Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-03-2023, 12:07   #77
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 22 - 2519.07.08; bzt; ranek - popołudnie (2/2)

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Centralna; ul. Kazamatów; mieszkanie Otto
Czas: 2519.07.08; Bezahltag; ranek
Warunki: mieszkanie Otto, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, zachmurzenie, sła.wiatr, umiarkowanie



Otto



Trudno było powiedzieć aby wstawał rano wypoczęty. Co nie dziwiło. Wrócił do siebie późno w nocy, pewnie już było z godzina albo dwie po północy. Ale jeszcze było ciemno jak w nocy czyli raczej późno niż wcześnie. Wrócił z tego niezapowiedzianego spotkania całej ich spaczonej rodziny. Plany i ambicje ta rodzina miała wielkie, cele zaszczytne ale i ograniczone środki oraz wielu wrogów i przeciwności. Jednak nawet wczoraj udało się ustalić jakiś konsensus. Najszczęśliwszy z wczorajszego spotkania to wychodził chyba Sigismundus. Grubas prawie leciał na skrzydłach tej szczęśliwości aby jak najprędzej zasiać nasienie Oster w łonach dwóch nosicielek jakie trzymał w piwnicy. Ale wcześniej zwłaszcza z Heinrichem i Otto żegnał się bardzo wylewnie, wręcz wydawał się być wzruszony jak bardzo obaj przysłużyli się sprawie Oster. Do jednookiego mnicha miał jednak pewną sprawę gdy tak na chwilę rozmawiali sami.

- Słyszałeś co mówiła Onyx? Mówiła, że ona tam ma w robocie jakąś co lubi z robakami. Gadałem z nią teraz mówi, że niczego nie obiecuje ale może jej powiedzieć i przyprowadzić aby obejrzała te robaki. Tylko ja się boję, że znów mnie poniesie. Jak tydzień temu z naszymi dziewczynami. I ją spłoszę. Może ty byś z nią pogadał? Tobie to lepiej wychodzi. Z tobą jakoś normalnie gadają. Bo jakby się zgodziła i dała sobie wstrzyknąć no to… Nooo! To by było! Chociaż jeden miot w końcu to tylko parę dni, może tydzień. Umówiłbym was jakoś, ona by ją przyprowadziła jak ci tam pasuje na który dzień i byś z nią pogadał co? - poprosił go przed rozstaniem aptekarz. Wcześniej na naradzie Onyx rzeczywiście coś wspomniała o jakiejś koleżance z pracy co ma takie pokrewne zainteresowania no i widocznie to grubas wyłapał. Ale sam sobie nie dowierzał, że w gorączce emocji w ostatniej chwili nie spłoszy ladacznicy swoją zamaszystością i ekspresywnością. Bo jeszcze Lilly coś mówiła podobnego no ale tamta miała być tam u nich w jaskini za miastem a ta od Onyx to prawie pod ręką bo tutaj na miejscu, w mieście a jak jeszcze pracowała razem z Onyx to pewnie widywały się co noc albo prawie.

A potem jeszcze ostatnie pożegnanie, uścisk i czas było wracać do domu. Przez te bezpańskie, skryte w nocnym cieniu ulice. Gdzie po omacku łatwo było wdepnąć w coś paskudnego czy kopnąć coś zbyt twardego aby to kopać. W końcu wrócił do siebie, zamknął drzwi, poszedł do łóżka i zasnął. I śnił.

Śnił taki sen, że gdyby wciąż był w zakonie to powinien natychmiast biec do spowiednika albo sam wybrać sobie pokutę za taki nieprzyzwoity a wręcz plugawy sen! Żaden prawy obywatel by nie mógł przejść spokojnie na takie obrzydliwe obrazy!

Śniło mu się bowiem kobiece łono. Całkowicie nagie. Nawet bez żadnego włoska nie mówiąc już o bieliźnie. Widział je jak na dłoni bo było gościnnie zaprezentowane tuż przed nim. Kobieta musiała leżeć na plecach. Jej blady srom pulsował w podobnym rytmie jak szybki oddech jej brzucha. Zaś uda były szeroko i zapraszająco rozchylone. Jakby jakaś wyuzdana ladacznica czekała na przyjęcie kochanka. Albo kobieta szykowała się do poczęcia nowego życia. Tylko wtedy brzuch powinna mieć brzemienny a ten na taki nie wyglądał. Jednak to był poród. Widział jak brzuch kobiety zaczyna przyspieszać, jak ona sama jęczy i sapie coraz częściej. A coś tam przepycha się z jej wnętrza na zewnątrz. Chociaż tego nie widział to wiedział, że tak właśnie jest. Coś wijącego i żwawego co torowało sobie drogę na zewnątrz. Już wydawało się, że coś zaczyna być widać ale wtedy właśnie się obudził. Ujrzał blade szczeliny wbijające się do środka przez szpary w okiennicach i zorientował się, że ma niewiele czasu aby zdążyć do hospicjum na swoją zmianę. Prawie zaspał co po takiej zarwanej nocy nie było dziwne. Ale musiał się pospieszyć jak nie chciał się spóźnić na całego.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Zachodnia; ul. Biała, hospicjum
Czas: 2519.07.08; Bezahltag; popołudnie
Warunki: hospicjum, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, pogodnie, powiew, nieprzyjemnie



Otto



Dzień w hospicjum się dłużył. Dawno nie musiał przychodzić z samego rana po tak kiepsko przespanej nocy. Na pocieszenie miał wspomnienia z wieczornego spotkania gdzie przecież zapowiadało się na spory postęp w ich zaszczytnej sprawie. Ale póki co musiał się zmagać z prozą życia. Z samego rana przeora nie było. Załatwiał jakieś sprawy w ratuszu. Więc Otto musiał zająć się swoimi zwyczajowymi obowiązkami. Z czwórki ulubionych pacjentów to oględziny wyszły mu różnie.

Thorn nadal patrzył na niego spod byka. Co prawda już się nie rzucał na drzwi i nie darł się na jego widok, że go dorwie i tak dalej ale spojrzenie nadal nie wróżyło mnichowi nic dobrego gdyby nie dzieliły ich drzwi i ściany.

U Anniki właściwie było bez zmian czyli bez sensacji. Promieniała niemą obojętnością z domieszką pogardy dla świata. Poza tym jednak nie sprawiała kłopotu i jak to miała w zwyczaju nie kwapiła się do rozpoczęcia samej rozmowy.

Właściwie chyba tylko z Mariką i Georgiem dało się jakoś normalnie porozmawiać. A zastał ich razem na stołówce. Ona jaka ta “prawie normalna” bo na tle różnych stadiów, różnych chorób na jakie cierpieli pacjenci hospicjum rzeczywiście była prawie normalna. Jakby nie ten jej wyskok z zeszłego tygodnia to by można ją wziać nawet za jakaś pracownicę hospicjum. I dziś miała szorować gary. Jak Otto wszedł do odremontowanej stołówki to już obok niej stało kilka z nich całkiem ładnie wypucowanych. Braciszkowie przydzielili jej dzisiaj nieco lżejsze zadanie. Może z powodu plotek o tym, że ma szanse stąd wyjść i to na służbę do wielkiej pani. Szorowanie garów może niekoniecznie było lżejszym zadaniem niż szorowanie podłóg, schodów czy wielogodzinne pranie. Ale na pewno trwało krócej.

Drugim zadaniem Mariki miało być pilnowanie Georga. Ten dzisiaj miał już dużo mniejszy bandaż na głowie więc rany musiały się goić. Siedział niedaleko koleżanki z zawziętością małego chłopca układał na stole piramidę z klocków. Swoim zwyczajem zdawał się nie zauważać mnicha nawet jak ten przywitał się z nimi. Klocki zdawały się pochłaniać całą jego uwagę co wyglądało dość zabawnie z racji tego, że był to już rodosły mężczyzna gdzieś na pograniczu młodego i średniego wieku. Ale nie licząc powitania to właśnie on odezwał się pierwszy.

- Mówiłem, ci że przyszedł. - powiedział chyba do Mariki chociaż sam dokładał właśnie kolejny klocek. Na oko mnicha to wcześniejszy rząd był ułożony “na styk” co nie wróżyło tej konstrukcji zbyt dobrze zwłaszcza jak się dokładało kolejne klocki.

- Phi! Mówiłeś też, że nie mam majtek. - skwitowała to wesoło dziewczyna jakby oświadczenie kolegi nie robiło na niej większego wrażenia.

- Bo nie masz. Albo nie… Nie miałaś? Miałaś? Aaa… Albo to jutro będzie… Chyba tak… Ciężkie to miesza mi się… Chyba jutro nie będziesz miała. W przyszłości, tak. No chyba, że to było i wcześniej ściągałaś… - chłopiec w ciele mężczyzny znieruchomiał swoją dłoń z klockiem jaki już miał dostawić na szczyt piramidy gdy rozmowa z koleżanką go pochłonęła do reszty. Wydawał się być w pełni skoncentrowany właśnie na tym.

- E tam, do dupy te twoje wróżby! Co to za wiedza jak mogę ściągać te majtki wczoraj, dzisiaj albo jutro? - roześmiała się wesoło dziewczyna i chlapnęła Georga wodą ze swoich mokrych dłoni. Krople poleciały w jego stronę i niektóre spadły na niego, część na stół, podłogę albo klocki. Jedna na ten klocek jaki trzymał wciąż z nieruchomej dłoni.

- Widzisz? - zapytał wskazując wzrokiem na kroplę jaka powoli ściekała w dół klocka a gdy doszła do krawędzi zaczęła się na niej chybotać.

- Co? - zapytała dziewczyna niezbyt chyba wiedząc na co ma patrzeć i co chce jej pokazać. Spojrzała pytająco na jednookiego mnicha ale ten też widział tylko drgającą na krańcu klocka kroplę wody. Chyba, że chodziło o sam klocek. Albo piramidę. Ale to na kropli chyba koncentrowała sie uwaga tego dużego chłopca.

- Nici. Pajęcze nici. Idą do ciebie. Będziesz cała w niciach. W kokonie. W pajęczym kokonie. - powiedział poważnie pokazując palcem nic. Ale tak jakby od tej kropli biegła ta pajęcza nić o jakiej mówił wprost do siedzącej obok koleżanki. Marika zamrugała oczami i chyba nie wiedziała co ma na to powiedzieć. Znów podniosła głowę i spojrzała pytająco na Otto.

- Tak on z nimi rozmawiał. Szuka ich. I innych rzeczy. Tak, oni tego szukają. Mają coraz więcej nici. Muszą je łapać i iść po nich. Duży mętlik, dużo osób wczoraj było. Skomplikowane. Głowa mnie boli. - poskarżył się duży chłopiec jakby osiągnął jakiś swój limit i miał już dość. Odłożył klocek obok piramidy i wyglądał na zgaszonego.

- Może idź się połóż do łóżka? Jak chcesz to przyniosę ci obiad. - zaproponowała koleżanka całkiem siostrzanym tonem. Ale George nie odpowiedział. Wpatrywał się gdzieś w przestrzeń jakby już go tu nie było.

- A tak, już wiem… Bo ty zabrałeś Thornowi kobietę. Dlatego tak cię teraz nie lubi. No tak, tak… Ale to nic. Dasz mu nową to się uspokoi. On nie chce ciebie tylko kobietę. Dawno żadnej nie miał. A ty mu ją zabrałeś sprzed nosa. Ale jak mu jakąś dasz to mu przejdzie. Chce kobiety a nie ciebie. Sprzątałem dzisiaj u niego. Nic mi nie zrobił. Ale słyszałem go. Co ma w głowie i sercu. Dużo miejsca mu zajmujesz. I ta ładna pani z czarnymi włosami. Aha i Annika. Jest brudna. Śmierdzi. Chce się wykąpać. Nie wychodziła z celi od zeszłego tygodnia. Nie dają jej wody do mycia. Czuje się brudna, lepka. I myśli o tej ładnej pani z wężami. Zaczarowała ją chyba. Tak myśli. Chce to zmyć. Bo jest lepka, brudna i śmierdzi. Ale sama nie poprosi. Nikogo o nic nie prosi. Nikt jej nigdy niczego nie dał. To nie prosi. I bracia ci zazdroszczą. Bo oprowadzałeś ładne, bogate panie. A oni nie. I teraz dały duży datek to przeor cię lubi. Rozmawia z tobą. Wcześniej nie zwracał na ciebie uwagi a teraz traktuje jak ulubieńca. I patrzą się na Marikę jak podwija habit. Albo jak szoruje podłogi na czworakach. To patrzą się na nią. - George zaczął mówić sennie jakby właśnie był w jakimś śnie albo transie. Mówił wpatrzony gdzieś w nie wiadomo gdzie jakby słuchał jakiejś rozmowy, widział jakieś obrazy, czytał książkę czy oglądał jakąś sztukę. Albo wszystko to na raz albo coś jeszcze innego. W każdym razie skóra mogła scierpnąć jak się słyszało te słowa jakie mówiły o rzeczach jakich taki idiota chyba nie powinien móc wiedzieć. Kto co myśli? Kto co powiedział jak go przy tym nie było? Jakie kto ma potrzeby? Dziwnie to wszystko brzmiało.

- Dobrze, będę zmęczony i zaśpię na obiad ale dziękuję, że mi przyniosłaś obiad to bardzo miłe z twojej strony. Jesteś dla mnie bardzo miła. Daruję ci, że uważasz mnie za dziwnego i trochę się mnie boisz. - powiedział przyjaźnie niczym mały chłopiec zwracając się do dziewczyny która znów chyba nie bardzo wiedziała co powiedzieć. Bo w końcu tylko się uśmiechnęła nieco sztucznie i nie protestowała kiedy ten zbierał się do wyjścia ze stołówki.


---



Potem było już niewiele czasu do obiadu. I zaczął się sam obiad. Z przeorem bo zdążył widocznie wrócić z miasta. Wszyscy zasiedli do wspólnej wieczerzy, odmówili modlitwę dziękczynną i zjedli całkiem nie tak skromny posiłek. Nawet jakieś kawałki ryby i kiełbasy były dzisiaj na talerzach czyli całkiem bogato. Po obiedzie przeor sam wezwał Otto do swojego gabinetu.

- Jesteś chłopcze. Bardzo dobrze. Mam dla ciebie dobre wieści. Właściwie dla Frau von Mannlieb. Annikę można przenieść. Już napisałem list do naszej dobrodziejki. Zaniesiesz jej. Tu na kopercie masz adres, to w Północnej Dzielnicy oczywiście. - powiedział na wstępie podnosząc zalakowaną kopertę jaka po złamaniu pieczęci była jednocześnie listem. Przeor wydawał się w dobrym humorze. Obrzucił podwładnego spojrzeniem jakby się zastanawiał czy będzie się prezentował odpowiednio godnie na szlacheckich salonach.

- Mam nadzieję, że nasza szlachetna pani się nie rozmyśliła. Z tymi bogaczami to nie wiadomo. Raz wiatr zawieje tak to oni tak a jak w inną to oni też w inną. Oby tym razem to było coś stabilniejszego. - przywódca hospicjum wzniósł ręce do nieba na znak jak zmienni potrafią być humory i łaska tych sławnych i bogatych.

- Ale uważaj Otto. Musisz działać z wyczuciem mój chłopcze. Zgaduję, że je masz skoro najpierw sprowadziłeś je tutaj a potem namówiłeś na te datki. Oby tak dalej! Tym razem jednak postaraj się wyczuć, że Frau chce tą Annikę. Jak zmieniła zdanie no to trudno. Lepiej tak niż potem by miało się roznieść, że wciskamy albo sprzedajemy naszych pacjentów! No ale dobrze jakby jednak ją wzięła. Już zainwestowałem większość ich datków na spłaecenie naszych długów i w weksle żywnościowe na przyszłość. Widziałeś obiad? Mamy kiełbasę i ryby! Na raz! To właśnie ze szczodrości naszych dobrodziejek więc wyszłoby nieco niezręcznie jakby prosiły z powrotem o jałmużnę. To by się nie godziło tak zabierać od ust ubogim. Ale łaska wielmożów na pstrym koniu jeździ. No ale to tyle. Weź ten list i udaj się do tych von Mannliebów i grzecznie poproś o odpowiedź. Jakby trzeba było to jutro, jak się uprze to właściwie nawet dziś, mogłaby po nią przyjechać. Ale lepiej jutro. - przeor skończył omawiać sprawę dla jakiej wezwał młodszego mnicha. Ten na kopercie zobaczył adres von Mannliebów. Co prawda nigdy tam nie był ale kojarzył mniej więcej tą zacną okolicę bogaczy to wiedział, że trafi.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem