Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-03-2023, 12:13   #140
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację


Czerwonawy lisek, który śpieszył gdzieś w sobie tylko wiadomych sprawach, gwałtownie uskoczył. Kopyto bułanego konia niemal uderzyło go w głowę.
- Uffff! – mruknął wkurzony w lisiej mowie. – Co jest z tymi wielkimi czworołapymi trawojadami? Przecież nie ma ani burzy, ani drapieżcy, a przecież z ludźmi one mieszkają i nawet wożą je na swoim grzbiecie… Czworołapcu powinieneś chociaż uważać! – krzyknął za nim po lisiemu, po czym zręcznie schował się pomiędzy kilkoma wiązami.

Szczęśliwie koń nie znał lisiego i nie obraził się, zaś popędzony ręką Thovisa cwałował niczym wiatr, za nim zaś ruszyło paru Léofringów. Tak samo, jak za innymi gnającymi końmi plemienników z północy, zaś Rohirrim spokojnie rozwiązał cztery źrebne klacze Cenrica oraz pojechał wraz z nimi poprzez trawiaste równiny Rohanu.

Léofringowie zamiast hodować szlachetne zwierzęta, woleli nieraz porywać je. Łotrowskie towarzystwo. Thivis był więc rad, że mógł uwolnić rohirrimskie konie i przywieść je do prawego właściciela. Również Cenric ucieszył się szalenie. Niektórzy mówili pozytywne rzeczy o marszałku, inni wprost przeciwnie, niemniej, jak każdy prawdziwy Eorling, marszałek traktował konie niczym istoty bliskie. Ucieszył się, a wraz z nim uradowali się jego dworzanie, słudzy i otaczające wodza rycerstwo Marchii. Od tego czasu Thovis z Brzozowego Szczytu stał się miłym gościem marszałka, mającym zawsze na Aldburskim dworcu wygodne łoże, ciepłą strawę oraz życzliwych przyjaciół.

A było to tym ważniejsze, że ambicja Thovisa sięgała daleko, zaś marzenia o odbudowie dawne potęgi rodu jeszcze dalej. Nie było to łatwe. Twierdza, na której lordowie Brzozowego Szczytu władali pograniczem nie spuszczając czujnego wejrzenia z Pól Celebrantu, zarosła krzakami. Uczty wyprawiane dla dzielnych wojowników, gdzie miód lał się strumieniami, piwo zaś rzeką, również przetrwały tylko wewnątrz pieśni. Pieśni, których również już nie śpiewano. Ale w sercu potomków włodarzy Brzozowego Szczytu nuta ambicji przetrwała, gotowa by się obudzić, jeśli tylko napotka właściwego człowieka. Thovis uważał się właśnie za kogoś takiego. Był Rohirrimem, dumnym ze swojego dziedzictwa Eorla, aczkolwiek na takiego raczej nie wyglądał. Spoglądając na niego z tyłu każdy najpierw spostrzegłby ciemną czuprynę, przyciętą na wysokości karku. Prawdziwi Rohirrimowie mieli włosy nie tylko długie, po ramiona lub nawet dłuższe, często splecione warkoczykami, ale przede wszystkim blond koloru lub rude. Ciemne włosy zdarzały się u krwi mieszanej, gdzie do krwi Eorla przydany został kusztyczek krwi dunlandzkiej. Czyżby więc Thovis był po trosze Dunlandczykiem? Mógłby tak oceniać ktoś patrzący od tyłu. Bowiem od przodu jasna karnacja oblicza oraz szaroniebieska źrenica oka zaprzeczały temu. Oblicze miał niezwykle regularne, nos prosty, usta pełne, ale niewielkie. Postawą chyba ustępował większości krajanów, ale jego ciało charakteryzowała harmonia oraz jakaś naturalna elegancja ruchu. Kim więc był, cudzoziemcem? Ach nie, wszak tylko Rohirrim mógł tak lekko siedzieć na koniu, tylko Rohirrim potrafiłby tak rozmawiać z końmi jakimś tajemnym językiem, tylko Rohirrim mógł tak się cieszyć cwałując ukwieconymi łąkami Ridermarchii. Pochodzenie młodzieńca skrywała więc jakaś tajemnica.

 
Kelly jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem