Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2023, 00:21   #175
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 49 - 2520. lato - jesień (2/2)

Miejsce: G.Środkowe; Mosiężna Twierdza; Podzamcze; posterunek strażników
Czas: 2520.08.23; Festag (5/8); południe
Warunki: - na zewnątrz: jasno, sła.wiatr, zachmurzenie, nieprzyjemnie


Wizyta w Mosiężnej Twierdzy






https://i.imgur.com/G3ta3KX.jpeg


- Myślicie, że to Middelheim? - zapytała Petra gdy wciąż zbliżali się od rana do jakiejś górskiej twierdzy. Albo miasta. Z początku nie było widać zbyt wiele poza tym, że na szczycie góry wznosi się jakaś budowla. Nawet nie byli pewny czy to jakaś ruina czy jednak coś zamieszkałego. A w tym zachodnim rejonie gór byli po raz pierwszy więc w ogóle nie wiedzieli czego się spodziewać. Może poza tym, że jak będą jechać odpowiednio długo na zachód to w końcu wyjadą z tych gór i powinni być w Middenlandzie. Chociaż w samej prowincji pod patronatem Pana Wilków to też raczej nikt z nich nie był więc jak ona wygląda i po czym ją rozpoznać nie byli pewni. Ot zapewne jak skończą się góry to będzie to właśnie Middenland. No ale od rana, z każdym dzwonem jazdy na koniach lub kucach było widać coraz więcej detali. W pewnym momencie dostrzegli nawet to, że na szczytach górskich baszt powiewają jakieś sztandary. Ale jeszcze nie było widać jakie. Petra z Inez spekulowały, że jak to już Middelheim to pewnie jakieś sztandary z białym wilkiem powinny być bo to był symbol tej prowincji tak jak bycza głowa dla Ostlandu. Zresztą podobne wskazówki dostali na drogę od margrabiego. Czy to jest czy nie jest Middelheim to się przekonać mieli wkrótce.

- O. Tam jest chyba jakiś posterunek. - krzyknął do nich jeden z górali który jechał na swoim kucu nieco z przodu. Wskazywał coś przed sobą i gdy reszta też dotarła do tego zakrętu doliny porośniętym lasem też ujrzała samotną wieżę bo najbardziej rzucała się w oczy pomiędzy drzewami. A jak jeszcze podjechali bliżej no to okazało się, że to niewielki posterunek coś pośredniego pomiędzy małą stanicą a umocniona karczmą przy trakcie. Jak podjechali bliżej okazało się, że ze szczytu wieży też był zatknięty jakiś sztandar ale, że wiatru prawie nie było to zwisał dość sflaczały i nie było za bardzo widać co tam jest. Nie był biały jak w Ostlandzie, zielony jak w Hochladzie a w Middenland to chyba powinien dominować błękit ale tego do końca ani górale ani ich szefowe pewni nie byli bo najbardziej rozpoznawalnym symbolem był biały wilk a ten nawet jak był na tym sztandarze to go obecnie nie było widać. Więc podjechali dalej wywołując przy okazji ciekawość mieszkańców bo na blankach wieży pojawiła się, jedna a potem kolejna i kolejna sylwetka strażników. Któryś miał halabardę, któryś kuszę ale jakoś nie wyglądali na chętnych do ich użycia i tak nieco ponad pół tuzina jeźdźców podjechało bliżej aż ci krzyknęli z góry aby się zatrzymać i ozwać.

- Poselstwo od margrabiego von Falkenhorsta! Z Falkenhorst! - krzyknęła do nich Petra z siodła zadzierając przy tym głowę do góry. Zrobiło się nieco zamieszania bo wyglądało na to, że strażnicy o żadnym takim margrabim ani o Falkenhorst nie słyszeli. Jakie Falkenhorst? W górach? Przecież tam nic nie ma. Tylko śnieg i skały.

