Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-03-2023, 21:17   #373
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Spotkanie było okazją, by ponownie pożartować z rubasznym Olmedo i podnieść na duchu kamratów w niedoli.

- Wiesz przyjacielu, że wszystko w tej piramidzie jest insze od tego, co znamy. Być może jakieś nieznane minerały wpływają na jej smak. Dobrze wiedzieć, że gadziny nie wytruły was swymi strzałkami. Odpoczywajmy, póki jeszcze pomioty tu nie dotarły i nie narobiły zamieszania.

Plan Carstena został tylko połowicznie spełniony. Ostali w zakamarkach podziemi, aby nieco zregenerować siły i później podjąć wysiłek wydostania się z pułapki. Nie wątpił, że jaszczurowaci zwiadowcy są na ich tropie i mogli przygotować ludzkim intruzom niemiłą niespodziankę. Jako, że Carsten był świeżo posilony aqua vitae wziął pierwszą wartę, by ulżyć strudzonym kompanom. Wiedział, że tym samym zaskarbi sobie ich wdzięczność, co mogło mieć znaczenie zważywszy na to w jakim położeniu wszyscy się znajdowali. Braterstwo broni mogło jeszcze wielokrotnie ocalić żywot porucznika w służbie u Rivery.

Straże podniosły larum, niedługi czas po tym jak sam zdołał się położyć. Sytuacja była dla niego chaotyczna, domyślał się tylko, że to skinki zaatakowały obozujących najemników. Schronił się za jakimiś większymi kamieniami i próbował przeniknąć wzrokiem ciemność. Szczęściem Amazonki okazały spryt i odwagę. Wyprysły w stronę napastników jak złowieszcze cienie. Kilkadziesiąt uderzeń serca później sytuacja się uspokoiła. Kiedy usłyszał o przepędzeniu małych natrętów, ochroniarz znów zapadł w niespokojną drzemkę wsłuchany w szmer podziemnej rzeki. Jak się później okazało obudził się po kilku godzinach. Na zewnątrz musiało już zmierzchać, co potwierdził zwiad dzikusek. Po chwili wszyscy przekazywali sobie radosną nowinę. Sojusznicze oddziały pamiętały o zwiadowcach z piramidy. Wlało to wiele otuchy również w serce Sylvańczyka. Droga ku wolności wydawała się być teraz otwarta…

Z ulgą żegnał podziemia pełne chłodu, bowiem budowla wydawała się przeklętym miejscem. Nie miał ochoty poznawać więcej tajemnic i niecierpliwie wyczekiwał świeżego powietrza dżungli. Rozgwieżdżone niebo zasłonięte liśćmi gdzieniegdzie przebijało się swoim pięknem. Trudno mu było zlokalizować piramidy, lecz Amazonki zapewniały, że nie odeszli od nich zbyt daleko. Jednak jaszczury nie dały o sobie zapomnieć, znienacka spadł na nich deszcz strzałek i grotów. Carsten zanurkował w gęstwinę, starając się czołgać przez wilgotne poszycie. Jako rosły mężczyzna stanowił wyśmienity cel, więc decyzja wydawała mu się słuszna. Mimo to oszczep wbił się w miękka ziemię, zaledwie łokieć od niego. Wyrwał drzewce natychmiast i w gniewie z siłą cisnął w mrok, gdzie słyszał piski i skrzeki napastliwców. Następnie już skulony dalej podążał za resztą górali Olmedy, których mógł usłyszeć między konarami i krzewinami. Niespodziewanie nadeszła odsiecz, sylwetki wybawców przemykały w mroku, wzbudziły popłoch po stronie skinków. Grad pocisków przerzedził się, choć nauczony doświadczeniem ochroniarz nadal zachowywał ostrożność.

- A jesteście wreszcie! Nareszcie! Cały dzień się zastanawialiśmy co się z wami stało. I jak wam poszło? – zapytała w ciemnościach głos Glebowej połączony z ją uczernioną sylwetką.

Taak… śmiałości jej nigdy nie brakowało. Lubił Zoję, prawdziwie lubił tę dziewczynę właśnie za to, że w obliczu zagrożenia swą brawurową postawą zawstydziłaby niejednego mężczyznę mieniącego się junakiem.

- Zażyliśmy wywczasu w piramidzie, więcej tam przyjemnego chłodu, tu nawet nocą jest aż nadto gorąco! – rzekł z ciemności Sylvańczyk, uchylając się instynktownie przed świstem dzirytu, który wbił się w opleciony lianami rosły pień.

- A z jaszczurzymi szamanami uporały się dzielne wojowniczki. Choć i my upuściliśmy sporo gadziej juchy. Was też było słychać, narobiliście tam na dole niezłego rumoru, aż piramida się zatrzęsła w posadach...

Swoją walkę z demonami, toczoną ramię w ramię z Vivian z oczywistych względów pominął.

- Dobrze cię widz… słyszeć - zreflektował się wojownik. - Przynajmniej czas lekcej nam minie na tej nocnej schadzce…– zażartował truchtając w ciemnościach. Niosło to pewne niebezpieczeństwo, ale mitrężenie mogło przynieść zgoła poważniejsze skutki.

Stopniowo oddalali się od zagrożenia, Carsten poznał to po tym, że nocne odgłosy dżungli zaczęły dominować nad skrzekiem jaszczurów. Maszerowali przez zarośla zmęczeni, lecz każdy krok przybliżał ich ku upragnionemu obozowi. Amazonki asystowały oddziałom i prowadziły osłabionych ludzi, którzy wspierali się wzajem, gdyż ostrzał skinków raz jeszcze sięgnął kilku najemników z ich szeregów. Uciążliwość małych zielonych parszywców była nielichym utrapieniem. Niestety, dotąd nie znaleźli nań skutecznego sposobu. To kolejna bolączka, którą należało rozwiązać przed decydującą bitwą.

***

Zaskoczeniem był widok Kapitana de Rivery w niepełnym rynsztunku. Widać jakże spragniony był wieści z pierwszej ręki, kiedy tylko doniesiono mu o powrocie harcowników. Fama płynęła dalej, radosne odgłosy niosły się po obozie. Sylvańczykowi jakby przybyło sił po tym powitaniu, czuć było, iż dostarczyli sporo animuszu wszystkim członkom wyprawy. Zostali też docenieni za śmiały wypad i ryzykanckie serca, każdy żołnierz po cichu marzył o takim aplauzie.

- Chwała Kapitanowi, chwała Królowej. Chwała sojuszowi, który doprowadzi do klęski jaszczurów! – w uniesieniu zakrzyknął dotąd poważny porucznik nieskory do takich laudacji. Teraz dał jednak otwarcie upust tłumionym emocjom i w żadnej mierze się ich nie wstydził.

- Ponieśliśmy straty, lecz ryzyko się opłaciło, moim zdaniem ponad oczekiwania. Posąg w ruinie, zatrute jaszczurze siedliszcze, źródło ich mocy naruszone…
– na szybko zrelacjonował Carlosowi. - Więcej rzekną Zoja oraz Bertrand, który z Amazonkami przepatrywał wnętrze piramidy. Teraz panie Kapitanie, za waszym pozwoleniem chciałbym udać się na kwaterę, wytchnąć nieco od trudów.

- Niech jeszcze medyk was obejrzy.

Carsten skinął głową, ponieważ opatrunek na odniesione rany, wcale by mu nie zaszkodził.

Widok słaniających się Górali nadto lepiej przemawiał do Rivery, niżli wcześniejsze słowa porucznika.

***

Z wielką radością powitał Barbete, Estebana i wierne psisko. Zapytał jak minął im ten czas w obozie, spożył skromne śniadanie. Później, gdy już zostawili go samego, zrosił ożywczą wodą z bukłaka zgromadzone dotąd rośliny, ciekaw efektu.

Potem legł na hamaku i zapadł w kamienny sen trwający do obiadu. We śnie słyszał wołanie swego syna, jego wesoły śmiech i czuł szczęśliwy uścisk ramion. Rozkwitłe wiosenne kwiecie oszałamiało zapachem rozsiewanym wokół domu. Towarzyszyła mu rozkołysana pieśń minstrelki o sile nadziei i urokliwa twarz ukochanej.

O nie pytaj czemum tęskny
Kiedy wschodzi życia nów
Åšwiat raduje siÄ™ nadziejÄ…
Kiedyż wiosna wstaje znów

Wybudzony poczuł gorąc południa i usłyszał niecierpliwe słowa Estebana.

- Panie Carsten! Wzywają pana na naradę oficerów u Kapitana. Nie chciałżem budzić, aleć nie wypada, by pan się spóźnił…
- Dobrześ uczynił – rzekł jeszcze rozespany, pogłaskał Bastarda i zaczął przygotowywać do udziału w zgromadzeniu.- Co tak pachnie? – zaskoczony obrócił się i rozejrzał po namiocie.
Esteban pociÄ…gnÄ…Å‚ nosem.
- Toć to rośliny uzbierane w dżungli, zaiste dziwota, bo przysiągłbym, że wonią jakby dopiero co zerwane…
- Ach… tak… – zamyślił się ochroniarz, jakby dopiero co przypomniał sobie o ożywczej wodzie.

Właściwości aqua vitae nie przestawały go zdumiewać.

***

Niewiele zabrakło, by się spóźnił, bowiem doprowadzenie się do porządku wymagało trochę zachodu. Dobrze, że pomogli mu Barbette i Esteban. Włosy związał rzemieniem, założył też nową koszulę. Płaszcz i poprzednia ze śladami krwi jeszcze nie wyschły, po tym jak Barbette przeprała je w rzece. Przypiął pas z mieczem i założył wysokie buty wyczyszczone przez Estebana. Zadowolony ruszył przez tętniący obóz na miejsce zebrania.

- Pamiętam, pamiętam, wiesz, że na moim słowie można polegać. Należy nam się porządny posiłek i napitek. Kto wie jaki żołnierski los, czeka nas jutro… - Carsten pamiętał o obietnicy złożonej Olmedo. - Może i ktoś nam zagra przy ognisku, aby rozweselić dusze i przegnać strapienia?

Sylvańczyk wiedział jak pieśni wpływają na poprawę morale przed bitwą.

Przywitał się ze wszystkimi i zajął miejsce obok przywódcy Górali. Słuchał uważnie relacji, chociaż sporo już znał z nocnej opowieści. Jednak najbardziej niepokoiła go myśl o pojawieniu się demonicznych poczwar. Nie zdradził się swoją wiedzą na temat Vivian Schwartz, magicznej sadzawki z wodą i obecności demonów. Jaszczury zostały poważnie osłabione i wydanie im nocnej bitwy zdaniem Carstena mogło przynieść zakończenie wyprawy chwalebnym tryumfem. Jedynym ważkim problemem było zabezpieczenie marszu przez dżunglę i ograniczenie zdradzieckich ataków oraz pułapek skinków. Ale to w jego pojęciu było zadaniem skrojonym do zdolności wojowniczek Królowej Aldery…
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 06-03-2023 o 17:18.
Deszatie jest offline