Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2023, 22:18   #121
Jenny
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Po wykonaniu kilku opatrunków, Sarah zdecydowanie poczuła, że musi usiąść, ochłonąć. Przypomniała sobie jednak, że złożyła obietnicę wobec profesora Blooma, że będzie do niego pisać o przebiegu wyprawy. Niedługo mieli już trafić do dżungli, więc nie było co się wstrzymywać, a szybko coś napisać i wysłać je, póki byli w zasięgu cywilizacji. Skleciła kilka słów na temat, jak poszło im po tym, jak mieli opóźnienie, krótko wspomniała o historii z wężem w wiosce, jednak główną część listu stanowiło powiadomienie o śmierci Johna Granta. Starała się pominąć, że inni też zostali ranni, zapewne wiadomość o śmierci kolejnego członka wyprawy była wystarczająco niepokojąca. Powiadomić go jednak musiała, choć spodziewała się, że list może dotrzeć do niego, gdy już odnajdą Evelyn.

Kolejny list napisała do siedziby firmy Johna, do której dostała wizytówkę. Zapewne profesor Bloom odpowiednio powiadomi rodzinę mężczyzny, sama napisała krótki komunikat o śmierci dla wspólnika Granta. Być może i on da znać rodzinie Johna, o ile ten w ogóle miał swoich najbliższych, bo nie zdążyli o tym porozmawiać.

Gdy skończyła pisać, wyszła na burtę, by sprawdzić, jak daleko są od brzegu. Do dopłynięcia był jeszcze moment, ale jej wzrok złapał Ebenezera, którego stanowczo chciała przeprosić za to, jak kiepsko poszło jej wyciąganie kuli.

Rozmowa przebiegła dla niej pozytywnie i zwiastowała poprawienie w końcu relacji z duchownym. Kto wie, czy śmierć Johna powodowała, że Ebenezer nieco złagodził swój stosunek do niej, czy po prostu z czasem nabrał do niej jakiejś sympatii. W każdym razie, humor lekarki nieco się poprawił, a gdy już zbliżali się do brzegu i Mathew przedstawił swój plan, że uda się na pocztę, przekazała mu oba napisane listy, mając w planach jeszcze udanie się do sklepu z medykamentami i kwiaciarni.

***

Znajdując się już w centrum miasta, Sarah zaczęła rozglądać się za sklepem z zaopatrzeniem medycznym. Kwiaciarnię miała już upatrzoną i zamierzała do niej iść w drodze powrotnej, by nie wymęczyć za mocno kupionych kwiatów, ale na pewno musiała w pierwszej kolejności uzupełnić bandaże, gazy, szwy, jod i parę innych rzeczy, a była też w niej ciekawość, co takiego stosują miejscowi, co może być ciekawym uzupełnieniem jej apteczki. Sama nie dojrzała jednak takiego sklepu, zdana była na miejscowych, którzy wskażą jej drogę. Po kilku niezbyt udanych próbach, gdy miejscowi byli chętni do pomocy jej, ale nie potrafili się porozumieć w odpowiednim języku, natrafiła na ludzi, którzy mówili po angielsku. Sarah udała się tam, mając nadzieję, że i w sklepie będzie mogła porozmawiać po angielsku lub francusku.

Po kilku minutach spacerku ulicami, lekarka w końcu dotarła do… apteki?? No cóż, to chyba nawet lepiej? Weszła więc do środka…


…a tam została powitana przez jakąś kobietę za ladą, niestety ale jednak po portugalsku.
- Bom-dia! Como posso ajudá-lo?
Sarah odpowiedziała łamanym przywitaniem w tym samym języku, które już zdążyła wyłapać podczas rozmów tutaj, następnie jednak już w rodzimym języku zapytała, czy kobieta mówi po angielsku…

- Me desculpe, Eu não falo inglês - Kobieta pokręciła przecząco głową.

…po czym Sarah powtórzyła zapytanie odpowiednio w języku francuskim.
- Oui, je parle français! - Odpowiedziała farmaceutka(?), i w końcu obie się roześmiały.
- Potrzebowałabym kilku rzeczy, głównie opatrunkowych… - kontynuowała lekarka w języku, w którym znalazły porozumienie. - Bandaże bawełniane lub flanelowe, gazy, szwy, jod… - Wymieniła zgodnie z wcześniejszymi przemyśleniami, co kupić, gdy znajdzie się w takim miejscu.
- Doktora nie ma, ale myślę, że sobie poradzę… - Powiedziała kobieta, po czym zaczęła kompletować wymienione przez Sarah rzeczy. Przy okazji, oczywiście zachciało jej się na ploteczki - "Panienka nietutejsza? Ładna sukienka… Czy mogę spytać, do czego te rzeczy?" Itd.itp.
- Tak, jestem z Anglii… - miłym tonem odpowiedziała Sarah. - Jestem w podróży, jako lekarka. Trochę mi się rzeczy zdążyło zużyć, więc muszę uzupełnić zapasy. A… wspomniała pani, że nie ma lekarza… czy z reguły on wydaje lekarstwa? - Zapytała zaciekawiona tym faktem Sarah, jako że w jej rodzinnej Anglii zajmowali się tym profesjonalnie farmaceuci.
- Nie lubi, gdy go nie ma, a ja coś sprzedaję, ale co tam… - Kobieta machnęła z uśmiechem lekceważąco dłonią - O, Anglia, to daleko!
- Tak, dość trochę trwało dopłynięcie tutaj. A pani jest farmaceutką?
- Kończę już naukę, tak. A panienka tu w jakich sprawach, jeśli mogę spytać?
- A w takich… - Sarah już chciała dać ogólnikową wiadomość, obawiając się rozpowiadać o rzeczywistym celu podróży, kiedy jednak pomyślała, że jej rozmówczyni… skoro studiowała farmakologię, wątpliwe było, by była jakoś powiązana ze światkiem pirackim. - Wyruszyliśmy na poszukiwania przyjaciółki, która gdzieś tutaj zaginęła. Może… była tutaj też jakaś dziewczyna, moja rówieśniczka, również z Anglii?
- Nikogo takiego sobie nie przypominam - Farmaceutka pokręciła przecząco głową, kończąc już chyba zbieranie rzeczy dla Sarah. Mały stosik na ladzie rósł, i rósł…
- A ten lekarz… kiedy ma wrócić? - Sarah zapytała, zastanawiając się, czy warto na niego poczekać, bowiem może on mógł kojarzyć Evelyn.
- Mogą być i ze dwie godzinki - Rozmówczyni zerknęła na zegar na ścianie.
- Och, to raczej go nie wypytam o moją przyjaciółkę… - lekko skrzywioną minę zrobiła lekarka. - Ale skoro mam tu jeszcze chwilkę… sama poleciłabyś coś, co może mi się szczególnie przydać w dżungli?
- W dżungli? Ojej… - Powiedziała kobieta - Hmmm… olejek na komary? Maść? Surowica? Coś na malarię? Wyprawa w dżunglę to poważna sprawa…
- Och, to dołóż proszę jeszcze po trochę z tego wszystkiego, co wymieniłaś… - Sarah zerkała po widniejących cenach niektórych przedmiotów i wyliczyła, że raczej nie powinno to aż tak znacznie nadszarpnąć jej budżetu, ceny były raczej przystosowane do miejscowych, a nie płacących funtami obcokrajowców.

***

Lekarka wróciła na statek z torbą pełną nowych medykamentów, które poukładała w swojej podręcznej apteczce, a resztą włożyła do walizki, po czym przebrała się w swoją żałobną, choć lekką, żeby nie zajmowała zbyt dużo miejsca, sukienkę.


W duchu musiała sobie przyznać, że wzięła ją na wypadek... odnalezienia tylko ciała Evelyn. Miała nadzieję, że jej się nie przyda, że będzie tylko zbędnym balastem, wziętym z przekory. Jak się przekonała, że okazja pojawiła się nim nawet ruszyli w dżunglę. Niestety. Założyła ją jednak, chcąc w ten sposób uhonorować swego krótko znanego przyjaciela. Po drodze kupiła jeszcze kwiaty. Co prawda kwiaciarka nie rozumiała, co do niej mówi, ale po stroju domyśliła się z jakiej okazji miał być bukiet.

Wzięła udział w ceremonii, która jak na krótki czas, jaki był na jej zorganizowanie, wyglądała godnie. Trochę żałowała, że John został pochowany w tak trudno dostępnym miejscu, znacznie to utrudniało możliwość odwiedzania jego grobu rodzinie i bliskim. Jeśli jednak umarłby ktoś następny, byłoby jeszcze gorzej. Jej rodzice nigdy nawet nie dotarliby do takiego miejsca...
 
Jenny jest offline