Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2023, 18:04   #93
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Siedziałam w pokoju zastanawiając się czy Finch się domyśli i mnie tutaj znajdzie, czy też powinnam poszukać kogoś innego do pomocy, czy może zaryzykować i samej zabrać się do rytuału. Na szczęście Finch się domyślił i nie musiałam podejmować decyzji kierując się już tą wcześniej podjętą.

Roznosił się wokół niego dość intensywny aromat wody kolońskiej może nie najwykwintniejszej, ale mocnej na tyle aby przytłumić wszelkie inne zapachy. Czyżby Finch wziął do siebie słowa Joego, który uświadomił mu, że ludzie przy takiej pogodzie i po wysiłku mają w zwyczaju nieładnie pachnieć i O’Hara wyciągnął wnioski z rozmowy? Czyżby jednak można było nauczyć starego psa nowych sztuczek? Ciekawe zagadnienie.

- Postanowiła zostać z nami przez jakiś czas - Powiedział jak tylko wszedł do pokoju. - Ale kombinowała z portalem. Zapewne będzie robiła to dalej.

I tutaj pojawiały się kolejne pytania. Jeśli Vannessa miała wrażliwe powonienie to być może ten powalający zapach miał swój niewielki udział, a może i nawet większy w tym, że się zgodziła na propozycję byle tylko Finch oddalił się z jej zawietrznej. No i co z tym portalem? Jak wspominaliśmy o jej mocach to zachowywała się jakby nie miała pojęcia o czym mówiliśmy, a teraz próbowała otwierać portal. Okłamała nas czy to my jej podrzuciliśmy ten pomysł? No i dokąd chciała się udać? Przeskoczenie w jakiekolwiek miejsce na naszym świecie oznaczało szybki zgon. Martwiło mnie, że nadal tego nie rozumiała. No chyba, że otworzyłaby przejście do innego świata, takiego, gdzie anioły nie urządziły apokalipsy. To nawet byłby dobry pomysł. Dla niej i dla innych. Musielibyśmy tylko wybrać odpowiedni świat, bezpieczny, żeby się nie okazało, że wpadli jak z deszczu pod rynnę. Wtedy Vannessa razem z wszystkimi ludźmi z tego miejsca mogliby przejść “gdzie indziej” i tam zostać podczas gdy my udalibyśmy się na naszą misję ratowania tego świata. Był to koncept na pewno wart rozważenia.

Moje przemyślenia przerwało wtargnięcie Kopaczki. Dokładnie, wtargnięcie. Ala miała tendencję wchodzenia do jakiegoś miejsca jakby dokonywała wtargnięcia a nie po prostu wchodziła. Może chodziło o prędkość i nawalanie butami w posadzkę.

- Emm! O'Hara! Mamy gościa. - Wyrzuciła szybko z siebie.

- Kto? - Zapytała Finch.

- Brygit Jensen. Nowy Albion nie był taki głupi. Nałożył na Vannessę swoje znaki i w ten sposób tutaj trafiła. - Odpowiedziała Alicja.

Zostawili znacznik na Vannessie i dzięki temu Brigit ją wyśledziła do tego miejsca czy przez ten znacznik Vannessa tutaj trafiła? Alicja jak zwykle była mało precyzyjna.

- Brygit wygląda na nielicho wkurwioną, ale nadal jest śliczna, poza tymi zielonymi bliznami na buzi. Mówi, że jeśli coś jej zrobiliśmy, to powyrywa nam nogi z dupy. Konkretnie z twojego tyłka, rzecz jasna, Nexusie.

To też mnie zdziwiło. Czemu mielibyśmy Vannessie coś zrobić?

- Jak się tutaj dostała? - Fincha za to zastanowiło coś innego. - Nasz rytuał? Po jaką cholerę my go robiliśmy, jak każdy włazi i wyłazi, jak do siebie.

- Spytałam ją o to, jak nas znalazła. Mówi, że spotkała Furyego i powiedział jej, gdzie ma szukać. Myślę, że powinniście z nią pogadać, nim komuś wpierdoli. Na razie kazałam ją zaprowadzić na pomost. Wyjaśniłam, że mamy tutaj niezły kurwidołek i rozpierdol. Idziecie? - Ala jak zwykle nie była mistrzynią opanowania.

- Spotkała Fury’ego?! - Na tę wiadomość ja z kolei poderwałam się do góry. - To powiedz jej, że wszystko to jego wina i niech jemu spuści wpierdol. - Dokończyłam z nieco złośliwym błyskiem w oczach. - Szukam łobuza już od jakiegoś czasu, ale się spryciarz chowa przede mną. Jak naślę na niego więcej osób to trudniej mu będzie się ukrywać i może popełni jakiś błąd i ktoś go w końcu znajdzie. - Dokończyłam prawie na poważnie.

- A tak serio - Wróciłam do swojej pierwszej myśli - to czemu mielibyśmy zrobić Vannessie krzywdę? Brigit mówi to z własnego doświadczenia? Druidka tak ją wkurzyła, że Brigit założyła, iż po tej chwili z nami już wykopujemy Vannessie grób?

- Nie wiem - Kopaczka wzruszyła ramionami. - Nie ogarniam tej dziewczyny. Idziecie czy nie?

Po czym pociągnęła nosem.

- Co tak wali? Finch? Cóżeś się tak wypachnił, jak szczur na otwarcie kanału?

Zmrużyła oczy.

- A może ja wam w czymś przeszkodziłam?

Czy to wyglądało i brzmiało jakby Ala była, no nie wiem, zazdrosna?

- Dużo pytań na raz Ala. - Postanowiłam jej odpowiedzieć - To po kolei. Nie wiem czy idę, bo nie wiem czy moja obecność jest niezbędna. Drugie pytanie to do Fincha a nie do mnie a co do ostatniego pytania, to tak, ja mam konkretne plany, więc ponownie wracamy do pytania numer jeden czy muszę iść gadać z Brigit. Tym bardziej, że nie rozumiem o co ona się czepia. Wspominałeś - teraz zwróciłam się z kolei do Fincha - że wysłałeś Brigit, aby odnalazła dla ciebie, dla nas Vannessę, ale skoro Druidka już się znalazła tam, gdzie miała się znaleźć to skąd ten pomysł u Brigit, że coś Vannessie miałoby tutaj grozić. Myślałam, że i tak miała ją tu przywieźć, a teraz co chce ją zabrać z powrotem do siebie? O co tutaj chodzi? - Spojrzałam wnikliwie w oczy Fincha. - Brigit ma jakieś złe doświadczenia z tym jak Towarzystwo obchodzi się z niektórymi ludźmi? - Teraz przeniosłam wzrok na Alicję a potem znowu wróciłam do Fincha. - No wytłumaczcie się. I dlaczego kazałaś jej zostać nad jeziorem? Jakie jest nasze - zaakcentowałam to słowo - stanowisko w jej sprawie? Nie chcemy jej tutaj?

- Towarzystwo nie traktuje źle ludzi. Przecież wiesz. W sensie, staramy się być porządni, na ile to możliwe. Nie mamy w zwyczaju torturować czy mordować jeńców. Nic z tych rzeczy. No, może poza moim towarzystwem, które, jak sama wiesz, na początku można podciągnąć pod złamanie zasad konwencji Genewskiej, gdyby nadal obowiązywała. - Finch westchnął po tym wymuszonym żarcie, spoważniał. - Nowy Albion to nasi sojusznicy. Tacy w miarę lojalni i w miarę sprawdzeni. Nie ma między nami złej krwi. A Brigit. To nefilimka. Dziecko Jehudiela. I o to chyba chodzi Alicji. Że nie bardzo wie, czy można jej zaufać.

- Ja tam nie ufam nikomu - wzruszyła ramionami Kopaczka. - Ludzie zdradzają. A Brigit - Vorda zwróciła się do mnie - nie mówiła, że chce Vannessę zabrać, czy coś. Chciała się upewnić czy tutaj jest. A ja nie mam wyczucia, więc nie bardzo jestem w stanie ogarnąć, czy jest Brigit jaką pamiętam czy czymś, co się pod nią podszywa. Dlatego zostawiłam ja tam, gdzie ludzie mają ja na widoku. I szybko przybiegłam tutaj, aby ktoś z was, kochani paranoicy, rzucił okiem na tę lalunię. Może chodźcie oboje. Ty Finch się wypachniłeś, więc zamaskuje to trochę twój szpetny ryj, a Emma ma najwięcej oleju w głowie z nas wszystkich. może dlatego, że nie dała się siekać, palić i dziurawić, jak my. I nie wyciekła jej większa część zawartości czaszki w takich akcjach.

- No wszystko świetnie - Odparłam - tylko jak pewnie pamiętasz Finch - spojrzałam na niego znacząco - ktoś tutaj miał coś zrobić i ten ktoś podszedł do tego bardzo poważnie i teraz albo powinien to coś zrobić albo pójść do łazienki, bo jak pójdzie nad jezioro z pluskającą wodą to się pewnie zsika w majtki i nawet zapach twojej wytrawnej wody kolońskiej tego nie zamaskuje.

- No tak - O'Hara uśmiechnął się spoglądając na Kopaczkę. - Emma miała się nawodnić, to się nawodniła. Porządnie.

- I boi się, że się zleje. Oczywiste. - Załapała Alicja - To idź się wysikać i pogadamy z Brigit. Ja tam wolę mieć cię przy boku, nim ten jełop coś wypali.

- Dobra. - Poddałam się i ruszyłam w stronę łazienki. - Ale ostrzegam, że jak będę przez to musiała wypić jeszcze więcej wody to już pewnie nic nie zmieszczę.

Po skorzystaniu z toalety szybko wróciłam.

- Możemy iść. - Stwierdziłam.

No i poszliśmy.

Brigit czekała na pomoście. Stała sztywno, jakby kij połknęła. Znałam ją tylko z widzenia i to w przelocie, więc ciężko mi było ocenić czy rzeczywiście była tak wkurzona jak twierdziła Kopaczka. Wyczuwałam jednak moc bijącą od nefilimki. Faktycznie imponującą energię. Mało prawdopodobne, żeby ktoś się pod nią podszył i imitował tę moc. Na widok naszej nadchodzącej trójki kobieta odwróciła się. Była młoda, dość ładna, chociaż uwagę przyciągała dziwna, zielona blizna nadając jej twarzy specyficznego wyglądu. Kobieta zamaskowała ją przynajmniej częściowo zielonym tatuażem. Rudobrązowe włosy Brigit wydawały się świecić blaskiem ognia.
- W końcu - mruknęła przyjemnym głosem, bez objawów zdenerwowania, czyli Ala przesadziła w swojej relacji - A gdzie ta cholera?

- Nie odnajduję się jeszcze w waszych zażyłościach, więc musisz mi wyjaśnić, czy masz na myśli Fincha czy Alicję - Zwróciłam się bezpośrednio do Brigit. - I oboje są tutaj. Ja jestem Emma, wolę się przedstawić, bo nie wiem, czy mnie pamiętasz.

- Pamiętam cię. - Uśmiech, dość przyjazny i nawet powściągliwie serdeczny przemknął przez jej twarz. - I nie mówiłam o żadnym z was. Tylko o niej. O tej całej Billingsley. Jest tutaj, ale czy żyje, bo Kopaczka nie raczyła mi tego wyjaśnić.

- Nie raczyła, no nie wiedziała, czy może raczyć, kurwa - Odpowiedziała hardo Vorda.

Finch został nieco z tyłu. Przyglądał się uważnie Brigit. Zapewne delikatnie ją sondował. Wiedziałam jednak, że w tej materii miał on swoje, delikatnie rzecz nazywając, ograniczenia.

Domyśliłam się, że miałam go wesprzeć i też ją wysondować. Poczułam jej energię, jak tylko ją zobaczyłam, ale teraz zagłębiłam się jeszcze mocniej w jej rys magiczno- okultystyczny. Sondowałam ją kiedyś podczas naszego pierwszego spotkania, więc mogłam porównać czy mi się tamta Brigit zgadzała z obecną. I wyszło, że tak. Jej emanacja była silna i przytłaczająca oraz mocno podobna do emanacji Skrzydlatych, ale ze swoim własnym specyficznym posmakiem.

- Czemu by miała nie żyć? - Odpowiedziałam jej, bo już miałam pewność, że Brigit to Brigit - Myślisz, że jak zachowywała się arogancko i była dla nas niemiła to ją zastrzeliliśmy i ciało wrzuciliśmy do piwnicy?

Westchnęłam i kontynuowałam już bardziej profesjonalnym tonem.

- Ja ją znam. Pracowałam z nią wcześniej i wiem jaka potrafi być. Jedyne na co sobie kiedyś pozwoliłam w stosunku do niej, to potraktowanie ją paralizatorem i przykucie do kaloryfera, a teraz byłam jeszcze bardziej cierpliwa. My wszyscy byliśmy wyjątkowo cierpliwi - Dodałam patrząc po swoich towarzyszach. - Więc Vannessie nic się tutaj nie stało. Żyje, chociaż muszę przyznać, iż martwi mnie nieco jej stan. Mam na myśli to, że zawsze ciężko się z nią rozmawiało i trudno było się z nią dogadać, ale teraz ona jest jakaś taka…, nie wiem, jak to nazwać, no podajesz jej konkrety, a ona nie ogarnia. Mnie osobiście wydaje się, że może być w szoku i nawet zaproponowałam, aby zbadał ją Ojczulek, ale ona nie skorzystała z tej propozycji, więc może mogłabyś naświetlić bardziej sytuację, bo jak rozumiem towarzyszyłaś jej wcześniej zanim się znalazła u nas, co mogło spowodować ten stan.

- Byłyśmy razem krótko. Wyciągnęłam ją z ludźmi z Albionu z siedziby fae nazywanego Antykrólem czy Arcykrólem. Od początku mocno mnie wku… irytowała. Żadnej współpracy. Niemal zero wdzięczności. No, ale nie robiliśmy tego dla oklasków. Jak zaczęła robić pod górkę, ogłuszyłam ją. Dość solidnie zdzieliłam ją przez łeb. To fakt. Ale bardzo szybko zajęła się nią nasza uzdrowicielka. Potem zaproponowałam ją, że ją zawiozę do Londynu, do was. Tak w skrócie, bo było przy tym więcej słownych przepychanek i argumentacji, która do niej nie trafiała. No i w trakcie zaczęła się ta cała rozpierducha. Musieliśmy iść bokami, przez ziemie Fae, aż trafiliśmy na dhraugów. Ona skoczyła, użyła tej swojej zdolności, ja załatwiłam tych nieumarłych wikingów a potem zrobiłam rytuał odszukania. Na początku nic. A niedawno - złapałam impuls, więc pośpieszyłam za nim najszybciej jak tylko mogłam. I trafiłam tutaj.

- Antykról? - Zamyśliłam się na chwilę- Hmm. Ma to sens. Ona zjawiła się tutaj niedawno i to tak z dupy, że tak kolokwialnie powiem. W jednej chwili jej nie było, w następnej już była, a że wtedy nas zaatakowano i jej pojawienie niefortunnie zbiegło się z tym atakiem to poprosiliśmy o wyjaśnienia, jak tu się znalazła i dlaczego, ale oczywiście nie dostaliśmy odpowiedzi i musieliśmy się domyślić, że ona sama nie miała pojęcia. I tak zaproponowaliśmy jej jedzenie, picie, odpoczynek, pomoc uzdrowiciela, ale ona nie skorzystała, obraziła się i poszła do pobliskiego lasku zbierać jakieś roślinki. No, ale po kolejnej rozmowie chyba się przekonała, żeby tutaj zostać. Wydaje mi się, że ona sama nie ma pojęcia co powinna zrobić i dlatego tak się ciska i miota bez ładu i składu. Tłumaczyliśmy jej sytuację, tłumaczyliśmy jej czego od niej oczekujemy, ale to do niej kompletnie nie trafia i traktuje nas jakbyśmy co najmniej ją sami porwali i tutaj uwięzili.

Westchnęłam po tym całym wywodzie, bo znowu dotarło do mnie jakie to wszystko było niepotrzebne i frustrujące.

- Czyli nie chcesz jej zabrać do was, do Albionu? - Zapytałam nefilimkę.

- Nie. - Zaprotestowała Brigit - Chciałam się upewnić, że to faktycznie wy. I że jest cała. No i Nexusie, jeżeli nadal potrzebujesz moich zdolności, to jestem do dyspozycji. Mój ojciec … on by sobie tego życzył.

- A ty? - zapytał O'Hara.

- Moje życzenia w tej kwestii nie mają żadnego znaczenia.

- A nie chcesz pomóc swoim, tam w Albionie? - Nie wytrzymałam i wtrąciłam się.

- Nie sądzę, aby było jeszcze komu pomagać.

- Rozumiem. - Ucięłam szybko. - To chcesz skorzystać z prysznica, coś zjeść, wypić czy najpierw wolałabyś się przywitać z Vannessą?

- Nie pogardzę jedzeniem i piciem. Wykąpać się mogę w jeziorze. Co do Vannesy, nie chcę jej przeszkadzać. Nie jesteśmy przyjaciółkami. Ważne, że dotarła tutaj. Tylko nie wiem, komu dziękować za to niesamowite zrządzenie losu. Bo w przypadki nie wierzę.

- Uwierz mi maglowałam ją o to pojawienie się tutaj naprawdę długo, ale ona sama raczej nie wie jak to się stało. I o ile sam fakt, że użyła mocy, aby uciec od niebezpieczeństwa jest jak najbardziej zrozumiały i łatwy do wytłumaczenia to zdarzenie, że przybyła akurat tutaj już nie. To musiała być czyjaś ingerencja. - Przyznałam Brigit rację i zrobiłam zatroskaną minę zastanawiając się nad tą zagadką.

- Dlatego potraktowaliśmy Vannessę z pewną dozą nieufności i staramy się, żeby ktoś ją zawsze miał na oku. - Przyznałam.
- To co chcesz coś najpierw zjeść? Pewnie jesteś strasznie głodna. - Wskazałam ręką zapraszająco w stronę pensjonatu.

Brigit uśmiechnęła się do mnie i skinęła głową.

- Dziękuję za propozycję. Mam wrażenie, że zaczynam trawić swój własny żołądek. Nie pogardzę jedzeniem. Mieliście tutaj problemy, jak widzę - Zwróciła głowę w kierunku nadal sprzątanego pobojowiska.

- Obie strony próbowały nas załatwić. - Wyjaśniłam - Na razie mamy spokój, ale nie wiadomo na jak długo.

Skinęła tylko głową w odpowiedzi.

Kiedy Kopaczka zaopiekowała się naszym nowym gościem razem z Finchem wróciliśmy do pokoju.

- I jak? Jesteś gotowa? - Zapytał.

- A nie powinnam uzupełnić wody w organizmie? - Odparłam zaniepokojona - Bo wiesz przez wycieczkę nad jezioro do Brigit może mi już jej za dużo ubyło.

- A czujesz się spragniona? - Zapytał.

- Czy to podchwytliwe pytanie? - Odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

- Nie - Uśmiechnął się z błyskiem w oczach. - Proste. Jeśli jeszcze chce ci się pić, napij się. Jeśli nie, nie pij. Musisz być odpowiednio nawodniona, bo nie wiadomo jak długo będziesz wędrować.

- Aaa chodziło ci o to czy chce mi się pić. Nie, nie chce. Mam wrażenie, że dotarłam do jakiejś granicy. Chyba zbyt poważnie potraktowałam twoje słowa o nawodnieniu organizmu. Dobra to zabierajmy się za to. - Stanęłam naprzeciwko Fincha wpatrując się w niego intensywnie.

- Za rytuał, czy za całowanie, na przykład? Bo zaczynam się gubić - Uśmiechnął się szelmowsko.

- Czy twoim poszukiwaniom wody kolońskiej, którą się tak obficie zlałeś towarzyszył jakiś specjalny, konkretny cel? - Zaczęło mi coś świtać w głowie.

- Oczywiście. Nie chciałem śmierdzieć. Przesadziłem z ilością?

- Nie, to o czym mówisz to jest zwykły, konkretny cel a ja pytam o specjalny, ale nieważne zabierajmy się za ten rytuał. I nie musisz mnie cały czas pilnować. Wystarczy, że zajrzysz tutaj co jakiś czas albo wyślesz kogoś innego, żeby sprawdził moje funkcje życiowe.

- No. Specjalny też był. - Mrugnął. - Chciałem, abyś nie wzięła mnie za skunksa. Może przytuliła, czy coś.

- Aż tak ci dogryzła Vannessa, że aż potrzebujesz przytulenia. - Uśmiechnęłam się - To chodź - Wyciągnęłam do niego ramiona - bo pamiętaj, że będziesz musiał do niej wrócić.

- Weź mi nie przypominaj. To trudny … przypadek. Ale chyba nieco zagubiony. Chyba zaczynam ją rozumieć. Jak świr świra - Mrugnął obejmując mnie ramionami. Faktycznie mocno się wypachnił, nawet krótki wypad nad jezioro nie osłabił siły tych aromatów.

- No właśnie - Odparłam wtulając się w jego ramiona - A ty nawet nie mogłeś zadzwonić do niej anonimowo i wysłać jej na dworzec.

- Nie mogłem - Westchnął wtulając się w moje włosy. - To fakt. Ale na dworzec to nie wysyłam zbyt często. To tylko dla tych, którzy są najważniejsi. No i nie działają telefony.

- Dlatego to takie przykre, no nie? - Odpowiedziałam już podśmiewując się lekko - No i nie wiedziałam, że wysłanie na dworzec było takim zaszczytem.

- Zawsze byłaś wyjątkowa - Powiedział to zupełnie bez zmiany tonu głosu.

- Więc wstydziłeś się zagadać normalnie? - Zapytałam nadal nieco przekornie.

- Zawsze jestem wstydliwy, gdy zagaduję piękne kobiety. Albo zachowuję się jak jakiś … hmmm… dziwak. W sumie to jestem dziwakiem, więc można powiedzieć, że zachowuję się jeszcze dziwacznej niż zazwyczaj.

- Wiem, że to wierutne kłamstwo, ale niech ci będzie. - Stwierdziłam.

- Wierutne? Proszę cię. Nieudolne. Zgoda - Zaśmiał się cicho. - Jak dobrze - Wtulił mnie bardziej w siebie całując w czubek głowy. - Dobrze czuć cię tak blisko siebie, wiesz.

- Rzeczywiście, nieudolne bardziej pasuje. - Zgodziłam się z nim. - Ciebie też dobrze czuć tak blisko, nawet jeśli wylałeś na siebie pół butelki perfum na raz.

- Nie pół tylko resztkę, i nie perfum tylko jakiejś starej wody kolońskiej.

- Ale się uczepiłeś szczegółów. - Zdziwiłam się - Zwykle to ja się ich czepiam a ty prezentujesz bardziej elastyczny styl wypowiedzi.

- Może zmieniam się na lepsze? Pod twoim wpływem - ha!

- Cóżem uczyniła? - Wyszeptałam dramatycznie.

- Uczyniłaś świat nieco lepszym miejscem, co oczywiście, zważywszy na okoliczności, wydaje się być co najmniej miernym lub wręcz nietrafionym komplementem.

- Świat teraz nie jest niestety lepszym miejscem, a jeśli go wcześniej uczyniłam lepszym to zaledwie dla kilku osób. - Westchnęłam ciężko, bo rzeczywistość, która gdzieś na chwilę odpłynęła wróciła do mnie ponownie. - To co, rytuał? - Zapytałam już rzeczowo.

- Jasne. Tylko mam dla ciebie jeszcze jeden prezent. Przyjmiesz go?

- Taak. - Odpowiedziałam ostrożnie. - Chociaż martwi mnie, że pytasz, czy go przyjmę, zwykle prezent się po prostu komuś daje, a pytanie sugeruje coś odrobinę niepokojącego. - Na przykład to, że prezent może nie do końca odpowiadać obdarowanemu, albo jeszcze gorzej przynieść więcej problemów niż korzyści.

- Myślałem, że mi ufasz w takim stopniu, w którym nie będziesz się obawiała moich darów. Oczywiście wiem, że są pewne granice, ale ten konkretny prezent da ci siłę na ten rytuał i pomoże w jego wykonaniu. Pamiętasz mój masaż? To będzie coś podobnego. Dam ci część mojej siły witalnej, co pozwoli ci wędrować dłużej i odbierać wszystko silniej. Nie mogę tam podążyć z tobą, ale przynajmniej tak mogę ci towarzyszyć.

- Nie obawiam się twoich darów. - Zaprzeczyłam - To twoje pytanie obudziło we mnie małą nutkę zaniepokojenia. A ty nie potrzebujesz tej siły? Bo jeśli tutaj wydarzy się coś złego, ponownie, to lepiej żebyś był w pełni sił.

- Nie ma obawy. Będę. Dam ci tyle, ile mogę i ile może ci się przydać.

- No dobrze. - Zgodziłam się. - I pamiętaj nie musisz mnie pilnować cały czas. Pilnuj za to Vannessy.
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline