Szlag by trafił, niewinne zwierzę muszę ranić, Światło przebacz...
Ranny niedźwiedź padł na drogę. No i dobrze, leż tam, nie ruszaj się...
Sexi Dżej trafił zielonego knypa. Bosko. Wreszcie jakiś przydatny chłop pod ręką!
Reszta zaś, idioci skończeni, zamiast ścigać resztę tałatajstwa wymachując mieczami i wydając dzikie wrzaski [naprawdę, wierzę, że tylko to potrafią...] rzucili się tak zwaną kupą na jednego ledwo żywego goblina.
- Odejdźcie lepiej łamagi, nim zrobi wam krzywdę – westchnęłam z dezaprobatą. – Świetny strzał, Dżej! – poklepałam Jacoba po ramieniu uśmiechając się do niego. – Dobrze wiedzieć, że KTOŚ tu potrafi walczyć...
Podeszłam tymczasem do rannego niedźwiedzia, który pomrukiwał z bólu.
- Are kna, are kna, eleni va sorewa Almena thien! – rzekłam uspokajająco.
Podeszłam do niego powoli, mając nadzieję, że rozumie moje dobre intencje. Zanurzyłam dłoń w gęstym futrze, chwytając za strzałę.
„Milo było cię znać, Almena...”
„Zamknij się, nababrałam, to teraz muszę posprzątać”
- Bądź dzielny ^^’’’ – poprosiłam niedźwiedzia i szybkim ruchem wyjęłam strzałę, natychmiast przykładając do rany mały opatrunek z leczniczych ziółek.
Mam nadzieję, że miś da się opatrzyć.
- Gadaj! Co Was tu sprowadza?! – Dżej wypytywał tymczasem goblina.
- A co Cię... to obchodzi, człowieku? Jesteś jedynie... marną istotą, która... i tak zginie!
„Bosko to brzmi w splamionych krwią ustach konającego zielonego knypa, prawda?
” – stwierdził mój kochaś.
„Prawda
” – przyznałam w myślach.
Sexi Dżej skrócił knypa o głowę [czyli w sumie nic z kurdupla prawie nie zostałoXD]
„Łe no;( A tak fajnie dławił się krwią!....”
„Prawda... znaczy tfu; znajdź sobie inną rozrywkę, sadysto!” -_-