Duże miasto, duże możliwości, a na niektóre towary z pewnością niższe ceny niż a jakiejś mieścinie na koncu świata, gdzie niektórych rzeczy z pewnością nie można by dostać za żadną cenę.
- Americano, sim - odparł na pytanie sprzedawcy, a potem zabrał się za uzupełnianie zapasów amunicji. W dżungli naboje na drzewach nie rosły, a karabin bez nabojów mniej był wart, niż tęgi kij. We wspomnianej dżungli papierowym funtem można było sobie najwyżej pomóc przy rozpalaniu ogniska, a rzucanie monetami w przeciwników wywołałoby najwyżej wybuch śmiechu. Co innego kulka między oczy - takie coś potrafił zrozumieć nawet jaguar.
A że Daniel myślał również o innych, to zakupił też amunicję dla pozostałych członków wyprawy.
- Czy parę tygodni temu nie odwiedziła pana młoda Amerykanka? - spytał. - Evelyn Bloom.
Opisał wygląd córki profesora, ale facet pokręcił przecząco głową.
W drodze powrotnej zahaczył jeszcze o sklepik, oferujący różnej marki alkohole. Cachaca, narodowy brazylijski alkohol, produkowany był przez wielu lokalnych producentów, w paru smakach i różnych stopniach ualkoholowienia. Z myślą o wznowieniu bliższych stosunków z Iris Daniel zakupił wersję, którą sprzedawca reklamował jako 80-procentową. No i dwie flaszki nieco łagodniejszej, ledwo sięgających 40 procent.
Z torbą wypełnioną zakupami wrócił na statek.
* * *
Rio Juruá i leniwe "pyr, pyr, pyr...".
Cisza, spokój i leniwe nic nie robienie.
Daniel, w szortach i podkoszulku, przez dobrą godzinę dzielił czas między łowienie ryb i podziwianie skąpo odzianych towarzyszek podróży...
To drugie było znacznie ciekawsze, chociaż nie da się ukryć, że parę ryb zainteresowało się przynętą. Z tym jednak, że żadna z nich nie nadawała się do gara. Więcej ości niż radości...
- Iris, nie masz czasem ochoty na drinka? - spytał, odłożywszy wędkę.
- Jakbym kiedyś powiedziała "nie", to możesz mnie śmiało palnąć przez łeb - Powiedziała detektyw, powoli podchodząc.
Miała na sobie luźną koszulę, z podwiniętymi rękawami, zdecydowanie bez biustonosza pod spodem… spodnie na szelkach, ledwo co do kolan, i bose stopy.
- Co proponujesz? - Dodała.
- Zapamiętam.... - Skinął głową. - Lokalny, znaczy krajowy, specjał. Niebo w gębie i ogień w żyłach - zażartował. - Wysokoprocentowa cachaca - sprecyzował.
- Może być! - Iris przysiadła się.
Daniel 'wyczarował' dwa kubki, a potem otworzył butelkę i nalał po pół kubka pachnącego trunku.
- No to twoje zdrowie - powiedział, unosząc swój kubek.
- Twoje też! - Powiedziała detektyw, i łyknęła sobie porządnie cachaci, po czym wypuściła głośno powietrze, i uśmiechnęła się - Dobre…
- I ma swoją moc - powiedział Daniel, który poszedł w jej ślady. - Zdecydowanie lepszy niż masato.
Upił kolejny łyk.
- Świetnie wyglądasz - powiedział, lustrując swą rozmówczynię. - Jak zdrowie? Wydobrzałaś?
- Tu i tam jeszcze coś czuję… - Powiedziała, mając pewnie na myśli wcześniejsze rany - Ty też wyglądasz, jak na urlopie - Iris uśmiechnęła się.
- I tak też się czuję. - Odpowiedział uśmiechem. - Woda dokoła, świetne drinki, piękne kobiety... Czego można chcieć więcej do szczęścia?
- No… tylko w sumie nie jesteśmy tu na urlopie - Parsknęła detektyw.
- No, w sumie, masz trochę racji - powiedział. - Ale tylko trochę. Widzisz dookoła coś, co trzeba by w tej chwili zrobić?
