Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2023, 21:20   #376
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Carsten przypomniał sobie jak niejeden raz Kapitan wybierał go do służby, aby gasił nadmierne zainteresowanie ślicznymi Amazonkami. Była to niewdzięczna rola, lecz wywiązywał się z niej należycie. Nie doszło też do żadnych ekscesów w gościnie u królowej Aldery, co uważał za kolejny sukces. Dziś jednak to nie on pełnił służbę strażnika obozu. Kto wie? Może ostudziłby zapędy tych dwóch gallos, ale teraz było już za późno na jakiekolwiek działania. Nieszczęśnicy mogli tylko przeklinać swój los, głupia wpadka przyniesie im bolesne skutki niby tak niewinnego podglądactwa.

Kot o siedmiu ogonach… Eisen widział już w swym życiu przemarsze biczowników umartwiających swe ciała. Krwawe misterium, pochody pokutników i zelotów, głoszących swe kazanie dla świata dręczonego chorobami i śmiercią. Wielu z nich używało właśnie tego narzędzia, aby wypleniać z siebie zło, oczyszczać z grzechu na pokutnej drodze po traktach Imperium. Byli szaleni w swym fanatycznym uwielbieniu boga. Widoku potwornie okaleczonych ciał nie zdołał usunąć z pamięci. Teraz kiedy czekał na wymierzenie kary żołnierzowi, zrobiło mu się go żal, bo występek nie zasługiwał na takie potraktowanie. Rivera okazał surową twarz dowódcy, zresztą ochroniarz rozumiał taką reakcję, ponieważ aby zachować dyscyplinę i posłuch wśród oddziałów należało wyzbyć się skrupułów. Słabość okazana podwładnym mogła zachęcić ich do buntu. Sojusz z Amazonkami zostałby wystawiony na próbę przez męskie popędy, a najlepszym lekarstwem na nadmierną chuć był tradycyjnie nahaj. To strach był siłą trzymającą w ryzach najgorszych najemników. A że czasami kara wymierzona została tym, którzy akurat sami niejako nawinęli się pod bat… cóż należało to złożyć na gorzki los wojaka…

***

Późniejszy apel był zaskoczeniem, niemal dla wszystkich obecnych. Więc jednak! De Rivera zdecydował się pokazać swoje łaskawsze oblicze i docenić swoich najwierniejszych żołnierzy.
Carstena ucieszył gest kapitana. Znalezienie się wśród doborowego grona traktował jako podziękę za wytrwałą służbę od początku wyprawy. Trudy, znoje, brud, moskity, błoto i choroby… To było największym wyzwaniem, chociaż dla wielu postronnych to śmiałość i ryzykanctwo zaprowadziło go do sławy. Dla Sylvańczyka, który nie zwykł chwalić się swymi zasługami, choć poczynił je znaczne dla obrony obozu, dla Amazonek, wreszcie dla Vivian. Nagroda była istotnym przeglądem wiernej służby, choć niosła ze sobą kolejne zobowiązania. Czuł, że takich miłych chwil nie będzie zbyt wiele i należało kosztować owoce i pozwolić sobie na uśmiech zadowolenia. Chociaż od ostatecznego tryumfu i szczęśliwego powrotu do Portu Wyrzutków dzieliło go jeszcze morze przygód i wyrzeczeń.

Jeszcze większym splendorem były wisiory od królowej Aldery. Znalazł się w naprawdę elitarnym gronie. Dzielne wojowniczki doceniły waleczność, nawet wśród mężczyzn. Na ile była to kurtuazja i ukłon w stronę sojuszników, a na ile prawdziwy szacunek, to każdy musiał ocenić samodzielnie. Sylvańczyk miał świeżo w pamięci słowa panny von Schwartz, która zdawało się znała dobrze motywacje plemienia kobiet i siała pewne wątpliwości, co do trwałego egzotycznego przecież sojuszu. Czy przetrwa on, kiedy już wypędzą wrogie jaszczury z piramidy?

Wszelako dręczące rozterki odłożone zostały na bok. Czarnowłosy porucznik chciał podzielić się radosnym nastrojem z Barbete i Estebanem. Usiąść przy ogniu z Olmedo i jego kamratami. Poczuć upojny smak wina, zapach pieczystego i cieszyć serce wspólnotą. Kolejny dzień mógł bowiem zburzyć marzenia i oczekiwania ich wszystkich.

***

Rozsądek podpowiadał, aby miarkować się w zabawie i biesiadzie. Tańce to nie był żywioł Carstena, zwłaszcza, że jego nadobna minstrelka pozostała w porcie. Jego profesją była ochrona, więc nawet podczas obozowego rozprężenia wyglądał kłopotów, jakie mogły się namnożyć w czasie popitki. Nigdy w pełni nie czuł się wolny od służby, odpowiedzialność za innych była jego credo i powinnością. Dziś wieczorem jednakowoż chyba pozwolono na nieco więcej i za samo nienachalne podpatrywanie negliżu prześwitującego zza skąpego odzienia nie groził pręgierz.

Nieopodal flirciarz Medrano grał na vihueli i śpiewał piosnkę, która idealnie oddawała nastrój myśli Sylvańczyka.

Odkąd ją ujrzałem błądzę, niczym ślepce,
Ją jedyną widzę i jej imię szepczę

Obraz noszę w oku, jasnym się wyłania
i w najgłębszym mroku, woła do kochania!

Mych braci zabawa, zgoła mnie nie nęci.
Chcę być jeno z Tobą, dziewczę z mej pamięci!

Zasłuchany Carsten spoglądał niemo w iskry sypiące się z ogniska. Wokół trwała zabawa i pląsy. Wydawało się, że wszyscy chcą odegnać mroczne myśli, zatracić w tej, jednej chwili. Na mężczyźnie spoczywał jednak ciężar niedawno odbytej rozmowy i przeżyć, które były jego udziałem w piramidzie. Piekielny ryk i demoniczny odór nadal drażnił nozdrza, nawet pod otwartym niebem. To, że ocalał zakrawało na cud, w żadnej mierze nie chciał, by koszmarna walka kiedyś się powtórzyła…

Niestety, nie zależało to do niego…

***

Następnego poranka wraz z wiernym Bastardem wykonał obchód obozowiska.. Gdzieniegdzie widać było jeszcze ślady biesiadowania, a niektórzy wojacy wyraźnie odczuwali skutki wypitego alkoholu. Dżungla ze swoim klimatem nie sprzyjała szybkiemu dojściu do pełnej formy po nocnej pijatyce. Jednakże znać było, że wczorajsze wspomnienie lekcji dyscypliny przy pręgierzu odniosło skutek. Żaden z podwładnych nie chciał podpaść kapitanowi i nawet jeśli były pewne uchybienia to starano się je maskować. Dzień i noc zapowiadały się pracowicie, ale wszyscy zdawali sobie sprawę, że trening i każda kropla wylanego potu oznaczać będzie mniej ofiar podczas przemarszu do piramidy i walki z jaszczurami. Oficerowie zastanawiali się co takiego wymyśli kapitan, by zaskoczyć wroga. Należało poczekać do popołudnia i walnej narady, ale tu i tam szeptano o aliansie ze zwiadowczyniami dzikusek oraz umówionych sygnałach, które mogły pomóc w ograniczeniu strat przy atakach skinków.
Napotkał Olmedo, który nadspodziewanie dobrze zniósł późnonocną imprezę.

- Ech Carsten, działo się, oj czuję, że jeszcze jedna wspólna bitwa, Amazonki przekonają się, co do naszych przewag i spojrzą na nas jeszcze przychylniej… a wtedy może przestaną być nieprzystępne…

- Powiadasz… - ochroniarz sceptycznie podchodził do takich oczekiwań. – Uważaj, bo twoje rozczarowanie może być nadzwyczaj bolesne.

Góral wyszczerzył zęby.

- Nie takie lwice żem okiełznywał!

- Możliwe, ale wtedy, gdy byłeś młody… – zażartował Eisen. Estalijczyk nie zareagował na zaczepkę kompana miast tego parsknął tylko i podrapał się po głowie, jakby sobie o czymś przypomniał,.

- Nie masz może tej wody, którą napoiłeś mnie w jaskiniach? Przysiągłbym, że teraz ugasiłaby pragnienie, dręczące mnie od rana…

- Nie widać tego po tobie, bracie. Rzekłbym żeś nawet bardziej rozgadany, niż zwykle i wigoru ci nie brakuje.
– zadworował sobie, lecz od razu dodał poważniej.
- Niestetyż wyczerpały się i moje zasoby. Może jakieś soczyste owoce zostały, powinny być dobrym lekarstwem na ból głowy. Do zobaczenia na naradzie! - pożegnał się z kamratem i wrócił do swojego namiotu, aby zażyć odpoczynku przed upalnym dniem.
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 18-03-2023 o 22:14.
Deszatie jest offline