„Sącrebleu!” - zaklął Dorian po bretońsku, wysuwając z cichym sykiem „Rozjemcę” z jaszczura. Nagie ostrze błysnęło setką pełgających po jego głowni, odbitych płomieni ogniska. „Panienko przenajświętsza, użycz mi swej mocy, bym podołał wrogom, którzy samym swym istnieniem plugawią Twą ziemię!” - wypowiedział w myślach swą prostą modlitwę o błogosławieństwo do Pani Jeziora. Nie było to pole bitwy, na którym mężni ludzie odziani w stalowe płyty stawali naprzeciw siebie w szlachetnym boju a który to bój poprzedzały rytualne modły i wymyślna rycerska kurtuazja. Tu liczyła się brutalna siła, szybkość reakcji i bezwzględność. Życiowy gnój i bród. Którego owe kreatury były żywym wcieleniem. Gnój w którym taplał się od chwili, kiedy za sprawą jego własnego syna, pierworodnego, spłynęła nań hańba. Gnój w którym nauczył się żyć, choć czuł z każdą chwilą że zapada się weń coraz głębiej i głębiej. Gnój, który sprawiał, że zwykle brzydził się samego siebie. Tego, kim się stał.
I znał tylko jeden sposób, by móc choć na chwilę pozbyć się niesmaku do samego siebie. Ta chwila, kiedy serce biło szybciej, krew żwawo płynęła w żyłach a żądza walki wyganiała z głowy złe myśli. Ta chwila, właśnie nadeszła.
-A weź spierdalaj! - krzyknął Dorian skacząc do przodu, by osłonić wysuniętych do przodu inżynierkę i albinosa. Przez ułamek uderzenia serca pomyślał jeszcze, by na przyszłość poinstruować swoich towarzyszy co należy rozumieć pod pojęciem „ostrożność” na szlaku. Tarczą, którą zapobiegliwie wziął z sobą, osłonił się na wypadek zdradzieckiego strzału a miecz pomknął na spotkanie wroga. Wiedział, że w takich chwilach może na nim polegać. Podobnie jak na opiece swej Bogini, która przecież nie mogła łaskawym okiem spoglądać na to by takie plugawstwo rozpełzało się po jej ziemiach. Czuł w sobie siłę jaką dawały mu lata doświadczeń. Czuł w sobie siłę swej Pani. I wiedział, że żadna z tych sił go nie zawiedzie.
Miecz wiedziony pewną ręką starł się z pierwszym zakrzywionym ostrzem a siła uderzenia rycerza odbiła w bok dzierżący go szpon tak silnie, że niemal obrócił bestię wokół osi. Rycerz ciął z całej z całej siły przekuwając w znany sobie wewnętrzny gniew w bitewną wprawę.
Wprawę, która była zwykle zabójcza.
[Dorian po swej krótkiej modlitwie pragnie użyć „cnoty doskonałości”]
.