Pod spichlerzem w Sieperting
Acker wsparł się na młocie i wysłuchał uważnie słów Bestiana. Założona chwilę wcześniej zdobyczna zbroja chrzęściła cicho w rytm ruchów akolity, przywoływała swoim znajomym ciężarem młodzieńcze lata Manfreda. Będąc synem i uczniem wojskowego kowala w forcie Schweinenschwanz, młody Acker często miał sposobność do zakładania na siebie cesarskich zbroi i do nieporadnych ćwiczebnych walk z zaprzyjaźnionymi żołdakami. Teraz - po długiej przerwie wymuszonej naukami pobieranymi w świątyni Sigmara w Valkenburgu - cuchnący zestarzałym potem i świeżą krwią pancerz wydawał się Manfredowi prawdziwie sentymentalnym powrotem do beztroskiej przeszłości.
Plan nie poszedł do końca po myśli młodego mężczyzny. Chociaż obaj osaczeni w wiosce dezerterzy zapłacili za swoje zbrodnie, ich zaszyci w kryjówce kompanii ewidentnie zwietrzyli pułapkę. Co prawda Falco zdawał się powątpiewać w słowa wysłanych na przeszpiegi chłopów i sądził, że mogli zełgać wspominając o rzekomej strzale zwyczajnie bojąc się podejść do ruin, ale Manfred liczył się z tym, że bandyci jednak usłyszeli przeraźliwe wrzaski drugiego z rzezimieszków.
- Jeśli zdołamy odkryć, co te kurwie syny tam poczynają, możemy na tym jedynie zyskać - powiedział w końcu podnosząc spojrzenie ku krawędzi dachu śpichlerza, gdzie jego słowom przysłuchiwali się myśliwy z Trogen i jego nowy kompan-nieludź.
Akolita czuł dziwne ciarki za każdym razem, kiedy zerkał na elfa; nigdy bowiem wcześniej nie miał sposobności, by spotkać twarzą w twarz przedstawiciela tego rzadko widywanego w Imperium gatunku.
- Podpalanie szopy dla odwrócenia uwagi wydaje się w tych okolicznościach niepotrzebne - dodał Manfred - Nic nam już nie da, a jeno kłopotu może narobić, jeśli wiatr poniesie dym w złym kierunku.