- JoJo, zabierz go do furgonu. Zwiąż, ustaw tak, żaby było go widać, jak otworze boczne drzwi. Użyjemy go jako argumentu, żeby ostudzić gorące głowy, jak będzie potrzeba. -
Buck wydał polecenie jąkającemu się Latynosowi, po czym podszedł jeszcze do Suareza i na dzień dobry dał mu w pysk, aby odpowiednio o nastawić go do rozmowy. Tym razem nie bawił się w żadne ogłuszanie, czy inne taki. Ot zwyczajnie rozkwasił nos, sprawiając, że efektownie zalał się krwią. W razie czego musi robić odpowiedni wrażanie. - Jeszcze jedne taki numer jak w tym kiblu i skończysz z kosem pod żebrem. - warknął mu do ucha po hiszpańsku - Masz coś, co należy do mnie i chce mieć z powrotem a Ty jeszcze możesz wyjść z togo żywy. O ile nie zmusisz mnie, żebym sam sobie tego poszukał, bez twojego udziału. -
Dał znak JoJo, żeby zabrał Suareza do furgonetki a sam chwycił za krótkofalówkę. - Brawo, Charlie pełna gotowość. Wytłumaczcie grzecznie debilowi pod bramą, że w tej chwili nie chce tu być i zając pozycje. Za chwile powinni wychodzić. - - Co masz zamiar zrobić? - zapytał Storm z wyczuwalnym napięciem w głosie. - Mam zamiar wyprowadzić ich na zewnątrz i zgarnąć, tak jak planowaliśmy. Jak się uda, to zagram trochę na czas, żaby nasze drinki zaczęły działać. Ty wracaj na sale i obserwuj stolik. Jeśli zobaczysz, że coś zagraża naszym dziewczyną, to dajesz sygnał i wszystkie grupy wchodzą do lokalu, zabieramy dziewczyn i wycofujemy się. Ale liczę, że jednak pokuszą się o wyjście na zewnątrz, przy odrobinie szczęścia może nawet się rozdzielą i część zostaje na Sali z dziewczynami a część wyjdzie po mnie tutaj. W takim wariancie, jak ci drudzy już wyjdą, to wraz z grupą z baru przejmiecie dziewczyny a my zajmiemy się tu resztą. - - A jak wezmą je za sobą? - - To zadziałamy zgodnie z planem a Ty i grupa ze środa wychodzi chwile za nimi, jako nasza kawaleria. -
Storm kiwną głową i ruszył do drzwi. Buck dotrzymał mu kroku, ale po wejściu na zaplecze nie wchodził na salę tylko odnalazł wzrokiem jedną z miejscowych kelnerkach. Rezolutną blondynkę, która poznali już wcześniej. Juanita, chyba tak miał na imię. - Co tam wielkoludzie? - zapytał z wyzywającym uśmiechem podchodzą bliżej. - Mam tu takie coś na zbyciu i wydawało mi się, że to coś w twoim stylu. - Buck z uśmiechem wyjął banknot studolarowy. - Och, przyjacielsku, za to możesz prosić prawie o wszystko. -
Tym razem to Buck się uśmiechał i pochylił się nad nią, żeby wyszeptać jej parę słów do ucha. - Ooooo…. Jesteś pewien, że tego właśnie chcesz? Wiesz ich jest tak sporo… - - Tak, dokładnie tego. Pamiętaj. Dwóch białasów, w tym jednej wielki, łysy i brzydki. - |