Po wkroczeniu na pokład żółtym oczom Andrasephony ukazał się budzący podejrzliwość widok. Dziarscy siepacze Aventusa Gratiusa wyglądali na bliskich paniki, co mogło jedynie oznaczać bardzo poważne kłopoty. Z kolei energiczne okrzyki i uwijanie się żeglarzy przy olinowaniu oraz szykowanie pokładowych balist do wystrzału wyraźnie sugerowało, że w okolicy znajdowało się jakieś zagrożenie. Tylko jakie? Czym mógł być trwożliwie okrzyknięty „pomiot Hircyna”? Na pewno nie łuskowatymi bestiami spod pokładu, niebezpieczeństwo bowiem ewidentnie nadchodziło z morza.
Żeby to szybko wyjaśnić, zgodnie z pierwotnym założeniem szpiegini udała się na achterdek, zapytać samego kapitana. W końcu to on był odpowiedzialny za żaglowiec i powinien posiadać bieżące informacje o zagrożeniu. Po drodze dziewczyna ujrzała spowitego magią Bretona. Zgodnie z powszechnym stereotypem syn Wysokiej Skały parał się
Zmyślnym Rzemiosłem. Tylko komu te wyjątkowe talenta zawdzięczał jeśli nie odziedziczonej po altmerskich przodkach najszlachetniejszej z krwi?
Zagadnąwszy kapitana Elsinire spojrzała na kapłana Kynareth. Liczyła, że Nordowi starczy skupienia, by ponownie zapanować nad wiatrem.
— Mogłabym spróbować uspokoić bestię — zaproponowała. — Przygotujcie się na ten moment. Jeśli tylko mi się powiedzie, musimy ruszyć cała naprzód. Może wtedy zdołamy jej zbiec.
Stojąca blisko stermasztu Altmerka wyjrzała przez burtę pokładu rufowego. Spróbowała stamtąd dostrzec morskiego potwora. Nie było sensu szukać dogodniejszego miejsca, ponieważ wiedziała, że nie sięgnie zaklęciem na więcej niż sto sześćdziesiąt cztery stopy.