Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2023, 14:29   #20
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Produktywność była nudna w swojej powtarzalności. Kurek, gąbka, szmatka, blat lub ociekacz, kurek, gąbka, szmatka, blat lub ociekacz, kurek, gąbka, szmatka, blat lub ociekacz, rinse and repeat ad nauseam. Nawet okno nad zlewem nie oferowało wiele w dobre dni, wychodząc na jakże majestatyczną drewutnię i zadaszony generator, a ograniczone lepiącym się do szkła śniegiem zawężającym widoczność całkiem przechodziło w swego rodzaju bezużyteczny rekwizyt. Tylko i wyłącznie ludzkie impulsy, głęboko zakorzenione odruchy, motywowały Nate’a do wbijania spojrzenia w zamieć za oknem rozmazującą świat bielą, podczas gdy dłonie pracowały same, za przewodnika mając pamięć mięśniową.

Powtarzalność miała jednak swoje plusy. Nathaniel przy zmywaniu i wpatrywaniu się w okno prędko wyłączył się na zewnętrzne bodźce, nawet nie myśląc o czymkolwiek i nucąc pod nosem melodię ”Riders on the Storm”. Z tego specyficznego transu wyrwał się dopiero gdy odstawiał wyszorowany garnek na bok i kątem oka wyłapał ruch za szybą, między tumanami śniegu. Kształt wydawał się mgliście ludzki, ale kto wyrwałby się na zewnątrz w tą zawieruchę? Marszcząc brwi Nate zacisnął dłonie na krawędzi umywalki i nachylił się do przodu, wytężając wzrok. Drewna mieli wystarczającą ilość w środku, generator pracował bez zarzutu, Tim nie miał powodu by wychodzić z kurortu. Być może ktoś z gości zadecydował że był mądrzejszy od nich i postanowił zignorować ich porady o pozostaniu w środku?

A może wizualny biały szum działał równie podstępnie na ludzkie zmysły, co ten akustyczny?

Wyłóż gotowaną kukurydzę z garnka na półmisek, bo ja muszę podlać pieczeń — głos Angie oderwał go od obserwacji.

Tak, chef — odparł, okręcając się na pięcie i ściągając garnek z ognia. Parsknął przy tym pod nosem do samego siebie, kręcąc głową. — Cabin fever, akt pierwszy.

Wedle żartów Austina to była tylko kwestia czasu, aż któreś z załamań pogody zmieni “Czysty Śnieg” z odludnego kurortu w scenę krwawej masakry z jakimś zamaskowanym psychopojebem czy kryptidem w roli głównej, żywcem wyjętą z jednego z horrorów które pochłaniał wręcz obsesyjnie. Stąpający mocniej po ziemi Nate tylko śmiał się na takie teorie i przewracał oczami w czułym geście, nie rozumiejąc fascynacji tym gatunkiem filmów, w którym w 99% przypadków “fabułę” można było przewidzieć mniej więcej w połowie pierwszego aktu. A nawet wcześniej.

Humanoidalny kształt za oknem więc zrzucił na karb przewidzenia. Podniesiony głos Tima gdzieś od strony wejścia, konsonansowo wpleciony cichą nutą w kuchenną symfonię - buczenie starożytnego okapu, bulgotanie garnków i krzątaninę Angie - zatrzymał go tylko na chwilę. Nate wzruszył tylko mentalnie ramionami i rozpoczął wyławianie ugotowanej kukurydzy i przekładanie jej na półmisek. Cień za plecami, który zakrył i tak wątłe światło dzienne wpadające do kuchni, przerwał mu tą czynność zanim jeszcze na dobre ją zaczął. Odruchowo spojrzał przez ramię. Żałując tego gestu niemalże od razu.

Serce stanęło mu w gardle.

Tego widoku nie mógł zrzucić na karb przewidzenia. Nate wierzgnął w miejscu, jednocześnie odwracając się w stronę okna i próbując wycofać jak najdalej, kierowany ewolucyjnym instynktem przetrwania. Miks strachu i adrenaliny w jednej chwili rozlał się gorącym zimnem po plecach, tak jak uderzenie bólu w lędźwiach gdy ciało napotkało opór mebla przy próbie ewakuacji. Skamieniały Nathaniel mógł tylko trwać wygięty ponad blatem, wpatrywać się rozszerzonym strachem spojrzeniem w potworną maskę za oknem i to otwierać, to zamykać usta niczym ryba wyrzucona na ląd. Zanim odzyskał głos i był w stanie ostrzec Angie, człowiek za oknem zdążył zniknąć z pola widzenia.

Nathan.

Skrzywił się na dźwięk znienawidzonego skrócenia własnego imienia, ale dreszcze na plecach przynajmniej wyrwały go z objęć chwilowego strachu i przywróciły do rzeczywistości. Nate wyprostował się i odetchnął głęboko, próbując uspokoić skołatane serce. Dłoń zacisnęła się mimowolnie na prawym przedramieniu, drapiąc skrytą pod czarnym materiałem swetra jasną linię zdobiącą skórę i ostrożnie zbliżając się do okna, jakby spodziewał się że maska w każdej chwili wskoczy ponownie w pole widzenia. Wdech, wydech, jednocześnie ignorując widmo przeszłości ożywiające przesycone jadem i nasączone alkoholem “Nathan”, które poprzedzało złamanie otwarte zagojone blizną. Blizną, która jakimś cudem była jedynym fizycznym śladem po tym, co James Doucet uważał za wychowanie.

Jakiemuś debilowi — Nate odzyskał w końcu głos — zebrało się na słabe żarty i latanie z maską na gębie po dworzu.

Nathan, dziecko, co...

Ręczniki, szybko! Dużo ręczników i miski z wodą!

Wymiana zdań została przerwana przez dudniący krzyk, który przebił się ponad buczenie okapu. Nate i Angie spojrzeli jednocześnie w stronę kuchennych drzwi, wymienili zaniepokojone spojrzenia. Chłopak poruszył się pierwszy, przecinając kuchnię w stronę szafki w rogu, gdzie składowali miski.

Debil w masce przestraszył kogoś tak, że ten ktoś upadł niefortunnie i się poturbował? — zaoferował teorię ze słabym uśmiechem, chcąc przepędzić niepokój z twarzy Angie. I ten własny.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 14-03-2023 o 14:37.
Aro jest offline