Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2023, 10:14   #78
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Bezahltag; popołudnie; hospicjum

Otto spojrzał dość ciepło na dwójkę swoich podopiecznych jak tylko ich zobaczył.
Marika i George, nie sądził, aby głos Soren i Vesty mógł zbliżyć ich, ale musiał sobie przypomnieć, że te dzieci są niewtajemniczone i znają rozmiarów wielkiej gry, w której są jedynie pionkami pionków.
- Pozwól mu mówić, Mariko. Jego sny wypełniają go myślami, których nie może zatrzymać dla siebie. Dawno nie interpretowałem przepowiedni, aby dobrze odgadnąć, ale… - uśmiechnął się do kobiety - Podejrzewam, że kiedy pójdziesz pod opiekę przepięknej Sorii, zaopiekuje się tobą. Będziesz jak w pięknym kokonie z jedwabnych pajęczych nici. - poklepał po ramieniu Georga - Być może za kilka dni przyprowadzę znajomego do ciebie George. Czarodzieja, który spogląda w gwiazdy, może pomoże ci znaleźć drogę w tym mętliku.

- Nie no… Niech sobie mówi… - dziewczyna myjąca gary i przy okazji sprawująca opiekę nad pacjentem jaki sprawiał dość zdziecinniałe wrażenie, wzruszyła ramionami sama chyba nie będąc pewna co o tym wszystkim myśleć. Popatrzyła niepewnie to na kolegę - pacjenta to na młodego mnicha jaki ich właśnie odwiedził na krótko przed obiadem. W końcu uśmiechnęła się całkiem ciepło i przyjacielsko do tego drugiego.

- Myślisz, że pójdę do Sorii? Bardzo bym chciała! Zwłaszcza jak ona jest od Pajęczej Królowej. Pająki i sieci też mi się śniły ale nie kokony. I to takie duże, że to ja bym się miała w nich zmieścić. Ale myślałam, że lady Fabienne mnie weźmie. Tak mówiła jak tu była ostatnio. - odparła nieco wyjaśniając rozmówcy swój punkt widzenia i dało się wyczuć, że chociaż zapewne dwie pozostałe młode szlachcianki zrobiły na niej pozytywne wrażenie i chętnie by się stąd wyrwała na służbę u którejś z nich to jednak pajęcza milady była na samym szczycie jej hierarchii. Wię zapewne najchętniej służyłaby osobiście właśnie jej i u niej.

- Aha, czarodzieja, tak, tak. Wiedziałem, że tak będzie. To oczywiste. Tak, będzie mówił i pytał, tak. To przeor się zgodzi tylko trzeba z nim dobrze pomówić. Wszystko jest zapisane w księgach. Księgi wiedzą różne rzeczy. To o was też. - George dla odmiany wcale nie wydawał się być zmieszany czy zaskoczony słowami mnicha. Wręcz przeciwnie mówił tak jakby owa wizyta była od dawna ustawiona w jego grafiku i teraz Otto tylko przyszedł ją potwierdzić. Marika znów popatrzyła na niego z powątpiewaniem ale komentarze zatrzymała dla siebie.

- Dzięki za radę i za sugestię co do Anniki. - uśmiechnął się mnich i zerknął na Marikę - Nie mów tego nikomu, ale lady Fabianne jest podwładną Sorii. Jeżeli będziesz u pani von Mannlieb, to Soria nie będzie daleko. Jeszcze nie znam czasu, kiedy do niej cię zabierzemy, ale podejrzewam, że jest to bliżej niż dalej. Dobrze wykonuj swoje czynności, a nic nie przedłuży ci czekania. - zerknął na budynek Hospicjum i westchnął - Nie będę wam przeszkadzał, mnie teraz czeka trochę pracy. Miłego dnia. - skinął dwójce głową i ruszył do przybytku. Postanowił najpierw odwiedzić Annikę. Zapukał do drzwi izolatki kobiety.
- Anniko, tu Otto. Mogę wejść?

Otto żegnał się z dwójką pacjentów ze stołówki w dość pogodnych nastrojach. George wydawał się być w swoim dziecinno - beztroskim nastroju zaś Marika ucieszona swoją służbą u ładnych szlachcianek i obietnicą kontaktu z córką Pajęczej Królowej obiecała nie sprawiać kłopotów i jakoś wytrzymać tą końcówkę swojego pobytu w tym charytatywnym przybytku. Po czym udał się do sektora izolatek gdzie w jednej z nich przebywała milcząca pacjentka. Jak do niej zapukał usłyszał krótkie “Właź” po czym jak otworzył drzwi zastał ją tak jak i wcześniej. Czyli leżącą biernie w samej koszuli i kalesonach na rozłożonej pryczy z ręką pod głową i wpatrzoną obojętnie w sufit. Tylko na moment skierowała na niego milczące, ponure spojrzenie ale nie odezwała się ani słowem.

- Miło, że jesteś w dobrym humorze…- zaczął - Mam pomysł, który może go poprawić. Co powiesz na ciepłą kąpiel? Spędziłaś tu dużo czasu, sama, trochę swieżego powietrza ci się przyda. No i zmyła byś z siebie pot, zmęczenie i niepożądane myśli?

W pierwszej chwili się nie odezwała. Tylko posyłała mu uważne spojrzenie szukając w jego twarzy… No właściwie nie wiedział czego. Tak samo jak tego czy znalazła czy nie.

- Dobra. Bo już zaczęłam śmierdzieć. - powiedziała krótko i wstała bez ostrzeżenia. Stanęła na środku swojej celi, tak samo niewielkiej jak tą w jakiej bytował Thorne i czekała aż mnich ją zaprowadzi do łaźni.

Otto spokojnie wyszedł i poczekał na kobietę, zamykając za nią drzwi. Po czym bez ceregieli zaprowadził ją do łaźni. Rozejrzał się czy pomieszczenie jest nie zajęte, po czym wprowadził kobietę.
- Spędź tu, tak długo jak zechcesz. Ja będę czekał za drzwiami, jeżeli będziesz czegoś potrzebować. - odwrócił się, aby wyjść i zostawić Annikę, aby zajęła się swoimi potrzebami.

Znów się niewiele odzywała. Zarówno gdy szli przez hospicjum jak i w samej łaźni. Ta akurat okazała się pusta, zbliżała się pora głównego posiłku więc nikt w tą porę raczej nie brał kąpieli. Te urządzano zwykle rano albo na wieczór. Widok balii z czystą i ciepłą wodą jednak zdawał się przyciągać wzrok pacjentki. Poczekała aż wyjdzie i zamknie drzwi. I po chwili zza nich usłyszał odgłos plusku wody gdy pewnie weszła do środka. A potem dalsze, gdy się zaczęła kąpać. I nawet zaskakująco miłe dla ucha przyjemne, kobiece nucenie gdy tak sobie uprzyjemniała tą kąpiel. W końcu pluski ustały zakończone jakimś większym ociekającym odgłosem gdy pewnie wyszła z balii. Jeszcze trochę cichszych odgłosów kroków bosych stóp na posadzce i innych gdy pewnie sie wycierała i ubierała. W końcu otworzyła drzwi i jeszcze z mokrymi włosami wyszła znów ubrana w koszulę i jakieś spodnie. Chociaż takie czste a nie te co miała na sobie poprzednio.

- Już. - odparła krótko ale chyba pierwszy raz od dawna widział uśmiech zadowolenia na jej surowej zazwyczaj twarzy. - I dziękuję. - dodała jakby przez chwilę walczyła ze sobą aby nie uznać tego za oznakę słabości czy podporządkowania. Zaczął jednak bić gong wzywający wszystkich na obiad.

Mnich chwilę się zastanowił, wsłuchując się w gong i patrząc na Annikę.
- Obiecujesz, że zachowasz się dobrze i nie dasz sprowokować? - jego wzrok był poważny - Będę przy tobie, więc nie masz się co martwić. Jednak chce twojego słowa, to pójdziemy zjeść z wszystkimi.

Uśmiech szybko zszedł z jej twarzy i znów wróciła ta ponura i obojętna na wszystko i wszystkich mina. Przez chwilę trawiła jego słowa w milczeniu. W końcu swoim zwyczajem obojętnie wzruszyła ramionami.

- Nie zależy mi aby jeść z nimi. Wszystko mi jedno. Jak chcesz to mogę zjeść na stołówce jak nie to u siebie w celi. Wszystko mi jedno. Ale nikomu nie dam sobą pomiatać. Nikomu. - odparła tym ponurym tonem jakim zwykle od niej ostatnio słyszał.

- A chciałabyś zjeść na zewnątrz? Albo gdzieś indziej niż w celi? - zaczął mnich - Sporo przeszłaś przez ostatnie dni i sądzę, że zasłużyłaś na taki dzień dla siebie. - uśmiechnął się do kobiety - Natomiast moje "czy dasz słowo", miało bardziej na celu… zbadania twojego nastawienia. Nawet jeśli dałabyś mi słowo, nie powstrzymałbym cię przed upodobnieniem Thorna do mnie, gdybyś chciała. - popukał się przy tym w opaskę na pustym oczodole - Zważając co nasz ogier najwyraźniej o tobie myśli.

- Zwisa mi co myśli ten wypierdek. Jak go dorwę to wtedy zobaczymy jaki jest twardy. Tutaj zawsze ktoś mi przeszkadza. - prychnęła z irytacją i pogardą wobec swojego sąsiada zajmującego cele ileś tam drzwi dalej od jej własnej. Ale uwaga o tym jaka jest groźna chyba sprawiła jej przyjemność bo w oczach pojawił się jakiś krótki błysk.

- Może być w ogrodzie. Dawno tam nie byłam. - odparła gdy propozycja wyjścia na świeże powietrze chyba przypadła jej do gustu.

- Wiem, że zaprzątasz mu głowę. Ty, Marika i kilka innych kobiet, ale to pewnie, że ostatnim razem jak jakaś u niego była, zabrałem ją zanim zdołał zamoczyć. Trochę ciepło mi na sercu, że chłopaka swędzą jaja od tamtej chwili. - trochę zaśmiał się mnich i ruszył z kobietą zabrać jej posiłek i wyjść do ogrodu.

Przez korytarz przeszedł dźwięczny, kobiecy i jawnie złośliwy śmiech gdy Annika dowiedziała się o cierpieniach kolegi z celi. Widocznie nie pałała do niego sympatią i takie wieści był miłe jej sercu.

- Oh, Marika to na pewno zaprząta głowę i jaja nie tylko Thorna. Taka śliczna dziewuszka co tak chętnie podwija kiecę zawsze przykuwa uwagę. - rzuciła zadowolonym tonem gdy szli przez korytarz. Umilkła gdy zza zakrętu wyszedł jakiś mnich i z pewnym zdziwieniem spojrzał na nich. Zwłaszcza na pacjentkę z izolatki jaka szła obok kolegi. Ale nic nie powiedział. W końcu dotarli do stołówki gdzie było już dość gwarno i ludzi się już trochę uzbierało. Był to główny posiłek dnia a w hospicjum zwykle się nie przelewało. Wśród pacjentów Otto wyłowił spojrzeniem Marikę jaka znów pełniła rolę pomocnika. Tym razem stojąc przy tym samym garze jaki wcześniej myła. Tylko teraz był napełniony kompotem jaki nalewała pacjentom i obsłudze do prostych, glinianych kubków uśmiechając się przy tym do nich ciepło. Aż można było odnieść wrażenie, że jest jakimś sympatycznym, ciepłym okruchem z innego świata, jakąś bogobojną mieszczką co pełni zaszczytną i potrzebną służbę na spotkaniu po mszy czy coś takiego. Georga nie wypatrzył. A Thorne pewnie siedział w swojej celi. Annika zaś zgodziła się poczekać przy wejściu do stołówki i jak na razie grzecznie tam stała bez zainteresowania rozglądając się po tym zwyczajowym, rozgardiaszu przy obiedzie. Dzisiaj był chyba nieco większy i radośniejszy bo okazało się, że podano zupę nie tylko z kawałkami ryby jakie były najczęściej spożywanym rodzajem mięsa nie tylko tutaj ale i w całym mieście. Najpospolitsze i najtańsze świeże mięso, podobnie popularne jak sery czy jajka. Ale także były kawałki kiełbasy co już nie było codziennością więc bardzo podnosiło na duchu i poprawiało humory.

- Dwie porcje moja droga. - powiedział do Mariki - Idziemy z Anniką do ogrodu. Nie chcę kusić losu, ale… może do nas dołączysz jak skończysz tu? - mnich zwrócił uwagę Anniki co do podwijania sukni przez przyszłą podopieczną Sorii. Być może część szeptów, czempionki Slaanesh ciągle kręciły się po głowie drugiej pacjentki. Kiedy odebrał posiłek wrócił do stojącej przy drzwiach kobiety i oboje ruszyli od ogrodu. Na miejscu mnich wybrał wygodne miejsce na słońcu, aby usiedli i rozpoczął posiłek w towarzystwie pacjentki.
- Z ciekawości. Jest ktokolwiek w tym hospicjum, kto nie wywołuje wrzenia w twojej krwi?

Zasiedli oboje przy prostym, drewnianym stole, jedynym z kilku jaki był rozstawiony w ogrodzie na takie albo inne okazje. Teraz jak letnie popołudnie okazło się pogodne to było tu całkiem przyjemnie. Trawa była zielona, winorośle oplatały mury i filary a gdzieniegdzie kwitły ozdobne kwiaty. No i ciepły posiłek, wyjątkowo bogaty dzisiejszego dnia też mógł nastrajać nie mniej pogodnie. Annika usiadła przy stole i zaczęła jeść swój obiad zastanawiając się przez kilka łyżek nad słowami jednookiego mnicha.

