Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2023, 22:29   #85
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Popołudnie, tawerna “Wesoła mewa”



Heinrich na okazję pobytu tutaj porzucił wytworne ubranie i nieskazitelność skóry. Przyczernił nierówno włosy, jako komuś kto wygląda starzej niż jest naprawdę. Charakteryzował swój wygląd, aby jego twarz wydawała się umęczona nie wiekiem, ale życiem.
- Chciałem zobaczyć was po przemianie w cnotliwe dziewice. - odparł nachylając się bliżej do dziewczyn - Przecież może ta atmosfera działać po pracach, w tle. - przesunął wzrokiem po twarzy Burgund - Czy ta harówa wygładziła wam skórę dłoni, gdy myłyście te podłogi? - czule przesunął kosmyk włosów Burgund opadający na twarz - Czyżby taka cnota też wygładziła wam skórę twarzy, czy tak miałyście zawsze, a mój wzrok za stary? - zapytał szeptem patrząc kobiecie w oczy.

- To taka gładsza jestem jak się z bliska patrzy? - zaciekawiła się filuternie Burgund wcale się nie odsuwając od kolegi ze zboru. Nawet podparła sobie dłonią twarz przesuwając tą drugą po włosach mężczyzny w całkiem pieszczotliwym geście.

- No to może Heinrichu powinieneś częściej patrzeć z bliska. Ona ma tak z bliska całkiem ciekawe miejsca do oglądania. Takie gładkie i w ogóle. - Łasica bez skrępowania zajrzała w ładnie wyeksponowany dekolt koleżanki gdy ta się tak ładnie pochyliła nad stołem odpowiadając na ruch Heinricha.

- Ale z tą harówą to mamy dość. Gdyby nie to, że jesteśmy na robocie dawno byśmy rzuciły tą męczarnie. - dorzuciła liderka wężowych dziewczyn ze zboru dając znać, że udawanie cnotliwej niewiasty pokutującej całymi dniami w największej świątyni w mieście jakoś nie leży w gestii jej zainteresowań. Jednak skoro to był tylko bilet wstępu do zdobycia zasobów jakie wzmocnią zbór to była gotowa się poświęcić.

- Nieludzka mordęga. Poświęcacie się dla sprawy, godne pochwały. - mężczyzna pokiwał głową z aprobatą - Nie wierzę, że gromadka świątynna nie zwraca na was należytej uwagi. - uśmiechnął się do Burgund - Może powinna pokazywać bardziej te gładkie i tajemne miejsca? - zwrócił się do Łasicy - Wiecie. Całkowicie niewinnie, przypadkiem.

- Ależ my bardzo chętnie! Zwłaszcza w ramach pokuty my bardzo chętnie byśmy pokazywały co sobie kto życzy i z najgłębszą pokorą i gorliwością wypełniały wszelkie pokutne polecenia jakie by ktoś miał dla niegodnych ladacznic! - zapewniła Łasica tak żarliwie jak to by jakaś biczowniczka wyznająca kanon wiary nie powstydziła. I do tego jakby odkryła pokrewieństwo dusz i zainteresowań z rozmówcą.

- A gdyby ten ktoś kazał nam odsłonić wszystko, nawet nie przypadkiem aby obnażyć naszą sromotę to naturalnie nie ośmieliłybyśmy się protestować tylko starały się sprostać tym wymaganiom i życzeniom. - Burgund wdzięcznie przejęła pałeczkę tej rozmowy co tylko potwierdzało jak obie się świetnie rozumieją i uzupełniają nawet bez przygotowania.

- No ale niestety nie na robocie. - westchnela z wyraźnym żalem Łasica zupełnie jakby za szyba cukierni widziała smakowity tort ale nie mogła po niego sięgnąć.

- No. Nie możemy ryzykować. Absalon to i tak krzywo na nas patrzy jakby tylko czekał na pretekst aby nas wywalić. A to by nam wszystko utrudniło. - Burgund też smutno westchnęła jakby całkiem lubiła zabawę w cierpienia młodej pokutnicy.

- Bo jak jesteśmy hostessami w teatrze albo kelnerkami na przyjęciu u Pirory to co innego. To bardzo chętnie i Pirora też to na rękę. No ale teraz to poważna sprawa to lepiej nie ryzykować. - liderka slaaneshytek pokiwała smutnie głową, że nawet jak prywatnie ma inne zamiłowania i preferencje to "na robocie" chociaż z żalem to jest w stanie je okiełznać.

- Ale ja i tak pogadałam trochę ze Stanem. To rybak. Młody. Ma jakieś majaki i sny dokąd chyba usłyszał syreni śpiew. Jak tak na szybko liczyłam to całkiem możliwe, że słyszał naszą Sorię jak jeszcze buszowała jako syrena. Ala matka go przyprowadziła no i nie mogłam za bardzo z nim gadać. Może jakby któregoś dnia sam przyszedł to wtedy. Bo go nie znam. Młody jakiś. - rudowłosa podzieliła się wiadomością, że jednak nie wszystko było takie szare, trudne i smutne podczas dzisiejszej harówy.

- Aha. A mnie się udało służyć pięknej pani w okropnie ubłoconych trzewikach. Strasznie je próbowała wyczyścić przed wejściem więc oczywiście pokornie zaproponowałam swoje plugawe ręce. Podobało mi się jak przed nią klęczałam i miałam jej stopę na swoich udach. Szkoda, że obie byłyśmy w ubraniach i przy świadkach. Ona też patrzyła na mnie z góry tak aprobująco jakby lubiła kleczace przed sobą służki. Oby! Przynajmniej coś pożytecznego by z tego wyszło. Ale też jej nie znam. Może to jedna z tych co przyjechała na turniej. - niebieskowłosa w skórzanych spodniach też podzieliła się z kolegą że przeżyła podczas dnia w świątyni jakoś przyjemne momenty.

- Im wyższa głowa, tym większa szansa na smak w uległych służkach. - stwierdził Heinrich - Może temu Absalon tak bardzo chciałby się was pozbyć? Żeby sama wasza obecność nie rozbudzała grzesznych myśli podwładnych? - uśmiechnął się półgębkiem - Albo nawet takich myśli w nim samym. Nie byłbym bardzo zdziwiony takim obrotem spraw. Może by dało się takowe wywołać?

- Może. - odparła po chwili zwłoki niebieskowłosa łotrzyca w skórzanych spodniach po tym jak naradziła się spojrzeniem ze swoją partnerką.

- Ale na mnie robi wrażenie kogoś kto naprawdę nie lubi i pogardza kobietami. Poza tym ta przykrywką jest na spalenie. Po Festag zapewne zrobimy skok i Johana z Barbarą z Salzburga zniknął. - dała znać, jak widzi sprawę.

- Nawet trochę szkoda. Taki silny i stanowczy mężczyzna. Mogłoby być ciekawie. - Burgund wyraziła swój żal na myśl, że zapewne nie będzie im dane spróbować się z mocarnym i stanowczym kapłanem.

- Ale kto wie? Może tak jak mówisz, wiara tamtej trzódki Absalona może wcale nie jest tak mocna jakby chciał. Przynajmniej nie u wszystkich. - dodała dziewczyna w spodniach z wesołym uśmiechem.

- Ale jeśli ktoś nie da się zaciągnąć na szybki numerek w jakimś zakamarku to raczej tego nie sprawdzimy. - Burgund zdawała się być sceptyczna co do szans na uwiedzenie kogoś w ciągu kilku nadchodzących dni gdy miały odgrywać swoją pokorną rolę.

- No tak, szkoda ryzykować jak jesteśmy na robocie. - koleżanka zgodziła się z jej wnioskiem.

- Cóż, zawsze z taką możliwością można po akcji pomyśleć, a przynajmniej takie rozważania umiliły by wam przetrwanie tych mordęg. - pogłaskał Burgund po policzku nim odparł się na krześle - Choć ja do was i w innym typie romansu przychodzę. Pomocy mi trzeba w ogarnięciu własnych interesów... a dokładniej to zależy mi na podwładnych poza nas. Jakby to rzec... Nieobarczonych ciężarem innym niż pieniądz. A do tego możliwi do poświęcenia w razie potrzeb, bez uronienia łezki. - dodał powoli lekko chrapliwym głosem.

Obie łotrzyce uśmiechnęły się ładnie do tych życzeń pomyślności w planach ale przestały się uśmiechać jak się okazało po co kolega ich tu odwiedził. Popatrzyły po sobie chwilę się namyślając po czym jak zwykle pierwsza odezwała się Łasica.

- A to różnie. Zależy kogo szukasz. Do jakiej roboty. Na kiedy i tak dalej. - dała znać, że takie ogólne zagadnienie jest zbyt ogólne aby mogły kogoś od ręki polecić.

- Na ten moment konkretnego zadania nie mam, a tylko chęć nawiązania współpracy... długoterminowej. Takiej co za odpowiedni pieniądz podejmie się wszystkiego. Zależy mi na posiadaniu dostępu do informacji niższego miasta. - spojrzał na Łasicę - Moje plany mogą rodzić się niespodziewanie i ulegać zmianom... - pstryknął palcami w powietrze -... bez ostrzeżenia, wedle potrzeb. Temu nie mogę tylko na waszych umiejętnościach i znajomościach z innymi polegać. Potrzebuję być w pewnym sensie samodzielny. Za poprzedniego życia było trochę łatwiej w tej kwestii, choć swoich ludzi też miałem. Sądzę, że łatwiej jednak szukać niż unikać. Więcej widocznych zagrożeń.

- Ale masz wymagania… - zaśmiała się Łasica chociaż krótko i bez wesołości. Obie łotrzyce popatrzyły na siebie z zastanowieniem.

- Zwykle się kogoś szuka na konkretną robotę albo jakiś typ. Wiesz, co innego jest szukać zabójcy, co innego szajki do obrabiania kogoś w ciemnych zaułkach a co innego bandę co komuś wybije zęby czy okna. Raczej mało kto jest na tyle uniwersalny aby mieć kogoś na każdą okazję. - Burgund odparła aby nakreślić koledze jak to się zwykle u nich w ferajnie zaczyna od szukania odpowiednich ludzi.

- No i jak za pieniądz to nie licz na jakąś lojalność do grobowej deski. Przynajmniej na początku. Za pierwszym razem to zwykle obie strony zakładają, że lepiej nie mieć do tej drugiej zbyt wielkiego zaufania. A to przychodzi z czasem. Jak się okazuje, że ta druga strona nie robi cię w wała. - dorzuciła Łasica dając znać, że tak na początek to wielkiej miłości między wynajmującym a najmitami to też raczej nie będzie.

- Musisz się na coś zdecydować. Kogo szukasz. Bo ludzie z ferajny zwykle się specjalizują w jakimś typie zleceń. I mają określone powiązania no i opinię na mieście. Co ma dobre i złe strony. Goście spoza miasta są bardziej płynni. Głównie ci z załóg statków albo co niedawno przybyli do miasta. Nie mają powiązań albo słabe, więc po nich za bardzo nikt by zapewne nie płakał ale też i słabo znają miasto no i nie mają powiązań. Więc to zależy kogo szukaz. - Łasica znów wróciła do punktu w jakim pewnie i mogłaby kogoś polecić no ale właśnie potrzebowała znać więcej detali kogo właściwie szuka Heinrich do tej współpracy.

- Kogoś, kto zajmowałby się pozyskiwaniem informacji z miasta, nie ze sfer wyższych. Kogoś, kto w razie potrzeby nastawiałby ucha, nawet jeżeli własnym by ryzykował. - spojrzał zaciekawiony na Łasicę i nagle dodał - Naprawdę włamujesz się do pokoi naszych sprzymierzeńców by nocą się z nimi kochać?

Obie łotrzyce w skupieniu marszczyły brwi i powoli kiwały głowami przyswajając te dokładniejsze wytyczne kogo szukał Heinrich więc jego ostatnie pytanie nieco je zaskoczyło. Ale i wywołało radosne i bezczelne uśmiechy.

- Dziewczyny ci powiedziały? Pewnie Pirora co? - domyśliła się liderka łotrzyc i wyznawczyń Węża szczerząc się do niego radośnie. I chyba wzmianka o tamtym numerze ją ucieszyła.

- A tak, zdarzyło mi się. Włamałam się do pokoju Pirory jak jeszcze w zimie mieszkała w karczmie i zanim się przeprowadziła tam na Bursztynową do siebie. Włamałam się a potem się kochałyśmy całą noc! Było fantastycznie! - roześmiała się wesoło więc chyba tamtą zimową i nocną przygodę wspomniała równie ciepło i miło jak jej blondwłosa i błękitnokrwista partnerka.

- A z tymi uszami no to jest parę osób. - dorzuciła po chwili i zaczęły się we dwie na głos zastanawiać kto by mógł tu być odpowiedni. Parę imion czy ksyw jakie heinrichowi nic nie mówiły przewinęło się i z przyczyn różnych koleżankom nie wydały się w końcu odpowiednie. Ale ostatecznie parę “twarzy” mu podpowiedziały, łącznie z tym jak ich znaleźć i się z nimi skontaktować.

No więc do ciężkich zadań to był dobry Łamigłówka. Chłopak z ferajny. Taki odpowiednik Silnego. Chyba nawet znali się między sobą chociaż z widzenia. Rosły, silny i brutalny. W sam raz aby komuś połamać szczękę czy żebra, wejść “na rympał” czym wyraźnie obie łotrzyce gardziły i same uważały się za elitę tutejszych włamywaczy, oszustów i naciągaczy zaś przemocą fizyczną wyraźnie gardziły. No ale czasem i taka była potrzebna. Łamigłówka mokrą robotą raczej się nie zajmował tak świadomie i celowo ale, że miał ciężką rękę i pałę - stąd właśnie jego ksywa - to i zdarzało się, że nie wszystkie ofiary jego napaści dożywały kolejnego dnia.

Był też Lipka. Bardziej podobny fachem do obu łotrzyc. Kieszonkowiec i włamywacza jednak koleżanki po fachu dały wyraźnie poznać, że może i ma ten fach w ręku, ale obie uważają się za lepsze od niego. Niemniej to był typowy miejski rzezimieszek, w sam raz aby gdzieś się zakraść czy coś zwędzić.

Był Stukacz. Bo stukał swoimi drewnianymi podestami co mu zostały po dawnych nogach. Był wcześniej marynarzem póki ułamany maszt nie strzaskał mu obu nóg tak bardzo, że trzeba było je obciąć. Teraz był zawodowym żebrakiem. Za parę groszy mógł być niewidzialny w miejscach skąd nie przeganiano żebraków.

Była Lisa Kuperek. Ladacznica pełną gębą. Ale prawie zawsze z jakimś syfem lub leczyła się po jakimś czy też ktoś ją znów zbrzuchacił. Więc raczej nie miała co liczyć na zatrudnienie w karczmach, tawernach czy burdelach nie mówiąc już o zamtuzach i lokalach z wyższej półki. Jako pospolita, portowa dziwka pracowała na ulicy, zwykle w portowych rejonach. Więc nie była zbyt wybredna co do klientów a i właśnie ksywa o tym świadczyła. Mimo wszystko głupia nie była więc może i coś by załatwić umiała o ile oczywiście ladacznica pasowałaby do takiego miejsca i zadania.

Była też Czerwony Kubraczek. Ksywa od czerwonego ubrania w jakim często chodziła. Dawniej miała zadatki na herszta jakiegoś pomniejszego gangu, może nawet by z czasem awansowali na poważniejszych graczy bo śmiałości, odwagi i mocnych pięści jej nie brakowało a do tego miała głowę na karku. Niestety za bardzo lubiła zagraniczne używki dla jakich d straciła głowę a w końcu swój gang i pozycję. Obecnie wciąż miewała porywy dawnej świetności ale jednak chwilowe i nałóg wciąż ją zżerał. Jej lojalność była mocno chwiejna bo zwykle należała do tego kto mógł jej zaoferować woreczek z pożądaną substancją a jak wszyscy w ferajnie o tym wiedzieli no to nikt nie najmował jej do poważnych zadań. Ale czasem frajerzy w porcie dawali się nabrać na jej wygląd i gadkę bo jak chciała to potrafiła być bardzo przekonywująca a nawet czarująca tak jak dawniej.

No jeszcze był Bercik. Niziołek co miał sklepik z gruchotami. Ale wszyscy wiedzieli, że to także paser. Za to brał prawie wszystko chociaż oczywiście za podłą cenę, 20% wartości to chyba był jego górny limit no ale jak ktoś, coś zwędził i chciał upłynnić, zwłaszcza jak zależało mu na czasie no to szedł do Bercika. Była plotka, że sprzedawał też plotki i można było się od niego różnych rzeczy dowiedzieć, zwłaszcza właśnie takich od swoich klientów, tych lewych. Było też nieprzyjemne podejrzenie, że być może rozmawiał równie chętnie ze strażą miejską lub innymi takimi łowcami nagród więc nad jego głową zbierały się ciemne chmury. Ferajna strasznie nie lubiła kapusiów i zwykle potem znajdowano ich trupy w Zaułku Topielców. Widocznie na razie albo go na niczym nie złapano za rękę albo to było takie gadanie bo jakoś dalej prosperował i nikt mu drugiego uśmiechu na gardle nie dorobił.

- No to masz tu parę osób. Rób co uważasz. Po żadnej z nich za bardzo byśmy nie płakały i raczej nie znają się z nami inaczej niż z widzenia. Ale jak dla mnie drogi na skróty nie ma i jak chcesz sobie założyć siatkę szpiegowską to po prostu musisz założyć siatkę szpiegowską. Gotowej nikt ci nie da i jak zaczynasz od zera to musisz ją budować kawałek po kawałku. - zakończyła swój wywód Łasica dając znać, że może zostawić z tym kolegę i dać mu działać po swojemu. Ale, że wątpi aby ot tak udało mu się sklecić sprawny mechanizm bez poświęcania czasu i własnego zaangażowania.

Heinrich uśmiechnął się z zadowoleniem i skinął głową.
- Taki zaczątek mi wystarczy. Hmm... A gdybym chciał komuś włamać się do pokoju by zmolestować to do ciebie walić? - zapytał żartobliwie Łasicy.

- Oczywiście! Zwłaszcza jak to byłby ktoś przystojny albo jakaś ślicznotka. Jak jeszcze by lubił taki ktoś zabawy z nocnymi włamywaczkami to już w ogóle z uśmiechem na ustach i pocałowaniem w rękę! A co? Masz kogoś takiego? - Łasica znów się roześmiała widząc, że Heinrich wrócił do jednego z jej ulubionych tematów i okazała pełen entuzjazm dla takiej inicjatywy. Burgund zresztą też pokiwała głową dając wyraz swojego poparcia i zainteresowania.

- Na razie nie mam innego... tylko siebie. Ale to opcja jedynie dla chętnych na bardzo ostre traktowanie. - zaśmiał się... niepewne czy mówił poważnie - No i dzieciaka, Joachima się znaczy, bo biedak coś spięty.

- Chętnych na bardzo ostre traktowanie? - Łasica spojrzała porozumiewawczo na swoją rudowłosą partnerkę jak kot co usłyszał buszującą po podłodze mysz. Na obu twarzach wykwitły wesołe uśmieszki.

- No to może i by się dało coś zrobić. Jakby jakaś dziura w oknie albo rysy przy zamku to nie był powód do jakiejś wielkiej afery. - powiedziała liderka slaaneshytek jakby podchodziła do negocjacji poważnej transakcji handlowej. Tylko takiej jaka sprawia jej dużo przyjemności, a i przedmiot obrotu też jest przez nią lubiany.

- A Joachim taki spięty? Za dużo pracuje i za mało chodzi po tawernach. Sam widzisz jakie fajne dziewczyny można tam spotkać. A są jeszcze i inne rozrywki. - Burgund dołączyła do koleżanki w tej rozmowie wymownie zataczając dłonią na resztę tej hałaśliwej pstrokacizny jaka siedziała, stała, chodziła, kłóciła się, rozmawiała czy rżnęła w karty w tej portowej tawernie. Także ich trójka wydawała się tylko kolejną grupką w tej hałaśliwej i barwnej mieszance.

- Na wieczór jestem poza domem, ale w nocy zostaję w domu. - spojrzał uważnie po kobietach - Tylko czy naprawdę jesteście pewne wyboru? Nie przyjmuję reklamacji.

- Naprawdę? Dla mnie brzmi jak zaproszenie. A właściwie to masz jakieś doświadczenie w tej materii drogi panie? - Łasica spojrzała znów na rudowłosą koleżankę, ale sama wzięła gliniany kufel i upiła z niego łyk wracając spojrzeniem do swojego rozmówcy siedzącego po drugiej stronie stołu. Tym razem uderzyła w bardziej kokietujący ton niż przed chwilą.

- No właśnie. Na co by takie dwie nocne włamywaczki mogły liczyć? - zapytała Burgund też ciekawa tego umawiania się na niezapowiedzianą nocną wizytę.

- Doświadczenie inkwizycyjnej przeszłości może być nagięte na ukaranie bezczelnych kobiet, które wejdą w coś, z czego tak łatwo się nie wyplączą. - złożył pocałunek na policzku Łasicy, po czym uniósł się z siedzenia - Zostawię was na razie splątane wyobraźnią. Na razie.

- No to my cię też zostawim+y. Na razie. - odparła wesoło i całkiem obiecująco Łasica nie mając nic przeciwko takiemu cmoknięciu w policzek. Burgund też mu posłała całusa po czym tak je zostawił obie przy stole.

- To do jutra. Pewnie będziemy na tym rodzinnym spotkaniu. - rzuciła mu Łasica na pożegnanie.


Wieczór, kamienica Joachima



Były Inkwizytor miał dobry nastrój, gdy zbliżał się do miejsca, w którym mieszkał mag-kultysta. Zapowiadało się dość ironiczne spotkanie między nieposłusznym Sigmarowi magiem a człowiekiem, który większość swojego dorosłego życia spędził na łowieniu takich i zabijaniu ich... niekoniecznie bez ofiar osób trzecich.
Z delikatnym samozadowoleniem, ruszył do drzwi młodego maga, ubrany w skórzaną kurtę podróżną pod podróżnym płaszczem. Zapukał do tych "wrót" twardą drewnianą laską i w oczekiwaniu przybrał poważny wzrok profesjonalisty.

Drzwi otworzył ponuro wyglądający zbrojny z opaską na oku, którego Heinrich mógł rozpoznać jako ochroniarza Joachima, Gunthera, od niedawna też członka zboru. Zmierzył on inkwizytora badawczym spojrzeniem.
- Szukacie mistrza Joachima?

Heinrich spojrzał na Gunthera i skinął głową.
- W rzeczy samej. Mamy do przedyskutowania sprawy.

***

Po chwili Heinrich został zaproszony do salonu, gdzie czarodziej, kończący właśnie popijanie jakiś ziół, wstał z fotela.
- Heinrichu, co cię do mnie sprowadza? - zmrużył nieco oczy.

Były Łowca Czarownic obserwował reakcję Joachima.
- Czyżby był jakiś problem? - zapytał wprost, jakby przechodził do przesłuchania - Przeszkodziłem w czymś? Wyglądasz na spiętego.

- Intensywny dzień miałem… - czarodziej wbił spojrzenie w Inkwizytora. Jako członkowie Zboru powinni wykazywać do siebie minimum zaufania, ale w końcu Heinrich był wcześniej łowcą czarownic.
- To chyba nie jest przesłuchanie? Jesteśmy po tej samej stronie, prawda?

- Jeszcze kilka miesięcy temu to była opcja byśmy byli wrogami. - Heinrich odparł naturalne, bez cienia winy - Ciężko uwolnić się od przeszłości, prawda? - dodał retorycznie i kontynuował - A do tego twoje mieszkanie byłoby słabym miejscem na takową rozmowę z przymusu, i to jeszcze jak masz ochronę. - przeniósł ciężar na trzymaną laskę - Nie obawiaj się starego bezzębnego psa z metalem w szczęce. - chrapliwie zaśmiał się - Przychodzę by pomoc zaoferować. Z Akademią.

- Z Akademią? - błysk pojawił się w oku Joachima.
- Byłem tam dzisiaj z rektorem i łowcą nagród Hetzwigiem. Artefakt Vesty znajduje się podziemiach zapięczętowany w skrzyni, która chyba tłumi jego moc, ale ja ją i tak wyczułem…. problem polega na tym, że żeby tam się dostać opowiedziałem o zagrożeniu i że ktoś może chcieć wykraść coś cennego z Akademii. Dlatego planują wzmocnić zabezpieczenia…

Heinrich lekko uśmiechnął się.
- Jakiś czas temu rozmawiałem z Czerwonym Johanem. - odezwał się po wysłuchaniu całej opowieści maga o tym, co wydarzyło się w Akademii - Jest możliwość bym zagadał go ponownie, aby właśnie dostać przydział jako ochrona w Akademii, cenne ładunki... Możliwie nawet Rune miałby z tym łatwiej by się wkręcić lub kogoś innego. - wyjaśnił.

- Dobry pomysł… wtedy uderzymy w nocy, weźmiemy artefakt i uciekniemy z nim… tylko wtedy osoby zaangażowane w ochronę będą podejrzane… dobrze byłoby np. jakieś rany udać… - zauważył Joachim.

- A twoje umiejętności w magicznych iluzjach? - dopytał były inkwizytor.

-To nie jest moja specjalność, jestem Astromantą - westchnął czarodziej - mogę w pewnym zakresie przewidzieć przyszłość, zmienić los, wędrować jako postać astralna…

- Zawsze możemy po prostu jednego z ochrony ubić by samemu nie musieć dużo oberwać. - zaproponował.

- Jutro jest spotkanie Zboru, możemy dopracować szczegóły…. pytanie czy lepiej zaangażować w to dziewczyny Łasicy czy grupę Silnego?
- Sądzę, że Silny to lepszy wybór. - zastanowił się - Choć... Daj mi czas, przemyślę i podam na Zborze. Dziewczyny są w świątyni zaangażowane, a i tak wielu nie chce do Akademii wciskać. - spojrzał w oczy maga - A jak w sumie było z Hetzwigiem?

- Całkiem w porządku, był ciekaw moich zdolności wróżbiarskich i pytał się gdzie mieszkam. - Raczej nie wyglądało by mnie o coś podejrzewał, albo przynajmniej dobrze to maskował... - Joachim wzruszył ramionami.

- Hmm... - Heinrich przymknął oczy - Możliwe, że pomysł się stworzył, ale dopiero jutro zobaczę czy wszystkie kawałki się złożą. - otworzył oczy - Pamiętasz, kiedy Merga odpływa?

- Chyba po Festag, miała zabrać ze sobą do Norski zrabowane mienie ze świątyni…a czemu ma to znaczenie dla tej sprawy?

- Qui pro quo, Joachimie. - von Achterberg zmrużył oczy i powtórzył powoli niepokojącym okrutnym tonem - Qui pro quo.

***

Opuszczając dom Joachima były inkwizytor zastanawiał się nad kolejnym dniem. Na pewno będzie musiał spotkać się z Rune, najlepiej jeszcze przed zborem. Resztę spraw będzie mógł załatwić podczas zgromadzenia.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem