Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2023, 09:59   #132
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Eiliandis przeniosła swe spojrzenie na krzykacza, którzy zepsuł całą tą chwilę i który obrażając jej przyjaciela chciał dodać sobie czy to powagi, czy odwagi lub zaskarbić sobie względy zebranych.
- Przedkładasz zatem swoją prywatę nad dobro swego ludu i wolę swego króla? Ból i cierpienie już zupełnie żółcią zalały cię i starasz się je innym, którzy ich też doświadczyli, ale otrząsnęli się z tego, na nowo przywróci. Kto zatem winien śmierci tego syna? Kogo chcesz wyzwać by nakręcić tę spiralę nienawiści i krwi? - Spytała spokojnie, a jej głos był lodowaty.

- Dziecko. - nawet nie spojrzał na ciemnowłosą. - Co ty wiesz o cierpieniu…

Nie odrywał wzroku od Cadoca.
- Więcej niż ci się wydaje starcze. A sądząc po tym jak usiłujesz przedstawić swoją stratę, nie była ona taka znowu wielka, a Ty szukasz tylko powodu do bitki - odparła mu Gondoryjka nie kryjąc, że nie wierzy w jego słowa o cierpieniu jakiego go spotkało.

Zwinnoręki, zdezorientowany w pierwszej chwili, wytrzeszczył oczy na pieniącego się Rohirrima. Eorlongowie, chociaż niewatplieie krewcy, zdawali mu się jednak zdyscyplinowanymi. "Toć to już nie słowne przepychanki, ale bunt przeciw woli dowódców! I krew sie zaraz może polać." - pomyślał, obrzucając wzrokiem krzykacza i stojacych w pobliżu jeźdźców. Trącil piętami boki konia i powoli ruszył przez bród, przybliżajac sie do Rogacza. Jadąc, opuscił ręke na stylisko wiszącego przy siodle topora, sprawdzając czy lekko wysuwa się z mocującej go rzemiennej pętli.

Eorling założył hełm i patrząc na Cadoca krzyknął:

- Za niewiastami też się będziesz chował?!
Zeskoczył z konia i wyciągnął miecz.
- Stań do walki tchórzu!

Trudno orzec, czemu Cadoc z razu nie odrzekł nic Blodredowi. Znać jednak było, że twarz mu stężała, a żyłka dolnej szczęki drgała niczym napięta bezlitośnie cięciwa. Pociemniałe jeszcze bardziej niż zawsze oczy mierzyły starca spojrzeniem bestii, która zoczyła myśliwego. Wymiana słów między Eorlingiem, a Eiliandis nie do końca do sadzowłosego docierała. Nagle poczuł ciężar swoich wątpliwości. Tego jakiej sprawie się wysłuża. I jaka wdzięczność go spotyka. Tego, że nie tutaj jego miejsce. Czy Czarodziej zakpił z niego? A może król? A może obaj na raz… Nie bał się tego draba. Ale sądził, że z jego sękatych ramion jeśli wyjdzie to z trwałym uszczerbkiem. A na domiar całe te przeklęte swaty ciemność pochłonie. Może i dobrze? Niech się durnie za łby biorą, a Żelaźni im żony porywają. Niech zyski z krów liczą i majątki przejmują łasząc się do tronu. Niech…
Dla odmiany jednak poczuł bliskość Zwinnorękiego. Chłopak pojawił się obok nie wiadomo kiedy i wyglądał jakby gotów był z nim na cały eored iść. I dotarł do niego gniewny głos Eiliandis, która w jego obronie tak śmiało urągała mocarnemu starcowi, jak w jego obronie jeszcze nikt nigdy wcześniej.
W końcu wysunął się przed Bractwo i dobył topora.
- To jest Ryk, panie Rohu. Moja rodowa scheda. Dzięki niemu i głowie mam co jeść i gdzie spać. A i srebro czasem jakie uzbieram. Więcej nie mam.
Co rzekłszy zakręcił nad głową bronią o długim stylisku tak że powietrze zafurkotało i z rozmachem wbił w ziemię przed Eorlingiem.
- Daję ci go za twe krzywdy. Bom sam jest synem. I ojcowską rzeczy rozumiem. Walczyć z tobą nie będę. Ani cię nigdzie zabierać. Żart to był wesoły, bo wieścią weselną weselić się trzeba. To nawet w Dunlandzie wiemy i szanujemy. - podszedł jeszcze bliżej do wojownika i tym razem kontynuował ciszej, by głos już nie niósł się na cały tłum - Ale nie lżyj mnie obcego, bo pamięć syna tym samym lżysz. Jeśli jako moja towarzyszka rzekła, nienawiść ci tego dostrzec nie pozwala, to spotkam się z tobą. Dni siedem po weselu. Wybierz gdzie. Czy to cię zadowala Blodredzie?

Blódred podniósł obie ręce mieczem wskazując mimowolnie ku niebu.
-Na świadków was wszystkich bracia i siostry biorę, że kłamliwe to wężowe plemię jest i strachem podszyte!

Zrobił krok i wyjął z ziemi topór po czym cisnął nim daleko. Leciał obracając się z turkotem i łoskotem wylądował w brodzie znikając pod czerwonymi falami.

-Jam Blódred Bez Trwogi pięć dni po ślubie tutaj czekać będę! A świadectwo tchórzostwa ten Dunlandczyk wszystkim obecnym dał i od dzisiaj Destardem zwać się będzie do czasu, aż krwią moją ten przydomek zmyje!

Pomruk aprobaty dla słów Rohirrima i pogardliwych spojrzeń spadł jak grad na Cadoca. Odmówić honorowego pojedynku w Rohanie ze szczególną infamią łączyło się zawsze.

Cadoc ze zgrozą spojrzał na to gdzie wylądowała jego broń. Potem spojrzał raz jeszcze na starca, który niezmiennie sobie wycierał gębę jego honorem.
- Blodredzie - rzekł by ten na niego spojrzał. Po czym bez ogródek przywalił mu pięścią w brodaty łeb.
Słysząc obelgi wykrzyczane przez Blodreda pod adresem Dunlandczyka i widząc reakcję innych Rohirrimów, Zwinnoręki poczuł, jakby ktoś jego samego w pysk strzelił. Pamięć przywołała obraz, jaki widział siedząc na czatach u obozu Żelaznych Ludzi: Rogacza wkraczającego śmiało wraz z Eliandis do tego wilczego gniazda , by negocjować wolność Eogarowej żony, nie wiedząc, czy ujdą z niego z życiem; Rogacza wydobywającego Esweld z rąk Rhonwen, gdzie z jednej strony niosły śmierć dunlandzkie strzały a z drugiej rohirrimskie włócznie "Tchórzem!? Jego?! " - chciał wrzasnąć, ale zdołal wydobyć głosu, bo szczęki mu wściekłość zacisnęła, aż zęby zgrzytnęły. Jakby go wicher z siodła zdmuchnął - stojąc po kolana wodzie wyrwał topór z troków u siodła, okręcił w miejscu, rozbryzgując wodę, zrobił krok, drugi... zobaczył jak pięść Rogacza mknie w stronę twarzy starego Eorlinga.
Cadoc zamachnął się lecz Rohirrim przewidział atak i jedynym ruchem głowy uniknął cios zaciśniętej pięści.
W odpowiedzi Blódred splunął prosto w twarz Dunlandczyka.
- Chwyć za ostrze dzikusie! Bezbronnych nie zabijam! - ryknął gniewnie.
Rogacz otarł rękawem plwociny i powiódł mrocznym wzrokiem po wszystkich. Ze złości w oczach niemal pociemniało, a serce waliło jak krasnoludzkim młotem.
Nikt nie śmiał się lecz wiele spojrzeń było kpiących lub rozweselonych obrotem wydarzeń. Na wielu obliczach wojowników ze Wschodniej Bruzdy malowało się żenujące rozczarowanie.
Cofając się plecami do konia Dunlandczyk spode łba wilczym wzrokiem omiatał otoczenie lekko dysząc a w skroniach pulsowała krew.
- Kobyle zady, wszystkie… - warknął pod nosem, ręką na pamięć sięgając po swój zapasowy, przytroczony u siodła jednoręczny topór.
Wyszarpnął oręż, a potem chwycił tarczę.
- Niceście nie warci Rochy!! A ty!? - toporem wytknął Eiliandis - Nie obszczekuj, żeby potem kto inny bronił i juchę przelewał! - zganił gniewnym krzykiem wściekłości i rozżalenia Gondoryjkę.
- Arrrggghhhttttt!!!! - wydał z siebie dziki szaleńczy krzyk szarżując z toporem wprost na Rohirrima.

Wojownicy starli się ze sobą bez żadnego poszanowania dla wojennego rzemiosła. Zaniedbując wszelką dbałość o swoje zdrowie i bezpieczeństwo, a przeciwnie dając losowi wszelką sposobność ku temu by życie zatracić. I ani się mogli zebrani wokół na dobre rozstawić dla lepszego wglądu na owo widowisko… było po walce. Szybka wymiana brutalnych, okrzykami wzmocnionych ciosów, w które włożono z jednej strony zimną i pielęgnowaną, a z drugiej świeżą i zagotowaną żądzę krwi przyniosła krótki szczęk szczerbionych na pancerzach ostrzy i chwilę później siwa głowa sękatego starca zatoczyła łuk i z łoskotem potoczyła się po ziemi, a wielki korpus jeźdźca legł u stóp Dunlandczyka. Sadzowłosy dyszał ciężko patrząc na zwłoki przeciwnika. Pociemniałe wciąż oblicze, krwią obryzgane nie przypominało kogokolwiek kogo można by nazwać kompanem, towarzyszem, czy w ogóle żadnym Wolnym Człekiem Śródziemia.
- Arrrggghhhttttt!!!! - Wrzasnął raz jeszcze na bezgłowe już ciało.
Po czym nie bacząc na nikogo (a już wręcz unikając spojrzenia ku Eiliandis i Zwinnorękiemu), ruszył prędko ku koniowi, wskoczył nań nieco niezdarnie i gniewnie skłuwszy zwierzęciu boki, pogalopował przed się.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem