Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2023, 22:21   #268
Nanatar
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Droga z Perpignanu do Montpellier, późne popołudnie 24.08.95

Ucichły odgłosy giętych przez wiatr konarów drzew, zatrzymani w miejscu podróżni zamienili się w widzów przestawienia, przestały piszczeć nienaoliwione osie wozów, gościniec skupił się w scenie gdzie pierwsze role grali konni żołnierze i dziko wyglądający Pollanin.

Krople potu rosiły twarze Franków stojących w pełnym słońcu, w opozycji chód na obliczu skrytego w cieniu wytatuowanego mężczyzny. Konie niespokojnie szarpały czując jeszcze bijący od niego smród wilka i niepewność dżokejów. Chwila przeciągała się niespokojnie i niepewnie, każda kolejna sekunda niosła ryzyko utraty opanowania. Swarnemu zdawało się, że przeciągnął strunę i tylko spłoszone wierzchowce powstrzymują konnych przed pewnym strzałem.

Rozegrał po swojemu, na ostrzu brzytwy trzymał życie, jak lubił, tak tylko żyć potrafił, w ciągłej niepewności, zagrożeniu.

- Ty - wyzwał żołnierza, który zaczął mówić o Sanglierce - Tobie bandolet oddam.

Na znak oficera tamten zsiadł z wierzchowca i przystąpił do Yago. Pollanin z początku oddał mu broń, ale zaraz niespodziewanie przyciągnął do siebie. Zwrócił siłą w stronę zaskoczonych wiarusów i zasłaniając się człowiekiem przydusił dubeltówką gardło. - Co panienka? - szeptał do ucha - Bo zduszę.

- Nie żyje - zdołał zdradzić ów. W tej samej sekundzie odezwały się karabiny innych Franków, próbujących oddawać strzały ze spłoszonych wierzchowców. Pociski przeleciały niebezpiecznie blisko ściśniętych mężczyzn.

Śmierć skuła serce Swarnego ciężkim kamieniem. W przełyku stanęła gula. odepchnął z odrazą posłańca złej wieści. Nabite na powrót karabiny groziły dołączeniem do Anji w jej podroży. Yago wiedział, że to nie jego czas, nie czas dokąd nie zgłębi owej sprawy. Wytrzymał znów czas potrzebny na opanowanie nerwów i zhańbionego Franka.

- Pilnuj tej broni - nadał mu nowy sens. Magiczny, z pozoru abstrakcyjny, ale w podświadomości mocniejszy niż rozkazy. - A wy prowadźcie. Siadłbym na wierzchowca, ale się mnie boją jak ich dżokeje. Spieszno mi do waszych panów. - celowo użył na zakończenie takiej formy.

- Oddaj miecz! - wezwał jeden z konnych
- Spierdalaj. - burknął Yago i zebrawszy co miał, a że wiele tego nie było nie trwało nawet chwili.

Pod czujnymi lufami Frankijskich karabinów ruszył raźno traktem do Perpignanu. Z tyłu wciąż czaiła się śmierć czekając na lada okazję, by wyskoczyć z broni palnej konnych wprost na plecy Pollanina. To czyniło jego krok równym, sprężystym i pewnym. Dzwoniły mu w uszach stare nauki: My podążający na śmierć pozdrawiamy cię kruku.

Choć do owej chwili jego troski o Anję Sanglier były dość płoche i skupione na wykorzystaniu panienki do zrobienia kariery w strukturach tutejszych klanów, to informacja o jej śmierci nie dość, że burzyła plany, w które zainwestował ostatni tydzień, to zdawało się nastarczała wrogów postawionych w lokalnych strukturach. Choć by i ten sztywny kapitan mający wobec panny plany dokładnie takie jak Swarny, w obliczu śmierci panny gotów wykorzystać jako stopień drabiny plecy Pollanina. Na odpowiedź jak odeszła panna musiał Swarny jeszcze nieco poczekać.

Pozwolił prowaqdzić się na smyczy wycelowanych kulomiotów przez czas potrzeby, by ludzie owi zaufali mu, że zmierza do Perpignanu. Nie czyniono popasu, ale Yago zauważył po dłuższym czasie, że całą nogawkę ma ciężką od krwi. Jeden z pocisków musiał drasnąć mu udo. Zatrzymał się, na co w mgnieniu oka zareagowali grasanci mierząc doń.

- Kurwa, żeście mnie postrzelili! - oskarżył - Pojeby, żadnego oporu nie było. Rozliczę was z tego w Perpignan. - postraszył. Popas wymusił. Zjadł resztki zająca, podzielił się z Frankami. Odkaził ranę drogim alkoholem i butelkę wyrzucił w krzaki. O wodę poprosił. Ognisko rozpalił, w wulkanie zagrzał, do tej nieco już ususzonych grzybów i ziół dosypał, a tak, żeby nie widzieli, rozdał do picia. Usługiwał wszystkim przy posiłku jak niewolny, na fujarce zagrał. Do wyruszenia w drogę sam nawoływał. Parł ku Perpignanu, wiedziony ciekawością. Nową vendetą. W końcu odważył się spytać o okoliczności śmierci panny, ale nic nad to, że na szlaku nie zdołał się dowiedzieć.

Wybacz, ale minął prawie miesiąc, a nie lubię zostawać bez atencji tak długo. Ponad to mam teraz dużo czasu. Jadę z nimi na cunning. Odpowiednie rzuty wykonam, ale one dotyczą już samej końcówki. co dowie się jeszcze o wydarzeniach w mieście.
Na pewno nie pokrzyżowałem ci planów,
Jak zabieg się udał to Frankowie będą coraz bardziej naćpani, ale Pollanin grzecznie zmierza do Perpignanu.
Pierwszy test na fujarkę drugi na cunning

 
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem