Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2023, 21:43   #17
rudaad
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Odpowiedź jakiej udzieliła Iva na zaproszenie do wspólnej libacji bynajmniej nie była oznaką jej upodobań, czy umiejętności picia. Owszem spotykała się raz na jakiś czas z przyjaciółmi w pubie, ale alkohol był dla niej jedynie smacznym dodatkiem do towarzystwa, w którym czuła się dobrze. Równie miło było podczas wspólnych zjazdów, czy chociażby przy wspólnym obiedzie. Kobieta, posługując się żartami niskich lotów próbowała przełamać własne bariery w kontaktach społecznych. Na dobre jej to wychodziło z Jakiem, więc usilnie stosowała ową taktykę na innych, nawet tych dopiero co poznanych, ludziach. Nie zawsze się udawało, ale zazwyczaj było uznawane za akt dobrej woli, której jej, po ostatnich wydarzeniach w życiu, nie brakowało. Dlatego też niemal od razu wypiła do połowy podany jej kieliszek. Początek znajomości z Cliffem Robinsonem już mieli - taki pełen uśmiechu, etanolu i życiowych rad. Rozmówca Iv miał rację i faktycznie projektantka bała się, ale nie tego, że jej życie się skończy, ale tego, że nic w nim nie przeżyje. Nikogo nie zmieni. Nikomu nie pomoże. Nic po sobie nie pozostawi. W pewnym momencie chyba każdy się tego obawiał. Przynajmniej tak podejrzewała, bo nigdy jeszcze o to nie zapytała. Mimo to Cliff mówił. Niezrażony obecnością dopiero co rozbudzonego Jake’a i teatralnie wbijającego na salon Barrego. Ewidentnie musiał mieć w czubie. Co więcej widocznie to lubił i powtarzał przy każdej nadążającej się okazji. Opory pewnie przegrałyby z ciekawością, gdyby nie przyjście kumpli.

Ich obecność dodawała kobiecie pewności siebie. Właściwie pewności siebie dodawała jej tylko bliskość Jake’a. Zawsze byli dla siebie kimś wyjątkowym, na kogo zawsze mogli liczyć. Razem dorastali, razem w szkole walczyli z demonami banicji towarzyskiej i wzajemnie ukształtowali się na ludzi, którzy oduczyli postrzegać siebie tylko przez pryzmat swoich słabości. On pomagał jej, a ona wzorowała się na jego sile i… specyficznym pięknie fizycznym, które tylko ona była w stanie docenić. Do dziś była dumna z prześmiewczego tytułu QueenCorpse and KingScars, który wspólnie zdobyli na balu maturalnym. Niewiele później Iva przekuła go w najbardziej spektakularny debiut autorskiej kolekcji sezonu wiosna-lato roku 2010 jaki widziano. To wszystko miało miejsce, bo zakochała się w niedoskonałościach ciała Jake’a. Jego głębokie blizny po pogryzieniu przez psa, które wszyscy wokół wyśmiewali, były dla Iv natchnieniem do wprowadzenia na rynek imitacji skaz w postaci niezwykłej mieszanki purpurowych i bladoróżowych tiuli wyziewających z wyrazistych szwów i marszczeń naniesionych na gładkie struktury grubych materiałów. Nie mówiła o tym, ale wzorowała się na bliznach Jaka i skoro dzięki nim zdobyła swój pierwszy naprawdę duży i bardzo lukratywny kontrakt to w spisanym niedawno testamencie właśnie jemu zostawiła całość praw autorskich i majątkowych do tej części swojego dorobku.

Z goła inaczej miała się sytuacja z Barrym. Jego Iv kochała szczerze, ale nie za to jaki był, ale jaki stawał się świat wokół niego. Ratcliffe od najmłodszych lat z ogromną łatwością kształtował każdą przestrzeń w której się znalazł. Nie było miejsca, w którym by nie błyszczał. Swoją osobą niemal fizycznie zmuszał każdą napotkaną osobę do odbijania swojego blasku. To wyjątkowy dar, którego Willis nigdy nie była w stanie skopiować, a któremu dała się ponosić setki razy. Barry zawsze robił za Iv to wszystko czego sama nie była w stanie choćby spróbować. Mówił za nią, decydował za nią, walczył, kochał i cierpiał za nią. Co więcej, bez cienia skrępowania, zawsze pozwalała jej chronić się we własnym cieniu. Uwielbiała go, a on z jakiegoś powodu nigdy jej nie opuścił. Nie do końca to rozumiała, ale była wdzięczna. Uśmiechała się więc na jego widok. Dokładnie tak jak teraz, gdy porwał szkło i napełnił je whisky. Miała pewność, że lada moment wejdzie między nią a Cliffa i zmieni całą tą scenę w magiczny pokaz własnej osoby…

Nim tego doczekała rozległ się krzyk właściciela pensjonatu. Przestraszona niespodziewaną zmianą sytuacji kobieta zdążyła jedynie częściowo schować się za postawną sylwetką przyjaciela, gdy jeden z obecnych w Sali gości zaczął zrzucać ze stołu wszystkie rzeczy. Przez jego, zapewne odruchowe, działanie biała eola z futra arktycznego lisa zdobiąca krótki płaszcz Ivy pokryła się resztkami jajecznicy. Tym bardziej wytrącona z równowagi psychicznej kobieta wstała i wtedy dostrzegła powód zamieszania – nieprzytomną nastolatkę z odmrożeniami i krwawiącą raną tułowia.

- Ja… ja sprowadzę pomoc.
– ni to szepnęła, ni to pisnęła Iv wycofując się plecami do schodów prowadzących do pokoi gościnnych na piętrze. Dopiero, gdy potknęła się o pierwszy stopień odwróciła się w kierunku, w którym chciała biec, ale potrafiła tylko iść.

„Joel jest na górze. Joel jest nauczycielem w liceum. Joel na pewno ma kurs pierwszej pomocy. Joel musiał już takie coś widzieć. Joel…” - Iv wydawało się, że powinna go wołać, ale żaden głos nie chciał wybrzmieć poprzez ściśnięte gardło. W ciszy dotarła do pokoju zajmowanego przez jej byłego brata i wyciąganą w odruchu dłonią trafiła zamiast w drzwi to, chyba, w brzuch napotkanej przed sobą osoby. Cofnęła się i podniosła wzrok na znajomą twarz. Przez moment zawahała się - czy to naprawdę on? Czy to poznaczone czasem oblicze jest tym, które niemal dwie dekady temu postanowiło nie zrobić nic…

- Iva? – Joel odezwał się pierwszy i spojrzał w kierunku schodów prowadzących na parter, a potem przeniósł wzrok z powrotem na kobietę. Odcień jej skóry wydał mu się nienaturalnie blady. Nie wyglądała najlepiej.

– Co tam się stało?

Z resztą nie wyglądała najlepiej już od dłuższego czasu. Do tego zapominała jeść regularnie i ewidentnie próbowała udawać kogoś kim zupełnie nie była. Jej ekspresja miała jednak swoje granice i oboje o tym wiedzieli. Teraz jednak sama w sobie poczuła, że ma okazję zażegnać demony niemocy i faktycznie kogoś zmienić, a może nawet uratować:

- Na dole jest nieprzytomna dziewczyna, która bardzo krwawi. Pomóż jej. – słowa brzmiały bardziej jak rozkaz niż prośba i tylko ona wiedziała ile wewnętrznej determinacji ją kosztowały.

- Ja? Nie jestem lekarzem Iv – odpowiedział zaskoczony poleceniem przyjaciółki. Nie pamiętał by zwracała się do niego wcześniej takim tonem. Coś w jej spojrzeniu nie pozwoliło mu się sprzeciwić. Zamknął drzwi do pokoju.

– Spróbuję pomoc, ale niczego nie obiecuję.

Skinęła głową. Osiągnęła to co chciała tylko poprzez proste wypowiedzenie pragnienia. Zaskoczenie mieszało się z radością i energią do działania, której tak bardzo teraz potrzebowali. Zeszła Joelowi z drogi żeby mógł robić co obiecał – spróbować pomóc. Nie zaś uciekać, jak pierwotnie w swoich obawach, założyła, że zrobi.

Gdy ją wyminął ruszyła za nim. Wydawało się, że na tą chwilę zrobiła już wszystko co tylko mogła.

 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."

Ostatnio edytowane przez rudaad : 14-03-2023 o 09:42. Powód: Dopisana wspólna scena z Arthur Fleck
rudaad jest offline