Biała ciemność.
Śnieżne pustkowie.
Acz tam powinno coś być. Tak tam. Bo ten szczyt tam jest charakterystyczny, jak ma się go po lewej a tamten po prawej to gdzieś tam powinno być… schronienie? Idąc wzdłuż rzeki w końcu się trafi na wioskę lub drogę.
Tam należy podążać.
Noc na szczęście była jasna, gwieździsta, księżycowa. Wszystko mniej więcej widoczne.
Zaprzęg pędzący przez noc i śnieg można łatwo dostrzec. Podobnie jak samotnego wędrowca.
Przydałby się płaszcz z białego futra. Dzikusy lubią napadać na nieostrożnych wędrowców. Tylko że dzikusy nie poruszają się tak głośno.
Nie ma dokąd uciec. Trzeba się porozumieć.
By na wszelki wypadek nie zabili.
***
Samotna postać zwróciła się w kierunku podróżnych, pogrzebała coś w plecaku i odpaliła pojedynczą pochodnię, którą zaczęła machać.