymi drzwiami. Bo tylko przed nimi stoi dwóch kołków jacy kompletnie nie widzą do czego służą pokorne i uległe dziewczęta. - Łasica zaczęła omawiać jak to im zeszły ostatnie dwa dni na udawaniu skruszonych ladacznic z Salzenburga. Część z tego Otto słyszał już dziś rano od Burgund ale większość to wiedziała tyle, że coś tam miały sprawdzić w tej świątyni. Łotrzyca nie omieszkała puścić pod adresem czarnych strażników kąśliwej uwagi za ten brak widocznego zainteresowania jej wdziękami i talentami. Chociaż chyba nieco się droczyła bo brzmiało jakby jednak nie wychodziły ze swojej cnotliwej roli skoro były “na robocie”.

- W tych drzwiach są dwa zamki. Ale póki te kołki tam stoją nie możemy się do nich dobrać. A w nocy też stoją. Nie wiemy czy dokładnie pod drzwiami ale dowiedziałyśmy się, że mają jakąś nocną zmianę. A w nocy widziałyśmy światło na zapleczu. Jak tacy cnotliwi to całkiem możliwe, że nie śpią na nocnej warcie. - łotrzyca sprawnie i bez wahania mówiła co i jak jest w tej świątyni.

- Do świątyni, nawet w nocy, powinno nam się udać dostać. Dzisiaj tak pucowałyśmy drzwi, że je podlałyśmy oliwą aż się świeciły. Aby mniej skrzypiały. Może się przydać. Z tymi zewnętrznymi drzwiami poradzimy sobie z zamkiem. Chyba, że zamknął od środka na zasuwę. Od zewnątrz nie da się zdjąć takiej zasuwy. Trzeba by drzwi wyłamywać a to jest za głośne. - Burgund dołączyła do rozmowy i mimo, że wydawało się, że z nich obu takie ladaco do rozkładania nóg i niczego więcej to z każdym zdaniem okazywało się, że nieźle przygotowały grunt pod płaszczykiem pokornej pokuty dobrym bogom.

- Pary w łapach nie macie. Jak trzeba ja z chłopakami możemy się zająć tymi drzwiami. Tylko poproś. - Silny prychnął z lekceważeniem dla czegoś co uważał za błahostkę. Teraz jemu Łasica zaserwowała obraźliwy gest.

- Wtedy wejdziemy oknem. Albo dzwonnicą. - żachnęła się jakby nie zamierzała komentować takiego braku finezji po zwolenniku Krwawego Ogara. Okna świątyni były dość wysoko a dzwonnica jeszcze wyżej. Ale mimo to łotrzyca wydawała się być pewna swoich możliwości w tej materii tak samo jak Silny z wyłamywaniem tych drzwi. Łysol prychnął tylko i dał sobie spokój z ciągnięciem rozmowy.

- Bo myślałyśmy jeszcze, że można by w nocy zapukać i poczekać aż nam otworzą. Wtedy może coś byśmy im dosypały do wina. Jakiegoś usypiacza. A może nawet bez szefów na karku i w środku nocy może przestaliby być takimi cnotkami? Ale jak nie to jeszcze i tak byśmy mogły przekraść się do piwnicy. Bo w nocy nie widziałyśmy tam świateł. To może tylko w dzień tam stoją. To jakbyśmy tam już były mogłybyśmy dobrać się do tych zamków. - Burgund uzupełniła ten zrąb planu jaki uszyła ze swoją kamratką wczoraj i dziś.

- No właśnie. Tylko wyglądają na mocne drzwi i zamki. Może być trudno z wytrychami. I tutaj właśnie pomyślałam o naszej zniewolonej pani. Znaczy Fabi. Bo ich oficer to też Bretończyk. Ale ostatecznie Onyx albo my też byśmy mogły. Bo trzeba ich oficera dorwać i zagadać albo zająć, najlepiej aby zdjął ubranie albo chociaż pas i spodnie. Wtedy wystarczy nam chwila aby zrobić odbitkę klucza. I jakbyśmy miały taki klucz to otwarcie drzwi skarbca to formalność. - Łasica żywo tłumaczyła plan akcji dalej i widać też się zapaliła do tego wyzwania nie mniej niż niedawno Sigismundus do projektu hodowli much.

- Tylko, że samo otwarcie skarbca niewiele nam da. Znaczy będziemy mogły zajrzeć co jest w środku. Dopiero wtedy się przekonamy czy skarb tam jest czy nie. Strażnicy stojący tam cały dzień to powinien ale pewności nie ma. - Burgund przejęła pałeczkę w tych tłumaczeniach i też to zdanie musiało sprawiać jej przyjemność.

- To jakby się udało i tam skarbu nie było to kicha. Trzeba by się wycofać, najlepiej po cichu i pomyśleć gdzie by go mogli wsadzić. Albo się dowiedzieć. No chyba, że wy macie jakieś sposoby aby się dowiedzieć albo sprawdzić gdzie trzymają ten skarb. Tylko dyskretnie. Bo jak go zwiniemy to będą go szukać i pytać każdego kto się nim interesował. - Łasica pierwszy raz wspomniała gdzie by się mogła im przydać pomoc koleżanek i kolegów z reszty rodziny. Przesunęła się krótko spojrzeniem po twarzach sprawdzając czy ktoś tu by ich mógł wspomóc.

- Jak tam jest ten skarb to też kicha. Tyle, że mniejsza. Bo same we dwie i na cicho to wiele nie wyniesiemy. - rudowłosa łotrzyca rozłożyła ramiona na boki i nawet się uśmiechnęła rozbawiona, że otwarcie drzwi i pełny skarbiec to też jeszcze nie oznacza sukcesu.

- Dlatego myślimy czy na pierwszy raz nie pójść się rozejrzeć. Chyba, że byłoby pewne, że tam są te fanty z tac. To byśmy szły na pewniaka. Ale mimo wszystko we dwie to możemy tam wejść, pootwierać te czy tamte drzwi no ale same skarbu nie wyniesiemy. Przecież to pewnie w workach i skrzyniach stoi. Pamiętacie ile tego było w ostatni Festag jak ludzie to garściami rzucali na tacie? - Łasica gładko mówiła dalej tłumacząc jakie znalazły przeszkody i trudności w realizacji planu.

- I tu też przydałaby się wasza pomoc. Bo te worki i resztę trzeba by wynieść na górę a potem na wóz. Wóz i konia możemy załatwić. Ale trzeba nam ludzi aby przenieść te fanty w środku nocy na ten wóz. I jeszcze tacy którzy by potrafili wyłączyć z gry strażników. Bo my na cicho i po ciemku to jakoś się prześlizniemi. Jakby nas wpuscili i udało nam się ich uśpić to też w porządku. Ale jednak to by hałas był z tymi drzwiami do skarbca i workami więc tak czy inaczej coś by trzeba zrobić z tymi strażnikami. - poinformowała ich Burgund gdzie znów występuje kłopotliwy punkt jaki trzeba jakoś rozwiązać.

- Jak będą ululani to nożykiem po gardle i po sprawie. A jak nie to ja wezmę chłopaków i też damy radę. Tylko nas wpuście do środka. - Silny znów się odezwał i znów gdy była możliwość jakichś krwawych i siłowych rozwiązań.

- Lepiej bez bijatyki. To zawsze ryzyko. Czasem strażnicy mają jakiś gong czy dzwon. Wystarczy, że jeden z nich by w taki walnął i może narobić rabanu. A to jednak nie są jakieś kołki z tawerny tylko ci co przyjechali z tą bladziutką młódką na czarno. - Łasica zastanowiła się, nie wykluczyła takiej oferty swojego adwersarza no ale zwróciła uwagę, że gwałtowna akcja niesie ze sobą pewne ryzyko, nawet jeśli samo zdławienie oporu strażników poszłoby gładko jak to łysol zapowiadał.

- Chodzi o tą bladziudką? - zapytała grzecznym i psotnym tonem siedząca przy krawędzi długiego stołu Merga. Po czym szepnęła coś i z niej zaczął jakby sączyć się barwny dym. Tłoczył się wokół niej, jej ciało zaczęło się zmieniać, rogi opadły gdzieś w tył głowy, cera pojaśniała, ubranie pociemniało i po chwili siedziała na jej miejscu bladolica morrytka. Wszyscy sapnęli ze zdziwienia i podziwu. Po chwili jednak Joachim i Otto co mieli okazję widzieć kapłankę z bliska dostrzegli jednak, że to nie tyle ona co jakaś podobna do niej morrytka.

