Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2023, 09:09   #106
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Podczas spotkania

Hrabia klasnął w dłonie, zadowolony.
- Wspaniale! Przynieście mapę delty! – rzucił w powietrze, po czym zwrócił się do szeryf - Adaelo, wspominałaś, że zwiadowcy widzieli jaszczuroludzi…
- W ruinach na wybrzeżu i przy smołowych dołach na północny wschód stąd –
odpowiedziała kobieta, gdy jeden ze służących, młody chłopak o ciemnej czuprynie, wpadł do sali, niosąc naręcze dużych zwojów. Położył je z namaszczeniem na stole, skłonił się i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Hrabia potrzebował kilku chwil, by wybrać odpowiedni rulon, znacznie mniejszy od pozostałych, za to wykonany z grubszego pergaminu. Po jego rozłożeniu oczom bohaterów ukazała się mapa delty Koriru, zdecydowanie różniąca się od tych przedstawiających bardziej cywilizowane obszary Avistanu – była bardziej toporna i znacznie mniej szczegółowa. Prezentowała zarys wybrzeża, i terenów nad rzeką, a wraz z nimi punkty orientacyjne ich okolicach, oraz lokalizację Pridon’s Hearth, fortu Przełomu i kilku lokalnych farm. Poza tym tereny gęstych dżungli w głębi lądu były w większości białymi plamami, poprzecinanymi jedynie nielicznymi oznaczeniami cieków wodnych.
- Minie jeszcze parę lat, zanim w pełni ukończymy katalogowanie tych terenów – wyjaśnił hrabia Narsus - Dłużej, jeżeli będą trafiać się nam takie …sytuacje - dodał, sięgając po rysik i podając go Adaeli. Kobieta zaznaczyła dwa niewielkie okręgi na północ od Pridon’s Hearth.
- Zgodnie z raportami, tu ruiny znajdują się na klifie, więc łatwo je będzie dostrzec z brzegu. Pola smołowe też nietrudno zauważyć, a jeszcze prościej wyczuć – stwierdziła z powagą.
- Może uda wam się tam znaleźć jakieś wskazówki co do miejsca pobytu tego plemienia - podjął hrabia - Po sprawdzeniu tych miejsc wróćcie złożyć raport. O nocleg w kolonii nie musicie się martwić, opłacę wasze pokoje –


Po opuszczeniu posiadłości

Amos

Gdy doradcy hrabiego opuszczali salę narad, półork raz jeszcze spojrzał w stronę panny Gadd. Drobna kobieta poruszała się z lekkością i gracją godną tancerki – lub, sądząc po rapierze przypiętym do pasa, szermierki. Zatrzymała się na moment, spoglądając przez szerokie okno na morze, a rozpuszczone kasztanowe pukle przesłaniały jej profil. Gdy w końcu ruszyła do drzwi, miał jeszcze moment na zobaczenie jej twarzy, zanim go minęła: najwyraźniej świadoma uwagi, puściła mu oko, a na jej pełnych ustach gościł zadowolony uśmieszek.
Rzucony niedługo później komentarz o koszulce wyraźnie ucieszył hrabiego.
- Ma pan rację. Dlatego tym bardziej nie chcę pozwolić, żeby kurzyła się na stojaku. Lepiej ją spożytkujecie niż ja, tylko jej nie zniszczcie – rzucił, by po chwili dodać – za bardzo.

***

Wczesnym popołudniem Amos przechadzał się po porcie, wpatrując się we wzburzone morze w oddali, a także Sierściucha polującego na resztki ryb zalegające w porozrzucanych koszach. Co prawda Kobaltowe Oko wypłynęło krótko przed burzą, ruszając w górę rzeki, ale ciężko było stwierdzić, jaki był los statku – jeśli się rozbił, nie zapowiadało się, by zdołali wyrwać się z tych okolic zanim ta cholerna burza się skończy. Albo oni jej nie skończą…
- Panie Wyatt! - kobiecy głos wyrwał go zamyślenia, a kiedy się odwrócił, dostrzegł nadchodzącą Hamsę Gadd. Półelfka zgrabnie omijała co większe kałuże i plamy błota, ale i tak jej wysokie buty były już nim pokryte. Gdy w końcu dotarła na deskowane molo, uśmiechnęła się na widok obżerającego się kocura.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam? - zapytała, podchodząc bliżej i niedbałym gestem odgarniając kosmyk włosów za lekko spiczaste ucho.


Edward

Po złożeniu swojej relacji, Muhduzi milczał przez całą naradę, co jakiś czas dopytując Edwarda, co właśnie jest omawiane – wszak ani hrabia, ani żaden z jego doradców nie zainteresował się tym, by mówić w zrozumiałym przez niziołka narzeczu. Wydawał się nieco speszony obecnością tylu „dużych ludzi”, jak to sam ich określał, chociaż i tak wyglądał zdecydowanie lepiej niż gdy odnaleźli go w forcie. Solidny wikt i opierunek sprawiły, że szybko odzyskał siły, a dzika burza poprzedniej nocy najwyraźniej nie przeraziła go zbyt mocno.
Gdy opuścili posiadłość, wciąż trzymał się czarodzieja.
- Skoro jaszczury sprowadziły wielką burzę, to zagrażają i waszemu plemieniu, i mojemu - zagadnął - Muszę ich ostrzec, a samotna droga przez dżunglę to pewna śmierć. Czy możecie mi pomóc? Plemię z pewnością was za to wynagrodzi! Mamy skarby, a nasza szamanka wie wszystko, co dzieje się w dżungli! - zapewnił z zapałem, chociaż Edward nie miał pewności, ile w tym było prawdy - Mieszkamy niecały dzień drogi od czarnych dołów, poprowadzę was


Jin i Zod

Wracając z magazynu do karczmy, w której Zod trzymał swoje narzędzia, bohaterowie minęli się z panną Gadd, zmierzającą w stronę portu. Kobieta kiwnęła im uprzejmie głową, ale nie zatrzymywała się, rozglądając jakby kogoś szukała. Kolonia wyglądała tak, jak można się było tego spodziewać po huraganie – śmieci i poodrywane fragmenty okiennic zalegały tu i ówdzie, a mieszkańcy pracowali wspólnie, by doprowadzić swoje rozklekotane domostwa do lepszego stanu. Zarówno Zod, jak i Jin znali się na rzemiośle na tyle, by mieć pewność, że wystarczyłoby kilka, może kilkanaście godzin burzy więcej, i z Pridon’s Hearth zostałyby w większości sterty desek. Obaj jednak mieli na tyle taktu, by nikomu o tym głośno nie mówić, szczególnie że reakcje kolonistów na ich osoby były co najmniej nietypowe. Zamiast, do czego byli przyzwyczajeni, ignorować, odwracać wzrok czy zerkać z obrzydzeniem, oni ich pozdrawiali: skinienia głowy, machnięcia ręką, a nawet powitalne okrzyki – to było coś nowego.
Gdy byli kilkadziesiąt kroków od karczmy, zauważyli, że w pośpiechu wychodzi z niej Gallio Menius. Tłusty kupiec, gdy tylko zauważył bohaterów, zamachał energicznie ręką i ruszył do nich biegiem.
- Panowie! Cały ranek was sz… uch! - stęknął, gdy poślizgnął się na ubłoconych deskach i ledwo utrzymał równowagę - Cholerne błocko… Cały ranek was szukam! - powtórzył, gdy już pokonał dzielącą ich odległość, a jego brzuszysko przestało falować - Potrzebuję waszej pomocy! Jeden z rybaków doniósł mi rano, że z oddali widział maszt Kobaltowego Oka u wylotu rzeku, dziwnie przekrzywiony. To musi znaczyć, że statek albo osiadł na mieliźnie po burzy, albo - wzdrygnął się zauważalnie, aż zawibrowały mu podbródki - się rozbił. Włożyłem w niego sporą sumę i potrzebuję kogoś, kto go znajdzie sprawdzi stan załogi i ładunku. Jestem gotów dużo zapłacić! –


Finnseach

Po wizycie u hrabiego elf postanowił sprawdzić jedno z miejsc, o którym zupełnie zapomnieli w obliczu wczorajszej burzy. Drukarnia okazała się być w opłakanym stanie – wicher zerwał fragment dachu, a spadające odłamki uszkodziły prasę. Na domiar złego, deszcz zalał część zapasów papieru, więc nie wyglądało na to, by w najbliższym czasie panna Penbury zdołała wznowić swoją działalność. Kobieta była na miejscu, z zapłakaną twarzą obserwując, jak jej sąsiedzi zajmują się naprawą jej dobytku. Jedynym pocieszeniem było to, że wózek, na którym się poruszała, nie uległ żadnym uszkodzeniom.
Opuszczając tą przykrą scenę, Finnseach natknął się na pana Blackwella.
- Och, dzień dobry, panie Silistar - mężczyzna przywitał się w elfickim z nienagannym akcentem, a elf przypomniał sobie, dlaczego dobrze się z nim rozmawiało podczas rejsu tutaj - Mam nadzieję, że miał pan spokojny ranek? Nie pytam o noc, gdyż wieści o waszych wyczynach rozeszły się szybko nawet jak na tak niewielką osadę. Proszę przyjąć moje najszczersze podziękowania - skłonił się głęboko - gdyby nie wasze działania, zapewne nie mielibyśmy teraz sposobności rozmawiać. Ale skoro owa sposobność już nastąpiła, mam dla pana i pańskich towarzyszy propozycję, prawdopodobnie dość intratną - na jego wąskich wargach zagościł lekki uśmiech - Doszły mnie słuchy, iż zamierzacie odwiedzić ruiny z okresu imperium Ghol’Gan na północ stąd. Jako kolekcjonerów antyków, z radością odkupię od was wszelkie archeologiczne znaleziska, na które tam natraficie. Mam nadzieję że jako pokrewna naukowa dusza rozumie pan moje zainteresowanie? - zapytał uprzejmie.


Edro

W kolonii brakowało dobrej areny do ćwiczeń, więc Edro musiał improwizować. Kilka podrywanych z budynków przez wiatr desek powinno stanowić znośne tarcze strzelnicze, a kamienisty brzeg z rosnącym klifem między posiadłością hrabiego a resztą zabudowań był wystarczająco odizolowany, by nikt postronny się nie napatoczył. Śliskie kamienie i sporadyczne fale utrudniały poruszanie się, co było dodatkowym urozmaiceniem treningu. Mijały kolejne godziny, w czasie których sprawdzał kolejne modyfikacje - boczne, zakrzywione ostrza, karbowane haczyki, pętle do chwytania broni, linki do strzał – a wszystko to w perfekcyjnym spokoju i ciszy, przerywanej tylko szumem fal.
Ta sielanka została jednak przerwana, gdy wraz ze stukotem strzały uderzającej o resztki „tarczy” zza szczytu klifu wynurzyła się twarz szeryf Adaeli. Kobieta machnęła oszczędnym gestem, upewniając się że wojownik zauważył jej obecność i nie potraktuje jej jak kolejnego celu, po czym zeszła do niego.
- Panie Lostav, dobrze, że jeszcze nie wyruszyliście. Miała właśnie kolejne spotkanie z hrabią - powiedziała, a z tonu jej głosu wywnioskował, że było już ich nieco zbyt wiele - Martwi go kwestia okolicznych gospodarstw i ich stan po burzy. Rwie się, żeby osobiście je odwiedzić, a ja nie mam nawet kogo tam wysłać. Tym bardziej po ostatniej nocy - rzuciła ze zgryzotą w głosie - Czy możecie się tym zająć? Farmy są niedaleko, po drodze do ruin. Zniszczenia powinny być znacznie mniejsze niż w kolonii, mam nadzieję że żadna większa pomoc nie będzie potrzebna. To twardzi ludzie, inni by tutaj nie przetrwali -
 

Ostatnio edytowane przez Sindarin : 24-03-2023 o 09:34.
Sindarin jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem