Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2023, 10:21   #79
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Bezahltag; popołudnie; rezydencja von Mannliebów

Jednookiemu mnichowi trochę zajęło, ale w końcu znalazł rezydencję Von Mannlieb. Zastanawiało go co nakazuje etykieta? Podejść do głównych drzwi i wytłumaczyć cel swego przybycia? Zapukać do drzwi dla służby? Wejść przez okno do sypialni Fabianne? To ostatnie pewnie by jej nie przeszkadzało. Postanowił, spróbować szczęścia w głównym wejściem. Wyciągnął list i podszedł do drzwi domostwa, pukając w miarę głośno. Bogowie wiedzą, że pewnie nie każdy ma czas siedzieć przy drzwiach i czekać, aż ktoś ich odwiedzi.

Mimo, że drzwi okazały się furtą do bramy rezydencji okolonej solidnym murem i żeliwnymi prętami to dzwonek zadziałał jak trzeba i otworzył mu jakiś sługa pytając kim i po co jest. Jak się przedstawił prosił aby poczekać i furta znów się zamknęła. Potem znów otwarła ale tym razem ten sam służący poprosił aby wszedł do środka. Zamknął za nim furtę i przejął rolę przewodnika. Zaprowadził go do głównych drzwi jakie modnie wznosiły się po szerokich acz dość krótkich schodach wywyższając parter do poziomu półpiętra. Tam otworzył dwustronne drzwi i niejako przekazał go czekającej kobiecie. Oczywiście rozpoznał ją od razu i chyba ona jego też. Zdecydowanie Kristen, pokojówka Pirory jaka mu ostatnio otwierała drzwi i pełniła podobną rolę była zdecydowanie młodsza i przyjemniejsza dla oka niż Gertruda jaka była stałą przyzwoitką swojej mężatej pani. Starsza kobieta obrzuciła go uważnym aby nie rzec krytycznym spojrzeniem zanim się odezwała.

- W jakiej jesteś sprawie? - zapytała pełniąc widocznie też rolę majordoma co zarządza posiadłością państwa. No i oczywiście była oczami i uszami swojego pana jaka dbała aby cześć i cnota jego zacnej i o wiele młodszej małżonki pozostała nieskalana podczas jego częstych rejsów poza miasto.

- Brat Otto z hospicjum. - przedstawił się w delikatnym ukłonie, starszej kobiecie - Mam dostarczyć list Frau von Mannlieb od Przeora. Mam również ustalić drobniejsze szczegóły transferu.

- Dobrze. Proszę poczekać. - odparła starsza pani z godnością pasującą do jej wieku i funkcji po czym wyszła z tego przedsionka. Zaś Otto został w towarzystwie tego odźwiernego jaki mu otworzył furtę. Ten był odziany schludnie i porządnie ale raczej za mało aby uznać to za liberię. Chociaż miał broszę wpiętą w pierś z rodowym herbem von Mannliebów. Nie indagował on jednak gościa i raczej zerkał na widoki za oknem. Po chwili dały się słyszeć kroki, drzwi się otwarły i szacowna matrona wróciła na scenę.

- Proszę za mną. Frau zgodziła się cię przyjąć. - oznajmiła mu tym samym chłodnym i nieskazitelnym tonem. Po czym przejęła rolę przewodnika. Szedł za nią a ona prowadziła go przez korytarz wyłożony marmurowymi kaflami układający się w regularny wzór a na ścianach widać było portrety zapewne przodków Herr von Manlieba. Minęli tak jedne drzwi przechodząc do kolejnej części korytarza i tam majordom je otworzyła. Tym razem jednak odwróciła się ku gościowi aby gestem go zaprosić do środka. W środku czekała już o wiele młodsza i przyjemniejsza dla oka gospodyni. Kontrast między żałobną czernią sukni jaka w czasach żałoby była najczęstszym elementem kobiecych ubiorów, czernią jej ufryzowanych włosów a jasną, mleczną karnacją skóry wydawał się uderzający.

- Dziękuję Gertrudo. Już się sama rozmówię z Otto. - Fabienne von Mannlieb też znała się na sztuce manier i etykiety więc elegancko podziękowała swojej przyzwoitce ta zaś skinęła jej głową i zamknęła za sobą drzwi zostawiając ich samych w salonie. Bo tak to wyglądało, jak salon do przyjmowania gości.

- To cóż, kawalerze, słyszałam, że masz dla mnie jakiś interesujący list i wieści. - powiedziała Fabienne zgodnie z protokołem chociaż ton był nieco rozbawiony i uszczypliwy a na ustach kłębił się wesoły półuśmiech.

Mnich wręczył szlachciance list.
- Annika jest gotowa do wypuszczenia. Nawet jutro. Na Thorna i Marikę trzeba będzie trochę poczekać. List ma informacje, że dziewczyna jest agresywna i nie ponosimy odpowiedzialności za wszelkie szkody, bla, bla, bla. - mnich westchnął - Krycie tyłów przed prawem. Rozmawiałem dziś z Anniką, jest bardzo zainteresowana pracą dla ciebie. Szczególnie zważając jak szczodra byłaś dla Mariki.

- O, naprawdę? - Otto trochę nie był pewny do czego gospodyni w tej chwili piła bo przyjęła list, rozerwała lak na kopercie i zaczęła ją czytać po rozłożeniu. Kiwała przy tym swoją czarną głową słuchając też tego co jej mówił.

- No rzeczywiście, wasz przeor pisze właśnie o niej… - powiedziała jakby mimochodem gdy zapoznawała się, ze słowami przełożonego jednookiego mnicha. - Aha, no, że bywa krnąbrna… Pewnie to o czym mówisz… - pokiwała głową ale w końcu wskazała na ozdobny stolik z ciemnego drewna i dla kontrastu z pozłacanymi wykończeniami. Stała na nim patera z owocami i butelka jakiegoś trunku razem z drogimi bo misternie rzeźbionymi kielichami z grubego szkła.

- Usiądź i poczęstuj się jeśli masz ochotę. - wskazała i sama zresztą też podeszła do niego tylko do drugiego krzesła aby mogła w spokoju skończyć list.

- Aha. Czyli się zgodził! No i dobrze! To szkoda, że Mariki jeszcze nie, bardzo mi się spodobała. No ale dobrze, że chociaż Annikę udało się tak szybko załatwić. Już nie mogę się doczekać aż tutaj będzie! Jutro mówisz? Jutro jestem umówiona u Pirory na szkolenie językowe. Ale to może już bym pojechała z Anniką? Niech dziewczyna zobaczy kawałek świata poza tymi waszymi murami! - zawołała odkładając przeczytaną kopertę na blat stołu a sama zdawała się byc całkiem podekscytowana wiadomościami.

Otto uraczył się trunkiem. Rzadko miał okazję wypić coś konkretniejszego nad tanie wino czy piwo, więc większą pieszczotę dla zmysłów chętnie przyjął.
- Właśnie, jak chcesz ją przetransportować? Wyślesz jakiegoś sługę, sama pojedziesz? Po prostu chce wiedzieć, co powiedzieć jutro Przeorowi. Ah…- mnich spojrzał na szlachciankę - Jedna ważna sprawa. Rodzina, - zaznaczył to słowo, aby wiadomo było o kogo chodzi - ma projekt, dla którego ta dziewczyna jest kluczowa. Będziemy ją więc potrzebować na dzień czy dwa.

- Projekt? Jaki projekt? Ale no Otto, jak my w rodzinie to musimy sobie pomagać. Jak dacie znać na kiedy wam by była potrzebna to pewnie jakoś się dogadamy w tej sprawie. A to jakiś nieprzyzwoity projekt? - Bretonka siedziała po drugiej stronie, niewielkiego, ozdobnego stolika i wydawała się skora do współpracy jeśli chodziło o użyczenie jej nowej służki. O ile oczywiście się to w porę z nią uzgodni co, jak i kiedy. Nie mogła jednak powstrzymać swojej kosmatej natury aby nie spróbować dopatrzyć się w tym czegoś co by można skonsumować w alkowie.

- A po Annikę mogę wysłać powóz. Zabierze ją tutaj. Może nawet sama pojadę. Jeszcze nie wiem. A czemu pytasz? To ma jakieś znaczenie? - w sprawie transportu postawiła na najprostsze rozwiązanie i spojrzała czy tutaj powinna spełnić jakieś szczególne wymagania, że mnich o to pyta.

- Bardziej dla mnie. Wiesz, niby ja zacząłem całą sprawę z waszą wizytą, odprowadzałem was i dopilnowałem hojny dar dla hospicjum, więc przełożony chce, abym wszystkiego dopilnował. Zrobisz jak ci wygodnie, nikt szlachcie niczego nie będzie kazać. - mnich chwilę się zastanowił nad pytaniem co do projektu - Dość nieprzyzwoity, ale nie w twoim guście obawiam się. Annika słyszy podszepty z Tronu Czaszek, więc nie twoje klimaty. Nie martw się jednak, nie zmieni się w gburowatą, rządną krwi tempą siepaczkę. Jest nawet bardzo zainteresowana twoją propozycją łaźni.

- O, naprawdę?! Spodobało się jej? No to świetnie, świetnie, możesz jej przekazać, że jak tylko tu przyjedzie to kąpiel i jej osobista łaziebna będzie na nią czekać. - bretońska szlachcianka roześmiała się wesoło jakby ta ostatnia wiadomość sprawiła jej przyjemność i satysfakcję. Wydawała się cieszyć na przybycie nowych służących podobnie jak niedawno przy obiedzie cieszyły się, że się wyrwą z hospicjum i będą mogły służyć i mieszkać z nią.

- I ona słyszy zew… Jak się nazywała ta Siostra od krwi? No ale właśnie ją? Ojej jaka szkoda… Taka ładna dziewczyna… Zmarnuje się tylko jak ją ktoś posieka i pokroi… - uwaga o preferencjach pacjentki jednak nieco zmartwiła gospodynię. Wolałaby pewnie aby ta nie zdradzała takich niebezpiecznych zachowań aby mogły się sobą nawzajem cieszyć.

- Ale może uda się ją przekonwertować? Widziałeś jak ją Soria rozbudziła? W parę chwil! To było niesamowite! Jej, żeby mną raczyła tak się zająć. Na to troszkę liczę jak jutro do nich pojadę. Ona naprawdę jest niesamowita. Wróżę jej, że dziś wieczorem u Kamili będzie gwiazdą pierwszej wielkości. - Bretonka mówiła szybko i zdradzając podekscytowanie omawianymi tematami. I nadzieję, że jednak Annikę jakoś udałoby się zachować przy sobie w całości. Co do Herolda Soren to jednak wydawała się nią tak samo zachwycona jak Marika, Pirora i właściwie chyba wszystkie dziewczyny spod patronatu Węża jakie miały z nią kontakt. Wydawało się, że jakoś płynnie i samoistnie traktują wężową syrenę w ludzkiej skórze jako swoją władczynię i panią.

- No nic to chyba jutro sama do was pojadę aby ją zabrać i przywitać w moich skromnych progach. Aha, coś bym musiała wymyślić na takie powitanie w nowym domu… Nie wiesz co ona lubi? - zaczynała się zastanawiać nad jutrzejszym przyjęciem Anniki na swoją służbę jakby planowała powitać jakąś szlachetnie urodzoną koleżankę. Pewnie nie tak oficjalnie choćby ze względu na wścibską Gertrudę i resztę służby ale i tak wyglądało, że chciała aby nowa pracownica poczuła się w nowym domu jak najlepiej już od samego początku.

Mnich chwilę się zastanowił.
- Potraktuj ją miło. Dziewczyna spędziła ostatnie dni zamknięta w izolatce, wcześniej w lazarecie i wszyscy boją się jej agresji. Podejrzewam, że na początek ta kąpiel, ciepły posiłek, który nie jest rybą i wygodne posłanie będzie dla niej jak dar od samych bogów. - Otto uśmiechnął się widząc energię Slaaneshytki - Co do przechrzczenia jej na twego patrona, możesz próbować. Dziś trochę świntuszyła Mariką, więc nie jest zatracona w wizji krwi i czaszek.

- O! Naprawdę!? Moje dziewczynki tak się niegrzecznie bawiły ze sobą? Jak miło! Chociaż mam nadzieje, że jak już będą u mnie to nie zapomną o swojej pani. Nareszcie będę miała pod własnym dachem kogoś przed kim będzie można majtki zdejmować albo się dobierać do czyichś! - Bretonka roześmiała się przyciszonym głosem ale wydawała się niezwykle rada z takich wieści. Sama też chyba tą służbę nowych pracownic traktowała jako poprawę swojego losu i komfortu z jakąś przyjazdną duszą we własnym domu.

- Bo powiem ci Otto, że ja tutaj to trochę jak w więzieniu albo oblężonej twierdzy. Wszyscy pracują dla mojego męża. Większość to jeszcze przed naszym ślubem i zanim ja tu przypłynęłam. Wszyscy mnie tu szpiegują, nie mam nikogo zaufanego. Dopiero jak wyjeżdżam stąd, zwłaszcza do mojego Huberta albo Pirory to dopiero wtedy mogę odetchnąć a nawet się zabawić. - powiedziała ściszonym głosem nachylając się nieco nad stołem aby lepiej mógł ją usłyszeć.

- No i masz rację, to może jeszcze jest dla mojej dzielnej Anniki nadzieja. Ale ma dobry gust, do Mariki też bym się chętnie dobrała. Zresztą do niej też. Dobrze, to jak tak mówisz to przyjadę jutro do was. Powiedzmy… W południe? Albo nie, może trochę wcześniej. W południe to jestem umówione z Pirorą… Chyba, żebym to nieco przesunęła na późnieaaaa! Właśnie! - zaczęła tak snuć i planować jutrzejsze spotkania zdradzając, że już nie może się doczekać zabawy ze swoimi nowymi służkami. Ale jak tak omawiała swoje jutrzejsze plany coś jej się widocznie przypomniało.

- Aha bo widzisz, rano dostałam liścik od Pirory abym zaprosiła tego mojego bretońskiego kolegę do niej na wernisaż czy co. Bo sam rozumiesz, że jako mężatce mi nie wypada zapraszać obcego kawalera pod nieobecność mojego męża. No to wysłałam już mu zaproszenie. I zobaczymy. Może odpisze. Wieczorem będę się widzieć z Pirorą u Kamili no ale jakbyś ją widział wcześniej niż ja to jej proszę to przekaż. - wyjaśniła co jeszcze się jej przydarzyło, tym razem dzisiaj. Więc widocznie Averlandka dotrzymała słowa i tak jak mówiła na wczorajszym, wieczornym spotkaniu wysłała ów liścik do swojej bretońskiej kochanki w sprawie owego oficera morrytów.

- Oczywiście, chociaż nie wiem czy coś mnie zagoni w jej strony. Chciałem jeszcze dzisiaj złapać Łasicę jeżeli się uda, może ona przekaże wiadomość. - Otto wziął nieśmiale jeden owoc ze stołu - Powiedz mi Frau Fabianne. Czy rozważałaś może, przyłączenie się, oficjalnie do naszej rodziny?

- To jakbyś widział się z Łasicą to ją pozdrów i uściskaj ode mnie. Też ją bardzo lubię. Zwłaszcza jak mamy ze sobą przyjemność. - rzuciła wesoło gospodyni gdy padło imię ich wspólnej znajomej łotrzycy. Po czym popatrzyła na niego z łagodnym uśmiechem gdy zadał kolejne pytanie. Sama też wzięła jabłko i się w nie delikatnie wgryzła.

- Przyłączyć? No wydawało mi się, że już jesteśmy połączeni. Tylko ja to najczęściej spotykam się z Hubertem. Chociaż ostatnio nie tak często jakbym chciała. Sam rozumiesz, ileż można jeździć do tego samego sklepu z ubraniami? Już nawet na Oksanę Gertruda coraz krzywiej patrzy bo czasem ją zamawiam tutaj. Na szczęscie w teatrze mamy nieco swobody. Ale przecież działamy razem prawda? Jesteśmy rodziną tylko tak jakby kuzynostwo. Tak to chyba można by nazwać. - powiedziała przegryzająs słodki i soczysty kęs. Wydawało się niewiarygodne, że ta ubrana w żałobną czerń elegancka młoda dama i żona morskiego kapitana o solidnym nazwisku miałaby robić jakieś niestosowne rzeczy, romanse czy inne ekscesy. W tej chwili wydawała się ucieleśnieniem godnej szlachcianki w sam raz do portretu z jabłkiem.

