Pałac Regenta, popołudnie 24 sierpnia 2595
Doprowadzony w pałacu do gościnnej kwatery przełożonego, Mathieu wypiął się jak struna stuknąwszy ręką w daszek czapki, a kamaszami o obcasy.
- Panie kapitanie, sierżant Renton melduje się na rozkaz. - wyrzucił jednym tchem z wysunięta do przodu szczęką.
Choć wzrok utkwił gdzieś w plamie krajobrazu na pałacowym obrazie, to kątem oka obserwował bacznie otoczenie łącznie z Sangiem.
- Melduję posłusznie, że misja portowa przebiegła pomyślnie. Z kapralem Wilderem na pokładzie Niezatapialnej sprawdziliśmy źródło nocnych rac. Pojmaliśmy terrorystę i ranny przekazany Diabłom w porcie.
Wchodząc uprzednio do pomieszczenia, które zajmował Luis Hugo Demarque, pod drzwiami wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Alpejczykiem, zatem pewnym był, że komendant usłyszał już szczegółowy raport. Wilder stanął na warcie pod zamkniętymi drzwiami pokoju. Stał z obojętną miną ściągając wzrok czyniących to samo przed o wiele bardziej ornamentowanymi podwójnymi wrotami sali audiencyjnej Veracqa. Choć sierżant miał jak każdy różne teorie na tematy różnorakie, to nie zwykł wylewnie dzielić się nimi ot-tak, dla potrzeby przysłuchiwania się jak brzmią wypowiedziane. Na podejrzenia kaprala o rolę Polanina w wydarzeniach reagował pomrukami, których intonacja oscylowała kładzionym akcentem od powątpiewania do potencjalnie godnego podjęcia rozwagi, ostatecznie i definitywnie nie zdradzając tego co sobie sierżant dokładnie na ten temat miarkuje.
Tymczasem Renton kontynuował przed kapitanem wypranym z emocji monotonem i z miną nie skażoną myśleniem.
- W drodze powrotnej Bordenoir zabezpieczyli uszkodzoną Mufasę w oczekiwaniu na portowe holowniki. Załoga parowca nie żyje. W koszarach przesłuchałem szeregowego Frolica, zleciłem badania i zamknąłem w izolatce.