Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2023, 00:29   #9
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Bogowie stworzyli Alik'r by ćwiczyć wiernych...
Redgardzkie powiedzenie

Jeśli nie ufasz podłożu, walcz boso.
Pokładowi płynącego statku nie dało się żadną miarą zaufać. Yared więc wzorem majtków i jedynego khajitańskiego pasażera, chodził po nim zawsze bez obuwia. Nie narzekał też specjalnie na ów fakt gdyż jak się dowiedział, żeglugi bez równie sprawnego co ich, kapłana, za napęd mające tylko oko szypra i wiedzę sternika, bywały ponoć przeróżne. A niektórzy załoganci zarzekali się wręcz, że bryg morski potrafił w jednej chwili runąć w dół sto łokci niczym z największej wydmy na samo dno najzdradliwszej kurzawki. Wyobraziwszy sobie taką podróż wytatuowany Redgard postanowił w myślach solennie podziękować Wysokiemu Papie za opiekującego się Gwiazdą kynitę. Wiara owego człeka musiała być wielce żarliwa i na wskroś prawdziwa, że taką masę ludzi i drewna niosła przez morskie bezmiary oszczędzając im wspomnianych doznań…

Przebywając na pokładzie Yared nie stronił od towarzystwa. W czasie niepoświęconym na treningi można go było zoczyć zarówno wymieniającego uwagi z Orsimerami, jak i rozmawiającego z piratami. Drugiego dnia gdy okazało się, że metraż Gwiazdy nijak się ma do bezkresu pustyni i Redgard schodziwszy go wzdłuż i wszerz popadł w niejakie rozdrażnienie, zasiadł nawet pomóc piratom w ich pokładowych obowiązkach, aby jakość zaprząc myśli. Natomiast nie grał z nimi, nie pił i nie uczestniczył w rubasznych śpiewach. Krajana z zęzy pozdrowił po redgardzku już pierwszego dnia, ale później rzadko widywał w świetle dnia i jakoś nie złożyło się porozmawiać. Tylko trochę lepiej sprawa się miała z zaczytanym młodzieńcem i uprzejmą elfią dziewczyną, którzy mieli jakoby również być najemnikami, ale Yaredowi bardziej zdawali się młodocianymi (choć w przypadku elfów było to napewno niedokładne) badaczami. Niemniej wraz z Kej’kerni zdołali z nimi zamienić kilka słów. Za to cesarskich choć zaliczał w poczet pełnokrwistych wojowników, to obdarzał chłodnym i lakonicznym słowem. Zdarte bowiem insygnia legionów, których nawet nie próbowali specjalnie ukryć, były jak wymalowana na ich czołach hańba. Khajita od kota odróżnił dopiero drugiego dnia. Głównie dlatego, że zwykle jedyne co zdążał zauważyć to ginący gdzieś, lub zwisający z bocianiego gniazda pręgowany ogon. Ogon, którego też dopatrzył się raz przy piaskożerach, których regularnie z żoną doglądali upewniając się, że sen zwierząt jest głęboki i niezmącony.

***

Spojrzał na półnagą żonę przeciągającą się na koi. Redagrdyjki bogowie obdarzyli bodaj najdłuższą z rodzaju ludzkiego młodością. A może było to dziełem słońca i piasku? Dość rzec, że nie mógł się napatrzeć jej wiecznie smukłej i zadbanej sylwetce, oraz nieskazitelnej skórze, którą do spania przyozdabiała wyłącznie naszyjnikiem. Naszyjnikiem który sam jej ongiś podarował. Z resztą i naszyjnik ten niemłodemu Redgardowi wiele przypominał. Ich decyzję, by zarzucić dławiące ich dusze stadło nomadów. Ta tradycja wyschła w nich niczym wiosenna rzeka, po której ledwo ślad tylko pozostał. I wbrew rodzinom ruszyć drogą Miecza. Jedno z pierwszych zadań jakie otrzymali za złoto dotyczyło Norda, który nadto spoufalił się z córą pewnego lokalnego kacyka. Potężny wojownik nastręczył im nie lada trudności gdyż toporzyskiem swym, którym się chełpił, władał niezwykle sprawnie i w nieznanym im stylu. Przyjął wonczas na siebie Yared cios w żonę wymierzony i topór ów zakleszczył się w kolczudze i ciele łamiąc mu żebra. Czego Kej’kerni nie zostawiła obojętnie i odrzucając wytrąconego z równowagi wroga w mgnieniu sekund powaliła go. Nord zgodnie z umową stracił wtedy i swój topór i to co pchnęło go w ramiona kacykowej córy. A Yared z runicznej nordzkiej stali, co niemal jego serca dosięgła, zrobił dla żony ów naszyjnik.
- Czy mówiłem ci już dziś pani żono, że pięknie wyglądasz? - rzekł do niej nieoczekiwanie.
- Nie panie mężu. Nie mówiłeś - skłamała z uśmiechem na twarzy i przyciągnęła się raz jeszcze. Z pełną premedytacją. Po czy nie śpiesznie ruszyła w jego stronę. - Możesz zatem to powiedzieć - dodała. Lubiła słuchać takich komplementów z ust wytatuowanego wojownika, którego wybrała sobie na towarzysza życia.
- Zatem… wyglądasz pięknie. - uśmiechnął się do partnerki - Nie to jednak chciałem rzec z początku. To samo mi się wyrwało. Planowałem powiedzieć, że zaciekawiła mnie sytuacja na statku. Wynajęto nas jako zbrojną ochronę i choć w kontrakcie napisano “i nie tylko” to naliczyłem łącznie piętnaścioro najemników. Z tego jednak ledwo połowa, bo osiem, czyli my, Orsimerzy i Colovianie to wojownicy. Mogę się mylić co do reszty, ale… dobór takiej “ochrony”... Nie wiem pani żono. Nie mogę tego rozgryźć.
Kej'kerni spoważniała. Wiedziała, że uważne obserwacje i zwracanie uwagi na różne szczegóły przez Yareda nieraz pomogły im nie wpakować się w kłopoty. Jak choćby zlecenie dla nibenejskiej kupiec. Mieli ochraniać karawanę. Yared szybko zauważył, że ilość ochrony jest nieproporcjonalnie mała w stosunku do wielkości samej karawany jak i wartości ładunku.
Nawet zapewnienia samej zleceniodawczyni nie uśpiły czujności wytatuowany Redgarda. Co koniec końców przysłużyło się Mistrzom Miecza, samej wyprawie, ale nie kupiec. Okazało się, że Nibenejka chciała oszukać swoich wspólników nasilając na słabo chronioną wyprawę bandytów.
- Wiesz dobrze, panie mężu, że ufam twojej ocenie. Dla mnie również niejasne są zasady, tej która wynajęła nasze miecze. Dlatego musimy utrzymać nasze ciała i umysły w doskonałej formie, żeby móc stawić czoła nieznanemu - pogładziła dłonią wytatuowany policzek.

Jest coś niezwykłego w dotyku dłoni, która równie wprawnie niesie śmierć, co daje tak niepozorną pieszczotę. Yared pokiwał głową westchnąwszy.
- Może się okazać, że ruiny Bthzark będą w tym wszystkim najmniej nieznane i niebezpieczne - rzekł głosem zupełnie jednak pozbawionym obawy - Cieszę się na to co przyniesie nam jutro.
- To może… - błysk w oku Redgardyjki mógł zwiastować tak zachętę do walki jaki i miłosnego uniesienia.
Kej'kerni wykonała szybki przewrót i stanęła na deskach kajuty, którą zajmowali. - Mały pojedynek?
- Dobrze - odparł jakby myśl ta wybudziła go ze snu rozważań, do których owszem był zdolny, ale niezbyt chętny. Zaraz też w jego oczach pojawił się niebezpieczny ale zupełnie jej oddany błysk - Bacz lewego boku pani żono, bo rankiem Onsi natchnął mnie nowym cięciem.

Szarpnięcie pokładu było zupełnie niemożliwe do przewidzenia. Pozostawieni na pastwę równowagi jaką mieli w pozycji po fechtunku, redgardzkie małżeństwo wyłącznie instynktownie spróbowało złapać się czegokolwiek.


Pierwsza para rzutów Yareda. Druga Kej'kerni.

 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem