Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-02-2023, 17:08   #111
 
Jenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Sukinsyn był przed reporterem stojąc oraz rzucając się naprzód. Ucho bolało. Och, ale przynajmniej… właściwie mogło być gorzej. Krew spływała z ucha na szyję, bark, koszulę. Ale szczęśliwie tylko ucho.
- Ech, zapuszczę sobie długie włosy - mruknął wypalając parę razy do kolejnego łotra, który był właściwie przed lufą. Tuż tuż.
Daniel, przeklinając prześladującego go pecha, ponownie odblokował pistolet a potem zaczął strzelać do pirata, który znajdował się najbliżej.
Obolała Sarah wzięła do ręki granat, który do niej się potoczył. Całe szczęście, że kiedyś profesor Bloom pokazał jej podobny i potrafiła sobie w miarę przypomnieć, jak się go używa. W rączce musiała odkręcić kapsel, z którego wypadł sznurek z metalowym kółkiem. Po tym, rozglądnęła się, na ile mogła, ale trudno jej było rozeznać się w sytuacji na dole. A, że sama była ciągle ostrzeliwana, niedaleko niej była także kapitan, która zaraz mogła oberwać nawet poważniej, niż ona sama, musiała więc się pozbyć zagrożenia ze sterówki. Lekko się podniosła, pociągnęła za metalowy sznurek i po krótkiej chwili prawą ręką rzuciła w przednią stronę sterówki.
Pastor chwilowo nie zajmował się granatem. Założył, że nie jest odbezpieczony, więc nie wybuchnie. Większym zagrożeniem był pirat. Ebenezer niewiele myśląc wygarnął do niego z karabinu.

Reporter wystrzelił do biegnącego w jego stronę pirata z broni długiej… trafiając go w środek torsu. Rozpędzony typek jęknął, runął w przód, i jeszcze metr przejechał po pokładzie, definitywnie martwy.

Wielebny oddał strzał z Winchestera do drania na mniejszej łajbie, trafiając go w prawe płuco… typek jednak już wcześniej miał Ebenezera na muszce. Kula z rewolweru trafiła w lewy bark, aż Thompsonowi pociemniało w oczach…

Daniel tym razem wycelował już dobrze, a broń nie sprawiała problemów. Strzał w środek klaty, tuż po innym strzale po prawej części torsu(od Ebenezera), i w końcu pirat padł jak długi.

Sarah rzuciła granatem, celując w drzwi pirackiej łajby, by ten wpadł do środka… nie wpadł. Odbił się po lewej od wejścia, i gdzieś tam potoczył po pokładzie. I po chwili solidnie pieprznęło, a ciało ustrzelonego przed chwilą draba przez towarzyszy lekarki, aż podskoczyło niczym szmaciana lalka w górę, niemal na dwa metry.

~

Pirat na dziobie kutra wystrzelił ponownie do chowającej się za beczkami parki(Iris i John)...

Ktoś łaził jeszcze w tylnych kabinach kutra, ktoś był za jego sterem, na tamtej łajbie wciąż byli piraci.

~

Detektyw ponownie wypruła z karabinka Thompson, i… znowu niecelnie. Ale przynajmniej przygwoździła drania ogniem, i ten się chował za burtą.

~

- Hahaha! Nieźle! - Krzyknęła do Sarah kapitan - Jeszcze raz!
 
Jenny jest offline  
Stary 11-02-2023, 19:47   #112
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
Wielkie BUM! rozniosło się po okolicy, a świadomość, że za chwilę może polecieć następny granat zniechęciła Daniela do przeprowadzenia próby abordażu wrogiej jednostki pływającej. A że miał jeszcze naboje w pistolecie, przyklęknął, kryjąc się nieco za wysoką burtą, a potem ostrzelał sterówkę pirackiej łajby, w nadziei, że trafi któregoś z kryjących się tam piratów.
Tego, który stał na dziobie wrogiej jednostki, pozostawił kompanom.
-Krucafuks! - wysyczał pastor po trafieniu w ramię. Nawet nie bolało. Jeszcze. Adrenalina robiła swoje. Na szczęście kuzyn dobił psubrata, trzeba więc było zająć się kolejnym. Wielebny wziął na cel pirata stojącego w okolicach dziobu ichniej krypy i pociągnął za spust karabinu. Tymczasem właśnie reporter herbu Potargane ucho pochylił się oraz przyklęknął za skrzynką. Strzelając na gwałt ku skaczącym na pokład piratom rzecznym nie patrzył wokoło, wysyłając piratom pocisk za kolejnym pociskiem. Szczęśliwie jego broń miała wspaniały 10-cionabojowy magazynek. Przyklęknął więc chroniąc się oraz ostrożnie wyglądając, co może zrobić. Od przodka stał tylko pojedynczy. Właśnie tego można było trzepnąć.
- Piecze ucho - pomyślał jeszcze strzelając.
Sarah lekko zasyczała, podrywanie się z ranną ręką nie było najmądrzejsze pod kątem leczenia, lepiej byłoby zachować jak najmniej ruchu. Ale sytuacja wymagała innych rozwiązań, a przede wszystkim wolała słuchać się Kapitan. Zresztą i tak wątpliwe było, by kogoś ustrzeliła z rewolweru, a granatem tak niewiele brakowało… Co prawda Jess nie podała jej tym razem granatu, więc musiała na kolanach iść po niego sama, ale liczyła, że mając już przećwiczone na pierwszym, jak nim rzucać, z drugim pójdzie jej sprawniej. Powtórzyła więc czynność, jak przy pierwszym i ponownie spróbowała rzucić w stronę drzwi do sterówki.

Oko myśliwego, to jednak oko myśliwego! Daniel ustrzelił z pistoletu typa gdzieś tam w kabinie, z dobrych 15 metrów, i to przy obu płynących statkach! Dziursko w potylicy, chmurka krwi, i kuter zaczął nagle tracić prędkość, znowu chrobocząc po burcie "Venture".

Rana jednak przeszkadzała w przyłożeniu się do strzału. Wielebny zacisnął zęby, zrobił krok w przód… i wyłożył się na granacie turlającym po pokładzie obok niego.

Reporter wycelował, czekał… i gdy drań się wychylił, strzelił. Kula trafiła pirata w krtań, i ten skonał na dechach własnego pokładu w kilka sekund, dusząc się, i rzężąc.

Lekarka rzuciła kolejny granat… No i gdyby kuter jakoś tak nagle nie wytrącił prędkości, poleciałby gdzie trzeba. A tak, na prawo od drzwi, po ścianie, tym razem w kierunku dziobu złomu piratów… BUM! I znowu nieco latający trup piracki po eksplozji. No i mogło dla obserwatora całości pojawić się pytanie, czy Sarah musiała być taka… brutalna?

~

- Mathew! Mathew! - Zawołała Iris. A gdy reporter tam spojrzał… klęczała ona, za beczkami, przy Johnie Grancie, leżącym na pokładzie…

~

- Tam jest jeszcze jeden! - Wrzasnął bosman, strzelając do kogoś w tylnych kabinach kutra, powoli "zsuwającego" się z łajby kapitan Jess, i zostającego w tyle.

~

- To co? Ostatni na drogę? - Zaśmiała się Jess, mając oczywiście na myśli kolejny granat, ewentualnie rzucany przez Sarah, do zostawianego już za nimi kutra piratów.
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Pliman jest offline  
Stary 12-02-2023, 23:15   #113
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Wrrrr… - warknął Ebenezer podnosząc się z pokładu. Nie tak to miało wyglądać. Lata przerwy w awanturniczym życiu zrobiły swoje. Trzeba było plamę jak najszybciej zmazać. A przynajmniej spróbować. Bosman krzyczał, że w kajucie za sterówką pirackiej łajby czai się jeszcze jeden oprych - jest mój - wycedził przez zęby sam do siebie i kropnął z winchestera w kierunku kryjówki pirata.
- Maszyny stop! - krzyknął na całe gardło Daniel. - Musimy wybić wszystkich i zatopić tamtą łajbę! - Próbował przekonać panią kapitan, że należy dokończyć rozpoczętą robotę i pozbyć się ostatniego pirata. I albo zawłaszczyć, albo zatopić piracką łajbę.

Idąc w ślady paru innych osób zaczął strzelać do ostatniego z piratów.
Lekarka nie miała już wystarczająco dużo pewności siebie, by znów pochwycić w dłoń granat i rzucić. Dwoma poprzednimi nie trafiła, a cel stawał się coraz bardziej ruchomy. Przynajmniej dopóki Kapitan nie postanowi posłuchac sugestii Daniela. Ponownie więc skupiła się na rewolwerze i oddała z niego kilka strzałów w stronę, w którą strzelała i reszta. W końcu ktoś powinien trafić. A kolejny granat, który pewnie znów by nie trafił celu i narobił trochę dymu, utrudniłby im identyfikację, czy udało się postrzelić pozostałego pirata.
Wszystko jakoby zlewało się tworząc mieszankę gwałtownych ruchów, strzałów, huku, okrzyków, warkotu maszyn oraz wielu innych. Kakofonia tonów atakowała bębenki uszne. Właśnie spośród owych głosów reportera dobiegły wołania Iris. Mocno pochylony, ażeby nie stać się celem ataku ruszył ku niej, ku pękatym beczkom tworzącym wspaniałe schronienie.

Ebenezer wystrzelił jeszcze dwa razy do kogoś w tylnych kabinach pirackiej łajby… ale tu to by chyba był potrzebny snajper. Chociaż raz, było blisko.

Daniel również wygarnął z pistoletu, ale trudno było trafić kogoś, kręcącego się po tylnych kabinach, zostawianego już w tyle stateczku.

Sarah również spróbowała, zamiast rzucać kolejnym granatem, ponownie z rewolweru, i raz było blisko, no ale pudło to pudło.

~

W tym czasie, Mathew zbliżył się do Iris i Johna… John miał dodatkową, paskudną dziurę pod lewym okiem. Kula, wystrzelona przez pirata, przebiła beczkę na wylot, i trafiła mężczyznę w twarz. Jak pech, to pech. Dobrze, że chociaż śmierć nastąpiła natychmiast, i Grant nie musiał cierpieć.

~

- No co jest?? - Fuknęła na lekarkę kapitan, i sama pochwyciła jeden z granatów, patrząc za zostawianym w tyle pirackim kutrze… odbezpieczyla granat, wycelowała nawet, niemal jak z pistoletu, metodą przypatrywania się oko-czubek granatu-cel i rzuciła… a granat wpadł przez przednie okno do sterówki wrogiej jednostki. BUM!

Stateczek piratów, ze zniszczoną sterówką, mocno dymiąc, i bez kontroli, zaczął skręcać już w lewo, oddalając się od "Venture", i powoli… płonął?

- No! - Powiedziała Jess, zerkając na Sarah, odrobinkę krytycznym spojrzeniem - Wszystko trzeba samemu…

~

- Nigdzie nie zawracam! - Wrzasnęła po chwili kapitan do Daniela - Pokonaliśmy ich, i tyle! A za chwilę ten ostatni się spali żywcem, zatonie, albo zwieje… coś go może zeżre… i chuj mu w dupę! Hahaha!
 
Kelly jest offline  
Stary 16-02-2023, 14:39   #114
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Daniel co prawda nie lubił zostawiać za sobą niedokończonej roboty, ale nie zamierzał dyskutować z panią kapitan, w której słowach kryło się nieco racji. Co prawda szkoda było ewentualnych łupów, ale z poprzedniego spotkania można było się domyślić, że tutejsi piraci to po prostu biedota i tyle.
- To już drugi, jaki posyłamy na dno! - powiedział. Co prawda nie rozumiał manii zatapiania przeciwników, zamiast brania pryzów, ale nie on tu rządził. - Zostali jeszcze jacyś, czy to już wszyscy?
Ruszył do przodu, by pozbyć się tych piratów, co zginęli na pokładzie "Venture".
Sarah nie zamierzała odpowiadać na krytyczne uwagi kapitan. Dopiero teraz zaczynała się jej rola. Najpierw zerknęła na Jess badawczo, ale odniosła wrażenie, że ta nie była w ogóle ranna, więc mogła zająć się resztą.
- Kto ranny!? - Krzyknęła do reszty załogi. - Krzyczcie, mówcie, jeśli coś wam lub komuś obok się stało! - Powiedziała, biegiem kierując się po swoją apteczkę, jednocześnie starając się ocenić, na ile poważna była rana jej samej, by następnie według priorytetów zacząć pomagać od najbardziej do najmniej potrzebujących rannych.
Pastor zdarł ubranie z krwawiącego ramienia. Dopiero teraz dotarło do niego jak to cholernie boli. Syknął, ale nie krzyczał. Jego rana była lekką, choć nadal tkwiła w niej kula. Inni mogli wymagać szybszej pomocy. Z własnej koszuli zrobił prowizoryczny kompres, który przycisnął do rany, próbując chwilowo zatamować krwawienie. Jak ciężej ranni zostaną już opatrzeni to zgłosi się do lekarki. Chwilowo trzeba było zacisnąć zęby.
Akurat właśnie rana przy takim klimacie stanowiła sprawę całkiem ważną. Przeto spostrzegając, co robi Ebenezer pokręcił skrzywiony palcem.
- Nie zgrywaj bohatera. Kulkę absolutnie trzeba wyciągnąć jak najszybciej.
Oczywiście spokojnie, nie był lekarzem, ale służba frontowa oraz wiele lat na brazylijskiej ziemi nauczyło go takich podstaw. Sam zresztą również oberwał w ucho, które przypominało miejscami wiecheć. Konieczne było osmarowanie właściwym preparatem oraz jakieś opatrzenie. Ale przy Ebenezerze istotne było jeszcze bardziej. Ruszył więc ku pannie Sarah Joyce.
- Oberwałem trochę - wskazał ucho - ale chyba Ebenezerowi warto wyciągnąć kulkę.
- Jasne! - Potwierdziła Sarah, że usłyszała, gdy zbliżał się do niej Mathew. Spojrzała na jego ucho i lekko się skrzywiła, widząc dość poważną ranę. - Ciężko będzie to poskładać do wyglądu sprzed… - Po tych słowach lekarka szybko powróciła do układania swoich narzędzi na rozłożonej chuście na stoliku.
- Daniel, John! - Krzyknęła, przywołując pozostałych swoich kompanów, którzy nie zgłaszali żadnych urazów i wnioskowała, że nic im się nie stało. - Przygotujcie mi trochę wrzątku! - Poleciła, jako że zdawała sobie sprawę, że będzie jej on potrzebny, by przy dość poważnych ranach uniknąć zakażenia. Przygotowywała sobie narzędzia, oczekując jeszcze na to, czy ktoś z załogi statku nie wskaże jakichś problemów.
Mathew chyba miał rację. Skoro nikt inny nie krzyczał o pomoc to należało zgłosić się do lekarki.
- W ramię dostałem - powiedział szorstki głosem wielebny, podchodząc do Sarah. Jego męska duma trochę na tym ucierpiała, jednak lepsze to niż zakażenie. Słuchając go, zdziwił się trochę stojący obok Mathew. Twardy głos Ebenezera chyba dalej pokazywał, jaki on to nie mocarz. Ale najważniejsze, że zdecydował się na rozmowę z panną Sarah. Cóż, spokojnie będzie mógł zaszpanować kiedyś przed swoją żoną, wszak chyba jego protestanckie wyznanie pozwalało się żenić? Wieki wieków faceci chlubili się otrzymanymi przy walce bliznami.

Skoro jednak Sarah zajęła się Ebenezerem oraz wezwała Daniela do pomocy oraz ich niestety ustrzelonego znajomego, Mathew ocenił, że nie będzie przeszkadzać. Strzał w ucho był lekką raną, skaleczeniem raczej, które spowodowało braki urody, ale nie ograniczało możliwości działania. Chciał zrobić jakieś zdjęcie piratom, ale… z innej strony pomógłby Sarah, która jednak widocznie od niego tego nie oczekiwała. Przez chwilę zastanawiał się. Wprawdzie ich znajomy oberwał oraz nie mógł siłą rzeczy pomóc, lecz bez przesady, łowca mógł sobie spokojnie poradzić przy zagotowaniu wrzątku. Ruszył więc szybko po aparat oraz zaczął cykać fotki. Jego Leica wspaniale radziła sobie z wilgocią Amazonii, zaś każdy znający ową markę wiedział, że poradziłaby sobie również w górach oraz nie rozwaliłaby się nawet przy upadku na betonowy trotuar. To była wszak wspaniała Leica! Tak, płonący statek piratów. Cyk, cyk! Jeszcze jakieś kawałki ich statku, na których leżeli postrzeleni. Im więcej, tym lepiej. Cyk, cyk! Wydaje się nieźle. Trzeba by gdzieś wywołać fotki oraz przesłać pocztą do szefa. Może przy najbliższym mieście?
Daniel przeszukał ciało pierwszego pirata i, zgarnąwszy gotówkę i broń, bez skrupułów wywalił je za burtę. Już chciał zrobić to samo z drugim, gdy Sarah poprosiła o wrzątek.
- Zaraz będziesz go mieć - powiedział, po czym wrócił do kambuza i wstawił garnek z wodą na ogień.
Jako że woda gotować się mogła bez jego bacznego spojrzenia, ruszył by pozbyć się ciała drugiego i zarazem ostatniego pirata.
 
Kerm jest offline  
Stary 16-02-2023, 19:49   #115
 
Jenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
- Hej Sarah… - Do lekarki zbliżyła się Iris, z nieco markotną miną - John nie żyje.
- John? - Zapytała bardziej do siebie Sarah, ze sporym smutkiem w głosie. Przykra to była wiadomość, zwłaszcza, że zdążyła się mocniej zaznajomić z mężczyzną, obiecał jej lot samolotem nawet. Nie miało to żadnego znaczenia w kontekście bardzo złej wiadomości o jego śmierci. Wyruszyli uratować Evelyn, tymczasem kolejny z nich tracił życie na tej wyprawie… Co prawda każdy z nich wiedział, jakie jest ryzyko i nawet miał dostać za to wynagrodzenie, ale każda kolejna śmierć sprawiała, że będzie im ciężej, a także oznaczała stratę kompana, przyjaciela.
- A z tobą wszystko w porządku? - Dopiero po chwili lekarka otrząsnęła się z tej wiadomości i zapytała Iris, zdając sobie sprawę, że to nie czas na przemyślenia i wspominanie, a ciągle na statku byli ranni, których musiała opatrzyć.
- Tak, jest ok - Powiedziała detektyw, lekko się uśmiechając - U ciebie także?
- Dostałam w rękę, ale to… powierzchowne - odpowiedziała Sarah, lekko głową wskazując na swoje lewe ramię. - Zajmę się tym, jak skończę z nimi. - Dodała, rozglądając się za Mathew, który zamiast siedzieć na miejscu, musiał gdzieś polecieć z tym rozerwanym uchem. Podeszła do Ebenezera, by zacząć usuwać zbędne ubranie wokół rany oraz wstępnie ją przemywać i przygotować, by jak już otrzyma wrzątek, być gotową do zabiegu usunięcia kuli.
- Ech… Kolejny pochówek - powiedział smutnym głosem pastor, który słyszał rozmowę kobiet - jak mnie panienka opatrzy to odprawię nabożeństwo za jego duszę. Dobrze byłoby go też pogrzebać, a nie wrzucać do rzeki, jak tych tu martwych łotrów - wskazał na zwłoki pirata.
- W Tefé są kościoły i cmentarze… - Wtrącił się przechodzący obok nich bosman.
- John nie żyje? - zdziwił się Daniel, do którego dotarła ta wymiana zdań. Na moment przeniósł wzrok na Mathew, który jak gdyby nic się nie stało strzelał fotki. - Szkoda... był dobrym kompanem. Pochowamy go zatem w Tefé - dodał.
Wywalił za burtę zwłoki pirata.
- Mam nadzieję, że da się to załatwić bez wzbudzania nadmiernej ciekawości władz wszelakich - wyraził przypuszczenie, kierując te słowa pod adresem znającego tutejsze stosunki bosmana.
- Da się… - Padła krótka odpowiedź.
- Będziemy wdzięczni - stwierdził Daniel, który zdawał sobie sprawę z tego, że niektóre ułatwienia kosztują.

Po chwili Sarah doczekała się w końcu wrzątku, w którym wyparzyła narzędzia przed rozpoczęciem wyjmowania kuli z ciała Ebenezera. Odsypała ze swoich zapasów niewielką porcję morfiny, którą przekazała księdzu do zażycia doustnego. Co prawda pokazywał, że jest twardy, ale lekarka wiedziała, że procedura, której musiała się podjąć, do najprzyjemniejszych nie należała.
Gdy już przeszła do rzeczywistej czynności, bardzo jej nie szło. Kula okazała się być bardzo głęboko i we wrednym miejscu, a jak mówią, złej baletnicy, przeszkadza rąbek spódnicy…
Pierwsze podejście i Sarah nie wyszło, jako że dopiero rozpoznawała ranę księdza, okazało się, że wzięła zbyt krótkie narzędzie.
Drugie podejście, to nagły ból Sarah w lewej ręce, w którą oberwała i teraz żałowała, że najpierw się nie zaopatrzyła.
Trzecie i znów statkiem tak poruszyło na fali, że cud tylko uratował duchownego przed tym, że nie rozcięła mu bardziej rany.
Podczas czwartego, mocno wymęczony Ebenezer sam się poruszył, uniemożliwiając jej wyciągnięcie kuli.
Kolejne wycieranie krwi, po których zaraz piąta próba. Łzy w oczach Sarah, beznadziejność, śmierć Johna… no znów nie mogło się udać.
W końcu sięgnęła do swojej torby po jakiś tajemny, biały proszek, którego spróbowała trochę. Drżące już ręce od swojej nieudolności, po chwili powróciły do sprawności. Podjęła kolejną próbę, widząc, że dawka morfiny dla Ebenezera była chyba zbyt mała… ale udało się. Wyciągnęła kulę, którą z typowym metalowym brzdękiem umieściła w pojemniku. Nie był to koniec jej pracy nad raną, którą jeszcze musiała sprawdzić, czy nie było dodatkowych kawałków, obmyć, zaszyć…
Cała ta reszta już poszła jej sprawniej, ale zajęła jeszcze dobrą chwilę. Gdy w końcu skończyła, zabandażowała całą ranę, otarła swój pot i nawet nie była w stanie wypowiedzieć słowa w stronę wymęczonego Ebenezera. Odwróciła się, w duchu się modląc, by Mathew nie widział na własne oczy całego tego partactwa, jakie uczyniła i z trochę większą nadzieją podszedł do opatrywania swego ucha.
 
Jenny jest offline  
Stary 16-02-2023, 23:07   #116
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Pastor początkowo nie chciał zażyć środka przeciwbólowego. Później jednak dziękował Stwórcy, że dał się namówić. Gdyby nie to, że lekareczka sama była ranna, uznałby że dyplom z medycyny musiała kupić u jakiegoś fałszerza. Dłubaniom w ranie nie było końca. Grzebała, skrobała, podważała, a kula jak tkwiła w ciele duchownego tak tkwiła. Dopiero za którymś tam podejściem wreszcie udało się ją wydobyć. Wielebny mimo morfiny i tak się nacierpiał. Starał się jednak trzymać fason i tylko czasem posykiwał. Gdy zabieg wreszcie dobiegł końca rzucił - dziękuję - i poszedł się położyć. Musiał po tym wszystkim odpocząć bo aż mu się ciemno w oczach robiło.
- Pomóc ci? - Po skończonej operacji wydobywania kuli z pastora Daniel podszedł do Sarah. - Też oberwałaś...
- Znajdź proszę Mathew, muszę opatrzyć jego ucho… - odparła zupełnie nieprzekonana Sarah, wyglądająca wręcz na załamaną, ale ciągle musiała wziąć się w garść i jakoś wywiązywać ze swoich obowiązków. Generalnie zresztą wyszukać reportera nie było ciężko, skoro chodził po pokładzie robiąc fotki. Włosy troszkę przesunięte tak, ażeby nie muskały nawet ucha pokazywały owo miejsce. Postrzępiona muszla przypominała kawałek gałgana. Szczypała mocarnie, ale cóż było czynić. Jak reporter spostrzegł, że Sarah opatrzyła Ebenezera, sam pojawił się przy lekarce.
- Jestem - ukazał jej ową część ciała.
- Usiądź wygodnie - odparła Sarah, starając się myśli przekierować z Johna, czy tego, jak nie poradziła sobie z Ebenezerem, wyłącznie na ranę Mathew. Ale chociażby przez to, że nie miała sił skomentować, że reporter niepotrzebnie chodził z raną po statku, zamiast spokojnie usiąść, świadczyło, że w pełni nie udało jej się osiągnąć neutralnego, lekarskiego stanu.
Mimo to, teraz poszło jej już dość dobrze, na ile było to w ogóle możliwe. Poskładała jakoś ucho, oczyściła je, zatamowała krwawienie, zszyła. Dodało jej trochę odwagi to, że mogła być z siebie dość zadowolona, więc z lekką ulgą przystąpiła do jego pielęgnacji, a następnie zabandażowania. Póki co Mathew musiał się zadowolić sporym opatrunkiem wokół ucha, a także bandażami zawiązanymi wokół jego twarzy, by opatrunek dobrze się trzymał. Ale wyglądało na to, że po zagojeniu, jeśli zakryje nieco ucho kapeluszem i włosami, w oczy rzucać się nie będzie.
- Gotowe, ale będę musiała jeszcze zmieniać opatrunek i trzeba będzie zbadać, czy ze słuchem wszystko w porządku, choć nie wygląda, by ucho wewnętrzne też ucierpiało. - Powiedziała, lekko uśmiechając się do Mathew.
- Oczywiście wszystko, co polecisz mi jako specjalista - stwierdził. Uniósł się. - Jest OK - stwierdził poruszając się na lewo czy prawo. - Nie spada. Dziękuję. Niestety nie mogę się zrewanżować opatrzeniem twojej ranki, bowiem nie znam się na tym, ale jeśli mogę cokolwiek zrobić, rzeknij tylko.
- Ja ci pomogę - zaoferował się Daniel, mając nadzieję, że ta pomoc ograniczy się do przemycia rany i potrzymania bandaża.
- Dzięki, poradzę sobie… - odparła lekarka, po czym zaczęła zajmować się sobą. Odgarnęła kawałek ubrania przy ranie, po czym oczyściła ranę i opatrzyła. Nieco problemów miała przy zawijaniu bandaża, ale była dość uparta i zrobiła to sama.
Daniel zazwyczaj nie pchał się tam, gdzie go nie proszono, więc zostawił Sarah samą sobie i zajął się ciałem Johna, by umieścić je pod pokładem, zaś reporter powrócił do ułożenia kolejnych kawałków tekstu.
 
Kelly jest offline  
Stary 18-02-2023, 21:13   #117
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Tefé, Brazylia.
28 czerwiec, 1930 rok.
Sobota, około 16:00.

Po niecałych dwóch kwadransach, od momentu spotkania z rzecznymi piratami, "Venture" w końcu dopłynął do dużego miasta.


Znowu również rozpoczęto wszelkie czynności rozładunkowo-załadunkowe, a kapitan Jess oznajmiła, iż zostaną tu dokładnie do godziny 19:00. O 17 pasażerowie mają wpaść, by dowiedzieć się o…

Pilnowała więc z Jimmym towarów, a bosman zaś poszedł załatwić kogoś odnośnie pochówku dla Johna… zapłatą za wszystko miały być łupy z piratów, lub rzeczy Johna, załodze statku było to w sumie obojętne…


***

Czas na postój w prawdziwej ostoi cywilizacji, czas na zakupy, na relaks, na chwilę wytchnienia przy zimnym piwie, i z dala od rzeki, i związanych z nią spraw… czas i na jakieś spytki odnośnie Evelyn?

Ale bosman w sumie powiedział, że zaprowadzi Sarah do odpowiednich osób, być może powiązanych z córką Blooma. Wychodziło jednak na to, że będzie to miało miejsce "później".


***

Kościół należący do zakonnego "Zgromadzenia Ducha Świętego pod opieką Niepokalanego Serca Maryi Panny", i Padre Miguel Alfredo Barat, zgodzili się przeprowadzić pochówek Johna Granta, i zapewnić mu ostateczny spoczynek na pobliskim cmentarzu…


Ceremonia trwała około pół godziny. Było skromnie, ale porządnie, a ich towarzysz został pochowany w zwyczajowej trumnie, i grobie.


~

- To co, wyskoczymy na jednego? - Spytała towarzystwo Iris - W końcu by wypadało, ze względu na szacunek, i tradycję stypy…

W sumie, czemu nie? A później, jeszcze godzinkę każdy coś, i nadejdzie pora, by wypływać dalej, i kontynuować ich wyprawę.


- To za Johna, i… za Taviona. Niech im ziemia lekką będzie - Powiedziała detektyw, wznosząc toast szklaneczką whisky z lodem.

….

- Z tego co zrozumiałam, i gdzie się znajdujemy, zostało nam jeszcze około dnia, może półtora, nim dopłyniemy do… - Iris musiała chwilkę pomyśleć, odpalając papierosa - …do Carauari. Stamtąd już wejdziemy w dżunglę. Powoli więc wypadałoby przemyśleć sprawę, jak się za kolejny etap podróży weźmiemy. Będziemy wynajmować jakiś tragarzy, i tym podobne sprawy, by nam towarzyszyli? Czy zdajemy się tylko na nas, na naszą piątkę, wchodząc w zieleń? W sumie jacyś ludzie powinni na nas czekać w Carauari… profesor Bloom przygotował każdy etap wyprawy? Inaczej co, zostawiamy gdzieś nasze walizy, i bierzemy tylko to, co najpotrzebniejsze? - Iris parsknęła.







***
Komentarze za chwilę.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 22-02-2023, 10:54   #118
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Za wszystko trzeba płacić, a więc i za załatwienie dyskretnego pogrzebu. Na szczęście piraci byli na tyle szczodrzy, że zostawili po sobie nieco broni. A z kolei załoga "Venture" była na tyle łaskawa, że przyjęła zdobyte na bandytach łupy w charakterze zapłaty.

Pogrzeb został załatwiony, ale pozostawała kwestia "spadku" po Johnie. Zostawić go załodze "Venture" byłoby co najmniej dziwne, zabranie ze sobą - odpadało. Zdaniem Daniela należało odesłać Bloomowi rzeczy osobiste Johna - portfel, dokumenty, zdjęcia (jeśli jakieś miał). Jak by nie było, to profesor był pracodawcę Johna i to on powinien powiadomić rodzinę Granta o jego losie. Resztę rzeczy Daniel proponował podzielić na dwie części - wybrać to, co mogło się przydać podczas poszukiwań Evelyn, a resztę sprzedać i zdobytą gotówkę wykorzystać na potrzeby wyprawy.
Plan został mniej więcej zaaprobowany, więc Daniel podzielił ekwipunek nieżyjącego kompana, a potem wybrał się do miasta by sprzedać część ekwipunku i wysłać do Blooma rzeczy Granta.

* * *

Nie dało się ukryć, że pogrzebowi, choć skromnemu, nic nie można było zarzucić.
Spoczywaj w pokoju, John.

* * *

Stypa stanowiła nie tylko pożegnanie Johna... i Traviona. Była też okazją do wymiany poglądów i ustalenia paru spraw związanych z przyszłością, a dokładniej - z przygotowaniami do wyprawy do dżungli.
A po stypie... Chociaż miasto, duże miasto, oferowało wiele rozrywek, ku żalowi Daniela nie było już na nie czasu. Z pewnością Jess miała zrozumienie dla ludzkich słabości, ale bez wątpienia nie poczekałaby nawet pięciu minut na spóźnionego pasażera.
Trzeba było wracać na statek, zanim załoga rzuci cumy.
 
Kerm jest offline  
Stary 23-02-2023, 17:40   #119
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Amazońska kraina była królestwem roślin, zwierząt oraz rzecz oczywista tubylców. Czasami wspomnianą płaszczyznę lasu, rzeki oraz zieleni marszczyły plameczki cywilizacji. Miasta właśnie takie jak Tefé stanowiły taki wyjątek oraz miały swoją pocztę. To akurat było istotne dla reportera, który musiał przesłać do redakcji swoje fotki oraz artykuły. Średnio liczył na możliwości telegraficzne lub telefoniczne, ale poczta działała. Tefé miało swoją Correios, czyli budynek pocztowy, nad Rio Tefé, bowiem w tym miejscu owa rzeka łączyła swe nurty ze wspaniałą Amazonką. Mieściła się w parterowym budynku, ku któremu prowadziły drewniane schodki.

Starszy mężczyzna obsługiwał właśnie kilka osób, które nadawały swoje karty pocztowe, czy listy, aż przyszła pora na reportera.
- Bom dia, chciałbym nadać to do Europy, do Anglii - wskazał na przygotowaną niewielką paczuszkę.
- Bom dia - pracownik poczty wziął paczkę, położył na wadze. Rzekł ile reali kosztuje. Wszystko konkretnie, grzecznie oraz sprawnie. Fotografie obejmujące sprawy pirackie oraz wężowe zostały właśnie wysłane.

Ponieważ reporter już schodząc ze statku wspominał innym, że rusza pomiędzy wszystkim innym do correios, więc jeśli chce ktokolwiek, żeby cokolwiek wysłał pocztą, jest jak najbardziej gotowy.
 
Kelly jest offline  
Stary 23-02-2023, 19:51   #120
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
& Jenny
Powoli dopływając do miasta Tefé, gdy większość pasażerów statku zaczęło wypatrywać powoli zbliżającego się lądu zwiastującego cywilizację, Sarah zaczęła wypatrywać Ebenezera. Cały czas męczyło ją to, jak źle poszło jej wyciąganie jego kuli, liczyła więc, że mimo wszystko zniesie on jakoś niedogodności po zabiegu.
- Pastorze? - cicho zawołała lekarka, gdy przybliżyła się do niego na kilka kroków. - Chciałam zapytać, jak zdrowie? - Ewidentnie dało się w jej głosie wyczuć zarówno troskę, jak i odczuwany lekki wstyd.
- Bywałem w gorszym stanie - odpowiedział wielebny, siląc się na uśmiech. Kiedy panienka była jeszcze dzieckiem sporo podróżowałem z profesorem i nie raz ładowaliśmy się w różne tarapaty. Kiedyś “operował” mnie jakiś wioskowy szaman. To był dopiero ból…- Thompson skrzywił się na to wspomnienie.
- Bardziej niż moja rana martwi mnie śmierć kolejnego towarzysza. Zmówiłem już modlitwę w intencji jego duszy. Teraz jeszcze godny pochówek… Więcej zrobić nie można - głos pastora posmutniał.
A jak panienka się miewa? Bo niestety, chyba panienkę też dosięgła piracka kula - zapytał po dłuższej pauzie.
- Ja? Ja w porządku, to… draśnięcie raczej… - właściwie zgodnie z prawdą odpowiedziała Sarah, której rana była najbardziej powierzchowna z tych, jakie dostali od piratów. - No i bardzo szkoda Johna… ciężko to znieść, że wyruszył w poszukiwaniach zaginionej osoby, a sam zginął… no i podobnie, jak wcześniej Tavion… W szpitalu wiele razy spotykałam się ze śmiercią, ale była ona najczęściej jakaś… przewidywalna, łatwiejsza do zniesienia. Ale przede wszystkim chciałam pastora przeprosić… Zawiodłam przy wyciąganiu tej kuli, nie wiem, czy zbyt roztrzęsiona byłam po tej strzelaninie i wiadomości o śmierci Johna, ale to żadne wymówki, powinnam była spisać się lepiej, przepraszam… - Z mocno pochyloną głową mówiła lekarka, której z tych różnych wątków, które poruszyła, aż zaszkliły się oczy.
- Nie ma się czym przejmować. Twardy jestem. Chociaż muszę przyznać, bolało. Mimo morfiny. Ale może… w ramach zadośćuczynienia - mówiąc te słowa pastor uśmiechnął się promiennie - przeszlibyśmy się razem na miasto, popytali o Evelyn? W sumie naszą znajomość zaczęliśmy dość niefortunnie, więc może teraz nadarza się okazja żeby to naprawić?
- Chętnie pójdę razem z pastorem, ale… ja rozmawiałam z bosmanem o tym, czy on zna kogoś w Tefé, kto mógłby coś wiedzieć… - zaczęła Sarah lekko niepewnie, czując pewną niezręczność, że mimo przyjacielskiej propozycji, musi raczej zmodyfikować plan Wielebnego. - I powiedział, że mnie do kogoś zaprowadzi, ale póki co zajął się zorganizowaniem kościoła i pogrzebu, więc wskaże mi go później. Wtedy moglibyśmy iść tam razem. A póki co, muszę jeszcze pójść na pocztę, wysłać listy do profesora Blooma i do firmy Johna, uzupełnić zapasy medyczne i chciałam jeszcze kupić kwiaty na pogrzeb… Więc możemy iść albo teraz, albo po pogrzebie, tam gdzie od razu wskaże nam Lam… bosman. Ale cieszy mnie to, że pastor nie gniewa się na mnie. - Powiedziała Sarah, której na widok uśmiechu mężczyzny w jej stronę zrobiło się lżej na sercu, aż poczuła potrzebę przytulenia się do pastora, ale póki co rozłożyła ręce i przycisnęła się do niego bardzo delikatnie, nie chcąc się zbytnio narzucać swoją bliskością, a czekając, czy jakkolwiek odwzajemni ten gest.
Ebenezer objął dziewczynę i uścisnął. Był to jednak raczej uścisk ojcowski, bez żadnych podtekstów. Radykalne poglądy pastora, na sprawy damsko - męskie, uległy wprawdzie, w czasie podróży, pewnej liberalizacji, jednak nadal ograniczały się raczej do związków monogamicznych i wierności. A Thompson był zadurzony w kapitan Jess…
- Oczywiście, możemy poszukać tropów Evelyn już po pogrzebie Johna. Z wolną głową. Wcześniej ciężko będzie się skupić. Najpierw należycie pożegnajmy przyjaciela - odpowiedział Sarah.
- Dziękuję… - odparła młoda lekarka, która mocniej i śmielej objęła pastora, gdy ten odwzajemnił jej uściśnięcie. Od początku nie było jej co prawda po drodze z Ebenezerem, ale wspólny cel łączył i poczuła się bezpieczniej w jego silnych ramionach. Pozwoliła więc sobie nawet, by popłynęły jej z oczu łzy.
- Nawet jeszcze nie dotarliśmy do dżungli… nawet nie jesteśmy jeszcze na tropie Evelyn, a już tyle… złego nas spotkało… przecież przybyliśmy tu jej pomóc, czemu tak się dzieje? - Zapytała Sarah drżącym głosem, wypłakując się nieco w koszulę duchownego.
- Nie płacz dziecko - powiedział pastor ojcowskim tonem. Zrobiło mu się naprawdę szkoda młodej lekareczki. Dla niego, starego wygi, takie wypady i nawet śmierć towarzyszy, to nie była pierwszyzna. Jednak dla niej? Na pewno inaczej to sobie wyobrażała.
- Nie płacz - powtórzył - trzeba wierzyć w opatrzność Pana, a nic nam się nie stanie. On nas ochroni - dla Ebenezera była to trochę dziwna sytuacja. Przywykł raczej do rugania swoich owieczek i rzadko kiedy występował w roli pocieszyciela i opoki. Teraz uświadomił sobie, że może traktował swoją posługę zbyt jednostronnie. Nadmierna stanowczość, zacietrzewienie i przekonanie co do własnych racji… Może to był jego największy grzech?
- Już dobrze - zwrócił się znowu do Sarah - niech się panienka nie boi. Ja panienkę obronię.
- Nie, proszę mnie nie traktować jak kogoś, kogo trzeba bronić… - odsunęła się od pastora Sarah i otarła swoje łzy. - Zdecydowałam się tak samo, jak wy, by wyruszyć i… po prostu sama chciałabym być dla was jak największym wsparciem na miarę moich możliwości. Dziękuję pastorowi, że mogłam się trochę… wygadać, wypłakać. Ale teraz już wezmę się w garść. Evelyn, a także pamięć po Johnie i Tavionie tego potrzebują. - Po wytarciu swej twarzy, lekarka spróbowała nabrać nieco bardziej bojowo nastawionego wyrazu twarzy, choć wątpiła, by wyszło to bardzo przekonująco.
- Niech mnie panienka źle nie zrozumie. Ja chciałem tylko ją wesprzeć duchowo. W końcu chyba taka moja rola, jako pastora. Wszyscy musimy chyba trochę ochłonąć po ostatnich wydarzeniach… - odrzekł Ebenezer.
- Nie, ja rozumiem troskę pastora i dziękuję za nią, a także za pocieszenie - uśmiechnęła się do niego Sarah. - Jedynie chodzi mi o to, że nie powinnam być dla was obciążeniem, tylko radzić sobie sama. Już kilku z was mi mówiło, że mnie obroni, w tym chociażby John… A tym bardziej powinnam sobie radzić, gdy trzeba kogoś opatrzyć, czy… wyciągnąć kulę. - Było widać, że mocno siedzi w lekarce sytuacja sprzed paru kwadransów.
- W każdym razie dziękuję za wsparcie. I cieszę się, że zmierzamy do odbudowania naszych relacji - dodała Sarah.
- Zostawmy już temat tej kuli. Każdemu czasem coś nie pójdzie tak jakby chciał. Najważniejsze, że przeżyłem - Ebenezer starał się obrócić sytuację w żart.
- Och, aż tyle zagrożenia tam nie było… - z lekkim uśmiechem odpowiedziała Sarah. - Najważniejsze, że wszystko w porządku, ze zdrowiem i naszymi relacjami. Także jesteśmy umówieni, że razem udamy się na spytki, które wskaże nam bosman. Powoli już dopływamy do brzegu… - Lekarka spojrzała na coraz bliższy ląd, po czym powróciła wzrokiem na pastora.
- Jesteśmy umówieni - potwierdził Ebenezer, nie bardzo mając więcej do dodania, na tę chwilę. Tak naprawdę, to cały czas jego głowę zaprzątało spotkanie z kapitan Jess, na które byli umówieni wieczorem. Zastanawiał się tylko czy cała akcja z piratami nie wywróciła tych planów do góry nogami?
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Pliman jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172