Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-03-2023, 12:39   #127
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Duże miasto, duże możliwości, a na niektóre towary z pewnością niższe ceny niż a jakiejś mieścinie na koncu świata, gdzie niektórych rzeczy z pewnością nie można by dostać za żadną cenę.
- Americano, sim - odparł na pytanie sprzedawcy, a potem zabrał się za uzupełnianie zapasów amunicji. W dżungli naboje na drzewach nie rosły, a karabin bez nabojów mniej był wart, niż tęgi kij. We wspomnianej dżungli papierowym funtem można było sobie najwyżej pomóc przy rozpalaniu ogniska, a rzucanie monetami w przeciwników wywołałoby najwyżej wybuch śmiechu. Co innego kulka między oczy - takie coś potrafił zrozumieć nawet jaguar.
A że Daniel myślał również o innych, to zakupił też amunicję dla pozostałych członków wyprawy.
- Czy parę tygodni temu nie odwiedziła pana młoda Amerykanka? - spytał. - Evelyn Bloom.
Opisał wygląd córki profesora, ale facet pokręcił przecząco głową.

W drodze powrotnej zahaczył jeszcze o sklepik, oferujący różnej marki alkohole. Cachaca, narodowy brazylijski alkohol, produkowany był przez wielu lokalnych producentów, w paru smakach i różnych stopniach ualkoholowienia. Z myślą o wznowieniu bliższych stosunków z Iris Daniel zakupił wersję, którą sprzedawca reklamował jako 80-procentową. No i dwie flaszki nieco łagodniejszej, ledwo sięgających 40 procent.
Z torbą wypełnioną zakupami wrócił na statek.

* * *

Rio Juruá i leniwe "pyr, pyr, pyr...".
Cisza, spokój i leniwe nic nie robienie.
Daniel, w szortach i podkoszulku, przez dobrą godzinę dzielił czas między łowienie ryb i podziwianie skąpo odzianych towarzyszek podróży...
To drugie było znacznie ciekawsze, chociaż nie da się ukryć, że parę ryb zainteresowało się przynętą. Z tym jednak, że żadna z nich nie nadawała się do gara. Więcej ości niż radości...

- Iris, nie masz czasem ochoty na drinka? - spytał, odłożywszy wędkę.
- Jakbym kiedyś powiedziała "nie", to możesz mnie śmiało palnąć przez łeb - Powiedziała detektyw, powoli podchodząc.


Miała na sobie luźną koszulę, z podwiniętymi rękawami, zdecydowanie bez biustonosza pod spodem… spodnie na szelkach, ledwo co do kolan, i bose stopy.
- Co proponujesz? - Dodała.
- Zapamiętam.... - Skinął głową. - Lokalny, znaczy krajowy, specjał. Niebo w gębie i ogień w żyłach - zażartował. - Wysokoprocentowa cachaca - sprecyzował.
- Może być! - Iris przysiadła się.
Daniel 'wyczarował' dwa kubki, a potem otworzył butelkę i nalał po pół kubka pachnącego trunku.
- No to twoje zdrowie - powiedział, unosząc swój kubek.
- Twoje też! - Powiedziała detektyw, i łyknęła sobie porządnie cachaci, po czym wypuściła głośno powietrze, i uśmiechnęła się - Dobre…
- I ma swoją moc - powiedział Daniel, który poszedł w jej ślady. - Zdecydowanie lepszy niż masato.
Upił kolejny łyk.
- Świetnie wyglądasz - powiedział, lustrując swą rozmówczynię. - Jak zdrowie? Wydobrzałaś?
- Tu i tam jeszcze coś czuję… - Powiedziała, mając pewnie na myśli wcześniejsze rany - Ty też wyglądasz, jak na urlopie - Iris uśmiechnęła się.
- I tak też się czuję. - Odpowiedział uśmiechem. - Woda dokoła, świetne drinki, piękne kobiety... Czego można chcieć więcej do szczęścia?
- No… tylko w sumie nie jesteśmy tu na urlopie - Parsknęła detektyw.
- No, w sumie, masz trochę racji - powiedział. - Ale tylko trochę. Widzisz dookoła coś, co trzeba by w tej chwili zrobić?
- Chyba nie… a ty? - Rozglądnęła się Iris, i z uśmieszkiem wzruszyła ramionami - Nic więc nie stoi na przeszkodzie, by… - Znowu łyknęła alkoholu, opróżniając już kubek.
- Co powiesz na znalezienie jakiegoś mniej rzucającego się w oczy miejsca? - zaproponował, dopijając swoją porcję cachacy.
- A co knujesz? - Detektyw zmrużyła oczka.
- Nic nie knuję... To po prostu niemoralna propozycja... Miałbym ochotę dobrać się do twych wspaniałych piersi, a lepiej nie robić tego na oczach tłumów.

Iris zaśmiała się, po czym podstawiła swój pusty kubek, po dolewkę…
- Zobaczymy - Mrugnęła do Daniela.
- Z chęcią zobaczyłbym to i owo - uśmiechnął się i ponownie wlał do kubka Iris dość sporą porcję brazylijskiego narodowego napoju.
- A ty już nie pijesz? - Iris spojrzała to na kubki, to na Daniela, i zrobiła lekko zdziwioną minę.
- Wolę dawkować przyjemności - odparł. Mimo tej odpowiedzi sobie też nalał trochę trunku. - To co z tym ustronnym miejscem?
- Nie mam pojęcia - Detektyw odpaliła sobie papierosa, i znowu nieco upiła procentów - Do tego, to by się może i jakaś przekąska przydała…?
- Nie masz pojęcia, gdzie takie znaleźć? - Upił łyk i wstał. - Może uda się coś załatwić... z tą przekąską.

Po chwili pojawił się z talerzem, na którym znajdowało się nieco sera, kiełbasa, kilka pao de queijohttps://i.imgur.com/L8k43q5.png i kiść bananów. Postawił jedzenie na skrzynce udającej stolik.
- No, przynajmniej nie zginiemy z głodu - powiedział.
- Nieźle, nieźle! - Powiedziała Iris, i zaraz spróbowała kiełbasy, sera, i bułeczek, po czym znowu się napiła procentów - Teraz to jest początek małej zabawy!
'Oby to nie były miłe złego początki', Daniel uśmiechnął się lekko. Poszedł w ślady Iris i częstując się tym, co przyniósł.
- Dobry początek to szansa na jeszcze lepszy ciąg dalszy - powiedział. Wypił mały łyk trunku.
- Grunt to dobrze posmarować? - Wypaliła nagle detektyw, i głośno się roześmiała.
- Jak powiadają - kto nie smaruje, nie jedzie - podobnym tonem powiedział Daniel. - Za dobrą zabawę. - Uniósł kubek.
- Zdrówko, tak! - Iris znowu napiła się sporego łyka…

A tu zagrzmiało gdzieś na niebie, po czym zaczął padać lekki, nawet nie taki zimny deszczyk.

- Paaadaaa - Obwieściła oczywistą oczywistość detektyw, ale w sumie, to jedynie zaczęła przenosić ich bamblety pod małe zadaszenie kilka kroków dalej, i tyle. Wychodziło więc na to, że "zabawa" została jedynie przesunięta na pokładzie o jakieś dwa metry w bok.
- Teraz przynajmniej z góry nikt nie będzie nas podglądać - powiedział, gdy rozgościli się w nowym miejscu.
- A co, masz zamiar się rozbierać? - Parsknęła Iris, i znowu się napiła.
- Ciebie - odparł.
- Jaaasne… - Detektyw przytaknęła sarkastycznie głową.
- Jak słońce. - Wskazał chmury, które zaciągnęły całe niebo. - Widzisz tu kogoś innego?
- W każdej chwili może się tu ktoś zjawić? Przechodzić, albo coś? - Powiedziała Iris.
- No i...? Sądzisz, że dołączyłby się do naszej imprezki?
- Ja nie Sarah…
- Nic takiego nie myślę. - Pokręcił głową. Kolejnym łykiem przepił kęs serowej bułeczki. W dyskusję na temat różnych upodobań nie zamierzał się wdawać.
- Mhmm… - Mruknęła Iris, i wystawiła nieco bose nogi w przód, tak by padał na nie deszcz, spoza zadaszenia gdzie siedzieli. Podziubała również nieco sera - Ty znasz dobrze tą całą Evelyn?
- Nie widzieliśmy się co prawda parę lat - powiedział - ale można powiedzieć, że dość dobrze. A o co dokładniej chodzi?
- O to, że ona tu chyba przeciera szlak, swoją… szparką - Parsknęła detektyw - Zawsze taka była?
- O nieobecnych tylko dobrze, prawda? - Uśmiechnął się lekko i upił łyk. - Ale skoro wiesz aż tyle... Czy zawsze, to nie wiem, ale gdy ją poznałem to już była... dość twarzyska…
- My za nią ganiamy, a ona pewnie się gdzieś w dżungli zabawia… - Powiedziała cichym tonem Iris, i również się napiła cachaci.
- Biorąc pod uwagę fakt, że mamy dostać za jej odnalezienie niezłą kasę - odparł - to mi to nie przeszkadza. Nawet gdyby się zabawiła z połową mieszkańców Amazonii.
Podsunął jej talerz z jedzeniem.
- Lubię ją, ale to ani moja krewna, ani narzeczona - dodał. - Może robić, co chce.
- O, właśnie! A masz narzeczoną? - Iris przelotnie się uśmiechnęła.
- Jak do mej fortuny dołożę te parę funtów od Blooma, to pomyślę o przejściu na emeryturę... i o ewentualnej narzeczonej. - Również się uśmiechnął.
- A ty masz jakąś fortunę?? No i aż taki stary nie jesteś, żeby pierniczyć o emeryturach? - Detektyw zaczęła urywać kawałki jednej z ostatnich bułek, i tak ją zjadać.
- Zależy od punktu widzenia - powiedział. - Przez parę lat nic-nie-robienia z głodu bym nie umarł, a i kawałek trzcinowego dachu na Tahiti by się znalazł. A emerytura... to by raczej nie było wylegiwanie się na plaży w otoczeniu półnagich panienek, ale robienie czegoś dla siebie, nie dla innych.
- A coś ty wcześniej robił, żeś się tak niby dorobił? - Zaciekawiła się Iris - Czyżbym wybrała złą fuchę?
- Jak się człowiek włóczy po miejscach, gdzie można znaleźć złoto, diamenty czy wartościowe przedmioty, to czasami można się schylić i coś podnieść, a nie wracać do domu z pustymi kieszeniami - wyjaśnił. - No i warto mieć trochę szczęścia.
- Czyli jednak wybrałam złą fuchę… - Parsknęła detektyw - Złoto, diamenty? I ty serio nie masz narzeczonej? - Dodała, i już się poważniej roześmiała.
- Raczej jak marynarz z piosenki - w każdym porcie ma inną. - Uśmiechnął się. - A tak na powaznie, to nie miałem czasu rozglądać się za poważnymi związkami. Poza tym... co to za idea, mieć kogoś na drugim końcu świata?
- Ty chyba nie wyglądasz na kogoś, kto by się był w stanie, na stałe ustatkować… - Iris spojrzała na Daniela lekko mrużąc oczy.
- Kiedyś z pewnością się ustatkuję - zapewnił. - No chyba że mówiąc "ustatkować się" masz na myśli coś w stylu pracy za biurkiem. - Uśmiechnął się. - A jak na razie... jakoś się nie złożyło i tyle. A ty?
- Rozwódka - Powiedziała krótko detektyw, i znowu się napiła alkoholu, na moment nie patrząc na rozmówcę, a gdzieś na porośnięty dżunglą, mijany brzeg…
- I co? Planujesz to kiedyś zmienić, czy wolisz wolność i swobodę? - spytał po chwili milczenia.
- Lata mi się kończą, a starą panną nie wypada zostać… z drugiej zaś strony, jakoś tego nie widzę, już raz się "sparzyłam"... ale koniec tego zanudzania! Słyszysz muzykę? Kapitan się chyba w swojej kabinie bawi, ciekawe z kim…
- Chcesz się podkraść. podsłuchać i sprawdzić? - spojrzał na nią z zainteresowaniem. A ona na niego z niedowierzaniem.
- Chcę zatańczyć - Powiedziała Iris, wstając z miejsca.
- Chodźmy więc. - Również się podniósł. - Zatańczymy.
 
Kerm jest offline