Albreht słysząc rozmowę Vintiliana i Kate. Obrócił się w siodle do nich. - Wszystkiego wszakże dowiemy się na miejscu, nie sądzę iżby tak znany mag tak się zabawiał.
Było gdzieś trzy godziny po południu. Lato tego roku było gorące, więc słońce nie żałowało i grzało do przesady. Drużyna znajdowała się właśnie w połowie drogi, kiedy nagle z naprzeciwka nadjechało trzech widocznie gdzieś spieszących się ludzi. Pędzili na swoich koniach, jakby byli na jakichś wyścigach. Gdy wymijali grupkę, to mało brakło, żeby jeden z nich wpadł prosto na konia Bruna. Chwilę spłoszone zwierzę przysiadło na tylnych nogach i Brunowi z trudnością udało się opanować wierzchowca. Całe szczęście zdążył on w ostatnim momencie zareagować. - Idioci zajeżdżą konie albo kogoś jeszcze stratują tak pędząc. Idioci, aby was wywałaszyli. – zakrzyknął w kierunku oddalających się jeźdźców.
Po chwili na poboczu drogi oczom ukazało się miejsce zbrodni. - Dlatego pędzili na złamanie karku – mruknął do towarzyszy – Kto się zna na ranach bo zraz nam tu umrze, kim jesteście i dlaczego was tak urządzili, to tych trzech co nas przed chwilą mineli.
__________________ Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę. Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem. gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975 |