- Nie widziałam jej z bliska aby ją dokładnie odtworzyć. I nie słyszałam jej głosu. Więc musiałabym mieć na to okazję gdybym miała ją podrobić. Chociaż w środku nocy to chyba by można spróbować. - Merga uśmiechnęła się jeszcze raz nową bladolicą twarzą po czym znów owiał ją ten barwny dym tylko teraz proces był odwrotny i wiedźma wróciła do swojej prawdziwej formy fioletowej, rogatej i złotookiej.

- Ależ czcigodna… Ty jesteś dla nas niezastąpiona. Nie możemy bez potrzeby ryzykować twoim zdrowiem. Przecież wszystko żeśmy ustawili tak abyś czekała w zatoce, w łodzi. Jak tylko by dojechał wóz ze skarbem, przeładujemy go i odpływacie. - Starszy wydawał się żywić na tyle szacunku do rogatej, że mówił jakby chciał ją przekonać po dobroci. Bo chociaż zapewne doceniał ten ciekawy trik to wolał nie ryzykować jej życia gdy to właśnie ona była chyba jedyną osobą z odpowiednim autorytetem, wiedzą i doświadczeniem aby popłynąć do Norski i pełnić tam rolę ambasadora ich sprawy no i werbownika.

- Oczywiście mistrzu. Dostosuję się do twojej woli. To była tylko luźna propozycja. I to bardzo miłe z twojej strony, że tak dbasz o moje bezpieczeństwo. - wyrocznia skłoniła się przewodnikowi zboru z szacunkiem i gładko przyjęła jego słowa nie chcąc mu stawać okoniem.

- Dziękuję czcigodna. Potraktujmy to jako plan rezerwowy. Dobrze wiedzieć, że mamy kogoś takiego pod ręką. Jestem pewien, że nasze drogie i utalentowane dzieci coś wymyślą jak się dobrać do tego skarbca. - mężczyźnie w podłużnej, wysokiej masce chyba ulżyło, że rogata kobieta tak szybko się z nim zgodziła. Ale dał znać, że wolałby aby czekała bezpiecznie na pokładzie statku a nie brała udział w nocnym rabunku. Obie łotrzyce już nieźle rozpoznały teren przez te dwa dni ale do samej akcji zapowiadało się, że trzeba będzie zmobilizować wspólne siły. Nawet jeśli one we dwie, dyskretnie dostaną się w nocy do środka i otworzą świątynie dla reszty to zapewne jakoś trzeba będzie uporać się ze strażnikami w ten czy inny sposób. O ile te fanty są w tym skarbcu gdzie się go spodziewały Burgund i Łasica. Potem sprawnie przeładować go na wóz i przejechać do portu a tam znów przeładować tyle, że na statek. A jeszcze parkujący w środku nocy pod świątynią wóz mógł zwrócić uwagę nocnej straży. Właściwie każdy ruchomy wóz w nocy zwracał uwagę. Jazda też była trudna bo ani w oknach nie paliły się światła a i kanionach kamienic było jeszcze ciemniej. Jak zauważyły włamywaczki nawet samo podstawienie wozu pod ogrodzenie świątyni mogło zaalarmować strażników w środku. No chyba, żeby już spali. Takim lub innym snem. Więc było jeszcze sporo etapów i detali jakie wymagały dopracowania, obsadzenia rolami i rozwiązania.

Pirora dała znać, że sama to raczej nie ale może podesłać swojego ochroniarza do pomocy. Albo coś pomóc wcześniej z tymi kluczami na przykład zapewnić alibi na schadzkę Fabi albo koleżanek z tym bretońskim oficerem. Sigismundus zaoferował usypiacze albo dowolne inne trutki. Sam był ociężały ale silny. Mógł ładować albo powozić. A gdyby było trzeba to i coś jeszcze byle nic z bieganiem bo niezdarny i powolny był. Albo podesłać Strupasa. W końcu to miejski żebrak i ulicznik, na pewno też mógłby się przydać. No ale jeden z nich bo drugi musiał pilnować obejścia w aptece. Lilly i Onyx zgłosiły swoje chęci i gotowość, zwłaszcza jak to ich wężowe kamratki miały grać pierwsze skrzypce w tym nocnym koncercie. Onyx mogła powozić a Lilly umiała się skradać. Tylko musiałaby obwiazać szmatami kopyta aby nie stukały jak obcasy. Silny i Rune zgłaszali się do każdej fizycznej fuchy, zwłaszcza jakby była połączona z jakimś mordobiciem. Thobias niezbyt widział się w takiej akcji ale gdyby był jednak gdzieś potrzebny czy coś mógł pomóc to był gotów. Po prostu jako guwernant i nauczyciel niezbyt znał się na nocnych włamach, mordobiciach i jazdy z trefnym towarem przez zaciemnione miasto. Poza tym zdawał się nie lubić przemocy. Soria za to podobnie jak koleżanki, traktowała to jako nocną, podniecającą przygodę i była chętna na wystąpienie w każdej roli. Może poza ujawnieniem swojej prawdziwej formy bo chociaż była pewna, że by rozchalapała krwawo tych strażników to jednak wolała bez takich sztuczek. Zresztą obie łotrzyce też chciały aby to wyglądało na zuchwały ale jednak standardowy napad jakiejś szajki spoza miasta. Wyglądało więc, że w godzinie próby większość rodziny wyraziła swoją chęć pomocy i udziału w takim szlachetnym zrywie. Trzeba było tylko zastanowić się jaki plan da się z tego uszyć.

---


Rozmowy trwały dość długo. Po tym jak omówili te dwie najważniejsze sprawy jakie ich tu ściągnęły rozmowy rozpadły się na różne drobniejsze grupy i tematy. Często jednak wracano i do tłumaczenia starożytnych zwojów napisanych przez jedną z sióstr jak i do planowanej akcji rabunkowej. Ale nie tylko.

Joachimowi wpadł w oko Aaron który skądś sie wynurzył z zakamarków podziemnej kryjówki. To mu przypomniało ich poranne spotkanie. Wtedy drugi z magistrów zwrócił mu uwagę, że czyjaś krew w jakimś rytuale nie jest równoznaczna ze śmiercią dawcy. Całkiem często wystarczyło parę kropel. Nierzadko czar czy rytuał wymagał krwi maga jaki nacinał sobie dłoń aby dodać swoja krew do składników magicznych. Więc gdyby tym razem chodziło o coś takiego to wystarczyłoby te parę kropel krwi panny van Hansen. No chyba, że trzeba by więcej. Tego nie wiedział skoro sen nie był na tyle klarowny aby mógł się zorientować o jaki rytuał albo czar może chodzić. Ale to jeszcze rano tak mówił. Bo jak już był późny wieczór czy nawet północ to zdawał się niezbyt kojarzyć czegoś z porannej rozmowy.

A pierwszą połowę dnia spędził na jeździe powozem do Dzielnicy Północnej gdzie jedną z rezydencji zajmował baron von Wirsberg. Okazał się być ze dwa razy starszym mężczyzną niż Otto. Ten po drodze niewiele sie dowiedział od jego służącego. Albo ten sam nie znał odpowiedzi na jego pytania albo nie chciał czy nie mógł ich udzielić. Dał znać, że niemoc dopadła jego pana w nocy i spał bardzo niespokojnie. Więc w gruncie rzeczy Joachim musiał dowiedzieć się wszystkiego na miejscu.

Zastał pana w eleganckiej koszuli nocnej i w łóżku. A o tej porze to już raczej wypadało być na nogach. Jednak od razu rzucało się w oczy bladość barona i zaczerwienione, oraz zapuchnięte oczy. Rzeczywiście wygladał jakby kiepsko spał tej nocy. Paul zapowiedział Joachima jako znamienitego magistra i astrologa polecanego przez hrabinę von Hansen co chyba mocno ucieszyło barona. Nawet podniósł się do pozycji siedzącej, uścisnął obiema dłońmi rękę astromanty i kazał usiąść na co Paul płynnie podsunął krzesło gościowi aby ten mógł swobodnie rozmawiać z jego panem.

- Miałem sen… Straszny! Niepokojący! O mało mnie nie zabił! - zaczął baron jakby wreszcie mógł wyrzucić siebie to co go dręczyło.

- Kazałem posłać po ciebie magistrze bo ostatnio jak rozmawiałem z hrabiną strasznie cię polecała. Nie sądziłem, że będę tego potrzebował bom człek poważny i bynajmniej nie płochy. Ale ostatnio mnie te sny straszliwie męczą… Te obrazy, i szepty z ciemności… Straszne! Posłałem też po tą młodą kapłankę Morra co raczyła do nas przyjechać na pogrzeb księżnej… A właśnie Paul! Co z nią? - baron mówił szybko i nieco chaotycznie. Ale z ożywieniem jakby wreszcie mógł to z siebie wyrzucić. Wzmianka o drugim ekspercie od snów jednak przerwała ten potok i spojrzał pytająco na swojego sługę.

- Prosiła o wybaczenie panie ale dzisiaj odprwawiała pogrzeb. Będzie też modlić się za zmarłego. Obiecała, że odwiedzi pana jak tylko będzie mogła, postara się jutro. - uprzejmie wyjaśnił służący skinąwszy wcześniej głową. Zapytanie o kapłana Morra nie musiało dziwić skoro on był patronem nie tylko snu wiecznego ale i tych zwykłych oraz wizji i proroctw jakie objawiały się przez mary senne. A zwykle ludzie jakoś mieli większe zaufanie do kapłanów niż magów. Niemniej jednak baron wydawał się kontent z rekomendacji hrabiny von Hansen oraz szybkim zjawieniem się młodego magistra.

- Dobrze… No nic to, najwyżej jutro będę z nią rozmawiał… A co do ciebie magistrze… Sen, sen straszny! A ty się znasz na snach, wizjach i znakach prawda? Moja droga Martina tak mi o tobie mówiła… Więc tłumacz to co mi się śniło, przynieś udrękę mojej biednej duszy! - baron wydawał się być umęczony tymi snami i szukał ulgi oraz zrozumienia. A sen rzeczywiście był intrygujący.

Zaczął się na ulicy. Nawet chyba tutejszej bo wodę zatoki było widać, zapach ryb. Ale to dźwięk dzwoneczków zwróciły uwagę barona. Zaczął iść w ich stronę ale zgubił się. Błąkał się między tymi kamienicami jakie wydawały się coraz wyższe, ciemniejsze, zaczynały rosnąć i szumieć. Dzwonki mamiły go i zwodziły echami, nie mógł się zorientować skąd właściwie dochodzą. Jakby szydziły z jego bezsilności. Ilekroć skręcał w jakiś narożnik to zawsze było nie tam. Zaczął biec i krzyczeć i miał wrażenie, że coś go ściga, goni, zaraz dopadnie i rozszarpie. Ale widział już mur! Taki kryty dachówkami na szczycie jak u nas ten jaki okala świątynie Mananna albo Akademię. Tylko ten we śnie był wyższy i straszniejszy, sięgał prawie chmur! I to chyba stamtąd jęczały te dzwoneczki aby je uwolnić. Wzywały i jęczały żałośnie i prosząco, tak słodko ale i to coś co goniło barona też było coraz bliżej. Krzyknął z przerażenia gdy usłyszał dudnienie cielska i chrobot łap na bruku. Jego nogi ugrzęzły w jakimś mlaskającym błocie i wtedy krzyknął tak przerażająco, że się obudził.

- To mnie rozdeptało! Biegło tuż za mną i już następny krok i ta szponiasta łapa by mnie rozgniotła! Na pewno! To było tak przerażające, że się obudziłem i nie mogłem już zasnąć! - baron był tym snem szczerze przerażony. Aż bał się znów zasnąć. I prosił o pomoc. O wyjaśnienie tego snu i najlepiej przegnanie go precz, aby znów nie wrócił. Joachim nie był do końca pewien co to by mogło znaczyć. Całkiem często w snach ludziom śniły się miejsca jakie znali więc to, że baron we śnie widział jakieś znajome zakątki to nie było aż takie dziwne. Często też nie były one tak wiernie odwzorowane tylko pomieszane ze sobą albo zniekształcone. To jeszcze też dałoby sie wytłumaczyć. Ale ten ścigający potwór no to już nieco wypadał ze standardu. Samo ściganie przez coś czy kogoś nie było takie rzadkie. Ale niezbyt często było coś tak przerażającego jak to opisywał baron. Co to nie było wiadomo bo cały czas goniło barona a ten bał się odwrócić. No i te dzwoneczki trudno było do czegoś przypasować czy porównać. Mało typowe. No ale musiał jakoś z tego wybrnąć aby baron i widocznie dobry znajomy hrabiny von Hansen nie pomyślał, że go lekceważy i zbywa.

Rozmowa z rektorem Vogelem poszła mu chyba nie tak źle. Profesor potraktował sprawę poważnie ale był ciekaw co to za znaki naprowadziła astrologa właśnie na ten trop powiązań między ich magazynami a jakąś podejrzaną szajką z zeszłej zimy. I czy wie o jaki przedmiot może tu chodzić. Ostatecznie zaprosił go na Konigstag w południe czyli za jakieś dwa… No teraz jak pewnie już była północ albo i po to za półtorej dnia na zwiedzanie magazynów licząc, że może uda mu się swoimi mistycznymi mocami zidentyfikować przedmiot.

- Bezpieczeństwo przede wszystkim jak zwykłem powtarzać swoim studentom. - powiedział z łagodnym uśmiechem i obiecał przygotować wszystko na tą konigstagową wizytę młodego astrologa.

A póki co przeplatały się jeszcze na końcówce tego spotkania różne tematy. Merga poprosiła Joachima aby ją odwiedził, najlepiej jutro bo chciała mu coś przekazać zanim wyjedzie. Zwoje do pogłębiana demonologicznej wiedzy ale dzisiaj już była zbyt zmęczona aby udzielić mu odpowiednich instrukcji. Przy okazji pytała go o poranną rozmowę z Aaronem o pannie van Hansen bo ten co prawda wtoczył się do nich gdzieś w połowie dnia ale pomamrotał coś tylko, że był u Joachima i jakaś sprawa z krwią blond laluni i tyle dało się zrozumieć zanim poszedł spać. Więc rogata wiedźma liczyła, że może jak jeszcze był u kolegi to mniej bełkotał no i może od niego dowie się o co chodziło.

Sigismundus rozważał różne kandydatki na nosicielki. Przypomniał sobie, że zimą Strupas złożył obietnicę swojemu patronowi ofiarowania kapłanki Shallyi. Tylko jakoś nie było okazji. A to byłaby w sam raz ofiara dla Ojczulka w tak szczytnym projekcie. I chyba trochę liczył, że koledzy i koleżanki też rozejrzął się albo nawet wskaża odpowiednie kandydatki. I dopytywał Onyx i Lilly o te dwie o jakich wcześniej wspomniały. Oraz chciał wrócić do jaskini Oster aby tam poszukać więcej darów i wskazówek. Tym razem jednak musiałby się obyć bez Vasilija i jego ludzi bo ci mieli stanowić obsadę statku jaki miał wywieźć stąd Mergę.

Starszy zaś dał znać, że te ślady i dary jakie do tej pory odnaleźli lub mieli trop to tylko początek. Z tego co dowiedziała się ich wyrocznia to nie byłoby dziwne gdyby każda z sióstr pozostawiła po sobie taki ołtarz, świątynie oraz projekt. Ot, na początek natrafili na dziedzictwo dwóch z nich ale tego powinno być gdzieś tutaj więcej. Bo skoro Oster i Soren zostawiły swoje ołtarze i heroldów to pozostałe siostry pewnie też. A jak Oster robiła ten projekt opisany w manuskryptach w pewnym współdziałaniu z pozostałą trójką i niejako jako konkurencję dla nich to i inne mogły coś przygotować. I jeszcze Oster wspominała o świątyni w jakiej się modliła i szukała natchnienie od swojego patrona i to było gdzieś nad morzem ale pod ziemią. Jednak nie w tej jaskini w jakiej pracowała bo traktowała to jako małą pielgrzymkę i drogę oczyszczenia ciała, duszy i serca aby wrócić tam znów do pracy. Więc to musiało być inne miejsce i też zapewne gdzieś w tej okolicy. Ta jaskinia pożądania jaką wspomniała w manuskrypcie to też mógł być jakiś przybytek pozostawiony przez Soren. Więc znów i inne siostry mogły pozostawić coś podobnego.

W końcu rozmowy zaczęły się rwać i zapętlać. Ta tajna, pstrokata rodzina zaczęła wstawać, żegnać się, umawiać się na to czy na tamto i ruszać ku korytarzu wejściowemu aby tam, za kotarami, wejść po ciemku po trzeszczącej drabinie i wyjść w ciemnej piwnicy jaka ostała się po zwalonej wieży. A następnie wyjść z niej na zaciemnione i ciche ulice. Było już sporo po północy więc jak ktoś musiał zacząć jutrzejszy dzień z rana to zapowiadało się, że się zbyt dobrze nie wyśpi.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem