Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2023, 13:19   #24
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
WSZYSCY OBECNI W SALI JADALNEJ

W sali jadalnej zapanowało zamieszanie.

Jedni goście siadali przy stolach nie przejmując się trwająca tuż obok nich akcją ratunkową. Bo inaczej działań pozostałych nie można było nazwać. Nieco chaotyczna, mało profesjonalna, wykonywana przez trzy osoby z całej grupy, ale jednak próba uratowania komuś życia.

ANDY, BARRY, JACKE

Tym kimś okazała się być dość młoda kobieta. Barry wyczuł puls pod palcami. Przynajmniej tak mu się wydawało. Po chwili, we czterech, ułożyli ranna tak, aby mieć dostęp do jej pleców. Pleców, które wyglądały jak siekanka.

Poszarpane lub pocięte mięso, głębokie, mocno krwawiące rany z których wylewała się życiodajna ciecz. Próbowali zatamować upływ krwi, ale było to wyzwanie. Największe doświadczenie medyczne, jak się okazało, miał Tim. Właściciel „Czystego śniegu” musiał pobrać stosowne nauki, aby zrobić papiery ratownika górskiego, które wisiały dumnie nad recepcją, zaraz obok wieszaków na klucze, pokazując gościom, że są w dobrych rękach.

IVA, JOEL

Iva i Joel dołączyli do trójki mężczyzn dość szybko.

Zastali Tima, Andy’ego i Barry’ego (o ile dobrze zapamiętali imiona gości), którzy próbowali ogarnąć krwawą jatkę. Cały stół, na którym ułożono kobietę, zalewała teraz krew.

Gęste krople i niewielkie strumyczki skapywały lub spływały na podłogę jadalni zamieniając ją w miejsce z jakiegoś koszmaru. Charakterystyczny odór krwi wypełniał pomieszczenie swoją wonią.

ANDY, BARRY, IVA, JOEL, JACKE

Z pomocą Ivy i Joela udało im się, jako tako, połatać kobietę. Ranna była nieprzytomna i krwawiła, ale liczyli na to, że udało im się powstrzymać największe krwotoki. Kilka ran wyglądało naprawdę poważnie.

- Dobra – Tim spojrzał na resztę ratowników z wysiłkiem. – Rany tej kobitki są naprawdę paskudne. Wyglądają na robotę niedźwiedzia, ale jest środek zimy, więc to bardzo dziwne. Słuchajcie. Na parterze, po drugiej stronie jadalni, mamy pokój numer dwa. Proszę – podał im klucz - Przenieście ją może do niego, ale ostrożnie. Ja spróbuję wywołać kogoś przez radio i powiadomić o tym, co się stało. Jakbyście mogli zerknąć na jej rzeczy. No i ktoś powinien przy niej zostać.

To powiedziawszy Tim skierował się do kuchni. Zapewne aby dać instrukcje swojej żonie lub pracującemu u nich chłopakowi, którego większość gości zdążyła poznać podczas rejestracji i rozlokowywaniu się w „Czystym śniegu”.
Wiatr za oknem przybrał jeszcze bardziej na sile. Wył opętańczo, a śnieg tańczył szaleńczo, jakby za śnieżną zawieruchą, szykowała się do wściekłego szturmu nienawistna armia.

THOMAS, CLIF, ICHIKA

Cała scena trwała dobre kilkanaście minut. Przez ten cały czas pozostali ludzie dwoili się i troili, bladzi z szoku, próbując powstrzymać krwotok. Thomas udawał że pomaga, co jakiś czas podając jakiś bandaż, kawałek szmaty czy co tam było potrzeba. Ichika nie mieszała się do całej sytuacji, a Clif zdążył walnąć jeszcze jedne lub dwa kielonki.

Było coś nierzeczywistego, niemal surrealistycznego w tej scenie.

Stół. Na nim umierająca kobieta. Przy niej ludzie próbujący zrobić co tylko da się w takiej sytuacji. Krew. Spływająca na podłogę, gdzie deptali po niej ratownicy. Paskudny, mdlący zapach dominujący w sali.

I wiatr. Wyjący wicher, niczym szyderczy śmiech pradawnych i okrutnych sił natury.

I wtedy właśnie cała trójka pomyślała o tym, co lub kto mógł zrobić to tej nieznajomej kobiecie, a siedzący bokiem do okna Clif zauważył nagle jakieś poruszenie, a kiedy odwrócił się instynktownie w tym kierunku, ujrzał koszmarną, wykręconą, demoniczną twarz czy też maskę spoglądającą prosto na niego.

Nim zdążył zareagować oblicze cofnęło się od szyby i zniknęło w szalejącej burzy śnieżnej.

NATHANIEL

Praca na kuchni wróciła do rytmu. Co prawda Nathaniel słyszał ciągle jakieś hałasy dobiegające zza ściany, gdzie znajdowała się jadalnio – świetlica „Czystego śniegu” ale nie miał czasu zainteresować się tym bliżej, jeśli nie chciał zaryzykować oparzenia lub kontuzji. Praca „przy garach”, przy wrzątku i gorącej parze, wymagała – wbrew powszechnej opinii – uwagi.

Jednak, wykonując kolejne działania, nie mógł pozbyć się z głowy widoku zamaskowanej postaci. Myśli uparcie wracały do niewyraźnie osoby za oknem.
Śnieżyca zdawała się przybierać na sile. Wiatr szarpał śniegiem. Napierał na okna, za którymi dało się dostrzec to, co działo się nie dalej niż trzy metry od budynku.

Drzwi do kuchni otworzyły się, kiedy mieli za sobą najbardziej wymagającą pracę. Stanął w nich Tim. Od razu widać było, ze ma krew na rękach i niewyraźne spojrzenie. Jak człowiek, który jest w szoku.

- Młody – zwrócił się do chłopaka. – Będziesz mi potrzebny. Trzeba wytrzeć krew w jadalni.

Żona Tima zbladła.

- Mamy tam jakąś kobietę. Strasznie poraniona. Całe plecy… masakra. Nie wiem czy przeżyje. Spróbuję wezwać kogoś przez radio. Goście mogą potrzebować … czegoś ciepłego. Miastowe są kruche, wiecie przecież.

Tim ruszył w stronę bocznego wyjścia z kuchni, zapewne kierując się do krótkiego korytarza prowadzącego na schody na wieżę radiową.

- Aha. Kazałem tę ranna przenieść do dwójki. Te doktury co ją rezerwowały, to raczej nie przyjadą za szybko.

„Dwójka” – to w żargonie obsługi „Czystego śniegu” był luksusowy apartament, wynajmowany za ekstra pieniądze. Z własną łazienką, z lepszym wystrojem i kominkiem. Spory apartament na cztery osoby. Rezerwowany z dużym wyprzedzeniem przez gości i rzadko, tak jat teraz, stający pusty. Mieli faktycznie zająć go jacyś ludzie, którzy dokonali przedpłaty i tak dalej, ale nie dojechali na czas i raczej, przy tej pogodzie, nie zanosiło się, że dotrą do „Czystego śniegu” w najbliższym czasie.

Tim ruszył do bocznego przejścia i zniknął w łączniku.

WSZYSCY

Światła w „Cichym śniegu” zamigotały nagle i zgasły, pozostawiając pomieszczenia w półmroku spowodowanym czarnymi, śnieżnymi chmurami i śnieżną nawałnicą. W cieniach i półcieniach wszyscy nagle, nie wiadomo dlaczego, wstrzymali oddech.

I gdzieś w budynku, niemal po kilku sekundach, rozległ się jakiś krzyk. Spanikowany, przerażony, niemal obłąkany.

I z całej grupy ludzi tylko Nathaniel wiedział, że tak mogła krzyczeć tylko jedna osoba w całym „Czystym śniegu” – córka Tima, której choroba na pewno słabo korespondowała z szaleństwem pogody, a nagłe wyłączenie światła mogło spowodować nagły atak paniki.

Ale nim ktokolwiek zdążył zareagować usłyszeli kolejny dźwięk. |Rytmiczne, energiczne, wręcz wściekłe łomotanie do drzwi wejściowych.
 
Armiel jest offline