Konsulat Neolibii, popołudnie 24 sierpnia 2595
- Tak pani. nie obawiaj się, nie zawiedziemy twych oczekiwań. - neolibijczyk skłonił się, co pozwoliło mu przez chwilę bez żadnych konsekwencji spoglądać na odciskające się na szacie zgrabne uda i szerokie biodra konsulki. Elani miała całkiem niezgorszy plan, który uwzględniał nie tylko zrozumiałą osobistą vendettę, ale także polityczne aspekty regionu. Jednak czy tylko był czas aby bawić się w protokoły? Kuoro wyprostował się, by po chwili odezwać się ponownie: - Doradzam pośpiech, który choć w normalnych okolicznościach nie jest najlepszym doradcą, to w tym przypadku, gdy zwierzyna uchodzi w dal z każdą minutą, może nam ujść zbyt daleko, gdzie ani ręce Veracqa, ani nasze wpływy mogą nie mieć żadnego znaczenia, a misja z pozornie otwartego pościgu, może zamienić się w inflirtację nieprzyjaznych terenów, poza jurysdycją Perpignanu. Gotów jestem udać się do pałacu choćby i teraz, tak jak stoję.
Wanadu zamilkł na chwilę a by dać czas na przetrawienie jego racji, po czym dodał jeszcze ostrożnym tonem, tak aby nie zostać uznanym za bluźniercę, bo kto wszak mgł znać drogi jakie układał Anubis:
- Zaś co do sierżanta Rentona pani. Zaaranżuje stosowne, neutralne spotkanie. Nie mnie pani osądzać, ale człek ten, może i szaleńczo odważny, jest bielszy niźli jakakolwiek z wron jaką poznałem, jakby się wyparł swego afrykańskiego dziedzictwa. Jeśli jest nim ogień Anubisa, to nijak nie będzie to płomień, a co najwyżej ledwo tlący się popiół, który może się już nie rozpalić.