Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Postapokalipsa Świat umarł. Pogodzisz się z tym? Położysz się i umrzesz przygnieciony megatonami, które spustoszyły Twój świat, zabiły rodzinę, przyjaciół, a nawet ukochanego psa? Czy weźmiesz spluwę i strzelisz sobie w łeb bo nie dostrzegasz nadziei? A może będziesz walczyć? Wstaniesz i spojrzysz na wschodzące słońce po to, by stwierdzić, że póki życie - póty nadzieja. I będziesz walczył. O przyszłość. O jutro. O nadzieję... Wybór należy do Ciebie.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-03-2023, 20:38   #261
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację



”Chat Sanglant’, popołudnie 24 sierpnia 2595

Francesca i tym razem nie odezwała się od razu, spoglądając na gościa w zadumie i skrzętnie porządkując w myślach zasłyszane z jego ust rewelacje. Jehan wiedział jak duże znaczenie miały dla Damy jego informacje, zwłaszcza w nawiązaniu do jej znajomości wśród perpignańskich szkutników i złomiarzy. Człowiek przygotowany zawczasu na przybycie do portu uszkodzonego frachtowca miał dość czasu, aby uruchomić odpowiednie kontakty w branży i sporządzić gotowe do złożenia oferty. Człowiek wiedzący, gdzie na pokładzie ukryte były gotowe do zniesienia drobiazgi mógł zaaranżować ich transfer na brzeg z dziecinną łatwością.

Zwłaszcza kobieta taka jak Francesca Coquine.

- Nie zawiodłam się na tobie, mój piękny chłopcze. Chociaż jestem nieco zaskoczona tym, że tak umiejętnie obracasz się w samym centrum niezwykłych wydarzeń. Chwilami wydaje mi się to wręcz nieprawdopodobne. Jeśli ten trend się utrzyma, być może będę skłonna wycenić nasze relacje na dużo korzystniejsze niż obecnie. Zachodzę w głowę jakimi nowymi rewelacjami się ze mną podzielisz następnym razem. Stałeś się osobistym poczmistrzem Gauthiera z Queribusu, honorowym gościem regenta, teraz jeszcze na dodatek zuchwałym wojownikiem godnym przyjęcia w szeregi Morskich Diabłów. Lista znaczących osób znających twoje nazwisko ciągle się wydłuża.

Dama przechyliła nieznacznie głowę, odgarnęła palcem niesforny kędzior włosów wsadzając go za ucho, potem wygładziła rękawy swojej bluzki.

- Uznajmy moje dotychczasowe koszty za wkład w nasze wspólne przedsięwzięcie, Jehanie - powiedziała po chwili uśmiechając się kącikami ust, ale zachowując jednocześnie wyrazisty chłód spojrzenia - W zamian chciałabym dowiadywać się o podobnych rzeczach równie szybko i obszernie jak dzisiejszego wieczoru. Jeśli tak się stanie, nie będziesz żałował decyzji o naszej współpracy. A skoro niezbędne kwestie finansowe możemy uznać za zamknięte, czy zechciałbyś zaspokoić zwyczajną płochą kobiecą ciekawość i zdradzić mi, w jaki sposób zdołałeś popłynąć w głąb zatoki z Sokołami? Kto wydał ci zezwolenie na wejście na pokład, i kutra i Mufasy? Masz aż tak wysoko postawionych nowych przyjaciół w pałacu?
 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03-03-2023, 02:03   #262
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
"Chat Sanglant"
24 sierpnia 2595


Nie powiedziałbym, aby ktokolwiek mi na to pozwolił — Jehan odparł wymijająco. — Po prostu nikt nie zabronił mi wstępu.

Bordenoir już na początku odpowiedzi Francesci odchylił się w krześle, smukłe linie sylwetki złagodniały i rozluźniły się, nawet uśmiech stracił znacznie na samozadowoleniu w rytm słów gospodyni, w zamian zyskując na wieloznaczności. Baudelaire jednak nadal przypominał kota wylegującego się w pełnym słońcu, z miską śmietany przy boku, gdy wysłuchiwał propozycji biznesowych Madame, okręcając jasny kosmyk, który wyrwał się spod rzemienia, w bezwiednym geście.

"Mufasa", jak się domyślasz, został porządnie wykastrowany — Baudelaire przeszedł do konkretów, niejako w ramach słownej finty. — Maszynownia została doszczętnie zniszczona, tak samo jak aparatura radiowa na mostku. Te wszystkie kable, części, śrubki i inne bzdety zapewne twoi szkutnicy znają lepiej ode mnie, będą wiedzieć czego trzeba. Pakunki są kolejno w pralni, pod stertą starych gaci których pewnie nikt nie tknie w najbliższym czasie; kwaterze jakiejś szychy na sterburcie, za komodą i w zakurzonej klitce z narzędziami trzy zakręty od maszynowni. Znaczone złodziejskim znakiem. Pamiętasz, mon amie, jak wygląda?

Francesca przytaknęła, że pamięta. Od łachmanów do bogactwa, Dama nie zapomniała swoich ulicznych korzeni i Jehan kiwnął głową z aprobatą.

A skoro przy znakach jesteśmy... — wydobył szkic tatuażu z wewnętrznej kieszeni kurty, przesunął papier po blacie w stronę kobiety. — Kojarzysz może ten?
 
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03-03-2023, 09:49   #263
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację

Konsulat Neolibii, popołudnie 24 sierpnia 2595

Konsulka Elani skrzywiła swoje kształtne usta w złowróżbnym grymasie, który oddawał doskonale kipiące w jej umyśle emocje.

- Każdy zamieszany w ten akt zbrodni zapłaci drakońską karę - powiedziała - Moim życzeniem jest, aby żaden z tych ludzi przed nią nie uciekł. Zorganizujemy grupę pościgową, która ruszy za mordercami z gościńca. Najlepsi łowczy z hienami, podjęcie tropu nie powinno być dla nich żadnym kłopotem. Assegai, zajmiesz się tym zaraz po wysłaniu komunikatu do Algieru.

Zbrojmistrz skinął niemo głową. Wierny tradycji harapów, nie zdjął swojej ceramicznej maski nawet w obecności konsulki, ale sam widok jego oczu uświadomił Kuoro jak bardzo przypadł wojownikowi do gustu rozkaz Elani.

- Niemniej jednak nie możemy działać bez choćby pozorów współpracy z Bordenoir, to w oczywisty sposób uraziłoby regenta. Już teraz niektórzy z jego zauszników obnoszą się z opinią, że Neolibia ma zbyt duże wpływy w mieście, a my możemy to tylko tolerować. To twoja część misji, Kuoro Wanadu. Udasz się z Niske do pałacu, zaaranżuję dla ciebie spotkanie z Veraqcem. Złożysz mu oficjalne kondolencje z powodu śmierci tych Franków, przy odrobinie szczęścia był wśród nich jakiś rodzony Bordenoir. Powołując się na łączący nas sojusz zaproponujesz wspólny pościg, nasi łowcy oraz ich przewodnicy. Anubis mi świadkiem, że nie są nam potrzebni, ale nie obejdziemy się bez kurtuazyjnych gestów. Ubierz to w takie słowa, aby nam nie odmówiono, ale jeśli tak się jednak stanie, będziemy działać bez błogosławieństwa pałacu. Nie muszę chyba podkreślać, że taki obrót spraw będzie dla mnie rozczarowaniem?

Doskonale rozumiejąc retoryczne znaczenie tego pytania, Neolibijczyk skinął jedynie niemo głową.

- Proste zadanie na początek, teraz coś godnego talentów was obojga - Elani oderwała spojrzenie od Wanadu, odwróciła głowę w kierunku Niske - Zamachowiec z klifu. Chcę, aby Anubianie mieli do niego dostęp. Nie wierzę w umiejętności katów Veracqa. Regent jest zbyt dumny, aby to przyznać, ale obawiam się, że prędzej pozwoli zamęczyć tego człowieka na śmierć niż zwróci się do nas z prośbą o pomoc. Albo jego ludzie w porywie entuzjazmu zabiją świadka, zanim ten cokolwiek wyjawi. Absolutnie nie możemy na to pozwolić, Niske.

Konsulka umilkła na chwilę, zapatrzyła się w przeciwną ścianę rozważając coś w myślach.

- Jedna rzecz nie daje mi spokoju - przerwała w końcu milczenie - Ten czarnoskóry oficer Rezysty, Czarna Wrona. Słyszałam o nim już wcześniej, któż z nas nie słyszał o tym kuriozum. Obrasta coraz bardziej w uwielbienie miejscowych, podobno w nocy wspiął się pod gradem kul na oblany płonącym paliwem klif i przestrzelił zamachowcowi jedną kulą oba kolana.

- Pragnę nadmienić, że jest w tej opowieści wiele przesady - wtrącił Kuoro w tej samej chwili, kiedy Assegai prychnął lekceważąco.

- Domyślam się - odparła Elani - Niemniej miejscowi zaczynają go kreować na bohatera ludu. Chcę go poznać. Chcę sprawdzić, czy w jego duszy gorzeje ogień Anubisa. Poza tym w trakcie zginęli jego żołnierze, ci z Rezysty. Doniesiono mi, że kapitan placówki jest w pałacu. Spotkajcie się z nim zaraz po rozmowie z regentem i zaoferujecie wspólny pościg za zbiegami. Sądzę, że się na to zgodzi. To nasz plan awaryjny na wypadek, gdyby regent nie zechciał połączyć sił. Mielibyśmy wciąż oficjalny pretekst do polowania bez zarzutów o samowolne działania na obcym terytorium. Zaaranżujcie wszystko w jak najlepszym dla nas interesie. Nie zawiedźcie mnie. Kuoro Wanadu, ty z całej trójki najkrócej mi służysz. Czy pojmujesz wagę swojego zadania?
 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03-03-2023, 11:50   #264
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
Konsulat Neolibii, popołudnie 24 sierpnia 2595

- Tak pani. nie obawiaj się, nie zawiedziemy twych oczekiwań. - neolibijczyk skłonił się, co pozwoliło mu przez chwilę bez żadnych konsekwencji spoglądać na odciskające się na szacie zgrabne uda i szerokie biodra konsulki. Elani miała całkiem niezgorszy plan, który uwzględniał nie tylko zrozumiałą osobistą vendettę, ale także polityczne aspekty regionu. Jednak czy tylko był czas aby bawić się w protokoły? Kuoro wyprostował się, by po chwili odezwać się ponownie: - Doradzam pośpiech, który choć w normalnych okolicznościach nie jest najlepszym doradcą, to w tym przypadku, gdy zwierzyna uchodzi w dal z każdą minutą, może nam ujść zbyt daleko, gdzie ani ręce Veracqa, ani nasze wpływy mogą nie mieć żadnego znaczenia, a misja z pozornie otwartego pościgu, może zamienić się w inflirtację nieprzyjaznych terenów, poza jurysdycją Perpignanu. Gotów jestem udać się do pałacu choćby i teraz, tak jak stoję.

Wanadu zamilkł na chwilę a by dać czas na przetrawienie jego racji, po czym dodał jeszcze ostrożnym tonem, tak aby nie zostać uznanym za bluźniercę, bo kto wszak mgł znać drogi jakie układał Anubis:

- Zaś co do sierżanta Rentona pani. Zaaranżuje stosowne, neutralne spotkanie. Nie mnie pani osądzać, ale człek ten, może i szaleńczo odważny, jest bielszy niźli jakakolwiek z wron jaką poznałem, jakby się wyparł swego afrykańskiego dziedzictwa. Jeśli jest nim ogień Anubisa, to nijak nie będzie to płomień, a co najwyżej ledwo tlący się popiół, który może się już nie rozpalić.
 
8art jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07-03-2023, 16:12   #265
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację


Francesca odstawiła szklanicę na biurko, wymieniając ją na przesunięty w jej stronę kawałek papieru, ujmując go w palce i unosząc do góry. Chłodne spojrzenie przez parę chwil lustrowało naszkicowane linie z iskierkami zaciekawienia, by ponownie skrzyżować się z zielenią po drugiej stronie mebla, gdy dłoń odłożyła kartkę na bok.

Niestety, mój piękny chłopcze, ale nie rozpoznaję tego znaku — kobieta oznajmiła krótko. — Mogę jednak rozpytać się oń wśród moich ludzi, jeśli chcesz...?

Jehan kiwnął tylko głową, a Dama powtórzyła gest, zerkając w stronę schludnej wieżyczki zeszytów na krańcu biurka i zegara stołowego parę cali dalej. Wygładzając po raz kolejny rękaw swojej bluzki, podniosła się ze swojego miejsca. Baudelaire, doskonale wychowany i kulturalny młodzieniec, również powstał do pionu, chwytając torbę i przewieszając ją przez ramię, świadom faktu że audiencja właśnie dobiegała końca.

Pamiętaj o mojej propozycji, Jehanie — Francesca przypomniała, przecinając gabinet i otwierając drzwi, gestem zapraszając chłopaka do przekroczenia progu. — Z twoją smykałką do pakowania się w centrum ekscytujących wydarzeń i moimi wieloletnimi koneksjami...

Będę pamiętać — obiecał Baudelaire, gdy kobieta zawiesiła teatralnie głos. Ujął zaoferowaną mu dłoń i ucałował pachnącą bzem skórę dworskim gestem w ramach pożegnania. — À bientôt, Madame.

Chłopak spłynął po schodach do głównej sali, przecinając pomieszczenie z nieniknącym uśmiechem na ustach, zadowolony z dobitego w gabinecie targu. Satysfakcja z bycia o krok przed Francescą i posiadania cennych dlań informacji zaczęła już wytracać na intensywności, którą zastąpiło ukontentowanie wizją bliższej współpracy z Damą. Coquine, choć Jehan nigdy nie przyznałby się do tego na głos, była nie tylko personifikacją cech które wysoko sobie cenił, ale i wzorem do naśladowania. Tylko naprawdę wyjątkowe jednostki były w stanie zbudować karierę trwającą wiele lat, liczoną w dekadach. Zwłaszcza z portfolio usług nieograniczonym tylko do bycia infobrokerem i maczając palce w szarych strefach poza literami prawa.

Jehan minął się z Giovannim, wezwanym bez wątpienia przez matkę z drugiego końca sali, na chwilę tylko odwracając głowę w jego kierunku i posyłając mu przerysowanego, prześmiewczego całusa. Dołożył do tego jeszcze radosne machnięcie dłonią, gdy młody Coquine tylko zazgrzytał zębami w odpowiedzi i skocznym krokiem przebył resztę odległości do głównych drzwi “Kocura”. Zanim przekroczył jednak próg, charakterystyczne mrowienie na karku zmotywowało go do spojrzenie krótko przez ramię. Znajoma sylwetka Francesci rysowała się w wewnętrznym oknie gabinetu, ze spojrzeniem utkwionym w młodym Bordenoirze u progu, a usta poruszały bezdźwięcznie. Zapewne wydawała Gio dyrektywy obejmujące przygotowania pod wpłynięcie do portu holowników ciągnących “Mufasę”. Dama nie miała w zwyczaju mitrężyć czasu.

Chłopak opuścił “Kocura” i wmieszał się w tłum płynący wzdłuż bulwaru parę metrów dalej w głąb miasta, skręcając w jedną z węższych alejek po paru minutach spacerowego tempa i oddychając głębiej, gdy już nie musiał znosić i przemykać wśród wszechobecnej ciżby. Zatrzymał się na chwilę na skromnym skwerze, przy jednej z pustych ławek na której położył swoją torbę, by móc schować weń ściągniętą z pleców płaszcz. Dwuwarstwowy strój bezbłędnie sprawdził się w nocnym zimnie otwartego morza, ale tutaj, w parnym świetle letniego, południowego słońca, nawet cienko dziergany sweter okazywał się być zbyt gruby. Jehan nie miał w sobie krztyny wstydu i najchętniej resztę drogi przebyłby o gołym torsie, ale zadowolił się tylko podwiniętymi za łokcie rękawami. Spacer na półnago nadszarpnąłby tylko jego wizerunek, a tego by nie ścierpiał.

Przyspieszył kroku po pokonaniu stromych stopni prowadzących na nadbrzeże mulistego kanału, nad którym stał “Młyn”. Rzec by można było, że “ostatnia prosta” gdyby nie to, że arteria wodna ciągnęła się łukowato. Jehan obrał szybsze tempo nie tylko z racji tego, że marzył o odświeżeniu się i zmyciu z siebie zmęczenia nocną przygodą, ale też z powodu nieziemskiego smrodu, jaki wylewał się z zakratowanych tuneli, będącymi ujściami miejskiej kanalizacji. Wiele historii krążyło o tejże podziemnej sieci wijącej się pod Perpignanem, szeptano o zmutowanych potworach ściągających dzieci z ulicy, o złodziejskich przejściach, melinach szmuglerów, skarbcach pełnych bogactw sprzed Eshatonu i schronień Dawnych o grubych, metalowych ścianach. Jehan czasami zastanawiał się, czy w tych historiach jest jakieś ziarnko prawdy, ale podziemne czeluście miały pozostać dlań terra incognita.

Nie miał wszak w zwyczaju taplać się w szambie.





Chłodny strumień rozlewał się pulsująco z góry, przechodząc w krople i strumyki meandrujące po atletycznej sylwetce, sklejając jasną kaskadę włosów w mokre strąki i rozbryzgując wodną mgiełkẹ po beżowych kafelkach na ścianie i pod stopami. Pochylony naprzód i wspierający się o ścianę Jehan trwał w tej pozycji przez długie chwile, pozwalając wodzie ściekać po alabastrowych plecach i z głębokim westchnieniem odnotowując ustępujący migrenowy ucisk w skroniach. Nawet zmęczenie zaczęło uchodzić w dal, jakby zmywane równie łatwo niczym brud i pot energicznymi ruchami, spieniającymi mydło z olejkiem pachnącym cytrusami.

Czyszcząc porządnie każdy skrawek ciała, Jehan pozwolił swoim myślom przesiać i przeanalizować zajścia minionej nocy, od momentu wypłynięcia z Perpignanu, aż do chwili zstąpienia z pokładu ”Bordeloise”. Wrócił pamięcią do śmierci Blancheta i Draza, do jeńca brawurowo pojmanego przez Rentona na klifie, do spotkania z Assegaiem i harapami, do dryfującego “Mufasy” i krwawej masakry obleczonej siecią w jego trzewiach. Czując gorąc powoli kiełkujący w podbrzuszu na wspomnienie tego ostatniego, Baudelaire przezornie pozwolił zimnemu strumieniowi na spłukanie resztek mydlanej piany i zakręcił kurek, strzepując nadmiar wody z ciała zanim sięgnął po ręcznik. Osuszywszy się od stóp do głowy, stanął przed lustrem i zaczął wyżymać włosy w bawełniany materiał, by przejść wreszcie do rozczesywania ich palcami.

Punkty wszystkich nocnych zajść łączył ze sobą mentalnymi liniami, kreślił i oznaczał oś czasu, składał kolejne punkty w logiczną i spójną całość. Przynajmniej starał się to zrobić, ale pewne rzeczy wymykały się logice i pozostawały niewiadomymi. Jehana zastanawiała obecność samotnego strzelca na klifie, który na dodatek zwabił ku sobie trzy perpignańskie kutry wystrzeleniem racy. Marszcząc brwi wrócił do jeszcze wcześniejszych flar, tych pierwszych, które poderwały całe miasto na nogi, z Sokołami i harapami na czele. Bordenoir zaczął wątpić w to, że były one wołaniem o pomoc. Desant szalupami na delcie, wystrzelenie flar, puszczenie “Mufasy” w dryf, ściągnięcie kutrów pod klif - wszystko to jawiło się Baudelaire’owi jako swego rodzaju zasłona dymna. Odwrócenie uwagi Perpignanu i konsulatu od lądu, skupienie na otwartym morzu w celu... czego? Kupienia czasu grupie lądowej na dyskretne przemknięcie do bezpiecznego schronienia?

Desant za Narboną, na delcie Rodanu najprawdopodobniej przeszedłby bez echa w Perpignanie. Uciekinierzy mogli z łatwością umknąć wzdłuż La Route bądź w stronę Purgarii bez narażania się na gniew i furię Elani, chyba że... Chyba że planowali przeciąć krąg jałowej ziemi wyznaczający terytorium Bordenoirów bądź go okrążyć przy obraniu kierunku mocno południowego. Jehan wzdrygnął się, zaprzestając rozczesywania włosów i przetoczył ramionami, starając się zignorować dyskomfort wywołany mokrymi pasmami klejącymi się do skóry. Teoria dywersji miała najwięcej sensu właśnie w takim wypadku.

Argh! — chłopak warknął wieloznacznie, masując skronie.

Jedna odpowiedź rodziła dwa pytania, niczym w jednej z ludowych opowiastek o ośmiogłowym jaszczurze, która przetrwała Eshaton. Jehan nie wątpił jedynie w to, że atak na “Mufasę” był częścią planu chyba-Kruka, motywowanego żądzą zemsty i był pomyślnym manewrem mającym sprowokować konsulat, odbić się echem w mieście i pokazać wszystkim, że Lew krwawił jak inni. Nie rozumiał tylko całego tego teatru, będąc przekonania, że krzywdząc kogokolwiek należało to czynić w taki sposób, aby nie trzeba było obawiać się zemsty. Wedle Baudelaire’a Przedrzeźniacze popełniały tenże sam błąd, co ich wrogowie przed dekadą.

Jehan wstrzymał ciąg myślowy, odkładając dalsze analizy na później i zbierając swoje rzeczy w ramiona. Nie kłopotał się z okryciem, krótką odległość dzielącą łazienkę od jego sanktuarium na poddaszu pokonując nago. Szczęśliwie pokój był pusty, po Albanie nie pozostał najmniejszy ślad i blondyn rzucił naręcze w stopy łóżka. Rewolwer Blancheta opróżnił z zużytych łusek, wrzucając je do szuflady, samą broń i drobne łupy z frachtowca depotyzując w skrytce pod biurkiem pod poluzowaną deską podłogi, skąd wyciągnął ukryty tam poprzedniego dnia pałacowy kwit. Grymas wykwitł na bladym licu, gdy chłopak obrócił się na pięcie w stronę szafy w kącie.

Pietyzm i pedantyzm dominowały u Jehana w kwestiach zawodowych, staranna organizacja kończyła się na kwestiach prywatnych, czego przejawem był właśnie mebel z ciemnego drewna. Drzwiczki i szuflady zawsze pozostawały mniej lub szerzej otwarte, ze stertą odzieży wylewającą się ze środka ciemno-kolorowymi warstwami i gromadzącą na podłodze wokół. Chaotyczny nieład był jednak zorganizowany, Jehan doskonale się weń odnajdował i wystarczyło mu tylko jedno spojrzenie by stwierdzić, że Alban wcisnął palce tam, gdzie nie powinien i buszował po jego dobytku. Zapewne w niewinnej próbie znalezienia czegoś czystego i niepodziurowanego do “pożyczenia”, ale terytorializm Jehana uznawał tylko i wyłącznie absolutyzm.

”Naprawdę powinienem go nauczyć dyscypliny,” zawyrokował.

Jehan nie bawił jednak tej myśli, zignorował wywołane przezeń przyjemne ukłucie i przerzucił parę ubrań, wciągając na siebie skórzane bryczesy i ciemną koszulkę pozbawioną rękawów, w sam raz na upalną aurę. Ubrał też swój wierny płaszcz w wyblakłej purpurze, podwijając rękawy i rezygnując zupełnie z zabrania ze sobą torby. Mizerykordia za pasem i kwit w kieszeni. Ciężkie buty wymagały czyszczenia, ale tą czynność zamierzał zlecić jakiemuś pucybutowi w Górnym Mieście, przysiadł więc tylko na skraju łóżka by wciągnąć je na stopy i zasznurować.

Zainteresowanie tajemnicą Przedrzeźniaczy zaczynało przechodzić w niezdrową obsesję. Wzrok bezwiednie spoczął bowiem na tablicy na której poprzedniego dnia wyrysował swój graf rozkładający apokaliptyczną zagadkę na pojedyncze hasła i śledzący powiązania. Odparł jednak pokusę ponownej analizy, w zamian bawiąc szaleńczą myśl dumającą nad tym, jak wiele czasu zajęłoby ludziom Lefebvre’a odnalezienie jego osoby, gdyby postanowił nie stawić się w pałacu. Tylko i wyłącznie w ramach zajęcia myśli, bowiem o ile danie satysfakcjonującego prztyczka w nos Demarque’owi było akceptowalnym ryzykiem, tak wystawianie na próbę cierpliwości szarej eminencji Perpignanu byłoby nie tyle igraniem z ogniem, co z płonącym petrolem.

Myśl o Pająku zmieszała się z rewelacjami Francesci i Jehan, już kierując kroki ku drzwiom, zastanowił się jak ktoś taki jak Simon Lefebvre przeoczył istnienie źródła Damy. Kogoś, kto był naocznym świadkiem wydarzeń pod Prats-de-Mollo i jakimś cudem prześlizgnął się przez pajęczą sieć. Informator musiał być naprawdę cwa...
“— Dotarcie do tych informacji słono mnie kosztowało, znacznie więcej niż sądziłam. Pół tysiąca dinarów.”
Jehan zamarł z dłonią na klamce, spoglądając przez ramię i wbijając spojrzenie w punkt tablicy, gdzie ulokował jedno imię połączone z wydarzeniami sprzed dekady. Miał wielką ochotę rozmówić się osobiście z informatorem Coquine i gdyby nie to, że dobry infobroker nigdy nie zdradzał swoich źródeł, zapewne zadałby jej pytanie o jego tożsamość. Nic jednak nie stało mu na przeszkodzie, by wytropić jegomościa i w pierwszym odruchu obstawiał jakiegoś górnika z Prats-de-Mollo, zamierzając odnaleźć i przepytać Rojo, ale teraz... Wysokie koszta można było wytłumaczyć skomplikowaną, wielostopniową ścieżką do źródła, ale pół tysiąca mogło równie dobrze pokryć koszta rozmowy z jedną osobą. O znaczącym, wpływowym imieniu.

Takim jak Borivar.





Po krótkim przystanku u pucybuta, który doprowadził jego buty do porządku, Jehan skierował kroki ku pałacowi Pięści górującemu nad miastem. Teraz jednak, pozbawiony balastu w postaci Pascala, pozwolił sobie na obranie innej ścieżki, przez zatłoczony Wielki Bazar. Meandrując leniwie przesuwającym się tłumem z wyrobioną przez lata płynnością, przecinał kolejne części targowego labiryntu, które rozbrzmiewały głośnymi negocjacjami cen i jeszcze głośniejszymi reklamami straganiarzy. Pod tymi jednak dźwiękami, w niższych rejestrach, rozbrzmiewały szeptane plotki i teorie na temat nocnych zdarzeń. To właśnie na nich Baudelaire skupił swoją uwagę. Bardziej z przyzwyczajenia i chęci wybadania społecznych nastrojów, wszak był doskonale świadomy wszystkich szczegółów.

Urywane strzępki rozmów w sporej części rozwodziły się nad tym, który to okręt wystrzelił nocą kolorowe flary, wzywając pomoc Perpignanu. Wiele osób mijanych osób poprawnie domniemywało że to flagowiec Elani był tym tajemniczym statkiem, z reakcjami rozmówców obejmującymi strach, zdziwienie, szok, niedowierzanie czy wręcz sprzeciw. Argumentowano, że tylko szaleniec podniósłby rękę na Neolibię, miejscami łączono atak z morderstwami żołnierzy Rezysty na szlaku, szeptano o konspiracji zaprojektowanej w samym Trypolisie, oskarżano Sanglierów z Montpellier, Hamzę z Toulonu czy nawet korsarzy z Truchła. Jak to zwykle bywało, ile głosów, tyle teorii. Jehan tych “rewelacji” słuchał jednym uchem, zupełnie tracąc zainteresowanie powtarzającymi się słowami w połowie drogi przez bazar.

W zamian myśli zajęły się samym Prats-de-Mollo, o którym Jehan wiedział jednak niewiele ponad to, że było niewielką sadybą na pirenejskim pogórzu. Najciekawszym - acz i to słowo było mocno na wyrost - jej punktem był tartak, dzięki któremu osada zaopatrywała perpignańskie kopalnie w drewniane elementy budowlane. Przez chwilę nawet rozważał wizytę w Prats-de-Mollo, ale takowa podróż zajęłaby za dużo czasu i pochłonęła za wiele denarów - samotny wojaż nie wchodził w grę, podobnie jak narażanie Pascala, Alienory czy Rudej Loli na niebezpieczeństwo. Nie znając też jakichkolwiek zbrojnych oferujących dyskretność, Jehan koniec końców odsunął tą myśl.

Szerokie stopnie prowadzące na pałacowy plac Jehan pokonał susami, stając i odbijając się co drugi stopień. Przecinając plac nie sposób było nie zauważyć znajomych piaskowych barw mundurów Sokołów oddelegowanych do strzeżenia centrum perpignańskiej władzy. Baudelaire nie kłopotał się z dokładnym liczeniem, już na pierwszy rzut oka popielatych beretów było o wiele więcej, niż przy poprzedniej wizycie. Veracq i Żurawie nader rozsądnie potraktowali wydarzenia na morzu jako potencjalny zwiastun problemów, wzmacniając wojskową obecność w tak newralgicznym miejscu jakim był pałacowy kompleks Pięści. Świadom błyskających luf automatycznych Châtteraultów i nieprzyjaźnie uważnych spojrzeń Sokołów, Jehan wziął głęboki oddech, przetarł czoło ze zbierających się tam kropelek potu, wygładził odzienie i pewnym krokiem przeciął resztę placu, jaka dzieliła go od bramy wejściowej.

Pająk czekał.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 07-03-2023 o 21:38.
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12-03-2023, 10:06   #266
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację


Pałac regenta Perpignanu, popołudnie 24 sierpnia 2595

Kapitan Hugo Louis Demarque przebywał w skrzydle pałacowym oddanym w użytek sztabowi wojskowemu Bordenoir. Wprowadzony do środka sierżant Renton skupił na sobie przelotną uwagę większości tam obecnych, w przeważającej mierze wysokich rangą oficerów Morskich Diabłów i kilku wojskowych Żurawi. Atmosfera tego miejsca była pełna kontrolowanego napięcia i gęstego tytoniowego dymu, wypełniona gwarem rzeczowych rozmów oraz odgłosami stukania palców w klawisze antycznych maszyn piszących.

Mathieu poczuł się w sztabie niczym w domu. Dowództwo sił zbrojnych Bordenoir tworzyli kompetentni ludzie z doświadczeniem w prowadzeniu operacji militarnych tak na morzu jak i na lądzie, przeważnie zawodowi wojskowi, chociaż również tutaj trafiali się karierowicze. Tak samo było w Tuluzie i życie tak samo brutalnie eliminowało najsłabszych osobników z każdej struktury dowódczej.

Profesjonalizmu zgromadzonych w pomieszczeniu mężczyzn dowodziło również ich zachowanie względem olbrzymiego czarnoskórego Franka. Nikt nie otaksował go ostentacyjnie wzrokiem, nikt nie próbował dyskretnie wskazywać go palcem. Kilka skinięć głów na powitanie, kilka uniesionych do beretów dłoni w przypadku niższych szarż stenopistów, po czym wszyscy natychmiast powrócili do swoich zajęć, do analizowania polowych map, pisania rozkazów i ćmienia papierosów.

Posępny niczym sztormowy horyzont Sang przywołał sierżanta do siebie, ruszył przodem do sąsiedniego pomieszczenia pełniącego rolę niewielkiej kantyny, a poprzez nią na zacieniony daszkiem balkon wychodzący na jeden z wewnętrznych dziedzińców pałacu.

- Dobrze, że jesteście, Renton - powiedział Demarque siadając na blacie kawowego stolika i macając się po kieszeniach - Domyślam się, że Bloch wysłał was wcześniej do kostnicy, tak? To dobrze. I strasznie. Niepowetowana strata dla Montpellier. Anja Durmont była dziedziczką szanowanego rodu, jednego z Trzynastu. Dla jej ojca to będzie prawdziwy cios. Znam go z widzenia.

Sanglier wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, wyjął z niej jeden wkładając go natychmiast do ust, podsunął paczkę w stronę Rentona. Sierżant wziął papierosa i schował go do kieszeni mundurowej bluzy wciąż stojąc w służbistej postawie tak lubianej przez Demarque, a jednocześnie zupełnie przez niego w tej chwili niezauważanej.

- Złapanie zabójców pani Durmont oraz naszych czterech żołnierzy jest dla mnie absolutnym priorytetem, sierżancie. Pałac wręcz wrze po waszej akcji. Zuchwały napad na frachtowiec neolibijskiej konsul, dywersje i skrytobójstwa na wybrzeżu. Ludziom regenta ziemia pali się pod nogami, to cios dla ich reputacji. Nasze wspólne interesy nakazują połączyć siły. Musimy dopaść tych zbiegłych niewolników, oni są nie tylko winni śmierci ludzi na wybrzeżu, ale i zbrodni na Mufasie. Powtarzam, to nasz priorytet. Chcę, aby poprowadził pan akcję poszukiwawczą.

Demarque zaciągnął się papierosem, zapatrzył się na wydmuchniętą w gorące powietrze chmurę dymu.

- Schwytanie zbiegów to jedno. Pozostaje kwestia naszego wspólnego znajomego. Yago Swarny, natrętny adorator pani Durmont. Ten człowiek kręcił się wokół nas niczym cień, od Pradeshu począwszy, przez wizytę w pałacu aż po zbrodnię na trakcie. Od początku miałem względem niego głębokie podejrzenia. To on ostatni widział Anję Durmont żywą, a potem nagle zniknął. On jest pańskim drugim celem, Renton. Chcę tego skurwysyna w komendanturze, żywego! Jeśli jest winien spiskowania przeciwko nam i Bordenoir, pan to z niego wyciągnie wszelkimi metodami. Czy pan to rozumie, sierżancie?
 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-03-2023, 03:11   #267
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację

Pałac regenta Perpignanu, popołudnie 24 sierpnia 2595

- Tak jest panie kapitanie. - odrzekł sierżant regulaminowo.

Stwierdziwszy, że rozkaz należy wykonać niezwłocznie wraz z doczepioną sanglierską prerogatywą ukręcenia jaj Polaninowi, Renton zasalutował odmeldowując się i ruszył do wyjścia.

Zamknąwszy za sobą drzwi sztabu, na pytające spojrzenie Wildera odpowiedział podając mu otrzymany papieros.

- Zamiast tropić w mieście podszywających się za nas jebanych Apokaliptyków, zrobił mnie starym do wyłapania zbiegłych z Mufasy niewolników. - w chwili słabości pogardliwym tonem pozwolił sobie skrytykować pomysł przełożonego.
- To co teraz?
- Zgarnij Blocha z portu i za trzy kwadranse wyruszamy z rezydentury.

Paradować po peryferiach w mundurze wyjściowym nie zamierzał, a i bez zaopatrzenia w prowiant wyruszać nie można. W drodze do baraków, aby spakować się do wyprawy, podjął decyzję o wzięciu szeregowego Frolica za przewodnika. Z opisu szasera wynikało, że z Perpignanu na łąki, pola i lasy wyjedzie konny pościg Rezysty.


 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18-03-2023, 22:21   #268
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Droga z Perpignanu do Montpellier, późne popołudnie 24.08.95

Ucichły odgłosy giętych przez wiatr konarów drzew, zatrzymani w miejscu podróżni zamienili się w widzów przestawienia, przestały piszczeć nienaoliwione osie wozów, gościniec skupił się w scenie gdzie pierwsze role grali konni żołnierze i dziko wyglądający Pollanin.

Krople potu rosiły twarze Franków stojących w pełnym słońcu, w opozycji chód na obliczu skrytego w cieniu wytatuowanego mężczyzny. Konie niespokojnie szarpały czując jeszcze bijący od niego smród wilka i niepewność dżokejów. Chwila przeciągała się niespokojnie i niepewnie, każda kolejna sekunda niosła ryzyko utraty opanowania. Swarnemu zdawało się, że przeciągnął strunę i tylko spłoszone wierzchowce powstrzymują konnych przed pewnym strzałem.

Rozegrał po swojemu, na ostrzu brzytwy trzymał życie, jak lubił, tak tylko żyć potrafił, w ciągłej niepewności, zagrożeniu.

- Ty - wyzwał żołnierza, który zaczął mówić o Sanglierce - Tobie bandolet oddam.

Na znak oficera tamten zsiadł z wierzchowca i przystąpił do Yago. Pollanin z początku oddał mu broń, ale zaraz niespodziewanie przyciągnął do siebie. Zwrócił siłą w stronę zaskoczonych wiarusów i zasłaniając się człowiekiem przydusił dubeltówką gardło. - Co panienka? - szeptał do ucha - Bo zduszę.

- Nie żyje - zdołał zdradzić ów. W tej samej sekundzie odezwały się karabiny innych Franków, próbujących oddawać strzały ze spłoszonych wierzchowców. Pociski przeleciały niebezpiecznie blisko ściśniętych mężczyzn.

Śmierć skuła serce Swarnego ciężkim kamieniem. W przełyku stanęła gula. odepchnął z odrazą posłańca złej wieści. Nabite na powrót karabiny groziły dołączeniem do Anji w jej podroży. Yago wiedział, że to nie jego czas, nie czas dokąd nie zgłębi owej sprawy. Wytrzymał znów czas potrzebny na opanowanie nerwów i zhańbionego Franka.

- Pilnuj tej broni - nadał mu nowy sens. Magiczny, z pozoru abstrakcyjny, ale w podświadomości mocniejszy niż rozkazy. - A wy prowadźcie. Siadłbym na wierzchowca, ale się mnie boją jak ich dżokeje. Spieszno mi do waszych panów. - celowo użył na zakończenie takiej formy.

- Oddaj miecz! - wezwał jeden z konnych
- Spierdalaj. - burknął Yago i zebrawszy co miał, a że wiele tego nie było nie trwało nawet chwili.

Pod czujnymi lufami Frankijskich karabinów ruszył raźno traktem do Perpignanu. Z tyłu wciąż czaiła się śmierć czekając na lada okazję, by wyskoczyć z broni palnej konnych wprost na plecy Pollanina. To czyniło jego krok równym, sprężystym i pewnym. Dzwoniły mu w uszach stare nauki: My podążający na śmierć pozdrawiamy cię kruku.

Choć do owej chwili jego troski o Anję Sanglier były dość płoche i skupione na wykorzystaniu panienki do zrobienia kariery w strukturach tutejszych klanów, to informacja o jej śmierci nie dość, że burzyła plany, w które zainwestował ostatni tydzień, to zdawało się nastarczała wrogów postawionych w lokalnych strukturach. Choć by i ten sztywny kapitan mający wobec panny plany dokładnie takie jak Swarny, w obliczu śmierci panny gotów wykorzystać jako stopień drabiny plecy Pollanina. Na odpowiedź jak odeszła panna musiał Swarny jeszcze nieco poczekać.

Pozwolił prowaqdzić się na smyczy wycelowanych kulomiotów przez czas potrzeby, by ludzie owi zaufali mu, że zmierza do Perpignanu. Nie czyniono popasu, ale Yago zauważył po dłuższym czasie, że całą nogawkę ma ciężką od krwi. Jeden z pocisków musiał drasnąć mu udo. Zatrzymał się, na co w mgnieniu oka zareagowali grasanci mierząc doń.

- Kurwa, żeście mnie postrzelili! - oskarżył - Pojeby, żadnego oporu nie było. Rozliczę was z tego w Perpignan. - postraszył. Popas wymusił. Zjadł resztki zająca, podzielił się z Frankami. Odkaził ranę drogim alkoholem i butelkę wyrzucił w krzaki. O wodę poprosił. Ognisko rozpalił, w wulkanie zagrzał, do tej nieco już ususzonych grzybów i ziół dosypał, a tak, żeby nie widzieli, rozdał do picia. Usługiwał wszystkim przy posiłku jak niewolny, na fujarce zagrał. Do wyruszenia w drogę sam nawoływał. Parł ku Perpignanu, wiedziony ciekawością. Nową vendetą. W końcu odważył się spytać o okoliczności śmierci panny, ale nic nad to, że na szlaku nie zdołał się dowiedzieć.

Wybacz, ale minął prawie miesiąc, a nie lubię zostawać bez atencji tak długo. Ponad to mam teraz dużo czasu. Jadę z nimi na cunning. Odpowiednie rzuty wykonam, ale one dotyczą już samej końcówki. co dowie się jeszcze o wydarzeniach w mieście.
Na pewno nie pokrzyżowałem ci planów,
Jak zabieg się udał to Frankowie będą coraz bardziej naćpani, ale Pollanin grzecznie zmierza do Perpignanu.
Pierwszy test na fujarkę drugi na cunning

 
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-03-2023, 21:16   #269
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację



Pałac regenta Perpignanu, popołudnie 24 sierpnia 2595

Alpejczyk obrócił papierosa dwukrotnie w palcach, skinął głową w wyrazie zdawkowych podziękowań, ale jednocześnie nie odrywał zmartwionego spojrzenia od twarzy czarnoskórego olbrzyma.

- Sierżant Bloch już jest w placówce, był tutaj po niego Sarkozy, kiedy rozmawiałeś z kapitanem - wyjaśnił ściszonym głosem - Obaj dostali instrukcje, żeby zmontować oddział pościgowy z wszystkich dostępnych instruktorów oraz części żandarmów, ale nie wszystkich. Demarque już wcześniej uprzedził ich, że w mieście mogą być dywersanci, nasi zaczęli to podejrzewać zaraz po pierwszym przesłuchaniu Frolica.

Renton nie odpowiedział na słowa kaprala, ruszył żwawym krokiem poprzez jeden z licznych pałacowych korytarzy w stronę dziedzińca, na którym podoficerowie Rezysty zostawili pod pieczą Diabłów swoje rowery. Mijani po drodze urzędnicy w strojach Bordenoir oraz klanowi żołnierze odprowadzali obu Franków niespokojnymi spojrzeniami.

Wnętrze pałacu wypełniała atmosfera napięcia i niespokojnego podekscytowania, zrodzona nie tylko z dzikich plotek szerzących się po Perpignanie niczym pożar, ale i strzępków zweryfikowanych informacji dostępnych w teorii tylko dla zaufanych dworzan. Ludzie rozmawiali ze sobą w niewielkich grupkach, niskimi głosami i rozglądając się wokół siebie podejrzliwie jakby spodziewali się dostrzec w każdym kącie cień zbiegłego afrykańskiego niewolnika.

Liczna obecność uzbrojonych po zęby Morskich Diabłów tylko tę nerwowość pogłębiała dowodząc jawnie powagi obecnego stanu rzeczy.

Szerokie drzwi na końcu marmurowego korytarza otworzyły się na oścież pociągnięte przez służących, wpuszczając do środka pomieszczenia światło upalnego dnia oraz gwar głosów wypowiadających słowa w twardej mowie Czarnego Lądu.

- Mathieu Rentonie - powiedziała niska i niezwykle urodziwa Afrykanka w szatach kultystki Anubisa, uśmiechając się szeroko na widok Tulończyka i dygając na sposób zapożyczony od europejskiej szlachty - Dzięki łasce Szakala w końcu się spotykamy.

Renton zmarszczył nieznacznie czoło słysząc te słowa, nigdy bowiem wcześniej nie miał sposobności ujrzenia na oczy biegłej w mowie Franków Neolibijki - znał natomiast całkiem nieźle towarzyszącego jej mężczyznę.

- Sierżancie, cieszę się ogromnie z tego spotkania - oznajmił Kuoro Wanadu - To Niske, zauszniczka czcigodnej konsulki Elani, wysłanniczka swojej pani w progach regenta. Przybyliśmy tutaj w związku ze sprawą Mufasy, aby rozmówić się z władcą Perpignanu i zamienić kilka ważnych słów z kapitanem Rezysty. I chociaż może to zabrzmieć zaskakująco, pańska obecność podczas tej rozmowy będzie niezmiernie pożądana.

- Będzie wręcz niezbędna, Mathieu Rentonie - dodała Niske zadzierając w górę głowę, by móc utrzymać kontakt wzrokowy z coraz bliższym olbrzymem - Wspólne interesy Neolibii oraz kraju Franków tego wymagają, dlatego pragnę wierzyć, że nie opuszczasz jeszcze pałacu, Mathieu Rentonie.

Drobna, dziewczęco wręcz wiotka Anubijka rozłożyła ramiona w geście mającym podkreślić jej pełne nadziei oczekiwania, ale promienny uśmiech nie znajdował pokrycia w skrzących się żywą inteligencją chłodnych oczach.

- Czy możemy liczyć, że zaprowadzi nas pan do kapitana Demarque i zechce na prośbę samej konsulki uczestniczyć w krótkim spotkaniu?

Pozwoliłem sobie zatrzymać postać sierżanta jeszcze na chwilę w pałacu, chociaż Campo przeniósł już akcję w drogę do koszar - jeśli Renton zdecyduje się odrzucić prośbę Niske, Afrykanka nie będzie go zatrzymywała siłą. Campo, chciałem też przeprosić za niedopatrzenie z mojej strony przy okazji poprzedniego posta - nie uwzględniłem w swoim opisie sceny rozmowy z kapitanem raportu, jaki Renton złożył Demarque w Twoim przedostatnim wpisie.


 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 23-03-2023, 03:20   #270
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Pałac regenta Perpignanu, popołudnie 24 sierpnia 2595

Renton uważnie przyglądał się czarnoskórej kobiecie. A im dłużej mówiła, tym trudniej było odrywać wzrok od jej twarzy, nosa i ust. I oczu. Twarzy, w której znajdował coś niemożliwego do opisania. Kiedy skończyła wywód słowami zapytania wiedział, że trzeba odpowiedzieć. Sens docierał oczywiście do sierżanta, nie widział powodu dla którego miałby odmówić, a jednak najpierw co wykrztusił z siebie to niski, gruby pomruk dosyć szybko z następującym skinieniem głowy i niezręcznym.

- Tak jest. - czy odpowadał na rozkaz? - Pani. Niske.

Kiedy w końcu oderwał wzrok od niewiasty spojrzał na Kuoro.
- Panie Wanadu. Proszę za mną.

Obrócił się na pięcie i ruszył z powrotem do kwatery kapitana.
Starał się przypomnieć sobie kiedy widział bardziej urodziwą niewiastę. I nie mógł. Była taka… malutka - a wyniosła zarazem. Jak rzeźba na piedestale czy żołądź dorodnego dębu. Malutki, a taki potężny.
Małe jest piękne.

Naciskając na klamkę saloniku, w którym mieścił się sztab Perpignanu, obrócił się wraz z otwartymi drzwiami, aby przodem puścić kręcącą krągłymi biodrami Anubijkę i towarzyszącego jej arystokratę.

- Pani Niske i pan Wanadu. - przestawił żołnierzom i dostojnikom.

Po czym zwrócił się do czarnoskórej pary głośno, aby i reszta usłyszała powód wizyty.

- Zapowiem państwa przybycie kapitanowi Demarque.

Sprężystym krokiem przemierzył pomieszczenie i grzecznościowo stuknąwszy zgiętym palcem dwa razy o drewniane podwoje, wszedł do gabinetu.
Na pytające spojrzenie przełożonego odparł.

- Z konsulatu Neolibii jest poselstwo do kapitana.

Sang wyprostował się zapinając mundur pod szyją i rękoma przeczesał włosy.
Renton strzepnął z piersi Franka okruszki i schował do wysuniętej szuflady napoczętą bagietkę z konfiturami. Widok jedzenia uświadomił mu jak sam bardzo zgłodniał.

Kapitan ułożył papiery schludniej na biurku i przestawiając kałamarz z jednego końca blatu na drugi usiadł wygodnie w fotelu z wymalowanym obliczem błękitnej krwi na zastygłej twarzy szlachcica.

- Proście, sierżancie.

 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 23-03-2023 o 03:25.
Campo Viejo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172