Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2023, 21:51   #255
Ketharian
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację



Droga z Perpignanu do Montpellier, poźne popołudnie 24.08.95

Podróż powrotna na gościniec zajęła Yago o połowę mniej czasu niż sam pościg, ponieważ Polanin nie musiał się już ukrywać i przyczajać co chwila w chaszczach - co więcej, słońce stało wysoko na niebie ukazując mężczyźnie w całej krasie panoramę łąk i zagajników nadmorskiej niziny. Nie mając najmniejszego problemu z określeniem kierunku, klanyta podróżował tak szybko jak tylko pozwalała mu na to kondycja, gasząc pragnienie w napotykanych po drodze strumieniach i oszukując głód kęsami surowego mięsa rwanymi z truchła upolowanego wcześniej chudego jak szczapa zająca.

Okolica za dnia nie sprawiała tak przemożnego wrażenia dzikości jak w ciemnościach nocy. Myszkując bacznym spojrzeniem po łąkach Yago dostrzegał co jakiś czas kształty pasterskich szałasów, pryzmy usypane z wielkich kamieni, przywiązane do gałęzi drzew pasemka wyblakłych tkanin. Hodowcy bydła niewątpliwie korzystali z tych ziem, chociaż Swarny nigdzie nie zauważył śladu rolniczych farm. Utwierdziło go to w przekonaniu, że ekonomia Perpignanu opierała się na handlu, rybołówstwie, pasterstwie i górnictwie, produkcję żywności na większą skalę pozostawiając Tulonowi i osadom delty Rhone.

Raz czy dwa Polanin spostrzegł też w oddali pasące się stada kóz i znaczące widnokrąg sine smużki dymu unoszącego się nad pasterskimi ogniskami, ale nie zbaczal na ich widok ze ścieżki zdeterminowany, aby jak najszybciej dogonić Anję Durmont.

Kiedy wdrapał się po krzaczastym zboczu nasypu na ubity szeroki gościniec, nie miał najmniejszego pojęcia czy znalazł się w tym samym miejscu, gdzie w nocy opuścił trakt wraz z Bastienem - śmiertelnie w zamian przestraszył grupkę ludzi podróżujących na wschód drewnianą furką ciągniętą przez parę osłów. Złapawszy za chałupniczej roboty kusze i samopały, pogonili oni Yago precz nie chcąc zamienić z klanytą ani słowa.

Niezrażony oschłą postawą wędrowców, Polanin szybko zorientował się, że za dnia na gościńcu panuje znacznie bardziej ożywiony ruch niż nocą. Piesi i konni, obwoźni handlarze, zbieracze złomu i myśliwi, pasterze, a także osobnicy o nierozpoznawalnej dla Yago profesji przemierzali trakt w obu kierunkach, na ziemie Bordenoir i w stronę delty. Wmieszani pomiędzy nich żołnierze Rezysty oraz Bordenoir odróżniali się od reszty umundurowaniem, a od siebie wzajemnie zachowaniem - ci pierwsi zmierzali małymi wesołymi grupkami do Perpignanu ani chyba układając już w głowach plan przepustek; ci drudzy zaś bacznie przyglądali się podróżnym z wysokości siodeł, często podróżując w towarzystwie pozostających z nimi w głębokiej komitywie Mieczy Jehammeda.

Oczyściwszy twarz z zakrzepłej zajęczej krwi Yago natychmiast zmienił nastawienie wędrowców względem swojej osoby, rozpytując wszem i wobec i jadący do Montpellier zaprzęg z panią Durmont oraz grupką szaserów. I szybko poczuł rosnącą konsternację, bo żaden podróżny nadciągający ze wschodu nic nie wiedział o takim zaprzęgu.

Usłyszawszy tę odpowiedź tuzin razy Swarny urządził sobie krótki popas, aby zadecydować czy nadal będzie zmierzał do Wielkiej Rzeki czy też wiedziony złym przeczuciem zawróci do Perpignanu - wszystko wskazywało bowiem na to, że zaprzęg sanglierskiej szlachcianki krótko po rozstaniu ze zwiadowcami zawrócił z jakiegoś powodu do miasta Bordenoir.

Rozterki Polanina nie trwały na szczęście długo - nieszczęściem jednak okazało się to, że nie on podjął decyzję o swoim własnym losie. Nim jeszcze podniósł się z omszałego głazu, na którym siedział, wokół wyrośli przysłonięci dotąd wozami kupców jeźdźcy.

Yago zmarszczył czoło widząc czerwono-czarne uniformy Bordenoir, otworzył szerzej oczy dostrzegając wymierzone w siebie lufy kawaleryjskich karabinków.

- To ani chybi on - powiedział wąsaty wojak, który na tle Bordenoir odróżniał się zgniłą zielenią uniformu Rezysty - Mamy go, pasuje do rysopisu sierżanta Rentona. Rzuć ten obrzyn, kurwi synu, albo dostaniesz kulę w łeb. Aresztuję cię na rozkaz kapitana Demarque! Brać go!




”Chat Sanglant’, popołudnie 24 sierpnia 2595

Francesca wpatrywała się w gościa przez chwilę, która wydawała się Jehanowi ciągnąć w nieskończoność. Zastygła w bezruchu, Dama wwiercała się w młodzieńca przenikliwym spojrzeniem przywołującym na myśl wytopione ze szkła sztylety.

Kiedy w końcu drgnęła, zaskoczyła Baudelaire otwierając jedną z szuflad swojego biurka i wyciągając z niej dwie pięknie rzeźbione karafki oraz butelkę bursztynowego płynu.

- Destylat importowany z Bałkan, na bazie tamtejszych owoców - powiedziała odkorkowując butelkę i rozlewając ów niewątpliwie drogi trunek do obu karafek - Zwykłam pijać takie perły samemu, ale dla ciebie uczynię wyjątek. Poczęstuj się, na zdrowie.

Spełniwszy toast pani Coquine jęła obracać opróżnioną karafkę w swoich długich smukłych palcach, wciąż spoglądając na Jehana tym samym przenikliwym, a nadto nieco ostrzegawczym spojrzeniem, które zdawało się uprzedzać zawczasu o konsekwencjach rozczarowania jakie miałoby się stać jej udziałem, gdyby rewelacje Baudelaire nie sprostały jej oczekiwaniom.

- Powiadasz, że wiesz bardzo wiele, mój chłopcze - powiedziała Francesca - Jestem szczerze zaskoczona, chociaż po prawdzie nie powinno mnie to dziwić, od kiedy usłyszałam, że zaszczycił cię swoją uwagą i posiłkiem sam regent. Wisi chyba nad tobą szczęśliwa gwiazda. Opowiedz mi zatem, co zobaczyłeś i usłyszałeś, kiedy ja drążyła dla ciebie sprawy przeszłości, a na pewno nie wyjdziesz na tym z uszczerbkiem.
 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!

Ostatnio edytowane przez Ketharian : 22-02-2023 o 22:57.
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem