Opuszczona chata w Sieperting
Wnętrze wychłodzonej zimowymi miesiącami chałupki teraz wydawało się wręcz pulsować ciasnotą i gorącem stłoczonych ciał. Manfred Acker uśmiechnął się szczerze widząc tak wielu zbrojnych pomocników, chociaż na widok kulawego nieludzia odczuwał pewien starannie skrywany niepokój.
- Niechaj Mlotodzierżca obficie obdarzy was wszystkich łaskami za ten akt odwagi - powiedział akolita unosząc w górę swój żelazny wisior - Z jego pomocą zakończymy dzisiaj niegodziwości gnębiące mieszkańców tej wioski.
Schowawszy wisior pod odzienie, Acker podniósł z butwiejącej podłogi młot, zważył w dłoni jego krzepiący ciężar.
- Kiedy wzejdzie słońce, dwaj z tych zbrodzieniów udadzą się swoim zwyczajem na obchód wioski - powtórzył raz jeszcze upewniając się, że ostatni przybyli do chatki sprzymierzeńcy dobrze zrozumieli szczegóły planu - Nora rozdzieli ich w chatce, pośle jednego do kuźni. Tam się na niego zasadzimy, a potem pobiegniemy do Nory, żeby policzyć się z tym, który zostanie przy rannym. Musimy to zrobić jak najciszej, aby nie zaalarmowali tych trzech w kryjówce. Jak się z nimi uporamy, podkradniemy się do pozostałej trójki.
Akolita urwał na chwilę zastanawiając się nad czymś i marszcząc głęboko czoło.
- Jak długo to możliwe, winniśmy trzymać się fortelu. Może lepiej byłoby wziąć przynajmniej jednego żywcem i za obietnicą łagodniejszej kary skłonić go, aby krzykiem wywabił tamtych z ruin. Ale to by musiało wyglądać na coś przypadkowego, a nie napaść… moglibyśmy podłożyć ogień pod tę chałupkę i podnieść larum, że gorze. I wciągnąć ich w następną pułapkę. Co na to rzekniecie?