- Jak jestem wkurzona to wszyscy mnie wkurzają. A jak nie to najwyżej Thorne albo jakieś durne polecenia twoich braciszków. - powiedziała znów wzruszając ramionami. Nieco wcześniej jak jeszcze byli na stołówce to jakoś nie sprawiała kłopotów. Chociaż jej milcząca i naburmuszona sylwetka z mokrymi jeszcze włosami wzbudzała zaciekawione spojrzenia. Sama Marika też spojrzała w jej stronę gdy Otto o niej wspomniał i obiecała, że jak tylko nie dadzą jej jakiejś nowej roboty to chętnie do nich dołączy.

- A te co tu były ostatnio? Po co? Ta jedna mówiła, że mnie stąd zabierze. To prawda? Czy to jakieś durne gadanie bogatych damulek co chcą się pośmiać z maluczkich? - zapytała gdy widocznie myślała o wizycie trójki szlachcianek jakie tu ostatnio widziała.

Otto chwilę się zastanowił. Jak dużo mógł jej ujawnić, nie jest wtajemniczona w istnienie kultu, czy nawet prostsze prawdy Chaosu. Jest zwykła agresywną kobietą, której chybotliwa kontrola nad emocjami stała się bramą dla Norry, aby przesłać swą wolę. W wielkiej grze byłaby jedynie narzędziem ku większej chwale jak Loszka Sigismundusa. Jednak w jego głowie pojawiły się słowa Sorii, że dziewczyna jest samotna i poszukuje zainteresowania.
- Te trzy kobiety, które nas odwiedziły? To szlachcianki z miasta, oficjalnie, śmierć Księżnej przypomniał im o ich własnej śmiertelności i postanowiły zaplusować u bogów, dobrym uczynkiem. - jego wyraz był dość zniesmaczony gdy to mówił, spojrzał po chwili jednak dość konspiracyjnie na Annikę - Jest jednak druga prawda. Chciałabyś ją poznać? Taka mała, duża tajemnica między nami?

- No jak mam iść do nich na służbę to tak. - odparła po przełknięciu kolejnej łyżki całkiem smacznej dzisiaj zupy. I chyba mimo pozorów zwyczajowej obojętności była tymi słowami chociaż trochę zaintrygowana. Może nawet zaniepokojona.

- Źle się dzieje w mieście. Bogata szlachta zaczyna tracić w oczach ludu. Zakłamanie, zepsucie i wszystko to co my wiemy o takich jak oni, wychodzi na jaw. - mnich wzruszył ramionami - Strach u dupy, więc zaczynają szukać ochrony jak tylko mogą. Silna jesteś, na pewno odstraszysz niejednego chłopa, co sądzi, że widły to dobra broń. Do tego jesteś ładna, więc mogą zrzucić, że wzięły cię ze względu na wygląd. - nie było to do końca kłamstwo, chociaż trochę pokolorował sprawę motywacji Fabienne i Pirory - Znam się z tymi szlachciankami… dość blisko, więc jak usłyszały o tobie, od razu chciały cię u siebie.

- Nie obchodzi mnie ani szlachta ani prosty lud. - burknęła zanurzając łyżkę w kolejnej porcji zupy. Nad dalszymi słowami myślała jednak trochę dłużej.

- Czyli one chcą mnie jako ochroniarza? - zapytała gdy przetrawiła to wszystko. Posłała przez stół pytające spojrzenie dla rozmówcy. - A ta czarna to mówiła, że będziemy się kąpać razem. I chyba coś poknociła bo to mówiła jakby to ona miała być moją łaziebną. Ale to pewnie się pomyliła albo takie gadanie tylko. - powiedziała sądując go spojrzeniem gdy wspomniała swoją rozmową z trójką szlachcianek jakie wizytowały między innymi jej celę. A Otto może wszystkiego nie słyszał wówczas ale całkiem sporo aby wiedzieć, że Fabienne mówiła coś podobnego.

- I jak to “znasz się z nimi dość blisko”? Macie romans czy co? - zapytała jakby tym była już naprawdę zaciekawiona i zaskoczona. Bo na pozór trudno było połączyć nicią więzi i zależności skromnego mnicha z hospicjum i trójkę bogatych dam z wyższych sfer.

Mnich westchnął rozmarzony.
- Żeby tylko… - delikatnie się zaśmiał - Jeszcze nie miałem tej przyjemności, ale pracuję nad tym. Chcą cię jako ochroniarza swego dobytku, przynajmniej taką rolę oficjalnie będziesz spełniać. Co do wspólnej kąpieli… - mnich zastanowił się jak najlepiej ubrać swoje słowa - Szlachcice mają gusta i guściki. Tak jak romans mnicha z wysoką panią sprawiłby, że ja bym zawisnął, a ona musiałaby unikać balów przez rok, tak prywatne igraszki z ładną ochroniarką, przejdą bez echa. - spojrzał na swoją zupę zanim wziął kolejną łyżkę - Jest jeszcze jedna sprawa, która je i mnie zainteresowała. Zanim trafiłaś do izolatki, mówiłaś, że musisz kogoś znaleźć. Zrozumiem jeżeli, nie będziesz chciała się podzielić, ale twoje przyszłe pracodawczynie, chcą być po twojej dobrej stronie i pomóc ci we wszelkich prywatnych zemstach czy poszukiwaniach. Więc, kogóż tak chcesz odnaleźć?

- Ha! Wiedziałam! Wy chłopy to zawsze się przechwalacie. Jaką to kto rybę nie złowił, jak kogoś w konia nie zrobił, jaki to nie był groźny i cwany. No albo jak to jakiej ślicznotki nie zaliczył a im ładniejsza i bardziej znana to tym lepiej bo robi większe wrażenie. “Pracuję nad tym”. Akurat. - rozmówczyni prychnęła rozbawiona ale chyba niezbyt jej się chciało wierzyć, że skromny mnich jaki tutaj przed nią siedział i codziennie pracował w charytatywnym hospicjum miałby mieć romans z którąś z tych eleganckich, bogatych dam jakie wizytowały to hospicjum parę dni temu. To wydawało się jak wątek z jakiegoś romansu czy opowieści przygodowej a nie z prozy życia jaką tu mieli w celach czy ulicach. Niemniej chyba nawet jej to poprawiło humor bo znów zanurzyła łyżkę w swojej rybnej zupie z kiełbasianym dodatkiem.

- A jak ta czarna będzie moją łaziebną to mogę się zgodzić być jej ochroniarzem i na resztę tego jej romansu. - powiedziała jakby w tą część też nie do końca wierzyła ale właściwie była gotowa ją przyjąć chociaż na tą wspólną chwilę. Po czym wróciła do jedzenia na kilka łyżek. Z twarzy zszedł jej lekki i rozbawiony uśmiech zastąpiony skupieniem.

- A te szukanie to nic. Znaczy żadna zemsta ani nic. Czuję zew. Kamienia. Głazu. Wielki i straszny. Ale wzywa mnie. Muszę tam iść. I stoczyć swoją walkę. Zabić. I uciąć łeb przeciwnikowi. Wszyscy mnie tu wkurzają bo mnie cały czas zatrzymują jak już powinnam być tam. Idioci. W końcu stąd się wyrwę. No ale jak te twoje szlachcianki mnie mogą wydostać to mogę poczekać. Potem tam pójdę. - odparła z ponurą determinacją jakby nawet zbawę ze szlachciankami traktowała jako krok do zrealizowania tego krwawego celu. Spojrzała gdzieś w bok i okazało się, że Marisa do nich zmierza ze swoją miską, kubkiem i łyżką uśmiechając się do nich ciepło i radośnie.

- Oho. Idzie ta co chętnie zadziera kiece ku radości połowy hospicjum. - mruknęła cicho Annika znów się nieco rozpogadzając.

- Poproś ładnie, może zrobi to dla ciebie, lub podwiń ją jej sama, chętnie popatrzę. - odparł cicho mnich. Miał teraz trop i będzie musiał za nim podążyć. Trzeba będzie urządzić spotkanie z Silnym i innymi sługami Khorna. Być może uda się zebrać większą grupę, przed wyjazdem Mergi. Otto pomachał do Marisy, zapraszając ją, aby usiadła przy nich - I jak tam, spokój w jadalni?

- Tak, wszyscy grzeczni. I przeor wrócił bo go chyba cały dzień nie było. - odparła Marisa stawiając obok koleżanki swoje naczynia. W przeciwieństwie do nich miała je jeszcze pełne. Za to pacjentka z izolatki zerkała najpierw na mnicha siedzącego naprzeciwko potem na nią jak jeszcze podchodzi bujając w palcach swoją łyżkę jakby zastanawiała się czy wrzucić ją do swojej miski czy nie.

- Pokaż co tam masz. Pod spódnicą. - powiedziała niespodziewanie Annika wskazując łyżką na podołek koleżanki. Ta jeszcze nie zdążyła usiąść i spojrzała na nią zdziwiona. Potem na Otto, też zdziwionym spojrzeniem. I niespodziewanie uśmiechnęła się promiennie jakoś wcale nie sprawiając wrażenia zgorszonej.

- Powiedziałeś jej? - zapytała mnicha ale właściwie nie czekała na odpowiedź. Rozejrzała się po krużgankach czy nikt nie idzie ale chwilowo pewnie większość była na stołówce. Więc Marika skorzystała z okazji, stanęła okrakiem nad ławą i bez skrupułów podwinęła swoją szorstką włosiennice. Ukazały się całkiem zgrabne dla oka kobiece nogi, najpierw łydki, potem kolana i wreszcie zgrabne uda. A te zwieńczone były delikatnym, finezyjnie koronkowym kawałkiem materiału z wyszytymi inicjałami jakie zapewne niepiśmiennym nic nie mówiły. Ale już powtarzający się motyw wyszytych lilli jakie były popularnym, bretońskim herbem ale też i powszechnym elementem zdobniczym mogły już sugerować pochodzenie. Annika rzeczywiście wyglądała na zaskoczoną tylko trochę nie było wiadomo czym. Czy tym, że Marika tak ochoczo spełniła jej prośbę czy tym co znajdowało się pod włosiennicą. Bo tak finezyjna bielizna wydawała się być poza zasięgiem pacjentek charytatywnego hospicjum.

- Skąd to masz? - Annika wydawała się być autentycznie zdumiona. Sięgnęła dłonią aby pogłaskać delikatny materiał. I skórę właścicielki w tej okolicy.

- Dostałam od Frau von Mannlieb. To jedna z tych szlachcianek co tu ostatnio u nas były. Powiedziała abym miała na pamiątkę no i tak do pocieszenia póki nie pójdę do niej na służbę. Zdjęła swoje i mi je dała! - Marika aż promieniała szczęściem mogąc się pochwalić takim cennym podarkiem. I jakoś dłoń koleżanki jaka go dotykała wcale zdawała się jej nie przeszkadzać. Ta zaś wydawała się nim zafascynowana.

- A mi nie dała. Ale to ciebie też chce? Bo mi też mówiła, że mnie weźmie. - zapytała trochę chyba z żalem, że jej przyszła pani tak nie obdarowała jak koleżanki. Chociaż z pamięci Otto wynikało, że zaprowadził koleżanki z kulty najpierw do Mariki.

- O! Naprawdę? To byśmy służyły razem! Tak się cieszę! - dziewczyna z powołaniem Soren uściskała swoją przyszłą koleżankę z pracy i w końcu usiadła obok niej.

- No Marikę spotkaliśmy jako pierwszą, więc przy tobie, już za bardzo nie miała co z siebie zrzucać. - Otto uniósł dłonie w obronnym geście - Ale tak, zarówno ty jak i Marika zostałyście zaproszone, na służbę do lady Fabianne. Thorn chyba znajdzie zatrudnienie pani Pirory, więc nie będzie cię wkurzał… często. - to zostawia Georga, ale biednego chłopaka nie wyciągnie stąd tak łatwo. - W sumie, jak odprowadzę cię do pokoju - tu zwrócił się do Anniki - to odwiedzę, Przeora. Może już coś się ruszyło z waszym wypuszczeniem.

- No jakby coś się ruszyło to ja bym się bardzo ucieszyła. Już nie mogę się doczekać aż stąd wyjdę i będę mogła służyć moim nowym paniom! Zwłaszcza lady Sorii! - Marika jawnie poparła pomysł mnicha wcale nie ukrywając, że od paru dni bardzo dłuży jej się w tych murach jak dostała tak słodką obietnicę szybkiej wolności i to w tak wybornym towarzystwie.

- Podciągnij habit. - poprosiła ją koleżanka i dłonie Mariki na chwilę oderwały się od stołu i łyżki znikając pod spodem. Sama się nachyliła zapewne aby spełnić prośbę drugiej pacjentki. Ta już bowiem prawie skończyła swoją zupę.

- I ta czarna taka hojna i tak chętnie się rozbiera? Jej… No to może jednak coś będzie z tej łaziebnej. - powiedziała Annika jakby przemyślała jeszcze raz słowa Otto w zestawieniu z nowymi informacjami o Frau von Mannlieb i jej koleżankach no i wyszło jej, że może pierwsze wrażenie miała nieco mylne. Zaś na razie wolna dłoń zniknęła jej pod stołem lądując zapewne gdzieś między udami koleżanki.

- Mam nadzieję. Wszystkie trzy są bardzo ładne, bogate i bym chciała im służyć. Ale najbardziel lady Sorii. - wyznała Marika z zadowoleniem przyjmując słowa i dłoń koleżanki. Sama wznowiła jedzenie swojego obiadu.

- No dobra to nie będę wybrzydzać na tego wypierdka. Niech tam służy tym szlachciankom. Może coś w końcu uda mu się zamoczyć. - Annika machnęła dłonią jakby w przypływie dobrego humoru nawet wyjście Thorna na wolność aż tak jej nie przeszkadzało skoro nie będą pod jednym dachem.

- Och, jestem pewny, że znajdą dla niego zastosowanie. Z tego co wiem o naszych hojnych gościach, preferują ładne, ponad duże. I tu nie ma konkurencji przy was. - mnich skomplementował delikatnie obie kobiety - George nie sprawiał problemów Mariko? Martwię czasem o tego chłopaka.

- Nie. Znaczy chyba nie. Nie wiem. Tak jak mówił przed obiadem, poszedł do swojej celi i nie przyszedł na obiad. No chyba, że teraz jak jestem z wami. Po obiedzie mu coś zaniosę. - Marika pokręciła głową na znak, że nic nie wie o kłopotach wywołanych przez Georga i zapewne tak jak to zapowiadał wcześniej, poszedł do swojej celi aby odpocząć.

- A z tą naszą panią i jej koleżankami no może nie będzie tak źle. Jeszcze taka ładna i bogata pani to mi nie usługiwała. Hmm… Chciałabym aby mi usługiwała na oczach Thorna… Aby go do reszty cholera wzięła… - Annika dalej gościła się między udami sąsiadki i chyba obu im to bardzo pasowało. Zaś co do kolegi za jakim nie przepadała to pojawił się w jej głosie złośliwy ton i uśmieszek.

- Teraz to chyba ciężko. Pewnie już do nas nie przyjadą. To już prędzej po nas prędzej poślą. - Marika pokiwała ze zrozumieniem głową ale taki rozwój wypadków nie wydawał jej się zbyt prawdopodobny.

- No szkoda. Ale by było. No trudno, nie można mieć wszystkiego. Może kiedyś jak stąd wyjdziemy. - Annika przyjęła to tłumaczenie dość spokojnie i jak na swój standard to wydawała się mieć wyjątkowo ugodowy i zadowolony humor.

- Jak tylko spotkam lady Fabianne przekaże jej twój pomysł. Jestem pewny, że jej też przypadnie do gustu. - rozmawiali jeszcze chwilę, mnich pozwolił kobietom cieszyć się sobą nawzajem. W końcu jednak trzeba było wrócić na ziemię i zakończyć sielankę. Odprowadził Annikę do celi, pożegnawszy się wcześniej z Mariką - Jak tylko czegoś się dowiem, o twoim wypuszczeniu, dam ci znać. - obiecał przyszłej służce von Mannlieb, po czym ruszył do przeora.

Obie pacjentki co miały nadzieję wkrótce się stąd wyrwać i zostać w służbie pięknej, bretońskiej pani jakoś nie sprawiły jednookiemu kłopotów. Marisa dokończyła swój obiad w sielskiej atmosferze, pogodnego, letniego ogrodu i chętnie dając się badać dłoniom Anniki jaka zdawała się być zafascynowana tym, że ma taki swobodny i łatwy dostęp do najładniejszej pacjentki w hospicjum. Możliwość zabawy z nią na co chyba jak obie uważały nie tylko ona miała ochotę, sprawiała jej mnóstwo satysfakcji. Więc rozstali się przy stołówce gdy Marika dalej odgrywając pokorną pokutnicę wzięła ich naczynia aby zanieść do mycia zaś Otto i Annika przeszli dalej do izolatek. Tam Annika bez kłopotów dała się zamknąć chociaż sapnęła zniechęcona gdy znów znalazła się w miejscu swojego karnego odposobnienia. Zaś jednooki mnich poszedł do gabinetu przeora, zresztą jak się okazało ten i tak go wezwał do siebie.

- Dobrze, że już jesteś Otto. Siadaj. - zaprosił go przeor po czym wprowadził go w sprawę. Wynikało z niej, że uzyskał zgodę a przynajmniej brak sprzeciwu aby dalszy pobyt Anniki przenieść na służbę Frau von Mannlieb. Przeor dał mu nawet zalakowany list do czarnowłosej kapitanowej i instrukcje jak powinien się zachować i na co zwracać uwagę. Zaś na kopercie był adres. Oczywiście w tej najlepszej, najdroższej, Północnej Dzielnicy więc trochę do przejścia z centrum miał ale nie były to jakieś straszne odległości jak się nie miało kłopotów z nogami. Sam pod tym adresem u von Mannliebów nigdy nie był ale kojarzył mniej więcej gdzie jest ta ulica podana w adresie koperty a dalej to najwyżej sam poszuka albo popyta.

Mnich spojrzał na list trochę jak na relikwię. Pierwsza z jego podopiecznych dozna wolności, aby służyć Wielkiej Czwórce, no w tym przypadku, Krwawemu Bogu.
Wziął kopertę z biurka przełożonego i bezpiecznie schował.
- Natychmiast ruszę dostarczyć list. Nie wiadomo, ile potrwa dokończenie formalności z Thronem i Mariką? Lady Fabianne na pewno o to zapyta.

- Zapewne. - pokiwał głową przeor też się licząc z takim pytaniem. Wzruszył jednak ramionami. - Trudno jednak powiedzieć. Ja wysłałem listy z zapytaniem i teraz czekam na odpowiedź. Mogą przyjść w każdej chwili, może dziś, może jutro, może za tydzień. Spodziewam się pozytywnych odpowiedzi no ale póki nie przyjdą to jednak nadal czekamy. - wyjaśnił młodszemu mnichowi jak to wygląda. Proces był widocznie już uruchomiony i pozostawało czekać na to aż koła zrobią pełen obrót i wyplują oczekiwana odpowiedź.

- Rozumiem. No cóż, przynajmniej Annika się ucieszy. Udało mi się z nią dziś porozmawiać i przekonać do… nawet pozytywnego nastawienie, co do tej zmiany w jej życiu. Wątpię, aby sprawiała kłopoty. - Mnich się chwilę zastanowił - A właśnie, spotkałem ostatnio na mieście Magistra. Kolegium Niebios, jeżeli dobrze nazwę pamiętam. Jak usłyszał, że pracuje w hospicjum, powiedział mi mniej więcej to samo co Matka Somnium. Zastanawiam się, czy nie pozwolić mu na odwie dzenie przybytku. Być może, mógłby nam dokładniej nakreślić jakąś datę? Przy okazji, może też by zerknął na pacjentów, kto wie co ci magowie potrafią, może komuś pomoże. Do tego, pewnie posiada jakieś własne fundusze.

- Magister? Znaczy mag? Nie przepadam za nimi. Niby ci licencjonowani są po naszej stronie i ktoś ich tam kontroluje ale zaburzają oni porządek rzeczy. Dla mnie ich wszystkich powinno się traktować jak wynaturzenia. - starszy mnich skrzywił się z niesmakiem na myśl, że miałby mieć do czynienia z jakimś magiem. Ci jednak nie tylko wśród ludzi wykształconych czy duchownych często budzili niechęć i podejrzliwość. W końcu w Imperium usankcjonwano to dopiero za czasów Magnusa Pobożnego a wcześniej to były dzikie czasy w jakich ludzie doznali wiele krzywd od strony piekielnych demonologów czy plugawych nekromantów to i tradycyjne podejście nie było magom zbyt przychylne. Mimo to przeor zastanawiał się chwilę nad propozycją jaką właśnie usłyszał.

- Tak, słyszałem o nim. Że jest. Jakiś astrolog czy astronom. - pokiwał głową na znak, że w ogóle to jednak coś mu jest wiadome na temat tego magistra. Całkiem możliwe, że jedynego jaki przebywał od paru miesięcy w ich portowym mieście.

- No dobra, niech przyjdzie. Może powie coś mądrego. Coś pożytecznego. Umów go jakoś. - w końcu chociaż niechętnie to się zgodził na wizytę owego astromanty o jakim mówił jego podwładny.

- Dziękuję. - Otto kiwnął głową przełożonemu - W liście jest informacja o metodzie dostarczenia Anniki, czy mam to ustalać z Frau von Mannlieb?

- Nie, nie, tam napisałem tylko o tym, że można ją odberać jeśli szlachetna pani się nie rozmyśliła. Może już jutro. Ale te detale to już mniej istotne, możesz to z nią ustalić. Jutro, pojutrze, po Festag, nawet dzisiaj jakby się uparła. Chociaż dzisiaj no może lepiej nie, od jutra najlepiej się z nią umawiaj gdyby nadal chciała ją mieć u siebie. A gdyby nie to nie nalegaj, nie ma co do siebie zrażać tak hojnych dam. - przeor zastanowił się chwilę nad pytaniem ale dał dość szybką i jasną odpowiedź. Skoro bowiem w jego mniemaniu Annika była gotowa do oddania to bogata pani mogła sobie ją zabrać kiedy miała na to ochotę.

- Oczywiście. Jutro zaraportuje co ustaliliśmy. - upewniając się, że nie zapomniał listu mnich opuścił pomieszczenie przeora. Zanim opuścił hospicjum zawitał do izolatki Anniki, zapukał do drzwi celi - Anniko, jest już zgoda na wypuszczenie cię. Właśnie idę do Frau von Mannlieb, jeżeli wszystko pójdzie dobrze, jutro już będziesz wolna.

- O! Naprawdę? Wyjdę stąd!? Nareszcie! - na twarzy pacjentki pojawiło się niedowierzanie szybko zastąpione wybuchem radości. Jak ptak któremu zapowiedziano, że wkrótce znów będzie mógł latać w przestworzach.

- No to idź i wracaj jak najprędzej z moją piękną i hojną panią. - roześmiała się radośnie dając mu jakby swoje błogosławieństwo na drogę w tej zaszczytnej dla niej misji.

Nie czekając mnich ruszył na miasto, miał nadzieję, że Fabianne jest u siebie a nie w loszku Pirory. Nie chciał niepotrzebnie nadkładać drogi.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem