Odetchnęła nieco z ulgą Mandy, że Lilly nic większego się nie stało... bo nie ręczyła za siebie, co by było, gdyby Bonar zrobił coś poważniejszego. Oczywiście z samego takiego traktowania dziewczynki nie była zadowolona, ale co by nie ukrywać, musiała się do takich rzeczy już przyzwyczaić. Małpka na pewno sobie dobrze popamięta, kto był dla niej miły, a kto nie i mogła się kiedyś jako zwinna żmijka zemścić. A nieco pocieszał fakt, że raczej większość załogi traktowała ją dobrze.
***
Gdy już ręce opadały z sił po kolejnych godzinach intensywnego żeglowania, nagle czarnoskóra musiała sięgnąć do jakichś swoich rezerw i zebrać się na to, by jeszcze bardziej przyspieszyć. Zarówno jej, jak i jej ekipie ręce już odpadały, nogi ledwo trzymały się masztów, palce drętwiały. Było ciężko, ale nie mieli wyjścia, zwłaszcza teraz, gdy brak odpowiedniej prędkości mógł się wiązać z najgorszym, czym mogło się skończyć starcie z dwoma francuskimi statkami. Jakoś w głowie odkopały jej się wróżby Tay o chodzącej żywej śmierci i o czarnym smoku, ale jakoś nie była w stanie tego powiązać z tym, co widziała. Co było nieco uspokajające, bo mimo wszystko wróżby niby były z dupy, ale skądś się musiały brać. A skoro mieli spotkać żywą śmierć i smoki, to znaczyło, że... to starcie przetrwają?