- Chyba nie… a ty? - Rozglądnęła się Iris, i z uśmieszkiem wzruszyła ramionami - Nic więc nie stoi na przeszkodzie, by… - Znowu łyknęła alkoholu, opróżniając już kubek.
- Co powiesz na znalezienie jakiegoś mniej rzucającego się w oczy miejsca? - zaproponował, dopijając swoją porcję cachacy.
- A co knujesz? - Detektyw zmrużyła oczka.
- Nic nie knuję... To po prostu niemoralna propozycja... Miałbym ochotę dobrać się do twych wspaniałych piersi, a lepiej nie robić tego na oczach tłumów.
Iris zaśmiała się, po czym podstawiła swój pusty kubek, po dolewkę…
- Zobaczymy - Mrugnęła do Daniela.
- Z chęcią zobaczyłbym to i owo - uśmiechnął się i ponownie wlał do kubka Iris dość sporą porcję brazylijskiego narodowego napoju.
- A ty już nie pijesz? - Iris spojrzała to na kubki, to na Daniela, i zrobiła lekko zdziwioną minę.
- Wolę dawkować przyjemności - odparł. Mimo tej odpowiedzi sobie też nalał trochę trunku. - To co z tym ustronnym miejscem?
- Nie mam pojęcia - Detektyw odpaliła sobie papierosa, i znowu nieco upiła procentów - Do tego, to by się może i jakaś przekąska przydała…?
- Nie masz pojęcia, gdzie takie znaleźć? - Upił łyk i wstał. - Może uda się coś załatwić... z tą przekąską.
Po chwili pojawił się z talerzem, na którym znajdowało się nieco sera, kiełbasa, kilka pao de queijohttps://i.imgur.com/L8k43q5.png i kiść bananów. Postawił jedzenie na skrzynce udającej stolik.
- No, przynajmniej nie zginiemy z głodu - powiedział.
- Nieźle, nieźle! - Powiedziała Iris, i zaraz spróbowała kiełbasy, sera, i bułeczek, po czym znowu się napiła procentów - Teraz to jest początek małej zabawy!
'Oby to nie były miłe złego początki', Daniel uśmiechnął się lekko. Poszedł w ślady Iris i częstując się tym, co przyniósł.
- Dobry początek to szansa na jeszcze lepszy ciąg dalszy - powiedział. Wypił mały łyk trunku.
- Grunt to dobrze posmarować? - Wypaliła nagle detektyw, i głośno się roześmiała.
- Jak powiadają - kto nie smaruje, nie jedzie - podobnym tonem powiedział Daniel. - Za dobrą zabawę. - Uniósł kubek.
- Zdrówko, tak! - Iris znowu napiła się sporego łyka…
A tu zagrzmiało gdzieś na niebie, po czym zaczął padać lekki, nawet nie taki zimny deszczyk.
- Paaadaaa - Obwieściła oczywistą oczywistość detektyw, ale w sumie, to jedynie zaczęła przenosić ich bamblety pod małe zadaszenie kilka kroków dalej, i tyle. Wychodziło więc na to, że "zabawa" została jedynie przesunięta na pokładzie o jakieś dwa metry w bok.
- Teraz przynajmniej z góry nikt nie będzie nas podglądać - powiedział, gdy rozgościli się w nowym miejscu.
- A co, masz zamiar się rozbierać? - Parsknęła Iris, i znowu się napiła.
- Ciebie - odparł.
- Jaaasne… - Detektyw przytaknęła sarkastycznie głową.
- Jak słońce. - Wskazał chmury, które zaciągnęły całe niebo. - Widzisz tu kogoś innego?
- W każdej chwili może się tu ktoś zjawić? Przechodzić, albo coś? - Powiedziała Iris.
- No i...? Sądzisz, że dołączyłby się do naszej imprezki?
- Ja nie Sarah…
- Nic takiego nie myślę. - Pokręcił głową. Kolejnym łykiem przepił kęs serowej bułeczki. W dyskusję na temat różnych upodobań nie zamierzał się wdawać.
- Mhmm… - Mruknęła Iris, i wystawiła nieco bose nogi w przód, tak by padał na nie deszcz, spoza zadaszenia gdzie siedzieli. Podziubała również nieco sera - Ty znasz dobrze tą całą Evelyn?
- Nie widzieliśmy się co prawda parę lat - powiedział - ale można powiedzieć, że dość dobrze. A o co dokładniej chodzi?
- O to, że ona tu chyba przeciera szlak, swoją… szparką - Parsknęła detektyw - Zawsze taka była?
- O nieobecnych tylko dobrze, prawda? - Uśmiechnął się lekko i upił łyk. - Ale skoro wiesz aż tyle... Czy zawsze, to nie wiem, ale gdy ją poznałem to już była... dość twarzyska…
- My za nią ganiamy, a ona pewnie się gdzieś w dżungli zabawia… - Powiedziała cichym tonem Iris, i również się napiła cachaci.
- Biorąc pod uwagę fakt, że mamy dostać za jej odnalezienie niezłą kasę - odparł - to mi to nie przeszkadza. Nawet gdyby się zabawiła z połową mieszkańców Amazonii.
Podsunął jej talerz z jedzeniem.
- Lubię ją, ale to ani moja krewna, ani narzeczona - dodał. - Może robić, co chce.
- O, właśnie! A masz narzeczoną? - Iris przelotnie się uśmiechnęła.
- Jak do mej fortuny dołożę te parę funtów od Blooma, to pomyślę o przejściu na emeryturę... i o ewentualnej narzeczonej. - Również się uśmiechnął.
- A ty masz jakąś fortunę?? No i aż taki stary nie jesteś, żeby pierniczyć o emeryturach? - Detektyw zaczęła urywać kawałki jednej z ostatnich bułek, i tak ją zjadać.
- Zależy od punktu widzenia - powiedział. - Przez parę lat nic-nie-robienia z głodu bym nie umarł, a i kawałek trzcinowego dachu na Tahiti by się znalazł. A emerytura... to by raczej nie było wylegiwanie się na plaży w otoczeniu półnagich panienek, ale robienie czegoś dla siebie, nie dla innych.
- A coś ty wcześniej robił, żeś się tak niby dorobił? - Zaciekawiła się Iris - Czyżbym wybrała złą fuchę?
- Jak się człowiek włóczy po miejscach, gdzie można znaleźć złoto, diamenty czy wartościowe przedmioty, to czasami można się schylić i coś podnieść, a nie wracać do domu z pustymi kieszeniami - wyjaśnił. - No i warto mieć trochę szczęścia.
- Czyli jednak wybrałam złą fuchę… - Parsknęła detektyw - Złoto, diamenty? I ty serio nie masz narzeczonej? - Dodała, i już się poważniej roześmiała.
- Raczej jak marynarz z piosenki - w każdym porcie ma inną. - Uśmiechnął się. - A tak na powaznie, to nie miałem czasu rozglądać się za poważnymi związkami. Poza tym... co to za idea, mieć kogoś na drugim końcu świata?
- Ty chyba nie wyglądasz na kogoś, kto by się był w stanie, na stałe ustatkować… - Iris spojrzała na Daniela lekko mrużąc oczy.
- Kiedyś z pewnością się ustatkuję - zapewnił. - No chyba że mówiąc "ustatkować się" masz na myśli coś w stylu pracy za biurkiem. - Uśmiechnął się. - A jak na razie... jakoś się nie złożyło i tyle. A ty?
- Rozwódka - Powiedziała krótko detektyw, i znowu się napiła alkoholu, na moment nie patrząc na rozmówcę, a gdzieś na porośnięty dżunglą, mijany brzeg…
- I co? Planujesz to kiedyś zmienić, czy wolisz wolność i swobodę? - spytał po chwili milczenia.
- Lata mi się kończą, a starą panną nie wypada zostać… z drugiej zaś strony, jakoś tego nie widzę, już raz się "sparzyłam"... ale koniec tego zanudzania! Słyszysz muzykę? Kapitan się chyba w swojej kabinie bawi, ciekawe z kim…
- Chcesz się podkraść. podsłuchać i sprawdzić? - spojrzał na nią z zainteresowaniem. A ona na niego z niedowierzaniem.
- Chcę zatańczyć - Powiedziała Iris, wstając z miejsca.
- Chodźmy więc. - Również się podniósł. - Zatańczymy.