A jak na poselstwo jakiegoś wielkiego pana to grupka konnych nie wyglądała zbyt reprezentacyjnie. Jakiś tydzień podróży przez górskie pustkowia przy pogodowej letnio - jesiennej mieszance niezbyt dodawały im uroku. Górale Eryka wyglądali raczej na jakichś górskich zbójników, no może w porywach dobrej woli na jakąś milicję a nie elitarny oddział gwardii. Nawet Petra to też mało przypominała stereotyp szlachcianki w swoim podróżnym kubraku, spodniach i z kuszą u siodła. Raczej na jakąś konną najemniczkę czy podobnie podejrzany element. Chociaż ten kubrak miała mocny i z wyszywanymi elementami, bardzo jej się podobał i zamówiła go sobie jeszcze w Lenkster. W jukach ona i Inez miały bardziej reprezentatywne ciuchy w jakich zamierzały się pokazać przed majestatem Midelheim no ale nie miały ich na sobie w tej chwili gdy tak nieco niespodziewanie wyjechali na ten posterunek. Właściwie z całej grupy konnych tylko Inez jako tako mogła sprawiać wrażenie szlachcianki albo uczonej. I to akurat dziwne nie było bo niedawno w Hochlandzie było podobnie. Tam też nikt się nie spodziewał, że z trzewi gór może przyjechać jakieś poselstwo od jakiegoś górskiego władcy. Więc mieli już nieco wprawy z takim niedowierzaniem i podejrzliwością przy pierwszym kontakcie.

- Mamy list od naszego pana do waszego! - krzyknęła Inez pokazując na torby przytroczone do swoich juków. List co prawda nic strażnikom by nie powiedział skoro chyba nie byli piśmienni a żadnego oficera tu nie było. Ale zainteresował ich na tyle, że trzech z nich z sierżantem na czele wyszło. Z blank i wieży jednak obserwowali to wszystko ich koledzy nadal nie chowając halabard i kusz chociaż jeszcze z nich nie mierząc do konnych.

- No list. Tak. A co to za herb? Nie znam go. - zapytał sierżant gdy Inez pokazała mu jeden z listów żelaznych w jakie zaopatrzył ich margrabia licząc, że ułatwią im podróż. W Hochlandzie rzeczywiście jak już dochodziło do tego momentu na pokazywanie papierów to pomagały wyjaśnić sprawę.

- To herb naszego pana. Margrabiego Walthera von Falkenhorsta. Wszyscy jesteśmy w jego barwach i go reprezentujemy. - rzuciła z siodła Petra pokazując na niewielką pieczęć wpiętą w kubrak z tym właśnie godłem. Eryk i paru górali pokazało na swoje szarfy i czapki z tym samym znakiem. Sierżant popatrzył na nich, na trzymany list z czego chyba największą uwagę poświęcił właśnie pieczęci i widocznemu herbowi co nawet niepiśmiennym sugerowało, że to coś oficjalnego i poważnego. Tylko, że zapewne go nie rozpoznawał skoro sam margrabia dopiero od wiosny go promował a było wątpliwe, że dotarł on do Middenlandu skoro właśnie jego wysłannicy dopiero co przecierali ten zachodni szlak.

- Aha. No tak. A dokąd jedziecie? - zapytał sierżant zapewne usiłując wymyślić jak powinien zachować się w tej niecodziennej sytuacji.

- Do Middelheim. To tam? - Inez zapytała wskazując na widoczny już całkiem wyraźnie zamek na szczycie góry. A w końcu pewnie wszyscy w Imperium wiedzieli, że Miasto Białego Wilka jest połozone na górze poświęconej Urlykowi. Więc by się zgadzało.

- To? Nie, nie, nie. Do Middelheim to jeszcze z parę dni, może tydzień drogi. Trzeba dalej jechać doliną na zachód. Zresztą droga już tam się zaczyna to wystarczy nią jechać. Cały czas na zachód. Tam już będą wioski i ludzie to najwyżej sami już popytacie. - powiedział sierżant oddając list żelazny Inez i chyba nawet mu ulżyło, że jest jakiś bardziej znajomy temat do rozmowy.

- To to nie jest Middelheim? To co to jest? - Petra nie kryła, że z jednej strony jest ciut rozczarowana a z drugiej ciut zaciekawiona czym jest ten potężny zamek widoczny po sąsiedzku.

- To? To jest Mosiężna Twierdza panienko. - wyjaśnił z uśmiechem strażnik. I uśmiech mu szybko zbladł bo po minach poznał, że ani rozmówczyni, ani góralom ani nawet Inez co była najbardziej uczona w grupce przyjezdnych ta nazwa nic nie mówi. Tak samo jak jemu nazwisko czy siedziba rodowa ich pana.

- To zamek naszego, miłościwego Imperatora. - wyjaśnił jak uczeń niezbyt bystrym uczniom. I znów chyba czekał na jakąś “odpowiednią” reakcję.

- Aaa! To wiem! Altdorf! A to tak, słyszałam, że tam nasz imperator mieszka. Ale to nas zniosło… Myślałam, że Altorf to jednak jest trochę dalej. Ale myślałam, że będzie większy. - Petra rozpromieniła się gdy wreszcie rozpoznała coś znajomego. Akurat o Altdorfie to słyszeli wszyscy nawet jak nikt z nich tam wcześniej nie był. To była stolica państwa no i główna siedziba imperatora.

- Nie bądź niemądra Petra. Altdorf leży dużo dalej. I nad Reikiem a nie na szczycie góry. - Inez zbeształa koleżankę wywołując jej zmieszanie ale znów wtrącił się sierżant strażników.

- To nie jest Altorf panienko. Przecież mówię, że to Mosiężna Twierdza. Zamek naszego miłościwego pana. Tutaj przylatuje jak ma dość zgiełku wielkiej stolicy, polityki, elfów i w ogóle zawracania głowy. To przylatuje właśnie tutaj. No chyba widzicie godło nad bramą? To jego osobisty zamek a my mamy zaszczyt mu służyć. - sierżant znów się rozpromienił a jego postawa emanowała dumą. Jakby spływała na niego część splendoru jaka emanowała z władcy całego Imperium. Jak wskazał na bramę to rzeczywiście teraz dało się dojrzeć herb jaki nad nią umieszczono.





https://i.imgur.com/XS82ziX.jpeg


- Oh! Sam imperator! - Inez była pod wrażeniem bo ten symbol, tak inny od godeł okolicznych prowincji rzeczywiście znamionował barwy samego imperatora. Petra przeżegnała się a górale pościągali czapki jakby lada chwila przez tą brame miał wyjść sam władca Imperium.

- A on tam jest? W środku? - zapytała dziwnie cichutko Petra zerkając z mieszaniną szacunku i bojaźni w kierunku wznoszącego się na górze zamku.

- Teraz nie. Ale nie znamy nigdy dnia ani godziny kiedy przyleci. A prawie co roku tu przylatuje chociaż raz. Czasem częściej. No chyba, że z całą rodziną to wtedy jest tu wielki korowód i wtedy wiemy wcześniej bo trzeba wszystko przygotować na przyjazd miłościwego pana, jego zacnej małżonki no i całej świty. - sierżant widząc jakie wrażenie wywołał na przybyszach zrobił się całkiem rozmowny i przyjacielski.

- Jak to “przylatuje”? To on umie latać? - zapytała Inez i na przemian patrzyła to na pieszych to w stronę widocznej na szczycie góry twierdzy. Słysząc pytanie sierżant roześmiał się.

- Tego nie wiem panienko ale nie zdziwiłbym się gdyby umiał. W końcu kto by miał latać jak nie nasz imperator? - zaśmiał się jowialnie z tego pytania. Ale ciągnął dalej. - Ale jak przylatuje to na swoim gryfie. Mówię wam jaka wielka bestia! Jak niedźwiedź! Tylko ze skrzydłami. No i z orlim dziobem. O tam, na tamtej ściętej wieży lądują. To specjalnie dla nich aby mogli startować i lądować. Szpon Śmierci się ten potwór nazywa. Wielki nawet jak na gryfa. Tylko nasz miłościwy pan jest godny go dosiadać. A czasem jak urządzają sobie polowania na okolicznych górach to jest na co popatrzeć! Taki troll czy ogr to coś jak zająć czy lis dla zwykłego myśliwego. Jak spadają z nieba to nie ma zmiłuj! Jest co oglądać! A bestia straszna, tym dziobem i szponami to robi istną masakrę! Ale słucha naszego pana jak pies. - sierżant wyjął z woreczka prymkę fajkowego ziela i zaczął przygotowywać prymkę do zapalenia. I całkiem jowialnie opowiadał o wyczynach ich cesarza jaki tutaj widocznie bywał całkiem regularnie.

- A widziałeś go panie? - zapytał Eryk nieco pobożnym a nieco bojaźliwym tonem. Bo aż trudno było pomyśleć, że właśnie w tej okolicy mógł chodzić i bywać sam cesarz, ktoś kto był żywym spadkobiercą Sigmara i Magnusa Pobożnego i najważniejszą osobą w całym kraju.

- Tak z bliska to nie. Jestem tylko sierżantem z zewnętrznych posterunków. Ale widywałem go właśnie jak latał tutaj na Szponie Śmierci, jak na nim lądował albo startował. Nawet jak którejś zimy przyjechał z całą rodziną to widziałem karetę w jakiej jechał. Znaczy tak mi powiedzieli, że to ta ale pewnie tak bo złota i herbowa no i pilnowana przez cały orszak najprzedniejszych rycerzy. - powiedział ochoczo i nieco chyba z żalem, że mimo długiej tu służby nigdy nie miał okazji zobaczyć Imperatora z tak bliska jakby chciał. Miał tak dobry humor, że nawet gestem zaproponował fajkę przybyszom.

- No, no… - Petra jak rzadko kiedy niezbyt wiedziała co powiedzieć. I była tak zmieszania i pod wrażeniem tych wieści, że nawet zapomniała się pogniewać na sierżanta za to niedowierzanie, że jest szlachcianką i wysłanniczką wielkiego pana. No ale w końcu ochłonęła na tyle, że przypomniała sobie o prozie życia czyli gdzie tu by można się zatrzymać aby nie urazić imperialnego majestatu no i czy może udałoby się jakoś rzucić okiem na to czy tamto bo do samego Altdorfu to jednak daleko i jakoś się nie zapowiadało aby mieli tam wkrótce jechać.




Miejsce: Middenland; Middenheim; centrum miasta; świątynia Urlyka
Czas: 2520.09.04; Marktag (3/8); południe
Warunki: - na zewnątrz: jasno, sła.wiatr, zachmurzenie, nieprzyjemnie


Zwiedzanie miasta






https://i.imgur.com/1oS9uwP.jpg


- A więc mówisz Arturze, że to jest właśnie Middenheim? - zapytała Inez ich przewodnika jaki oprowadzał ich po swoim mieście. Widocznie nie byli pierwsi i w tym mieście taki rajfur jak Artur miał z przybyszy całkiem stabilny zarobek. Sam zresztą o tym mówił. Obie szefowe po Festag w jakim dotarli do Miasta Białego Wilka udały się do władz aby przedstawić się jako wysłanniczki nowego margrabiego jakiego mieli za siąsiadów. Ale okazało się, że ich przyjęto i kazano czekać. Więc czekali na jakąś reakcję władz miasta. A póki co odpoczywali po podróży. No i zwiedzali to miasto. Aż wreszcie trafili na Artura jaki okazał się całkiem wygadanym przewodnikiem i ze swadą im opowiadał i oprowadzał po swoim mieście.

- Tak, tak, takie miasto jakiego nie znacie i pewnie nie poznacie poza jego murami. No chyba, że zwiedzacie je ze mną. - zaśmiał się wesoło miejski łotrzyk, cwaniak i gaduła co z takim zapałem opowiadał im różne ciekawostki gdy tak chodzili po tych różnych ulicach ciemnych jak miejskie kaniony. Miasto bowiem jako, że wzniesiono je na szczycie i zboczach góry to było dość wielopoziomowe a większość ulic była pod mniejszym lub większym skosem.

- No to opowiadaj, opowiadaj! - zachęciła go Petra dając znać, że całkiem jej się podoba takie zwiedzanie. Znów chodziła w swoich skórzanych spodniach oszczędzając elegancką spódnicę na audiencję u władz na jaką czekali. Więc znów wyglądała raczej jak jakaś najemniczka czy awanturniczka a nie szlachcianka. Ale ani jej, ani góralom, ani ich przewodnikowi jakoś to nie przeszkadzało.

- No to o tu, co widzicie, to jest kamienica. Taka jak inne. Ale spójrzcie na przyziemie. Na kamienie. - tłumaczył i raźno przewodnik wskazując na jedną z szeregu kamienic jaką łatwo było ominąć traktując jako kolejny element mijanego tła.

- Kamienie są trochę inne niż te inne. Te co są wyżej. - powiedziała Petra zerkając na niego czy to właśnie o to mu chodziło.

- Dokładnie tak. Mówią, że tą kamienicę zburzono bo wieży czarnoksiężnika jaka tu niegdyś stała. Może słyszeliście? Dieter Helsnicht się ten plugawiec nazywał. - Artur tłumaczył trochę jak gawędziarz opowiadający jakąś baśń, legendę albo pikantne plotki. Na wzmiankę o plugawej magii jeden czy dwóch górali na wszelki wypadek splunęło przez ramię aby odczynić zły urok. Petra zaś spojrzała na Inez jaka była w ich gronie najbardziej uczona. Ta chwilę zmagała się ze swoją pamięcią mrużąc oczy ale w końcu wolno pokręciła głową.

- No to nic. Poza nami to pewnie mało kto o nim słyszał. No i to było ponad milenium temu, jeszcze sprzed wieku trzech cesarzy. No i Dietrich uprawiał, czarną magię, parał się żywymi trupami i tak dalej. Nekromanta to był. Ale w końcu powinęła mu się noga i go dobrzy ludzie okdryli jaki z niego zaprzaniec i chcieli dopaść. No ale zwiał niestety. Ponoć obiecał wrócić i zemścić się na nas. Uciekł na wschód. Najpierw w góry a potem dalej, do Ostlandu. Tam zbudował wielką, nieumarłą armię ale się dobrzy elektorzy, panowie, rycerze i zwykli bogobojni ludzie zebrali i ich pokonali. Wielka to była bitwa. Do dziś ponoć w Ostlandzie “polem kości” ją nazywają. Ale ciała samego heretyka ponoć nie odnaleziono na pobojowisku. I ludzie do dziś pojawiają, że gdzieś w mrocznych zakątkach puszczy mogli go spotkać. Ale ja w to nie wierzę. Przecież jakby to taki potężny czarownik był to by każdego mógł zaczarować albo zabić i dalej by go nikt nie widział. - tłumaczył im gładko gdy tak stali na dnie miejskiego kanionu wpatrując się w tą pozornie zwykłą kamienicę, niczym nie wyróżniającą się od tylu innych jakie mijali do tej pory i słuchali jak im to opowiada.

- No ale co ma do tego ta kamienica? - zapytała po chwili Inez która jako pierwsza zorientowała się, że niezbyt wiedzą czemu akurat mowa o tym dawnym nekromancie.

- A bo tu stała jego wieża. Albo pracownia. W każdym razie tu mieszkał. Potem jak już uciekł z miasta to spalono i zburzono jego plugawe gniazdo. I długo tu nikt nie mieszkał. Ale, że u nas miejsca mało to w końcu zbudowano tu nową kamienicę. Ale ludzie mówią, że przeklęta była. Ludzie w niej marli, marnieli, dzieci się krzywe rodziły albo z ogonami czy błonami, ludzie popadali w szaleństwo albo się zabijali. No złe rzeczy się działy. Tak mawiają. Ale miejsca u nas mało jak widzicie. Więc w końcu przebudowano tą kamienicę, ziemię przemieszano z solą i poświęcono. Ale teraz jest tu spichlerz. Nikt tu nie mieszka. Ale ludzie dalej mówią, że to miejsce przeklęte i przynosi pecha. - Artur całkiem ochoczo wytłumaczył o z tamtą odległą historią ma stojąca przed nimi kamienica. Po czym wycieczka ruszyła dalej.

- O a widzicie ten dąb? Mówią, że to jeden z dębów jakie porastały górę od samego początku. - wskazał na całkiem potężne i dostojnie wyglądajace drzewo. Wydawało się aberracją zieleni na tych ściśniętych murami i dachówkami ulicach. Niskie ogrodzenie, świeczki, ogarki, przypięte modlitwy wskazywały, że nie jest to jakieś zwykłe drzewo.

- No więc kiedyś ta góra należała do Talla. Ale Tall podarował swojemu bratu Urlykowi tą górę jako dowód przyjaźni i miłości braterskiej. A mniej stosowna wersja mówi, że wtrącił się w to Ranald i poszło o jakiś zakład jaki Tall przegrał i musiał oddać górę. No mniejsza z tym. W każdym razie Urlyk bardzo się ucieszył, że ma tak wielką i dostojną górę ale chciał jakoś zaznaczyć, że ma ona nowego właściciela. I uderzył pięścią w jej szczyt przez co go całkiem skruszył i teraz jest płaski. Tak mniej więcej oczywiście. No i stąd jedna z nazw tej góry. Nie tylko “Góra Urlyka” ale też “Uderzenie Pięścią”. - przewodnik raźno tłumaczył jakie to były boskie początki miejsca w jakim teraz stali i chodzili. Podobnie jak cała masa ludzi na ulicach.

- A ten dąb? - zapytała Petra znów przypominając, że w tej historii to nic nie było o tym drzewie. A mimo wszystko legendy o powstaniu tej góry, jako głównego miejsca z jednym z najpopularniejszych bogów Imperium to coś jednak słyszeli chyba wszyscy więc to aż takim zaskoczeniem nie było. No może poza tego elementu z Ranaldem.

- A tak, to drzewo. No więc kiedyś było ich tu pełno. Tam gdzie się dało to rosły. Nie wszędzie się da bo skarpy i tak dalej. Ale tych dębów to i dzisiaj w lasach jest pełno. Tylko tam, poniżej góry a nie tutaj. No a to drzewo to jak Urlyk trzasnął ten szczyt góry i się wszystko uspokoiło to trochę się zdziwił bo zobaczył, że tu czy tam parę młodych dębów, takich cieniutkich jak osiki zostało. Zastanawiał się czy ich też nie trzasnąć ale dąb to jeden z symboli jego brata Talla więc postanowił, że mu się odwdzięczy braterską miłością. I wyrwał te młode dęby z korzeniami i zasadził na nowo bliżej centrum góry. I tak rosną tutaj do dziś. Są więc starsze niż to miasto. I są połączeniem symboli zarówno Talla jak i Urlyka. No i w mieście nie ma porządnej świątyni Talla, dopiero tam niżej, u podnóża góry w lesie to jest. Więc jak ktoś ma jakąś sprawę do Talla a nie może zejść na dół to przychodzi do tych dębów. Chociaż teraz to już tylko dwa zostały. Trzeci usechł w czasach mojego dziadka ale nikt go nie odważy się ściąć i tak sobie stoi nadal, nawet taki uschnięty. - Artur gładko opowiadał dalej snując opowieści z tych na wpół legendarnych czasów.

- O a tutaj jest gobliński kopiec. Znaczy kiedyś był. Tu zwożono truchła goblinów co wdarły się do miasta przez podziemia. To była wielka armia Grubego Groma, ich herszta. Niby goblin a podobno był wielki i gruby jak pół ogra tak się spasł. I podszedł pod miasto i rabował i te tunele zają i wychodziło potem to plugastwo na miasto całymi bandami. Zwłaszcza nocami. Miasta może nie zdobyli ale krwi napsuli i wszyscy w strachu byli, że kolejny atak, kolejna noc, może być ich ostatnią. W końcu jednak siekliśmy ich i siekli aż chyba usiekliśmy na tyle aby mieli dość bo zwinęli armię i poszli gdzieś dalej. To ze sto lat temu było. No i z potem ściągano z miasta te goblińskie ścierwo tutaj i palono w wielkich stosach. Kości zostawały a ze spalonych czaszek usypano wielki kopiec. Niechcący. Trzeba było coś zrobić z tymi kośćmi nie? No i usypano je na kupę i całkiem spora ta kupa wyszła. Ale a to się rozpadły z czasem, a to ludzie rozkradli, a to ktoś je wywalał gdzieś indziej no i w końcu została tylko ta końcówka. Elektor, ojciec obecnego, wydał rozkaz aby ich już nie ruszać i aby zostały na pamiątkę naszego zwycięstwa. - Artur mówił pokazując na skromny kopiec kilkunastu goblińskich czaszek. Ale kiedyś, tuż po usypaniu, to szczyt ponoć sięgał do okien pierwszego piętra.

Wędrowali tak ulicami ogólnie kierując się ku centrum. I w miejsce najbardziej znane i święte w całym Imperium. Do Wysokiej Świątyni Ulryka w Middenheim. Gdy wyszli zza roku na plac na jakim stała ta budowla obramowana okolicznymi kamienicami rzeczywiście okazała się “wysoka” w jak najbardziej dosłowym znaczeniu. Wydawała się wznosić do samego nieba. Artur zaprowadził ich do głównych odrzwi i weszli nimi do środka.

- Słyszycie jaka akustyka? Jak każdy dźwięk się niesie? A jak jest msza, pieśni, psalmy to dopiero robi wrażenie! - zapowiedział cichym głosem, prawie szepcząc ale miał rację. Wydawało się, że wysoka nawa główna bardzo skutecznie wzmacnia wszelkie dżwięki. Nawet teraz jak w środku tygodnia i drugiej połowie dnia nie było żadnej mszy i wiernych oraz pielgrzymów było dość niewielu. Przynajmniej patrząc po większości pustych ławek. A przewodnik z szacunku do tego miejsca dalej opowiadał o wiele ciszej niż jak byli na zewnątrz.

- Widzicie o tam? Ten ogień? To właśnie to. Święty Wieczny Ogień Ulryka. - powiedział z nabożną czcią pokazując na coś co wyglądało jak wielkie ognisko. Wielkie jak na kilku stojących na sobie mężów. I o nietypowej, bladej, jakby jasno błękitnej, zimnej barwie.





https://i.imgur.com/4Avrr0x.jpg


Większość górali przeżegnała się znakiem Ulryka zdając sobie sprawę jak blisko są tego świętego miejsca. Nawet ze środka świątyni ogień wydawał się być wielki i jakiś taki jak z innego świata. Artur dał im czas na ochłonięcie, zmówienie modlitwy czy konteplację nim kontynuował swoje opowieści.

- To święty ogień. Tylko ktoś czystej wiary w Ulryka może przez niego przejść nieskalany. Do tej pory udało się to niewielu. Ja wiem tylko o dwóch przypadkach. Pierwszym był sam Sigmar. Drugim Magnus Pobożny, zwany u nas też Magnusem Czystym. - zaczął opowiadać przybyszom kolejne historie.

Pierwszym jaki przeszedł czysty przez ten płomień był sam Sigmar, założyciel i patron Imperium. A było to tak, że gdy tworzył on swoją konfederację ludzkich plemion jakie potem dały początek większości imperialnych prowincji, Artur, wielki wódz dumnych i wojowniczych Teutogenów odmówił mu podporządkowania się i przyłączenia do niego. Właśnie na jego cześć rodzice nazwali tak obecnego przewodnika przybyszy ze wschodu. Wedle jego słów to było nadal całkiem popularne imię w tym mieście. Bo tutaj pamiętano nie tylko jego niezbyt chlubny koniec ale też to jak sprawnie utrzymał swoje plemię w roli lokalnej potęgi jeszcze przed przybyciem Sigmara.

- A kto wie? A może wypełniał jedynie wolę bożą? Przecież gdyby zgodził się dołączyć do Sigmara wcześniej to by nie było tej całej historii z wiecznym ogniem przez jaki przeszedł. Tylko jakaś inna. A było to tak… - imiennik ostatniego przedimperialnego wodza Teutogenów wznowił swoją opowieść. Opowiadał jak to Sigmar na czele swojej armii stanął u podnóża góry wzywając Artura do dołączenia. Ale ten pewny swoich niezdobytych murów wyśmiał go. Sigmar się jednak nie zraził i sam, w ciągu jednej nocy, wspiął się na szczyt tej góry. Co do dziś nikomu się nie udało a wielu próbowało. Wspiął się i stanął przez wodzem Teutegonów prosząc go aby do niego dołączył w walce z niezmierzoną hordą zielonoskórych jaka zmierzała do nich od południa. Ale Artur znów go wyśmiał będąc pewny swoich nigdy nie zdobytych murów. Zresztą i do dzisiaj nigdy, nikomu nie udało się ich zdobyć a większość armii widząc trudność zadania próbowała wziąć je głodem lub od razu rezygnowała z oblężenia. Ale w boju nigdy złowrogi sztandar nie powiewał na murach Middenheim co mieszkańcy z lubością lubili podkreślać.

Widząc to Sigmar uznał, że nie ma wyboru i wyzwał Artura na pojedynek. Właśnie tutaj. Przed boskim wiecznym, ogniem Ulryka. Obaj zaczęli walczyć ale Sigmar jako młodszy zaczynał zdobywać przewagę coraz bardziej. Artur widząc to w desperacji wrzucił go w ten ogień sądząc, że ten go spali. Ale tak się nie stało. Sigmar wstał i wyszedł z tego świętego ognia jeszcze wspanialszy niż wcześniej. Lud Teutogenów widząc to padł przed nim na kolana uznając go za pomazańca bożego i wybrańca samego Ulryka. Zaś Artur z rozpaczy sam rzucił się w ogień i w nim zginął.

Druga historia była o milenia młodsza. Miała jakieś dwieście lat chociaż do pewnego stopnia była podobna. Tym razem to święty, pobożny młodzieniec Magnus zwany obecnie Pobożnym a przez Artura także Magnusem Czystym, wzywał wszystkich do obrony Imperium tyle, że tym razem przeg grozą ze wschodu płynącą od odwiecznego wroga. Tym razem to nie świecki elektor miasta i prowincji był przeciwko niemu szydząc z pomazańca sigmarytów ale sam Al-Ulryk, główny kapłan Ulryka na całe Imperium.

Nie wiedział, że Magnus potajemnie przybył do miasta i przyszedł na jedno z jego kazań. Siedział o tam, gdzie potem zamocowano tabliczkę pamiątkową i do dziś nikt nie śmie zająć tego miejsca. A te sąsiednie uważane są za jedne z najlepszych bo wierzono, że do dziś emanuje z niego świątobliwa moc tego zacnego męża jaki okazał się zbawcą Imperium swojej ery. I właśnie siedział tam jako kolejny młodzieniec ale i wtedy mnóstwo ludzi przybywało w różnych sprawach do miasta tak jak i dziś wysłannicy górskiego margrabiego albo z pielgrzymką do tego świętego miejsca. Więc nikt za bardzo nie zwracał na niego uwagi. Wszyscy słuchali słów Al-Urlyka i wielu śmiało się z jego kpin razem z nim i szydzono z sigmaryckiego herosa. Aż ten niespodziewanie wstał, zdjął płaszcz i okrzyknął się gromko kim jest. To zaskoczyło wszystkich. Nawet najwyższego kapłana. Ale ten szybko zaczął z niego kpić w żywe oczy nie spodziewając się po gorącym wyznawcy Sigmara czegoś wielkiego. Obaj zaczęli się przerzucać argumentami, Magnus w końcu wyszedł na środek aby łatwiej mu było dyskutować z kapłanem ale żaden nie chciał uznać wyższości racji tego drugiego.

- I wtedy nasz błogosławiony Magnus powiedzial, że niech sam Ulryk to rozsądzi. I wszedł w ten wieczny plomien. I ku zdumieniu wszystkich tak samo jak dwa milenia temu Sigmar tak i on wyszedł z nich nietknięty. Lud wiedział co to znaczy i okrzyknął go zbawcą i wybrańcem Ulryka z miejsca mu się podporządkowując. Nikt już nie zwracał uwagi na Al-Ulryka wierząc, że to sam bóg wyznaczył tego oto śmiertelnika na naczynie swojej woli. I tak Magnus przekonał naszych przodków aby ruszyli z nim do Kisleva na wielką wojnę z Chaosem. - Artur zakończył swoją opowieść o tych legendarnych wydarzeniach jakie w jakiejś formie zapewne słyszał każdy mieszkaniec Imperium. Ale i tak miło się słuchało tego gawędziaża no i co innego było o tym słuchać gdzieś tam, w jakichs odległych zakątkach wielkiego Imperium a co innego tutaj, właśnie w tej świątyni i przy tym wiecznym ogniu gdzie to wszystko się wydarzyło.

Pożegnali się z ich przewodnikiem o zmierzchu. Inez, Petra i ich podwładni ruszyli kanionami mrocznych, stromych ulic do karczmy gdzie się zatrzymali w ostatni Festag. A jak tam dotarli okazało się, że czeka na nich list. Inez jako jedyna piśmienna przejęła go, otworzyła i przeczytała.

- To od władz miasta. Zgodzili się na audiencję. W Konistag po obiedzie. - powiedziała pokazując reszcie list z bogatymi pieczęciami z wilczą głową odciśniętą w wosku. Co prawda miały iść tylko Petra i Inez ale i tak była to doniosła wiadomość. Nie do końca było pewne z kim będą rozmawiać ale kto wie? Może nawet z samym elektorem? A nawet jak nie to też pewnie z jakimiś ważnymi dostojnikami więc obie wysłanniczki górskiego władcy były bardzo podekscytowane no i też spinały się na myśl o rozmowach na tak wysokim szczeblu.

- No to mamy parę dni wolnego. Dobrze, że tak szybko nam dali termin bo wkrótce przyjdzie słota i trudno by się wracało do domu przez te nasze góry. - Petra znalazła jakiś pozytyw w tym wszystkim i uśmiechnęła się do koleżanki i pozostałych.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline