Wszystko rozegrało się tak szybko, że Zwinnoręki ledwie kilka kroków ku adwersarzom zdążył zrobić, a ci już rzucili sie ku sobie... a zaraz potem bezgłowe ciało starego Eorlinga zwaliło się ciężko w nadrzeczny piach.
Oniemialy młodzieniec stał jak wryty. A chociaż nie była to pierwsza przelana krew, jaķa przyszlo mu oglądać - to patrząc na Rogacza, zbryzganego posoką, szczerzącego zęby jak dziki zwierz, błyskajacego szalonymi oczami - poczuł wręcz lęk. Lęk, który wpierw zmienił się w jakowyś wstyd i żal - gdy odprowadzał wzrokiem odjeżdżającego towarzysza - by za chwile przerodzić się w niepowstrzymaną wściekłość, nie mniejszą niż wtedy, gdy z ust Baldaka uslyszał słowa lżące jego matkę.
- Wyy... - zawarczał, postępując kilka kroków naprzód i wodząc pałającym wzrokiem po twarzach otaczających miejsce walki Eorlingów - Wy chcieliście go tchórzem obwołać, głupcy?! Toć on... marszałka waszego niewiastę... gdy ją wam Żelaźni nocą spod nosa zabrali, ruszył szukać. Za nią karku nadstawiał! Już żeście zapomnieli? A ten... - wskazał bezgłowe ciało - go tchórzem nazwał? A wy za nim?! To i spłynęła jego krew! Dość wam jej będzie?!