- Oczywiście, jesteśmy połączeni w służbie jedynym, którym warto służyć. Pytam po prostu czy Hubert zaspokaja twój głód? Nie chcę mu umniejszać, ale on jest dość małą rybką w oceanie rozkoszy, który Starszy chce wypuścić na to miasto. Fakt, że Soria sprzymierzyła się z nami, a Grubsona najpewniej będzie uważać jako kolejnego sługę, powinno powiedzieć ci, że przy nim… będziesz najpewniej spełniać jedynie jego zachcianki.

- Spokojnie, nie obraziłam się. Daruję ci tą frywolność wypowiedzi bowiem od razu widać, że nie usługiwałeś mojemu Hubercikowi i jego pejczowi. A ja tak i bardzo sobie chwalę. - Bretonka zaczęła niby ostrym tonem jakby jej gość popełnił jakieś głupstwo jakie jednak w swojej łaskawości była skłonna mu wybaczyć. Tylko, że tam temat rozmowy był zgoła nieprzyzwoity i wulgarny skoro rozmawiali o jej kochankach. Niemniej wyglądało, że Fabienne chwali sobie swojego grubego kochanka i nawet odczuwa pewien niedosyt spotkań z nim gdy względy przyzwoitości wymagały ich ograniczenie.

- Chociaż nie powiem aby z Pirorą i dziewczynami się nudziła. Co to to nie. Uwielbiam tam je odwiedzać, zwłaszcza jak mamy okazję zejść do jej loszku i jest nas troszkę więcej. Szkoda, że ja sama nie mogę sobie urządzić takiego przybytku rozkoszy. - uśmiechnęła się ciepło gdy wypowiadała się o swoich kochankach ze zboru Starszego więc ten paromiesięczny zbiorowy romans też widocznie miał gorące miejsce w jej zdeprawowanym serduszku. Nawet jeśli pełniła w nim bardzo uległą i służalczą rolę. A może właśnie dlatego.

- Ale sama lady Soria no to ojej… Nie mogę się doczekać aż mnie zaszczyci swoją uwagą i pozwoli mi się wielbić. - rozmarzyła się kompletnie gdy widocznie żywiła podobne uwielbienie dla wężowej syreny jak jej kochanki które miały z nią częściej do czynienia. - Mam nadzieję, że to będzie jutro. Albo chociaż troszkę dzisiaj u Kamili. - westchnęła z rozmarzeniem jakby prosiła o to w modlitwie do swojego zakazanego patrona.

- Ale jak to Starszy chce wypuścić jakiś ocean rozkoszy na miasto? Opowiedz o tym proszę coś więcej. - odgryzła kolejny kawałek jabłka jakby na sam koniec prawie przegapiła drobną wzmiankę jaką Otto wplótł w swoją wypowiedź. Spojrzała na niego z zaciekawieniem czekając na te ekscytujące wieści.

- Najpewniej słyszałaś Legendę Czterech Sióstr? - Bretonka zapytała wcześniej o Norrę, ale wolał się upewnić - Rodzina pracuje nad sprowadzeniem ich z powrotem w rodzinne strony. Soren, Norra, Oster i Vesta, szepczą do nas domen swych patronów. Kiedy nam się uda, a uda się nam. Ich błogosławieństwa spłyną na to miasto i pochłoną je plagami, mutacjami i krwią, ale też utopią wszystkich w czystej ekstazie. Pomagasz nam i tak, niezmiernie wręcz, zabierając moich pacjentów z hospicjum. Marika słyszy szepty Soren, natomiast Norra przemawia do Anniki. Vesta podsyła wizję innemu z moich pacjentów, ale jego raczej nie wypuszczą. Biedak jest dzieckiem w ciele dorosłego. Herold Oster powiedział nam co mógł, ale dary Ojczulka, okazały się zbyt silne dla niego. - trochę dużo wyjawiał, wątpił jednak aby Fabianne była zagrożeniem z tą wiedzą. Trochę obawiał się, że szlachcianka może być zwykła próżną kobietą, która postanowiłą dodać swemu życiu trochę pikanterii. Nawet jednak i takie okazy mogą mieć zastosowanie - Więc, tak wygląda sprawa, Rodzina pracuje nad sprowadzeniem wielkich rzeczy na miasto.

- Aha… - czarna ufryzowana głowa skinęła twierdząco i tym razem zagościł na niej wyraz skupienia. - Znaczy o tych Siostrach to wiem. I, że szukacie ich dziedzictwa. To jak byliśmy z Hubertem i Oksaną na waszym zborze w zimie to Starszy o tym mówił. Obiecaliśmy sobie pomagać. Tylko nie wiedziałam, że te moje służki to część tej sprawy. - dodała wyjaśniając co z tego co wspomniał rozmówca wiedziała już wcześniej. Chyba chociaż ogólny zarys bo parę miesięcy temu to jeszcze wiele rzeczy związanych z Siostrami nie było wiadome. Jak choćby Soria wciąż była nieznaną nikomu syreną jaka grasuje po wybrzeżu i topi rybaków po jakich zostawały tylko puste łodzie.

- A czegoś szukacie teraz? Zwłaszcza od Soren bo ona mi się podoba najbardziej. Mogę wam jakoś pomóc? Bo ta krew i mutacje to raczej mnie nie interesują. Ale ta ekstaza to brzmi bardzo interesująco. - zapytała proponując swoją pomoc w tym zaszczytnym celu.

- Jest jedna rzecz. Siostra Soren, Oster, twierdziła, że wybranka Węża posiada "Jaskinię Pożądania". O ile aktywnie nie poszukujemy tego miejsca, to odnalezienie go na pewno byłoby wielkim plusem. - mnich chwilę się zastanowił nad innymi opcjami, ale tylko to mu przychodziło do głowy.

- Jaskinia Pożądania? Brzmi ekscytująco! Chętnie bym odwiedziła takie miejsce. Zwłaszcza jakby była okazja celebrować to pożądanie. - czarnowłosa gospodyni uśmiechnęła się na myśl jakie to ciekawe musiałoby być miejsce, na pewno warte odwiedzenia.

- Ale niestety obawiam się, że nie słyszałam o takiej jaskini. Ale będę miała na uwadze. Gdyby mi się trafiło coś związanego z tą ciekawą jaskinią to na pewno dam wam znać. - obiecała, że nawet jeśli pierwszy raz spotyka się z taką interesującą nazwą to gdyby trafiła na jakiś ślad to się nim podzieli.

- Ale wybacz moją ciekawość Otto ale jak aktywnie jej nie szukacie to nie wiem dlaczego, ja bym nadała tej sprawie najwyższy priorytet. Niestety pierwszy raz słyszę tą nazwę to nawet nie wiem od czego zacząć. No ale jak aktywnie jej nie szukacie to właściwie czego szukacie? Coś już w ogóle udało wam się znaleźć od tych Sióstr? - zagaiła Bretonka wyłapując w wypowiedzi rozmówcy pewną nieścisłość. Pewnie odebrała to tak, że skoro kultyści z sąsiedniego zboru nie szukają Jaskini Pożądania to zapewne koncentrują swoją uwagę na czym innym.

Mnicha zastanawiało, czy jest Fabianne jest świadoma prawdziwej natury Sorii. Cóż, można zarzucić sieci.
- No cóż, Soria jest jakby jednym z naszych znalezisk. Jest córką Soren, znaleźliśmy również jej ołtarz, który obecnie jest pod opieką Mergi. Znaleźliśmy również laboratorium Oster i jej dar, którym obecnie opiekuje się Sigismundus. Miejski aptekarz i akolita Nurgla. Więc teraz bardziej koncentrujemy się na ołtarzu Norry, którego zew słyszy Annika i darach od Vesty. O tych ostatnich dużo informacji nie posiadam, ale podejrzewam, że Inkwizycja może wiedzieć coś więcej. - mnich chwilę się zastanowił - "Jaskinia Pożądania" to tytuł tego miejsca jaki nadała mu Oster i raczej nie w pochlebnym znaczeniu. Więc może to nawet nie być jaskinia.

- Jak to nie pochlebnym znaczeniu? Bardzo pochlebnym! Przecież to aż od razu by się chciało pójść, odwiedzić taką jaskinię i zobaczyć co tam jest! No i celebrować to pożądanie oczywiście. - rozmówczyni zaczęła od końcówki wypowiedzi mnicha. Przyjęła nieco mentorski ton jakby strofowała ucznia jaki wyciągnął niewłaściwe wnioski z właśnie zakończonej lekcji. Chociaż to wszystko raczej w takim żartobliwym wydaniu bo na koniec uśmiechnęła się ciepło. - A przynajmniej ja bym chciała. A macie jakieś wskazówki gdzie by mogła być ta jaskinia? Zastanawiam się od czego by można zacząć jej szukać. - zapytała jakby nabrała ochoty aby odnaleźć taką wyjątkową jaskinię, do tego miejsce związaną z jedną z Sióstr jaka poświęciła się temu samemu patronowi co czarnowłosa szlachcianka.

- I Soria ma tak wspaniałe pochodzenie? A to dlatego jest taka wyjątkowa. Od poczatku to czułam. Ale nie spodziewałam się czegoś takiego. Co prawda Piora sugerowała coś takiego jak mnie z nią przedstawiała no ale to chyba mój umysł był zbyt zaślepiony urodą naszej Sorii aby to właściwie zrozumieć. Bo mówiła, że milady ma wyjątkowe talenty i pochodzenie, nawet lepsze i znamienitsze niż Lilly a przecież ona nosi ślady błogosławieństwa naszego patrona. I ją zresztą też bardzo lubię. - czarnowłosa dama wydawała się być jeszcze bardziej zachwycona Sorią niż do tej pory gdy mimo wszystko brała ją chyba za egzotycznej urody śmietelniczkę z dalekich krain i tego nadnaturalnego pochodzenia się nie spodziewała.

- Oh to tym bardziej mam nadzieję, że jutro jak będę u Pirory to się poznamy lepiej! A dziś u Kamilki to trudno mi będzie usiedzieć spokojnie przebywając z jednym miejscu z kimś tak wyjątkowym. - rozmarzyła się myślą na te najbliższe spotkania z tak wyjątkową istotą jakie miała zaplanowane na dzisiejszy wieczór i dzień jutrzejszy.

- I od Oster też coś znaleźliście? No to chyba dobrze. Chociaż przyznam, że choroby to nie jest coś co mnie bawi i nie wydaje mi się zbyt interesujące. Ale to jakaś część dziedzictwa Czterech Sióstr więc pewnie dobrze, że to znaleźliście. Martwię się tą Norrą. Zwłaszcza chodzi mi o Annikę. Nie chciałabym aby coś jej się stało. To byłoby okropne jakby ją ktoś zabił albo okaleczył. Straszne. Przecież u mnie byłoby jej lepiej. - chyba nie powinno za bardzo dziwić, że bretonka największe zainteresowanie okazała Siostrze z jaką dzieliła przekonania i patrona. Pozostałym okazała mniej uwagi chociaż starała się niejako wyjść poza własną otoczkę przekonać na tyle aby zdać sobie sprawę, że nie wszyscy podzielają jej i jej koleżanek zapatrywania na patronów. Więc może inni maja inne priorytety niż one. Była w stanie to zrozumieć i zaakceptować chociaż krwawy zew jaki zdawała się odczuwać jej nowa służka albo paskudne i zabójcze plagi zesłane na ten świat niezbyt wydawały jej się pociągające a nawet ją zdawały się niepokoić.

- Nie martw się o Annikę. Nie puścimy jej samej w ciemny las. - przynajmniej mnich miał taką nadzieję - Do tego, sama jest przekonana o swym zwycięstwie, a nie mam powodu, aby w nią wątpić. - Otto chwilę się zastanowił - Soria jest naprawdę niebywałą istotą i mówiła, że czuje coś niezwykłego w tobie, więc wierzę, że wasze spotkanie będzie wyjątkowe. Do tego, okaleczenie nie oznacza niczego złego - powiedział jednooki mnich z lekką nutą urazy - Jest furtką na nowe doznania, o ile nie polecam okaleczania siebie… no chyba, że to cię kręci. Jednak przyjemność i ból są siostrami, czasem trzeba zadać jeden, aby poczuć drugi.

- Całkowicie się z tobą zgadzam Otto. Ból i przyjemność, poniżenie i wywyższenie, władcy i niewolnicy. Tak, jak najbardziej się z tobą zgadzam i jestem za tym całym sercem. Bardzo żałuję, że nie możemy tego robić jawnie i wszystko to trzeba ukrywać jak jakąś plugawą sromotę. No ale jakoś sobie radzimy, ja mam swojego Huberta, Oksanę, Pirorę i jej sekretny loszek no to jakoś sobie z tym radzimy. Chociaż nie lubię się ograniczać i chętnie lubię poznawać nowych ludzi, doznania i smaki. Dlatego tak strasznie jestem podekscytowana na to nasze małe, wieczorne spotkanie w najbliższą pełnię. To już za parę dni! Jeszcze nigdy nie robiłam z tego z kimś tak innym. Co prawda Lilly to też taka trochę inna ale ona jest milutka i słodziutka i taka kochana, że nie da jej się nie lubić, służyć jej to prawdziwa przyjemność. - Bretonka wyrzuciła z siebie jednym tchem coś co wydawało się być esencją jej wiary i poglądów. Chociaż były całkiem odmienne od tego co głoszono z ambon czy rodzice nauczali swoje dzieci. Bez skrupułów mówiła o swoich małżeńskich zdradach oraz spółkowaniu z odmieńcami i zwierzoludźmi za co gdyby to się wydało to groziły tortuty i stos w oczyszczającym ogniu jaki miał wypalić takie herezje.

- Ale jednak o Annikę to się jednak troszkę martwię. Jakby wróciła w glorii zwycięstwa, cała i zdrowa to oczywiście cudownie. Z przyjemnością będę służyć takiemu zwycięzcy. No ale jak wróci bez ręki czy nogi, albo jakiś kadłubek? Albo w ogóle tylko biedaczka zginie mi gdzieś tam marnie? - mimo wszystko co do Anniki to Fabienne nie miała przekonania. Martwiła się o jej los i dobro jak dobra pani albo matka o swoją podopieczną.

- Obiecuję, że postaram się, aby do tego nie doszło. - mnich uniósł rękę składając przysięgę - Natomiast, jeżeli Starszemu i reszcie rodziny się uda, nie będziecie się musieli już chować. Każda żądza, każda chęć, każdy mężczyzna, kobieta, dziecko czy zwierzę będą wasze do zaspokojenia wszelkich ciągotów. Ku temu pracujemy.

- No oby! No może oprócz dzieci bo te mnie w ogóle nie pociągają. Ale co do reszty to tak, bardzo bym chciała aby to było możliwe. W ogóle nie rozumiem co jest złego w tym aby ktoś miał swój osobisty harem nałożnic albo, żeby małżeństwo mogło się zabawiać tylko same ze sobą. To taka strata! Czyste marnotrawstwo! No ale póki mamy wolną wolę i trochę pomyślunku to można to jakoś obejść. W każdym razie ja jestem jak najbardziej “za” taką wizją więc jakbym mogła wam jakoś pomóc to bardzo chętnie. No ale prywatnie chociaż bardzo bym chciała aby Hubert, Pirora albo Soria na przykład wyprowadziły mnie na ulicę na smyczy to jednak sam rozumiesz, że to jednak na razie musimy zachować pozory. Więc bieganie nago po ulicach na razie odpada. Niestety. Ale poza tym w miarę moich skromnych możliwości jakbym mogła jakoś przyczynić się do tego zaszczytnego celu no to bardzo chętnie. - zadeklarowała się do pomocy w tych spiskowych knowaniach. I chociaż sama miała takie preferencje a nie inne to jednak zdawała sobie sprawę, że otwarcie ich ujawnić nie mogą bo w zależności od tego czym by się zdradziła to albo by owocowało to towarzyskim ostracyzmem albo karą brutalnej i pewnie publicznej egzekucji. W tych ramach co jej pozostawały jednak była gotowa pomóc braciom i siostrom z sąsiedniego zboru.

- No cóż, nie jestem w pozycji, aby składać jakieś prośby, ale przekażę Starszemu twoje chęci. - zerknął na Frau von Mannlieb - Na smyczy, nago po ulicy? Doprawdy? - mnich zachichotał - No cóż… a może doprowadziłybym cię tak na wasze małe nocne spotkanie z dzikimi?

- O, zrobiłbyś to? To będziesz z nami na tym intymnym spotkaniu? No to bardzo chętnie, byłoby mi bardzo miło i przyjemnie! Poza tym to by było bardzo ekscytujące. - Frau von Mannlieb otworzyła oczy nieco zaskoczona takim pytaniem ale było to zdecydowanie przyjemne zaskoczenie bo zaszczebiotała w odpowiedzi na taką podniecającą propozycję. Wcale nie ukrywała, że jest ona bardzo bliska jej rogatej duszy i popiera je całym zdeprawowanym sercem.

- Spróbuję, o ile wątpię, aby nasi kopytni przyjaciele zadowolili się moim kuperkiem. Zawsze, ktoś pewnie będzie musiał was zebrać z ziemi kiedy z wami skończą. Zwierzoludzie potrafią być… ostrzy. Możesz mieć kłopoty z staniem przez kilka dni, lub siedzeniem. - mnich uśmiechnął się odrobinę łobuzersko.

- Tak myślisz? - jak miał zamiar nastraszyć czy zniechęcić rozmówczynię to udało mu się osiągnąć raczej przeciwny efekt. Bo wydawało się, że odbiera to jako zachętę a nie coś przeciwnego. - No mam nadzieję! Liczę na jakieś niezapomniane przeżycia! Oczywiście udostępnie im to na co by mieli ochotę, nie mam zamiaru zgrywać jakiejś cnotki. Mam nadzieję, że zabawimy się na całego, w końcu do następnej pełni jest caałyy dłuugii miesiąc. Poza tym to już będzie koniec lata i początek jesieni a tutaj to niestety nie jest moja rodzinna Bretonia, że jeszcze można by liczyć na ładną pogodę. No i to byłby zaszczyt i przyjemność tak służyć i zabawić się z pierwszymi dziećmi Chaosu i gościć ich w sobie. To słyszałam kiedyś jak mi Pirora mówiła co Starszy wam mówił. Że te zwierzoludzie to pierwsi przemienieni jaka w końcu stała się odrębną rasą. No i jeszcze nie miałam z nimi przyjemności to jestem bardzo ciekawa. Bo Łasica i Burgund to mi tak opowiadały o tym pierwszym spotkaniu wtedy nad tą zatoką, że wiedziałam, że ja też muszę tego spróbować! No tylko mnie się trudniej wyrwać z miasta na takie zabawy. Ale już to obmyśliłam i jestem dobrej myśli. - mówiła szybko i z podekscytowaniem jakby omawiała detale jakiegoś eleganckiego balu czy przyjęcia z wyższych sfer. A nie orgii ze zwierzoludźmi za miastem. Niemniej wydawała się podobnie zaangażowana i oddana całym sercem tej sprawie aktywnie działając aby móc dołączyć do tej wyjątkowej orgii. I mimochodem wydawało się, że Pirora i łotrzyce skutecznie narobiły jej smaku na to spotkanie pikantnymi szczegółami tego pierwszego na jakie popłynęły z Sorią i Joachimem.

- Moja praca, przed tym jak skończyłem tutaj, nie miała zbytniego kontaktu ze zwierzoludźmi… czy oni w ogóle potrafią pisać? Z tego co wiem jednak, to bardziej nie przemienieni, a zrodzeni. Chaos wydał na świat własne, śmiertelne potomstwo w postaci tych Zwierzoludzi, chociaż, chyba każdy może wydać takie na świat. Niektóre regiony Imperium mają chyba większe szanse. - Otto nie pamiętał kiedy ostatnio czytał coś o tym konkretnym odszczepie sług Chaosu. Chyba nigdy nie byli centrum żadnej przepowiedni czy konkretnego ataku, więc nie byli ważnym elementem jego badań.

- No ja niestety nie wiem o nich zbyt wiele. U nas w Bretonii to utrapieniem są raczej orki niż zwierzoludzie. Nawet byłam trochę zdziwiona jak przypłynęłam tutaj, że tu macie tyle tych zwierzoludzi bo też myślałam, że z tych różnych potwornych ras to, że orki tu są dominujące. Sama żadnego zwierzoludzia z bliska nie widziałam. Chociaż w jednej z karczm widziałam czaszkę zwierzoludzia przybitą jako trofeum. Dla mnie wyglądała jak zwykła czaszka jakiegoś kozła albo barana. Tylko zmutowanego. I trochę krótsza była. Ale czy potrafią pisać to nie wiem. Ponoć niektórzy używają plugawej magii. Ich szamani. Ale orki też mają swoich szamanów. No ale orki są brutalne i nudne. A zwierzoludzie są pobłogosławione przez Mroczne Potęgi od zarania dziejów. I mam nadzieję, że cieszą się niespożytą jurnością i witalnością bo dziewczyny tak mi to właśnie opowiadały. Lilly zresztą mówiła, że tak to z nimi bywa, że po części to mają takie zwyczaje zwierząt. Będę musiała ją zaprosić albo spotkać się u Pirory i coś porozmawiać z nią przed tą pełnią. Niech coś o nich opowie. - czarnowłosa dama przyznała, że z nacją zwierzoludzi do tej pory nie miała wiele wspólnego. I chyba nawet za bardzo się nią nie interesowała. W Bretonii wedle jej słów to miała być rzadkość. A tutaj, za murami miasta, też najczęściej pojawiali się jako lokalne utrapienie na traktach, wioskach i pastwiskach nie różniąc się za bardzo podobnymi pogłoskami o ludzkich bandytach, orczych czy goblińskich. Dopiero wieści koleżanek z pierwszego spotkania z tą kopytną rasą pobudziły ciekawość i żądze Frau von Mannlieb na tyle, że teraz była gorącą zwolenniczką aby ich poznać, skosztować i ugościć w swoich eleganckich wdziękach.

- Tak daleko na północy jak my jesteśmy, wpływ Wielkiej Czwórki jest silniejszy. Co do wyglądu… jako dosłowne dzieci Choasu ich wygląd jest chaotyczny. Jest kilka konstantów; zwierzęce głowy, rogi, kopyta. Jednak jakie zwierze, to już różnie, chociaż głównie kozy, byki i tym podobne. Wiem, że uważają cały koncept cywilizacji za odrażający, więc polecam dobre maniery pozostawić po tej stronie murów. - Otto naprawdę musiał sięgać do głębi swej pamięci, aby wyciągać te małe fakty - Chyba i to duże chyba, posiadają samice, ale w o wiele niższej ilości niż samców. Może zdołam popytać na spotkaniu.

- Nie mają zbyt wielu samic? To dobrze! To może dlatego nami się tak interesują! Chociaż dziewczyny mi mówiły, że była jedna podobna do Lilly, taka właśnie samica, nawet kobieta, nawet ciekawa dla oka. Oczywiście z samicami też bym się chętnie zapoznała, nie mam nic przeciwko. Ale może jak są tacy wyposzczeni to nami się bardziej zainteresują. - zaśmiała się gdy z lubością zagłębiła się w te detale planowanego spotkania. To co mówił Otto wcale jej nie zniechęcało.

- Jestem bardzo ich ciekawa. Chętnie ich sobie obejrzę i spróbuję z każdej możliwej strony. Mam nadzieję, że oni też się odwzajemnią tym samym. Dawno nie brałam udziału w takiej zabawie z przeważającą ilością samców. Bo na Pirorę czy Oksanę oczywiście nie narzekam i to są bardzo kochane dziewczyny, uwielbiam się z nimi spotykać. No ale niestety tam zwykle są same kobiety albo w przeważającej liczbie a panów to niestety jak na lekarstwo. To może chociaż podczas tej pełni sobie odbiję i to z nawiązką na nadchodzące tygodnie. Bo przez tą żałobe to niestety nawet takie zwyczajne spotkania są utrudnione a to przecież daje podstawę do jakichś dwuznacznych sytuacji i schadzek albo poznawania nowych osób. A przecież co chwila do portu zawija jakiś statek a i na turniej, nawet jak teraz jest odwołany, to przyjechało już sporo gości i część z nich na pewno warto poznać. Widziałeś jaką ładną kapłankę przysłali z Saltburga? Aż się dziwiłam. Myślałam, że ci morryci to same stare dziady. A tu taka niespodzianka. Albo ta pancerna urlykanka. Też ciekawa. Albo paru zacnych rycerzy. Też chętnie bym ich poznała bliżej. A tu nie wypada bo żałoba. - gospodyni znów mówiła szybko zdradzając akcentem swoje bretońskie pochodzenie. Szybko przeskakiwała z tematu na temat ale jednak trend towarzyski, zwłaszcza taki jaki mógł zaowocować ciekawymi spotkaniami, zakazanymi doznaniami i zaspokojeniem wyuzdanych żądz był dość stabilny. Wydawało się, że Frau von Mannlieb w takiej prywatnej rozmowie ocenia sytuacje i osoby właśnie przez pryzmat ich spotkań w alkowie. Niekoniecznie dosłownie. I im bardziej to zapowiadało się perwersyjnie i niecodziennie tym bardziej wydawało jej się to pociągające.

- No Łasica i Burgund udają ostatnimi czasy, że chcą się odkupić w świątyni. Próbują przyciągnąć dwóch strażników Morra, ale nic im nie wychodzi. Niestety, ślepa wiara, potrafi zabić nawet podstawowe cechy człowieczeństwa. Co do matki Somnium, faktycznie młoda i to mnie martwi. - mnich westchnął - Za głęboko siedziałem w księgach szukając konspiracji, aby widok "młodej, pięknej bladolicej Wysokiej Kapłanki Morra", nie wywołał w moim ciele... dwóch sprzecznych odruchów. - Jednooki kultysta zachichotał - Chciałem się jej bardziej przyjrzeć, ale też nie łatwo ją złapać. Wysoki kler nie ma czasu dla takich maluczkich jak ja.

- No tak, urodziwa jest. Takim zimnym, cichym pięknem. Też bym chętnie ją poznała z bliska i sprawdziła co ma pod ubraniem. A jakby lubiła pokorne grzesznice to oczywiście ja jestem tym bardziej chętna. - roześmiała się radośnie gdy to powiedziała więc wyglądało na to, że Matka Somnium wpadła u niej w szufladkę tych osób jakie najchętniej spotkałaby w swojej alkowie. I nie po to aby grzecznie spać do rana.

- Ale wydaje się chłodna, godna i niedostępna. Może ją jednak zaproszę na jakieś spotkanie. Tylko musiałabym coś wymyślić. Zobaczę. Dzisiaj będę widziała się z Pirorą i resztą dziewczyn z kółka poetyckiego to może coś wymyślimy. - przyznała już poważniejszym tonem.


 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem