Nefrytowa Gwiazda,
18. Pierwszego Siewu 2E 581
Niewzruszony, wręcz nieludzki spokój i opanowanie redgardzkiego mistrza miecza wywołały porażające wrażenie na gromadzie Żagli. Nazz był nieomal pewien, że nikt nigdy wcześniej nie potraktował ich na pokładzie własnego statku z równą nonszalancją i całkowitym brakiem lęku.
Stojąc w miejscu z twarzami wykrzywionymi w grymasach konsternacji i strachu, żeglarze jakby zapomnieli o ściskanym kurczowo orężu zerkając to na dwa wsłuchane w dźwięki gwizdka piaskożery, to na siebie wzajemnie.
- Ty się znasz na uspokajaniu tych kurwich wieprzów, tak? - biegły w magii transmutacji żeglarz złapał Nazza za ramię swoją spowitą widmowym blaskiem dłonią, przez co cialem Redgarda przebiegł leciutki i zaskakująco przyjemny dreszcz - Mówiłeś, że się na nich znasz, tak? Czy on je uspokoi tą piszczałką?
Nienawykly do skupiania na sobie uwagi, po prawdzie wręcz skrzętnie się tego wystrzegający, Cień poczuł znienacka na sobie tuzin zdesperowanych spojrzeń rozpaczliwie szukających potwierdzenia w jego ustach.
Redgard nie zdążył odpowiedzieć, ubiegł go wściekły ryk jednego z piaskożerów. Rozjuszony najpewniej nie tyle hałasem, co obcym sobie zapachem spoconych ludzkich ciał, zwierz przestał się koncentrować na dźwiękach płynących z gwizdka Yareda, tylko smagnął pręty klatki tak silnie, że dwa z nich wygięły się nieznacznie. Przednie łapy bestii targnęły w instynktownym odruchu podłoże pod brzuchem piaskożera, w odruchu nakazującym jak najszybsze zakopanie się w sypkim gruncie.
Pierwsze deski pokładu, na którym stała klatka pękły z suchym trzaskiem tam, gdzie dosięgły ich pomiędzy spodnimi prętami zakrzywione na podobieństwo haków pazury drapieżnika.
W oczach otaczających Nazza żeglarzy zapłonęły ogniki czystego szaleństwa.