Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2023, 23:31   #254
Ketharian
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację

Placówka Rezysty w Perpignanie, popołudnie 24 sierpnia 2595

Szaser Bastien Frolic sprawiał wrażenie doświadczonego żołnierza, ale jego mowa ciała zdradzała ogromne zdenerwowanie. Górujący ponad siedzącym na drewnianym krześle strzelcem Renton spoglądał na niego surowym wzrokiem, asekurowany przez stojącego w kącie kaprala Wildera. Mathieu od zawsze uważał się za bacznego obserwatora, potrafił całkiem składnie oceniać charaktery rozmówców oraz ich intencje - i jak dotąd nic w zachowaniu szasera Frolica nie dawało mu podstaw do posądzania tego żołnierza o otwarte kłamstwo czy choćby chęć pomniejszego mataczenia.

- Chcę, abyście mi jeszcze raz opowiedzieli o tych ludziach napotkanych w lesie, żołnierzu - przemówił po chwili ciężkiego milczenia, krzyżując ramiona na piersiach i przyjmując nieco luźniejszą postawę, aby tym gestem złagodzić nieznacznie ewidentne spięcie szeregowca - Rasa, wiek, płeć? W co byli uzbrojeni, jak byli ubrani?

- Ja ich widziałem tylko z krzaków, panie sierżancie - zastrzegł się natychmiast Frolic - Ten woźnica zdecydował, że sam będzie z nimi rozmawiał, ja miałem go asekurować i odwrócić ich uwagę, gdyby chcieli go zaatakować. Było ciemno, ani my ani oni nie mieliśmy lamp. Gdyby księżyc tak mocno wczoraj nie świecił, chuja bym zobaczył, za przeproszeniem pana sierżanta.

- Sierżant pytał o liczebność, wiek i uzbrojenie, żołnierzu - odezwał się ze swojego miejsca Wilder, strofujący szasera bardziej dla zasady niż z potrzeby chwili.

- Tak jest, proszę pana - Frolic wzruszył przepraszająco ramionami - Chyba tuzin, mężczyźni i kobiety, dokładnie nie widziałem. I były tam dzieci, ale bardzo małe, jeszcze niemowlęta. Dorośli musieli być młodzi, inaczej nie potrafiliby utrzymać takiego tempa. Mówił, że wyglądali na bandę zbiegów, takich zabłąkanych uciekinierów, którzy chyba zgubili drogę. To niemożliwe, żeby to oni zabili moją drużynę, nie daliby rady zawrócić i wyprzedzić mnie w drodze na szlak. I nie mieli wystarczająco dobrego uzbrojenia, raptem jakieś kije i metalowe rury i jedno wiosło ze złamanym uchwytem. Ale ten Polanin powiedział coś ważnego, co mi wcześniej wypadło z głowy.

Renton i Wilder wymienili spojrzenia, pochylili się jednocześnie w kierunku szasera.

- Zanim kazał mi wrócić na trakt, powiedział, że tamci szukają jakiejś bandy Kruków, przemytników. Może mu to powiedzieli, nie mam pojęcia, gadaliśmy szybko i ledwie slyszalnie. Tak to właśnie powiedział: że szukali bandy apokaliptyków.

- To ważna informacja, żołnierzu - powiedział Renton - Ten woźnica był tego pewien? Sprawiał wrażenie przekonanego?

- On w ogóle był bardzo pewien swojego. A nawet agresywny. Jeszcze w Perpignanie na przedmieściach wyskoczył na żandarmów z mordą za to, że kazali nas podwieźć. Myślałem przez chwilę, że będą go musieli spałować. Potem się uspokoił, chyba przez wzgląd na tę kobietę, której służył.

- Panią Durmont - kiwnął głową Mathieu przypominając sobie Yaro rozmawiającego z piękną Sanglierką na tarasie widokowym przy pałacu regenta, tuż po przerwanym w tajemniczych okolicznościach przyjęciu - Jak byli ubrani ci uciekinierzy? I czy potrafisz narysować ich tatuaże?

- Przykro mi, panie sierżancie - odparł Frolic - Ja obserwowałem spotkanie z woźnicą z krzaków, z kilkunastu metrów. Nawet nie słyszałem, co oni tam szeptali. Polanin twierdził, że wszyscy mieli jeden bardzo podobny tatuaż robiony kolorowym tuszem. Słyszałem, że takie kolorowe tatuaże mają czasami neolibijscy niewolnicy, to by pasowało do opowieści o zbiegach.

- Z którego kierunku nadeszli i gdzie się oddalili?

- Kiedy nadjechaliśmy, byli już po północnej stronie traktu, musieli go przekroczyć krótko przed nami. Dopóki żeśmy ich nie dogonili z Polaninem, szli na północny zachód, trochę w stronę Pirenejów, trochę na Aquitaine.

- Ten Polanin, jak się później zachowywał? - Renton zmienił pozycję pozorując nieznaczne rozluźnienie, oparł się barkiem o ścianę naprzeciwko Wildera - Na początku był agresywny, jeszcze w mieście, a potem na szlaku?

- Jakby się uspokoił. Rozmawiała z nami głównie ta Sanglierka, on coś tam dodawał od siebie. Jak usłyszał hałas z chaszczy, od razu uparł się przy tropieniu. Szedł za nimi jak ogar, potem zdecydował, że to on będzie z nimi, a ja mam go ubezpieczyć. Później kazał mi wrócić na trakt i odprowadzić tę Sanglierkę do delty. On sam zawziął się, żeby nadal za nimi iść, już w pojedynkę. Więcej go już nie widziałem, podobnie jak moich chłopaków. Chciałbym wiedzieć, kto to zrobił, panie sierżancie. Rozerwę skurwysynów na strzępy!

- Możecie być pewni, że winni zostaną schwytani, żołnierzu - oznajmił z głębokim przekonaniem Renton - Pracuje nad tym mnóstwo ludzi. Powiedzcie mi coś jeszcze o sobie. Gdzie służyliście w ostatnim czasie? W czasie waszych patroli działo się ostatnio coś dziwnego?

- Posterunek przy Route, panie sierżancie, w Brassac - odparł szaser prostując się mimowolnie na wspomnienie swojej placówki - Stała obsada, nie rotacyjna. Już od dłuższego czasu jest spokój w regionie nie licząc odstrzału pojedyńczych dronów. Roje nie zapuszczały się w tamte strony od kilku miesięcy, ale jesteśmy na nie gotowe.

- Wierzę, żołnierzu - skinął głową Renton - Jeszcze tylko kilka pytań i będziecie mogli odpocząć.

- Nie potrzebuję odpoczynku, panie sierżancie! - uniósł się Frolic - Chcę pomóc w szukaniu tych skurwysynów! Służyłem z chłopakami od prawie roku, to była dobra drużyna…

- Doceniam postawę, ale nie zmienię rozkazu - czarnoskóry Frank podniósł dłoń ucinając wypowiedź szasera w połowie zdania - Czy wracając z przepustki byliście trzeźwi? I jak daleko od miejsca spotkania zbiegów natrafiliście na pusty zaprzęg?

Bastien Frolic milczał przez chwilę wyraźnie skonsternowany, lecz kiedy odpowiedział, poczucie obowiązku wzięło u niego górę nad próbą niepotrzebnego kłamstwa.

- Każdy z nas coś tam wypił, panie sierżancie. Ale nie tak, żebyśmy się słaniali na nogach, to było tak bardziej dla poprawy humoru i lepszej gadki do dziwek. A zaprzęg był praktycznie w tym samym miejscu, gdzie go zostawiłem z woźnicą. Tylko po chłopakach nie było śladu ani po tej Sanglierce. Znalazłem trochę krwi na deskach, nic więcej, dopóki nie nadjechali ci afrykańscy wojownicy.

Renton odwrócił głowę w stronę Wildera posyłając mu nieme pytanie, kapral pokręcił w odpowiedzi własną głową dając do zrozumienia, że usłyszał już wszystko, co chciał.

- Ktoś zaraz przyniesie wam ciepły posiłek i czyste ubranie na zmianę, żołnierzu. Potem przeniesiemy was do izolatki zgodnie z procedurą kwarantanny, bo tamci uciekinierzy mogli przenosić jakieś zakaźne choroby. Zbada was lekarz. Wykorzystajcie ten czas jako solidny odpoczynek przed wznowieniem służby. Chwała Rezyście.

Frolic podniósł się ze swojego krzesła na dźwięk ostatnich słów sierżanta, zasalutował sprężyście, obaj rekruterzy oddali ten salut podnosząc do czapek własne dłonie. Jeden po drugim wyszli z pomieszczenia wpuszczając do środka przywołanego wcześniej i czekającego na swoją kolej lekarza.

- To wszystko składa się w logiczną całość, Mathieu - powiedział Wilder, kiedy obaj z Rentonem wyszli na zewnątrz murowanego budynku i zatrzymali się w cieniu blaszanego zadaszenia nad wejściem - Ci uciekinierzy są z Mufasy, nie masz chyba wątpliwości? Zeszli na ląd przy Narbonie, to pasuje do pozycji parowca w chwili, kiedy go znaleźliśmy. Popłynęli łodzią albo łodziami, zeszli na ląd i zaczęli przemieszczać się na północ. To jakiś nieprawdopodobny zbieg okoliczności, że nadziali się na gościńcu na naszych chłopaków. Jedna grupa odciągnęła ich uwagę i rozdzieliła siły, druga zamordowała z zaskoczenia naszych i Sanglierkę. Potem ruszyli w dalszą drogę, żeby się spotkać z jakąś grupą apokaliptyków, słyszałeś słowa Frolica. To znaczy, że ta ucieczka nie była improwizacją, oni realizowali wcześniej przygotowany plan. Nie tylko przejęli statek i wprowadzili chaos w Perpignanie, ale jeszcze zorganizowali sobie na miejscu przewodników.

Kapral wyciągnął z kieszeni spodni pomiętą paczkę perpignańskich Chevalierów, wsadził jednego z nich w usta i zapalił sprężynową zapalniczką. Tulończyk w milczeniu lustrował dziedziniec, na którym grupka zlanych potem rekrutów ćwiczyła na słomianych kukłach walkę za pomocą bagnetów.

- Ciągle nie rozumiem tylko dwóch rzeczy - podjął swój wywód Alpejczyk, kiedy już wydmuchnął z ust pierwszy kłąb tytoniowego dymu - Po co niweczyli czynnik zaskoczenia wysyłając do miasta radiowe ostrzeżenie, przecież to bez sensu, tylko zapowiedzieli w ten sposób swoją obecność. I po jaką cholerę zorganizowali tę zasadzkę na klifie? To akurat się kupy nie trzyma. I jest jeszcze jedno. Ten Polanin, woźnica pani Durmont. Skąd wiedział, że tamci mieli się spotkać z Krukami? Gdybym był uciekinierem i miał na usługach Kruki, słowem bym tego nie pisnął, a tamci jemu by powiedzieli? A co, jeśli on od początku maczał w tym palce, Mathieu? Był przecież z tobą w Pradeshu, razem napatoczyliście się na Rzeźnika. A jeśli on był w tej sprawie na pogórzu, może to łącznik tych przemytników?

Wilder opuścił dzierżącą papierosa dłoń jakby poraziła go znienacka nieprawdopodobna myśl.

- A co, jeśli on jest jednym z Przedrzeźniaczy?
 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem