Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2023, 19:51   #120
Pliman
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
& Jenny
Powoli dopływając do miasta Tefé, gdy większość pasażerów statku zaczęło wypatrywać powoli zbliżającego się lądu zwiastującego cywilizację, Sarah zaczęła wypatrywać Ebenezera. Cały czas męczyło ją to, jak źle poszło jej wyciąganie jego kuli, liczyła więc, że mimo wszystko zniesie on jakoś niedogodności po zabiegu.
- Pastorze? - cicho zawołała lekarka, gdy przybliżyła się do niego na kilka kroków. - Chciałam zapytać, jak zdrowie? - Ewidentnie dało się w jej głosie wyczuć zarówno troskę, jak i odczuwany lekki wstyd.
- Bywałem w gorszym stanie - odpowiedział wielebny, siląc się na uśmiech. Kiedy panienka była jeszcze dzieckiem sporo podróżowałem z profesorem i nie raz ładowaliśmy się w różne tarapaty. Kiedyś “operował” mnie jakiś wioskowy szaman. To był dopiero ból…- Thompson skrzywił się na to wspomnienie.
- Bardziej niż moja rana martwi mnie śmierć kolejnego towarzysza. Zmówiłem już modlitwę w intencji jego duszy. Teraz jeszcze godny pochówek… Więcej zrobić nie można - głos pastora posmutniał.
A jak panienka się miewa? Bo niestety, chyba panienkę też dosięgła piracka kula - zapytał po dłuższej pauzie.
- Ja? Ja w porządku, to… draśnięcie raczej… - właściwie zgodnie z prawdą odpowiedziała Sarah, której rana była najbardziej powierzchowna z tych, jakie dostali od piratów. - No i bardzo szkoda Johna… ciężko to znieść, że wyruszył w poszukiwaniach zaginionej osoby, a sam zginął… no i podobnie, jak wcześniej Tavion… W szpitalu wiele razy spotykałam się ze śmiercią, ale była ona najczęściej jakaś… przewidywalna, łatwiejsza do zniesienia. Ale przede wszystkim chciałam pastora przeprosić… Zawiodłam przy wyciąganiu tej kuli, nie wiem, czy zbyt roztrzęsiona byłam po tej strzelaninie i wiadomości o śmierci Johna, ale to żadne wymówki, powinnam była spisać się lepiej, przepraszam… - Z mocno pochyloną głową mówiła lekarka, której z tych różnych wątków, które poruszyła, aż zaszkliły się oczy.
- Nie ma się czym przejmować. Twardy jestem. Chociaż muszę przyznać, bolało. Mimo morfiny. Ale może… w ramach zadośćuczynienia - mówiąc te słowa pastor uśmiechnął się promiennie - przeszlibyśmy się razem na miasto, popytali o Evelyn? W sumie naszą znajomość zaczęliśmy dość niefortunnie, więc może teraz nadarza się okazja żeby to naprawić?
- Chętnie pójdę razem z pastorem, ale… ja rozmawiałam z bosmanem o tym, czy on zna kogoś w Tefé, kto mógłby coś wiedzieć… - zaczęła Sarah lekko niepewnie, czując pewną niezręczność, że mimo przyjacielskiej propozycji, musi raczej zmodyfikować plan Wielebnego. - I powiedział, że mnie do kogoś zaprowadzi, ale póki co zajął się zorganizowaniem kościoła i pogrzebu, więc wskaże mi go później. Wtedy moglibyśmy iść tam razem. A póki co, muszę jeszcze pójść na pocztę, wysłać listy do profesora Blooma i do firmy Johna, uzupełnić zapasy medyczne i chciałam jeszcze kupić kwiaty na pogrzeb… Więc możemy iść albo teraz, albo po pogrzebie, tam gdzie od razu wskaże nam Lam… bosman. Ale cieszy mnie to, że pastor nie gniewa się na mnie. - Powiedziała Sarah, której na widok uśmiechu mężczyzny w jej stronę zrobiło się lżej na sercu, aż poczuła potrzebę przytulenia się do pastora, ale póki co rozłożyła ręce i przycisnęła się do niego bardzo delikatnie, nie chcąc się zbytnio narzucać swoją bliskością, a czekając, czy jakkolwiek odwzajemni ten gest.
Ebenezer objął dziewczynę i uścisnął. Był to jednak raczej uścisk ojcowski, bez żadnych podtekstów. Radykalne poglądy pastora, na sprawy damsko - męskie, uległy wprawdzie, w czasie podróży, pewnej liberalizacji, jednak nadal ograniczały się raczej do związków monogamicznych i wierności. A Thompson był zadurzony w kapitan Jess…
- Oczywiście, możemy poszukać tropów Evelyn już po pogrzebie Johna. Z wolną głową. Wcześniej ciężko będzie się skupić. Najpierw należycie pożegnajmy przyjaciela - odpowiedział Sarah.
- Dziękuję… - odparła młoda lekarka, która mocniej i śmielej objęła pastora, gdy ten odwzajemnił jej uściśnięcie. Od początku nie było jej co prawda po drodze z Ebenezerem, ale wspólny cel łączył i poczuła się bezpieczniej w jego silnych ramionach. Pozwoliła więc sobie nawet, by popłynęły jej z oczu łzy.
- Nawet jeszcze nie dotarliśmy do dżungli… nawet nie jesteśmy jeszcze na tropie Evelyn, a już tyle… złego nas spotkało… przecież przybyliśmy tu jej pomóc, czemu tak się dzieje? - Zapytała Sarah drżącym głosem, wypłakując się nieco w koszulę duchownego.
- Nie płacz dziecko - powiedział pastor ojcowskim tonem. Zrobiło mu się naprawdę szkoda młodej lekareczki. Dla niego, starego wygi, takie wypady i nawet śmierć towarzyszy, to nie była pierwszyzna. Jednak dla niej? Na pewno inaczej to sobie wyobrażała.
- Nie płacz - powtórzył - trzeba wierzyć w opatrzność Pana, a nic nam się nie stanie. On nas ochroni - dla Ebenezera była to trochę dziwna sytuacja. Przywykł raczej do rugania swoich owieczek i rzadko kiedy występował w roli pocieszyciela i opoki. Teraz uświadomił sobie, że może traktował swoją posługę zbyt jednostronnie. Nadmierna stanowczość, zacietrzewienie i przekonanie co do własnych racji… Może to był jego największy grzech?
- Już dobrze - zwrócił się znowu do Sarah - niech się panienka nie boi. Ja panienkę obronię.
- Nie, proszę mnie nie traktować jak kogoś, kogo trzeba bronić… - odsunęła się od pastora Sarah i otarła swoje łzy. - Zdecydowałam się tak samo, jak wy, by wyruszyć i… po prostu sama chciałabym być dla was jak największym wsparciem na miarę moich możliwości. Dziękuję pastorowi, że mogłam się trochę… wygadać, wypłakać. Ale teraz już wezmę się w garść. Evelyn, a także pamięć po Johnie i Tavionie tego potrzebują. - Po wytarciu swej twarzy, lekarka spróbowała nabrać nieco bardziej bojowo nastawionego wyrazu twarzy, choć wątpiła, by wyszło to bardzo przekonująco.
- Niech mnie panienka źle nie zrozumie. Ja chciałem tylko ją wesprzeć duchowo. W końcu chyba taka moja rola, jako pastora. Wszyscy musimy chyba trochę ochłonąć po ostatnich wydarzeniach… - odrzekł Ebenezer.
- Nie, ja rozumiem troskę pastora i dziękuję za nią, a także za pocieszenie - uśmiechnęła się do niego Sarah. - Jedynie chodzi mi o to, że nie powinnam być dla was obciążeniem, tylko radzić sobie sama. Już kilku z was mi mówiło, że mnie obroni, w tym chociażby John… A tym bardziej powinnam sobie radzić, gdy trzeba kogoś opatrzyć, czy… wyciągnąć kulę. - Było widać, że mocno siedzi w lekarce sytuacja sprzed paru kwadransów.
- W każdym razie dziękuję za wsparcie. I cieszę się, że zmierzamy do odbudowania naszych relacji - dodała Sarah.
- Zostawmy już temat tej kuli. Każdemu czasem coś nie pójdzie tak jakby chciał. Najważniejsze, że przeżyłem - Ebenezer starał się obrócić sytuację w żart.
- Och, aż tyle zagrożenia tam nie było… - z lekkim uśmiechem odpowiedziała Sarah. - Najważniejsze, że wszystko w porządku, ze zdrowiem i naszymi relacjami. Także jesteśmy umówieni, że razem udamy się na spytki, które wskaże nam bosman. Powoli już dopływamy do brzegu… - Lekarka spojrzała na coraz bliższy ląd, po czym powróciła wzrokiem na pastora.
- Jesteśmy umówieni - potwierdził Ebenezer, nie bardzo mając więcej do dodania, na tę chwilę. Tak naprawdę, to cały czas jego głowę zaprzątało spotkanie z kapitan Jess, na które byli umówieni wieczorem. Zastanawiał się tylko czy cała akcja z piratami nie wywróciła tych planów do góry nogami?
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Pliman jest offline