Nefrytowa Gwiazda,
18. Pierwszego Siewu 2E 581
Kapitan Aventus Gratius był rosłym mężczyzną o gęstej brodzie i szerokich barach, poruszającym się w swojej ćwiekowanej skórzni z lekkością człowieka odzianego w nocną koszulę. Jego donośny głos wydawał się płynąć w każdy zakamarek pokładu, słowo po słowie przywracając dyscyplinę wśród zalęknionych bliską obecnością potwora Żagli. Przywołani do porządku, marynarze zdzierali czym prędzej wodoszczelne pokrowce z zawieszonych na burtach balist, kręcąc w szaleńczym tempie korbami naciągów i wyglądając za reling w otchłań morza.
- Darro! Weź pięciu ludzi z linami, do ładowni! Róbcie to, co wam powie fechmistrz, ale jeśli te bestie się uwolnią, wiesz co robić!
Wspinając się na reling i przytrzymując olinowania, wielki Colovianin spoglądał w dół na morze prezentując uszom Elsinire imponujący repertuar cyrodiilskich wulgaryzmów.
- Wężowidło, jakiś morski żmij! - krzyknął w odpowiedzi na zawieszone w powietrzu pytanie Altmerki - Może pomiot Hircyna, a może bestia thrassiańska! Albo zwyczajnie jakiś drapieżca z dalekiego oceanu! Gotować balisty, ale czekać ze strzelaniem na mój rozkaz!
Andrasephona przeniosła spojrzenie na postać Harkona, potrząsającego swoimi wiedźmimi grzechotkami i mamroczącego słowa mocy w języku Nordów. Morze wokół
Gwiazdy wciąż pozostawało gładkie, ale obwisłe żagle załopotały znienacka muśnięte pierwszym nieśmiałym podmuchem wiatru, który się rodził w pieśni kapłana Kyne.
Bogini Sztormów usłyszała jego śpiew.
- Mogłabym spróbować uspokoić bestię - powiedziała Elsinire szukając błysku zrozumienia w oczach Harkona, ale w jego topornie ciosanej twarzy dostrzegła jedynie biel białek wywróconych oczu Norda. Jej słowa usłyszał w zamian kapitan Gratius, odkręcając się na relingu i spoglądając na Altmerkę pytającym wzrokiem.
- Przygotujcie się na ten moment. Jeśli tylko mi się powiedzie, musimy ruszyć całą naprzód. Może wtedy zdołamy jej uciec.
Kapitan poderwał głowę w górę łowiąc uszami dźwięk trącanych wiaterkiem żagli, wyjrzał ponownie za burtę. Elsinire wyrosła ponad relingiem mijając po drodze skrzącego się magiczną poświatą Bretona, spojrzała w dół na lazurową toń. I ujrzawszy unoszącą się w wodzie istotę zrozumiała źródło lęku żeglarzy.
Morska bestia mogła się poszczycić ogromnymi rozmiarami i chociaż woda rozmywała szczegóły zatrważającego obrazu, Elsinire gotowa była iść w zakład, że stwór był dwu, a może nawet trzykrotnie większy od żaglowca. Widziany z góry, sprawiał wrażenie kłębowiska długich giętkich odnóży bądź macek, mogących kojarzyć się swoim kształtem z monstrualnymi żmijami. I chociaż poruszał się niezwykle leniwie, pozornie nie okazując żadnego zainteresowania unoszącym się na wodzie obiektem, najwyraźniej w jakiś sposób wyczuwał bieg spraw, bo kiedy w żagle statku uderzyła kolejna, tym razem mocniejsza fala powietrza, żmijowisko w głębi morza poruszyło się z potworną żwawością.
Dwie macki wystrzeliły z wody blisko czterdzieści stóp od sterburty rozbryzgując pianę, a potem opadając na morską taflę z impetem skórzastych cielsk. Skamieniali z wrażenia żeglarze zakrzyknęli jednym głosem widząc rzędy okrągłych ssawek pokrywających spodnią część macek, przeplatanych haczykowatymi naroślami długości dorosłego mężczyzny.
Wokół uniesionych rąk Elsinire zapłonęła złocista poświata, zgęstniała w przeciągu jednego uderzenia serca, wystrzeliła z zawrotną prędkością ku wijącym się po powierzchni mackom załamując powietrze na podobieństwo falujących miraży występujących na Wielkiej Pustyni. Cząsteczki złocistego światła rozprysnęły się po skórzastych kończynach stwora, zgasły chwilę później.
A ruchy rosnącego w oczach cielska pod stępką żaglowca wyraźnie spowolniały.
- Strzelać? - krzyknął jeden z żeglarzy odwracając się w stronę kapitana - Póki się nie rusza?!
Gratius uniósł rękę w górę, ale jej nie opuścił, przeszył w zamian Andrasephonę wzrokiem, w którym płonęło niewypowiedziane pytanie.