Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2023, 20:58   #133
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Brazylia.
Miasto Carauari.
30 czerwiec, 1930 rok.
Poniedziałek, około 13:00.

Statek "Venture" w końcu dopłynął na miejsce. Masteczko było może i nawet duże, ale port… pożal się Boże. To nawet nie zasługiwało na miano portu, raczej przystań to była, i tyle.


Nadszedł więc czas pożegnać się z załogą, i opuścić łajbę, nadszedł czas na kolejny etap ich podróży! Stąd już w pobliską dżunglę, za Evelyn, do dzieła!

Ale moment, zaraz… no właśnie, jak tego dokonać? W końcu ktoś powinien tu na nich czekać, czy coś, by wyjaśnić towarzystwu co dalej, może ruszyć z nimi w dzicz, były i rozmowy o tragarzach. Profesor Bloom wszystko załatwił?

Ach no tak, przecież się spóźnili o jeden dzień, gdy były problemy jeszcze w Manaus, i przegapili oryginalną łajbę, która miała ich tu odstawić. Czyli co, już po wszystkim? Jasny gwint! Co robić??


***

Stali więc na brzegu, obok pierwszych ulic Carauari, ze swoimi walizami, główkując, co dalej… i obserwując rozładunek "Venture".

- Senior! Senior! Ja pomogę z walizką! - Odezwał się do Mathew jakiś smark po portugalsku, już zezując na dobytek reportera… ta, akurat, już mu na to mężczyzna pozwoli. Nic tak bowiem nie poprawia samopoczucia, jak ganianie za szczylem kradnącym walizkę… Tweenshape go przegonił, słysząc niezłą wiązankę obelg, jak na takiego dzieciaka.

No i po sprawie… Niekoniecznie.

Po kilku sekundach, gnojek cisnął kamieniem prosto w czoło Mathew, nabijając mu cholernego guza! A to szczyl!! Ale owy "zamachowiec", już uciekł ulicą, znikając między rozbawionymi tą sytuacją, przypadkowymi miejscowymi.

- Chyba nie będziemy tu stali, jak te… chodźmy gdzieś usiąść, i pomyślmy! - Powiedziała Iris, udając, iż wcaaaaale nie jest jej do śmiechu, po sytuacji, jaką właśnie przeżył reporter.


Pyszna brazylijska kawka, jakaś przekąska, coś zimnego dla czoła Mathew, no i "burza mózgów", co czynić dalej.


~

Ktoś im się przypatrywał z drugiej strony ulicy… jakaś biała panienka, patrząc to na nich, to chyba na jakieś zdjęcie. Nie wyglądała zdecydowanie na miejscową, bardziej, jak ktoś z nich. "Biały" w Amazonii, szukający tu…

Ruszyła do nich szybkim kroczkiem, przechodząc przez ulicę, raz się nawet potknęła, zdecydowanie była czymś wyraźnie zainteresowana, czymś, co dotyczyło ich?

- Dzieeeeń dobry! - Odezwała się po angielsku - Przepraszam, czy… panienka Sarah? Od profesora Blooma?

Lekarka, podobnie jak pozostali, wielce zdziwiona, przytaknęła głową.

- Taaaak się cieszę! Tak, to wy! Mieliście tu już wczoraj być, a ja czekam, i czekam, obserwując przypływające statki - Zaszczebiotała blondyneczka, z wyrazem ulgi i entuzjamu na twarzy - Jestem Margaritte La Forttaine! Wasz kontakt w Carauari!


- Taaaak się zamartwiałam waszą nieobecnością! Miiiiiło was wszystkich poznać! Jak wspomniała, bo wspomniałam, prawda? Jestem Margaritte La Forttaine! No, chyba o mnie słyszeliście? Moje teksty są często drukowane w Miesięczniku Entomologicznym wydawanym przez British Museum.
Westchnęła ciężko wyraźnie rozczarowana, tym że nikt nie rozpoznaje. A następnie uśmiechnęła się - No cóż, komu w drogę temu czas, prawda?








***
Komentarze jeszcze dzisiaj.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline