Nefrytowa Gwiazda,
18. Pierwszego Siewu 2E 581
Uwolnione z podskórnych torebek pazury wbiły się z chrzęstem w drewno bocianiego gniazda, unieruchomiły wygiętego w podkowę khajiita w miejscu przy wtórze wściekłego syknięcia przechodzącego w zduszony charkot. Strzelisty maszt przechylił się do przodu, zafurkotały opadające żagle. Tracący w jednej chwili swoją szybkość statek wydawał się zapadać w morską otchłań, co wywołało w khajiicie przelotne wrażenie paraliżującej zgrozy.
Ta ustąpiła kilka szaleńczych uderzeń serca później, chociaż twardy niczym orsimerska pałka ogon Maya wciąż przecinał rytmicznie powietrze ponad zadem khajiita. Przerażenie zostało wyparte z umysłu Maya uczuciem głębokiego oczarowania na widok dziesiątków śpiewających ryb wyskakujących czym wyżej ponad fale. Ścigające się z
Gwiazdą całymi ławicami, teraz wydawały się oddalać od statku co sił w płetwach i ogonach, nie wydając już z siebie melodyjnych treli, którym zawdzięczały nazwę, wkładając w zamian całą swoją energię w odpłynięcie od żaglowca.
Od żaglowca bądź od rozmytej plamy czerni, która wydawała się rozpościerać w głębi wody wokół kołyszącej się na falach
Gwiazdy, na swoich krawędziach powracając raptownie z powrotem do lazurowej toni charakterystycznej dla Morza Abeceańskiego.
Na rufie żaglowca panowało jakieś zamieszanie, chociaż po prawdzie przestraszone krzyki dało się usłyszeć na całym pokładzie lub pod nim. Wychylając się za poręcz gniazda khajiit wbił szeroko otwarte ślepia w postać rozciągniętego na deskach nordzkiego pieśniarza bogów oraz pochylających się nad nim marynarzy w kubrakach przeszywanych czerwoną nicią.
Nie w ciemię bity, porośnięty pręgowanym futrem syn Elsweyru pojął w jednej chwili, dlaczego żaglowiec stanął w miejscu - pieśniarz bogów w końcu ochrypł, a wówczas ustał czar wypełniający oddechem Bogini Burz materiał białych żagli!