Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2023, 18:35   #137
Jenny
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Sarah, najbardziej zżyta z całej załogi "Venture" z bosmanem, podeszła do niego i już nie przejmując się wcześniejszym opieprzem od Kapitan, by się nim nie zajmowała, przytuliła się do silnego Lamarcusa.
- Bardzo miło było cię poznać... - wyszeptała mu do ucha, by nikt inny nie dosłyszał. - Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze kiedyś i... wsadzisz mi znowu tą wielką pałę... - Zachichotała. Czarnoskóry z kolei z wielkim uśmiechem mocno ją do siebie przytulił.
- Zawsze i wszędzie… - Szepnął miłym tonem.
- Zawsze? - uśmiechnęła się, choć właściwie niewidocznie dla nikogo Sarah. - To może… znasz tutaj jakieś ustronne miejsce na właściwe pożegnanie?
- Ech, no wiesz… - Bosman podrapał się po karku, patrząc na kapitan Jess, a nieco oddalona kobieta spojrzała na nich, mrużąc oczy.
- Czyli jednak nie zawsze i wszędzie? - zapytała, już nieco mniej zadowolonym tonem lekarka.
- No wiesz… teraz rozładunek, Jess się może pienić podwójnie… - Lamarcus głupio się uśmiechnął - No chyba, że…
- Że co? - dopytała Sarah, licząc, że bosman w końcu zbierze się w sobie, bo już stanowczo zbyt długo stali mocno przytuleni i szeptali sobie na uszko, jeśli chciał uniknąć podejrzeń kapitan.
- Zapomniałaś coś na statku?! - Wydarł się bosman, ale jednocześnie przysłaniając dłonią jedno uszko lekarki, by jej nie ogłuszyć - No jasna cholera, Sarah!!
- Musiałam… zostawić w ładowni, jak robiłam miksturę na kaca? - Sarah nieco odsunęła się od mężczyzny i powiedziała już ciut głośniej.
- To szybko, zanim tragarze ukradną! - Powiedział czarnoskóry, skrycie się do Sarah uśmiechając… a Jess przewróciła oczami, i dalej doglądała z Jimmym rozładunku statku.
- To pomóż mi szukać! - Krzyknęła, po czym szybko zaczęła tuptać w stronę ładowni. A bosman oczywiście obok niej…

Gdy zaś już byli w ładowni, czarnoskóry zaciągnął ją w najciemniejszy(akurat!) kąt, gdzie byli przysłonięci skrzynkami, i beczkami, przed rozładowującymi statek tubylcami.
- Mamy pięć minutek? - Parsknął Lamarcus.
- To wyciągajmy tego potwora… - odparła Sarah, siegając w stronę krocza mężczyzny i od razu przechodząc do wyciągania spod ubrań penisa, licząc, że już będzie na dobrej drodze do gotowości… był w połowie. Ale wprost sam dotyk wystarczył, by stawał się coraz twardszy, i… większy??
- Dla ciebie będzie milusi - Zaśmiał się czarnoskóry, łapiąc Sarah za cycuszka.
- Kocham takie kutaski… - odparła rozchichotana lekarka, z przyjemnością zaznając pieszczot swojej piersi, sama jedną dłonią masując wyciągniętego na wierzch penisa, a sama pociągając w dół swoje majtusie…
- Jesteś słodziutka, biała cipeczko… - Parsknął bosman, po czym niespodziewanie złapał Sarah za grdykę, i przyciągnął do siebie, namiętnie całując - Och, jakbym chciał, żebyś była moja na zawsze…
- Mmm… nie wiem, czy tak na stałe byłabym dobrą partnerką… - znów się zaśmiała, po czym dłońmi objęła kark mężczyzny, mocno przycisnęła się do niego i uniosła jedną nogę, opierając ją o jakąś skrzynkę. - Ale skoro mamy mało czasu… działaj. - Powiedziała, licząc, że będzie dość nawilżona na wielkiego drąga mężczyzny, niestety nie było czasu na lizanie i inne zabawy, choć miała na nie ochotę w obie strony.
- Nie będę taka świnia… - Mruknął Lamarcus, i napluł sobie na dłoń, a potem zwilżył cipkę lekarki z uśmiechem… i wszedł w nią swoją twardą pałą, jednym solidnym pchnięciem. Trochę bolało.
- Osz kur… - wymsknęło się z ust lekarki, gdy nagle poczuła w sobie rozdzierającą jej wnętrze wielkiego kutasa. Spodziewała się tego i zresztą chciała tego, ale ponownie było to dla niej jednak lekkie zaskoczenie. - Powoli… - Wyjęczała do ucha Lamarcusowi, a w jej głosie dało się dosłyszeć lekki ból, ale i sporą chęć do kontynuowania.
- Przszpraszrzam… - Wymamrotał kochaś, łapiąc ją za tyłeczek, i unosząc w górę(!), po czym tak uwieszoną sobie na karku, zaczął nadziewać na ten… pal rozkoszy i bólu. W sumie jednak, bardziej rozkoszy.
- Nie przepraszaj… - odparła Sarah, po czym powoli przyzwyczajając się do mocnego rozepchnięcia swojej dziurki, mogła przejąć nieco inicjatywy w górze, gdzie mocno przycisnęła się cycuszkami do twarzy bosmana.
- Jefteś… sfodkaaa - Wymamrotał bosman, wielce zadowolonym tonem, z twarzą między słodziutkimi piersiami lekarki… i posuwał ją ostro, aż chlupotało, mocno wbijając łapy w pośladki dziewczyny. A samej Sarah, wydawało się, że zaraz przebije się wielkim kutasem aż do jej kręgosłupa… było cudownie.
- Ochhh… jak dobrze… - wyjęczała Joyce, gdy zaczęła czuć, że szybkie wejście i wielka pała bosmana nie były już problemem, a wręcz przeciwnie. - Wspaniały ten twój kutas…
- Wspaniały kutas, dla wspaniałej cipki… - Odparł czarnoskóry, rżnąc ją już na całego, cały zlany potem, mocno dobijając się do samego dna dziewczyny, już chlupotalo bardzo mocno, już nawet ciekło na dechy statku…
- Moooja słodkaaa, biała cipeczkoooo - Jęczał bosman.
- Achhh… - jęczała nawet głośniej, niż chciała Sarah. Obok w końcu rozładowujący statek tubylcy, ale… właściwie, to tylko dodawało smaczku całej tej sytuacji, a z racji szybkości, w jakiej wszystko następowało, każdy taki czynnik był brytyjce potrzebny do osiągnięcia szczytu.

- Wiedziałam! Kurwa mać!! - Rozległ się nagle bardzo blisko nich głos… kapitan Jess.

- Ach? - początkowo zdziwiła się Sarah, po czym doszło do niej, co mogła oznaczać wizyta kobiety. - Daj spokój, zaraz się rozstajemy… - Dodała, automatycznie tłumacząc się jej, czemu ponownie robiła to z Lamarcusem.

Bosman znieruchomiał, z wielką maczugą wypełniającą Sarah… a jego kutas, jakby stał się twardszy???

Kapitan Jess spoglądała na oboje z ogniem w oczach, dłonie opierając na swoich biodrach… nie powiedziała jednak ani słowa więcej. Zrzuciła nagle za to buty ze stóp, po czym ściągnęła spodnie gwałtownym ruchem w dół(nie miała majtek). Wskazała palcem Sarah, a następnie… swoje krocze?? I przywołała ją do siebie skinieniem palca. Sama zaś usiadła na pobliskich skrzyniach, rozchylając szeroko nogi… miała całkiem nieźle owłosioną cipkę.
Sarah spoglądnęła w słabym świetle na kapitan, rozważając w głowie, co się właśnie dzieje. Chęć jednak, by Lamarcus dokończył to, co zaczął, była większa, niż inne odczucia, więc zeszła z objęć bosmana, po czym pochyliła się, mocno wypinając tyłeczek i zarzucając spódnicę na plecy. Swoje usta zaś przybliżyła do krocza Jess i zaczęła je najpierw nieco delikatnie lizać, smakując zewnętrznej części jej warg, starając się dać jej podobną przyjemność, jak w całkiem niedawno zaznawanych, wzajemnych pieszczotach z Iris.

Spocona, mokra, kobieca cipka. Jej zapach wdzierał się do nosa, świdrował wprost w mózgu… tak. Tak pachniała kobieta, tak… smakowała kobieta. Słodki nektar, gorzko-słodki, połączony z jej zapachem, ze smakiem, z… delikatnością każdej najmniejszej części tego "kwiatu", niczego nie można było do tego porównać… i męskie dłonie. Kładzione na pupci Sarah. Silne, nieco szorstkie, a zarazem potrafiące być tak delikatne…

Rozchyliły jej pośladki. Poczuła się bezbronna, a zarazem strasznie podniecona. Pragnęła tego, tego co się miało ponownie za chwilę stać. Jej skarb, jej muszelka, jej kwiatuszek, wystawiony dla niego, taki bezbronny, delikatny… a zarazem spragniony, tego co się za chwilę stanie. Wprost ociekający miłosnym soczkami, gotowy…

Twardy, męski kutas, powoli dotknął owego kwiatu swoim czubkiem. Był gorący, wprost parzył! Tak, tak, proszę, tak… wszedł w nią. Wtargnął w jej ciało, rozchylił płatki, wsunął się głęboko… jak przyjemnie! Och jaaaak przyjemnie! Tak, tak, tak! Głębiej, mocniej, taaaak!!

Czuła się cudownie wypełniona, jakby ten moment, gdy przez chwilę nie miała go w sobie, był największą katorgą, która właśnie się zakończyła, gdy z wielką ulgą ogromny penis znalazł się w niej ponownie. Jednocześnie, jej usta wskutek pchnięcia jej ciała, wbiły się mocniej w cipkę kapitan. Teraz, gdy sama czuła się spełniona, jeszcze przyjemniej lizało jej się delikatne wnętrza Jess, zresztą złapała się dłońmi jej umięśnionych ud, by łatwiej trzymać równowagę i zagłębiała się z czułością w jej szparkę.
Jess doszła bardzo obficie, wśród jęków rozkoszy, i… wytrysku w twarz Sarah. Lamarcus również dosięgnął spełnienia, zalewając wnętrze lekareczki gorącą spermą, wśród swych skowytów… co wywołało i u panienki Joyce spazmy rozkoszy, doprowadzające aż do pociemnienia w oczach. Pięknie zaznali stanu błogości we trójkę, zdecydowanie mając co wspominać przez długi czas… ciężko dysząc, i powoli dochodząc do siebie, zroszeni potem.
Sarah w końcu opadła na kolana, a twarz oparła o łono Jess i tak z trudem oddychała po zaznanych ogromnych przyjemnościach. Dość dziwnie było jej teraz być tak blisko z kobietą, ale uznała, że skoro wszystko tak poszło… chyba nie powinna mieć jej za złe tego, co się wydarzyło.

Kobieca dłoń, delikatnie gładząca jej głowę… wplatająca palce we włosy. Ciepło tego drugiego ciała, uczucie błogości, spełnienia, zmęczenia. Zapach seksu, kobiecości, potu, tak dziwnie działającego na pewne bodźce, tak… miło. Sperma wyciekająca z jej ciała. Ciepła, przyjemna, spływająca po udach, niemal łaskocząca. Pocałunek na pośladku?? I drugi, trzeci… mmmm… było tak miło.
- Kochanie… - Szepnęła Jess.

Kochanie??

- …a teraz spadaj z mojego statku! - Dodała kapitan, przywracając Sarah do rzeczywistości. No cóż… Lekarka zaczęła się podnosić, ale w połowie drogi w górę, zauważyła, że jej twarz jest na wysokości tej od kapitan i nie chcąc tak do końca zostawić głosu Jess, przybliżyła się do jej ust i znienacka ją pocałowała. Kobieta odwzajemniła pocałunek, namiętnie i gorąco, nawet i nieco używając języczka… po czym lekko odepchnęła od siebie Sarah.
- Idź już - Mruknęła.

Lekarka podniosła się, założyła z powrotem na pupę majteczki, po czym pocałowała na pożegnanie Lamarcusa i szybkim krokiem wyszła, teraz zdając sobie sprawę, że reszta jej drużyny musiała na nią czekać.

***

Na szczęście i tak chociażby Mathew potrzebował chwili na mieście, więc nie była dla wszystkich znaczącym opóźnieniem przez swoje przeciągnięte pożegnanie. Dojrzała jednak, że również reporter oberwał od jakiegoś miejscowego, więc szybko zajęła się zbadaniem rany i opatrzeniem jej. Nie było to nic szczególnie groźnego, ale jak to przy takich urazach bywało, im szybsza reakcja, tym mniejszy widoczny efekt na dłużej. A by i nieco ulżyć Mathew również od strony umysłu, chętnie ocierała się i przyciskała do niego, by jednemu z wielu swoich kochanków podczas tej wyprawy, nieco odwrócić myśli mężczyzny od denerwującego dzieciaka.

Gdy spotkali blondwłosą kobietę, która ją jako pierwsza rozpoznała, naturalnie dała najpierw wypowiedzieć się chłopakom. Margaritte wyglądała na zdecydowanie przyjazną i atrakcyjną osobę. Sarah wcale nie czuła żadnej zazdrości względem niej, bowiem samej jej brakowało czasu, by zająć się wszystkimi chętnymi, a zresztą sama, co musiała sama nieco niechętnie przyznać w myślach, najbardziej pociągało ją coś nowego. Nie miałaby więc za złe Mathew i Danielowi, gdyby ci “zarzucili sieci” na panią Entomolog.

- Och, niestety, ja się poruszałam tylko w środowisku lekarskim, ale na pewno jest pani bardzo znana i… podziwiana! - Wyszczerzyła zęby do blondynki. - Także ruszajmy!
 
Jenny jest offline