Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2023, 09:53   #5
Bellatrix
 
Reputacja: 1 Bellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputację
Na bretońskiej ziemi bywała wielokrotnie, zwłaszcza w młodości, gdy rodzice wybierali się z pełną obstawą do rezydencji wujka Bergwijna w Quenelles. Pamiętała, że była wtedy zauroczona wszystkimi tymi opowieściami o rycerzach, tajemniczej Pani Jeziora w którą wierzyli Bretończycy i pięknymi krajobrazami tej krainy, które miały szczególne miejsce w jej sercu. Wiele wiosen później wciąż zachwycały ją te tereny, a odwiedziny u wujka były swoistym powrotem do przeszłości.

Choć stary Mathijs, który oprócz majątku dorobił się kilku (byłych) żon, dzieci i wnuków, szczerze namawiał ją, by pozostała w murach willi choć kilka dni dłużej. Jej natura włóczykija nie pozwalała jej jednak zagrzać miejsca w pięknym, malowniczym domu w centrum Quenelles. Powód był prosty i wręcz prozaiczny - Dagmar po prostu się nudziła. Nie wyobrażała sobie, by miała kiedykolwiek osiąść na stałe w jakimś miejscu, choć rodzice na pewno by sobie tego życzyli. To nie było życie dla niej.

Kiedyś, na samym początku swojej drogi wędrowca nawet sama myślała, że wróci do Marienburga, gdy już się dorobi i pokaże wszystkim, że to nie był błąd, gdy rzuciła wszystko i wyruszyła w drogę. Obecnie nie miała tego w planach. Życie na szlaku tak ją pochłonęło i zahartowało, że nie było nawet możliwości, by się z niego wycofała. Wystarczyło kilka dni w spokojnej rezydencji wujka, by zdała sobie sprawę, że taka egzystencja pozbawiona jakiegokolwiek uderzenia adrenaliny nie jest dla niej. Wiedziała, że kiedyś rodzice pokładali w niej swoje nadzieje na przejęcie interesu, jednak na szczęście jej młodszy brat Dries wolał bardziej stateczne życie i miał głowę do rachowania. Dzięki temu mozolnie budowany przez wieki biznes winiarski de Vrijów miał godnego i poważnego sternika na kolejnych kilkadziesiąt lat. W sumie to powinna odwiedzić brata, bo dawno się nie widzieli. Rodziców nie bardzo, bo znowu będą ją strofować, czego bardzo nie lubiła.

Wracając głównym szlakiem do Imperium, w Grunere natrafiła na ogłoszenie z klasztoru La Maisontaal leżącego w głębi Gór Szarych. Nie narzekała na pieniądze, ale że lubiła nowe wyzwania, postanowiła się zgłosić. Szybko się okazało, że dołączyła do grupy podobnych jej interesantów, gdzie natrafiła też na Floriana, kapłana Shallyi, z którym ze dwa razy dane jej było współpracować. Miło było widzieć znajomą twarz i aż jej się na sercu przyjemniej zrobiło.

- Wygląda na to, że trzeci raz będziemy pracować razem. Sigmar musi mieć wobec nas jakieś plany - rzuciła wesoło, uśmiechając się półgębkiem do białoskórego kapłana. - Cieszę się, że postanowiłeś dołączyć, Florianie. Zawsze lepiej mieć obok siebie osobę, na której można polegać, gdyby coś poszło nie tak.

Była wysoką, ładną brunetką o dużych, orzechowych oczach, prostym nosie i pełnych ustach. Przez ostatnie kilka lat i wydarzenia, których była świadkiem jej oblicze nieco stężało, zatracając typowo dziewczęce, niewinne rysy. Patrząc w jej oczy można było łatwo dojść do wniosku, że swoje przeżyła a mimo to wciąż tliła się w nich jakaś iskra radosnej nieobliczalności. Właściwe kobiecie kształty kryła pod najlepszej jakości ubraniem podróżnym - miała na sobie czarne spodnie z wyprawionej skóry i buty pod kolana, a wyżej kubrak oraz koszulę pod którą znajdował się skórzany kaftan bez którego nie rozstawała się na szlaku. Nie wszystko też dało się zauważyć na pierwszy czy drugi rzut oka.

Obrazu dopełniał fioletowy, zdobiony haftami płaszcz z kapturem który mógł zdradzać, że pochodzi z wyższej warstwy społecznej. Na to zarzucony miała wysokiej jakości zimowy płaszcz obszyty wewnątrz futrem. Ciepłe skórzane rękawice skrywały obie dłonie, a jedna z nich prowadziła dobrze odkarmionego osiołka niosącego w jukach na grzbiecie najważniejszy dobytek Dagmar. Oprócz typowo zimowego odzienia można też było dostrzec miecz i sztylet przy pasie. Pistolet, proch i amunicja schowane były głębiej i zabezpieczone przed kaprysami paskudnej pogody.

Na przestrzeni tych kilku dni, w których razem podróżowali, dała się poznać jako osoba żywiołowa, otwarta, mająca swoje zdanie i nie bojąca się go wygłaszać. Sympatyczna, ale twardo stąpająca po ziemi; wygadana, ale nie nachalna i nie mieląca ozorem na wszystkie strony. Gibkość jej ruchów pozwalała jasno stwierdzić, że na pewno umie posługiwać się noszoną przy pasie bronią a szybkość i zręczność w walce to jej główne atuty.

Widok zakapturzonego nieznajomego obserwującego ich z wysokości nie wzbudził w niej jakichś większych emocji. Prawdopodobnie był to jeden z lokalnych mieszkańców gór, który po prostu lubił sobie popatrzeć na podróżnych przedzierających się przez te tereny. Bliżej wieczora pogoda załamała się, ale Dagmar nie narzekała, choć nie lubiła zimna a przede wszystkim wiatru, który chciał wcisnąć się we wszelkie możliwe miejsca. Naciągnęła mocniej kaptur płaszcza na głowę i skupiła się na obserwacji okolicy. Dobrze chociaż, że osiołek nie sprawiał problemów i szedł posłusznie dwa kroki za nią.

Brnąc przez ciemnicę ujrzeli w końcu nieopodal światło, a to mogło oznaczać schronienie przed tą paskudną pogodą! Pomimo zmęczenia, w Dagmar wstąpiły jakby nowe siły i przyspieszyła kroku, by znaleźć się bliżej tego miejsca. Gdy okazało się, że była to drewniana kapliczka Taala, wiedziała już, że tę noc spędzą pod dachem. Ktoś nawet zadbał o to, by pozostawiane tu zwierzęta czuły się komfortowo, więc zostawiła pod wiatą osła (na razie wciąż z jukami na jego grzbiecie) i ruszyła z pozostałymi, by sprawdzić, któż to ugościł się w środku.

- O tak, po takiej podróży gorąca ziołowa herbata dobrze nam zrobi - powiedziała wesoło do Floriana. Następnie weszła do chatki tuż za Dorianem.
 

Ostatnio edytowane przez Bellatrix : 10-03-2023 o 09:58.
Bellatrix jest offline